W domu było nas sześcioro, pracował tylko ojciec, więc często nie mogłam nawet najeść się do syta. Wakacje? Przyjemności? Nowe, ładne ubrania? O takich luksusach mogłam sobie tylko pomarzyć. Gdy więc dorosłam i założyłam własną rodzinę, myślałam tylko o jednym: żeby już nigdy nie zaznać biedy.
Harowałam od świtu do nocy
Razem z mężem prowadziłam osiedlowy sklep spożywczy. Wstawałam o czwartej, jechałam po towar, potem stałam za ladą. Gdy w końcu kładłam się do łóżka, często byłam tak wykończona, że nie mogłam zasnąć. Nieraz obiecywałam sobie wtedy, że przestanę pędzić, trochę zwolnię, zacznę żyć czymś innym, a nie tylko pracą, ale tego nie robiłam. Następnego dnia znowu wstawałam przed świtem i harowałam do nocy. I tak dzień po dniu, rok po roku…
Taki tryb życia odbił się na mojej rodzinie. A dokładniej mówiąc na jedynej córce, Patrycji. Wstyd się przyznać, ale nie poświęcałam jej tyle uwagi, ile powinnam. Prawdę mówiąc, rzadko miewałam dla niej czas. Gdy chciała ze mną porozmawiać, pokazać rysunek, opowiedzieć, co było w szkole, często opędzałam się od niej jak od natrętnej muchy. Mówiłam, że jestem bardzo zmęczona, że pogadamy później, jak odsapnę. Odchodziła smutna i zawiedziona, bo to „później” zwykle nie nadchodziło.
Z czasem w ogóle przestała więc do mnie przychodzić
Schodziła mi z drogi, żyła obok. Zamieniała ze mną kilka grzecznościowych słów, wypełniała polecenia i na tym koniec. Czy widziałam w tym coś złego? Chyba tak. Przez skórę czułam, że nie jestem dobrą matką, ale odsuwałam te myśli na dalszy plan. Tłumaczyłam sobie, że samą miłością jej nie nakarmię, że takie są realia życia w dzisiejszym świecie i nic nie mogę na to poradzić.
Wydawało mi się, że skoro dziecko ma co jeść, w co się ubrać, to wszystko jest w najlepszym porządku. Przebudziłam się dopiero wtedy, gdy oświadczyła mi, że zamierza wyjść za mąż. To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że nawet nie zauważyłam, kiedy dorosła, że niewiele o niej wiem, że przegapiłam w życiu coś bardzo ważnego. Najbardziej bolało mnie to, że nie mogę cofnąć czasu i tego naprawić.
Kilka lat później dostałam jednak drugą szansę
Zostałam babcią prześlicznej, maleńkiej Zuzi. Gdy po raz pierwszy wzięłam ją na ręce, przyrzekłam sobie, że zrobię wszystko, by być dla malutkiej prawdziwą babcią. Taką, która przytuli, pocieszy i zawsze będzie blisko, gotowa pomóc. Ale na dobrych chęciach się skończyło.
Znowu nie miałam czasu. Bo w okolicy powstał kolejny supermarket, bo trzeba było walczyć o klientów, bo zyski w sklepie spadały a koszty rosły. Zawsze znalazło się jakieś „bo”. Przez kolejne dziesięć lat odwiedzałam więc wnuczkę raz, góra dwa razy w miesiącu, zasypywałam prezentami i wracałam do własnych spraw. I kto wie, czy nie byłoby tak do dziś, gdyby nie tamto wydarzenie.
To było późną jesienią, dwa lata temu. W środku dnia pojechałam po kilka rzeczy do mieszkania córki i zięcia. Na wszelki wypadek wzięłam z domu zapasowe klucze, bo oboje byli w pracy, a wnuczka mogła jeszcze nie wrócić ze szkoły. Gdy wysiadłam z samochodu, dostrzegłam z oddali Zuzię. Wracała ze szkoły. Sama. Wlokła się noga za nogą, ze spuszczoną głową. Serce mi się ścisnęło na ten widok.
Przed oczami stanęła mi moja Patrycja. Czy też była taka smutna, gdy wracała z kluczem na szyi do pustego domu? Na pewno tak! A teraz… Teraz historia się powtarza! A przecież obiecywałam sobie, że będzie inaczej! Nie zastanawiając się ani chwili, podbiegłam do wnuczki.
– O, babcia! Co tu robisz o tej porze? – ucieszyła się na mój widok.
– Przyjechałam do was po kilka rzeczy – odparłam.
– Eee, to pewnie zaraz pojedziesz… Bo jak zwykle spieszysz się do pracy – posmutniała.
– Dziś jeszcze tak. Ale już wkrótce to się zmieni. Będę spędzać z tobą całe popołudnia. Przechodzę na wcześniejszą emeryturę.
– Nie wierzę, tylko tak obiecujesz. Mama mówi, że praca jest dla ciebie najważniejsza.
– Była najważniejsza. Teraz liczysz się tylko ty. Przysięgam na wszystko, co mi drogie – podniosłam w górę dwa palce.
Czułam, że tym razem nie nawalę. Po powrocie do sklepu od razu oznajmiłam swoją decyzję mężowi. Byłam tak pewna tego, co chcę zrobić, że nie zamierzałam sobie zawracać głowy jakimiś dłuższymi przemyśleniami, rozważać za i przeciw.
– Mówisz poważnie? A co ze sklepem? Sam sobie nie poradzę – patrzył na mnie zaskoczony.
– Zatrudnisz ekspedientkę. Wiem, że koszty wzrosną, ale wolę żyć skromniej, niż nadal nie mieć czasu dla wnuczki. Przez ten wieczny pęd przegapiłam dorastanie naszej Patrycji. Teraz omal nie popełniłam takiego błędu drugi raz. Na szczęście się opamiętałam. Trochę późno, ale to lepiej, niż wcale! – Krzyknęłam.
– W takim razie idę zamieścić w internecie ogłoszenie. Mam nadzieję, że ktoś się szybko zgłosi do pracy – odparł spokojnie.
3 tygodnie później za ladą stała już ekspedientka
A ja zostałam pełnoetatową babcią. Od tamtej pory moja wnuczka już nie wie, co to znaczy wracać samotnie do pustego domu. Odbieram ją po szkole, podaję obiad, zawożę na dodatkowe zajęcia, jeśli trzeba, pomagam w lekcjach. A międzyczasie spełniam jej marzenia i zachcianki. Córka często narzeka, że jestem nadopiekuńcza, że za bardzo rozpieszczam Zuzię. Pewnie ma trochę racji. To taka moja rekompensata za to, co straciłam w jej dzieciństwie.
Nigdy nie miałam czasu na zwyczajne, radosne życie. Wnuczka mnie tego nauczyła. Potrafi mnie namówić na każde szaleństwo. Niedawno razem uczyłyśmy się żonglerki, a teraz wpadła na pomysł, by założyć rodzinny teatr. I jak ją znam, postawi na swoim.
Czytaj także:
Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów
Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Zawsze słyszałam, że się nie nadaję
Mój mąż jest dobry i wierny. Ale... zapomniał zupełnie, że jestem kobietą