Zawsze goniłam wnuka zbyt długo przesiadującego przy komputerze. Nie mogłam pojąć, co aż tak fascynującego jest w tej maszynie do pisania z ekranem, że kiedy przy niej siadał, cały świat wokół przestawał dla niego istnieć.
– Wyszedłbyś trochę na dwór – utyskiwałam. – Oczy sobie zepsujesz, garbu dostaniesz od tego komputera.
– A co niby miałbym robić na dworze? I z kim? Przecież wszyscy w sieci siedzą.
– Rybacy się znaleźli…
– Oj, babciu. Trzeba iść z postępem. Jak będą chcieli ze mną pogadać, to tu się wyświetli taki znaczek…
Wskazał miejsce na dole ekranu, a ja pokręciłam głową nad tym dziwactwem.
Co to za wynalazki!
– A nie lepiej normalnie? Spotkać się twarzą w twarz i porozmawiać.
– Ale ty z ciotką to tylko przez telefon gadasz – odciął się mądrala. – Bo mieszka w Warszawie. Trudno, żebym do niej jechała za każdym razem, kiedy chcemy porozmawiać. Pewnie, że wolałabym ją widzieć, ale jak się nie da…
– I tu się, babciu, mylisz – mruknął, zakładając słuchawki na uszy.
Zirytował mnie ten gest „kończący”, więc podeszłam i zsunęłam mu słuchawki z głowy. Zadudniło jakimś rockowym utworem, łup, łup, łup.
– Co znowu? – obruszył się. – Słucham muzy, też źle?
– To w komputerze jest też muzyka? – udałam zdziwienie. – Za moich czasów słuchało się radia albo magnetofonu.
Mój wnuk westchnął ciężko.
– W komputerze jest wszystko. Chcesz zobaczyć Paryż? Proszę bardzo!
Postukał w klawiaturę i moim oczom ukazały się wieża Eiffla, bulwar nad Sekwaną, ogrody Wersalu. – Coś podobnego! Moje zdumienie, tym razem szczere, rozbawiło wnuka.
– Nie taki komputer straszny, jak go malują, babciu – uśmiechnął się wyrozumiale. – A może sama spróbujesz, co? To naprawdę pożyteczne narzędzie. Mogłabyś z ciocią porozmawiać przez Skype’a, czyli z wizją. Mogłabyś sobie pasjansa ułożyć, znaleźć hasło do krzyżówki… – kusił.
– No, nie wiem, Krzysiu… Kompletnie się na tym nie znam, jeszcze coś zepsuję.
– Nie przejmuj się, nauczę cię podstaw – zadeklarował wnuczek podejrzanie ochoczo.
Pewnie miał nadzieję, że jak mnie choć trochę zarazi komputerową manią, to dam mu spokój.
– Uruchomię dla ciebie mój stary laptop, na początek wystarczy.
Następnego dnia przytargał do mojego pokoju swój poprzedni laptop.
Pełna obaw przystąpiłam do nauki
Nie bardzo pojmowałam, jak to działa, ale podobało mi się. Na początek Krzyś uruchomił mi aplikację z grami i szybko stałam się wielbicielką pasjansów i tetrisów. A kiedy już oswoiłam się nieco ze sprzętem, wnuk zarządził dalszy etap nauki.
– Zobacz, babciu – tłumaczył cierpliwie. – Tutaj wpisujesz hasło, klikasz i wyskakują ci strony, na których to hasło jest objaśnione. Spróbuj!
– Ale nie rozumiem, co mam wpisać? – zapytałam niepewnie.
– Co chcesz! – roześmiał się. – Na przykład zupa pomidorowa.
Sądziłam, że żartuje, ale wpisałam… Nie minęła sekunda, jak na ekranie pojawiła się nieprzebrana liczba przepisów.
– Widzisz, jakie to proste – Krzyś protekcjonalnie pokiwał głową.
I stało się. Mnie też wessał wirtualny świat. Przepisy, ploteczki, porady, wiadomości, nawet program telewizyjny. Znalazłam rozmaite fora, na których mogłam podyskutować niemal o wszystkim. Nieoczekiwanie czas, którego do tej pory miałam w nadmiarze, jakoś się skurczył. Wszystkie wolne chwile zabierał mi komputer. Ale też za jego sprawą wyrosłam wśród koleżanek na niekwestionowany autorytet. Wiedziałam, jak usunąć uporczywą plamę, upiec niebanalne ciasto, co w modzie piszczy, ba, znałam nawet treść następnego odcinka popularnej telenoweli.
Dziewczyny patrzyły na mnie z podziwem
To tylko bardziej mnie dopingowało. Zaglądałam na strony o żywieniu, zdrowiu, kosmetyce, a potem dzieliłam się wyczytanymi wiadomościami, poradami, rozwiązaniami. W ciągu raptem roku stałam się dla wielu znajomych niemal wyrocznią. Sprawiało mi to ogromną przyjemność i satysfakcję. Czułam się ważna i nowoczesna. Moje staroświeckie koleżanki chętnie się mnie radziły, ale kiedy zachęcałam je do samodzielnego korzystania z komputera, zdecydowanie odmawiały.
– Anielka, to nie dla mnie – wykręcała się kolejna. – Nie dam rady się nauczyć. Lepiej powiedz, co mam zrobić na obiad, tylko taki, wiesz, niecodzienny. Dzieci do mnie w niedzielę przychodzą i chciałabym je czymś zaskoczyć…
Doradzałam, wyjaśniałam, sprawdzałam. Czułam się już na tyle pewnie, że nie potrzebowałam pomocy Krzysia przy codziennym korzystaniu z komputera. Dlatego nie zmartwiłam się wcale, kiedy córka i zięć oznajmili, że na długi weekend wyjeżdżają z Krzysiem do Grecji.
– I bardzo dobrze – mruknęłam. – będę miała więcej czasu dla siebie i komputera.
Odkryłam właśnie fascynujące forum przeznaczone dla osób w moim wieku, ale nadal młodych duchem, na którym zawarłam interesujące znajomości. Cieszyłam się już na te rozmowy. Bo przecież trudno flirtować w sieci ze świadomością, że w każdej chwili do pokoju może wejść wścibska córka lub skłonny do kpin wnuk.
Rany boskie, co ja teraz będę robić?
Pożegnałam ich na progu domu, uściskałam i odebrałam zapewnienie od Krzysia, że jak tylko dolecą, zawiadomi mnie mailowo, a w trakcie pobytu będzie przysyłał zdjęcia i filmiki.
– Żebyś była na bieżąco, babciu! – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Jak tylko zniknęli za rogiem, wróciłam do mieszkania. Posprzątałam po ich przygotowaniach do podróży, potem poszłam po zakupy i zrobiłam sobie lekki obiad. Spieszyłam się. Chciałam wykonać wszystkie konieczne czynności, zanim usiądę do laptopa, aby potem nic mnie nie rozpraszało. Trochę się tego nazbierało, więc było już późne popołudnie, kiedy wreszcie siadłam przy komputerze. Włączyłam go, ale ku mojej rozpaczy zamiast tapety z moją roześmianą rodzinką zobaczyłam ciemność. Na kompletnie czarnym ekranie pojawiło się jedynie małe, niebieskie, kręcące się kółeczko. Jeszcze miałam nadzieję, że zaraz wszystko wróci do normy, ale czas mijał, a na ekranie nic się nie działo. Wyłączyłam laptopa i włączyłam ponownie. Nadal nic. Zdenerwowałam się nie na żarty.
Próbowałam zadzwonić do Krzysia. Daremnie. Pewnie był jeszcze w samolocie i miał wyłączony telefon. Wieczór ciągnął się i ciągnął. Nagle nie miałam co robić. Próbowałam poczytać, pooglądać telewizję, ale nie mogłam się skupić. Moje myśli wciąż krążyły wokół komputera. Co chwilę szłam go włączyć, i zawsze z tym samym rezultatem. Byłam rozdrażniona i zdezorientowana. Uświadomiłam sobie z niejakim zdziwieniem, że bez komputera nie potrafię już normalnie funkcjonować!
Następnego dnia udało mi się skontaktować z wnukiem. Kiedy tylko upewniłam się, że wszystko u nich gra, wyłuszczyłam swój problem.
– Nie wiem, babciu – usłyszałam jego beztroską odpowiedź; niemal widziałam, jak wzruszył ramionami. – To może być coś z systemem. Spróbuj wyłączyć i znowu włączyć kompa…
– Już próbowałam wiele razy i nic – poskarżyłam się. – Nadal nie działa.
– To nie wiem, a na odległość nie jestem w stanie ci nic innego poradzić. Musisz poczekać, aż wrócimy. Trzymaj się!
Czekanie okazało się bardzo trudne. Brakowało mi cierpliwości. Przypomniałam sobie, że kiedyś Krzyś w podobnym przypadku wyjął z laptopa baterię. Zrobiłam tak samo. Wyciągnęłam i włożyłam ją z powrotem, ale nie zadziałało. Ekran pozostał czarny z tym irytującym kręcącym się kółeczkiem. Na domiar złego nie miałam kogo zapytać o radę. Wśród moich znajomych to ja byłam geniuszem komputerowym…
Na każdym kroku okazywało się, jak bardzo uzależniłam się od serfowania w sieci. Nie wiedziałam, ani co w telewizji, ani co u wirtualnych znajomych. Nawet rozwiązywanie krzyżówek, bez podpowiedzi z internetu, okazało się trudne.
Miałam coraz gorszy humor
Czułam się coraz bardziej nerwowa i zagubiona. Tysiące drobnych spraw, które do tej pory rozwiązywałam za pomocą komputera, zatruwały mi kolejne dni. Nawet ulubionego ciasta „na pociechę” nie mogłam sobie upiec, bo przepis oczywiście był w internecie. Tydzień dłużył mi się okropnie. Raczej z nudów niż konieczności wysprzątałam mieszkanie na błysk, porobiłam porządki w szafach i wydziergałam na drutach obiecaną córce już dawno temu bluzeczkę. Wszystko po to, żeby jakoś zabić nudę i nadmiar czasu. Jednak nic nie sprawiło mi prawdziwej radości. To tylko były działania zastępcze.
W końcu rodzinka wróciła – zadowolona, opalona, zrelaksowana. Pochwaliła przygotowane przeze mnie gołąbki, których przepis na szczęście miałam w głowie. Podczas obiadu kręciłam się niespokojnie i co rusz znacząco spoglądałam na Krzysia. Zrozumiał, bo zaraz po posiłku poszedł do mojego pokoju. Chwilę posiedział przy moim laptopie, coś tam pomajstrował i nagle jak fanfara w moich uszach zabrzmiał dźwięk oznajmiający, że komputer podjął pracę, a moim moczom ukazała się znajoma tapeta.
– Jesteś wielki! – ucałowałam wnuka w czubek głowy. – Nawet nie wiesz, jak bardzo brakowało mi komputera…
– To akurat mogę sobie wyobrazić doskonale. Oj, oj, oczy zepsujesz, garbu dostaniesz… – zacytował mnie i zarechotał. – Babciu, uzależniłaś się. Chyba trzeba ci będzie założyć czasowy szlaban.
– Szlaban to już miałam – oznajmiłam. – A teraz proszę, dopuść mnie do laptopa. Mam masę rzeczy do zrobienia.
Udawałam spokojną, lecz nie zmienia to faktu, że chyba rzeczywiście komputer wciągnął mnie jak wir. Może sprawdzę w sieci, co na to zaradzić...
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”