„Głupia ja, dałam się wrobić i teraz nie mogę odzyskać długu. To niby tylko 200 zł, ale jednak”

Kobieta i portfel fot. Astroid; Adobe Stock
„Zagotowałam się i nawet nie zdejmując butów, wchodzę… A tam mój Bartek i ta świnia piją sobie w najlepsze kawkę i zajadają ciasteczka, które wczoraj kupiłam z myślą o dzisiejszym wieczorze we dwoje”.
/ 04.05.2021 12:44
Kobieta i portfel fot. Astroid; Adobe Stock

Dwie stówki to nie jest może jakiś straszny majątek, ale jednak. Skoro facet je ode mnie pożyczył, to wypadałoby pożyczkę zwrócić, nie?

Lubię cmentarze, nie na tyle jednak, by je odwiedzać we Wszystkich Świętych. Kiedy jednak Bartek wyraził wolę pojechania na grób swojej babci, natychmiast dostał zielone światło.

– Na pewno nie będzie ci przykro, jak zostaniesz sama? – upewnił się. – Mama ciebie też serdecznie zaprasza, wiesz o tym, nie?

– No jasne – uśmiechnęłam się. – W końcu to kulturalna osoba.

Spojrzał, doszukując się ironii, ale zachowałam pokerową twarz. Potrafię dbać o pozory równie sprawnie jak przyszła teściowa.

– Nie będziesz się nudziła sama? – upewniał się jeszcze partner.

Nudziła? Zamierzałam spać tak długo, jak wytrzymam, potem leżeć w wannie, następnie odpalić odcinki zaniedbanego serialu. W lodówce czekały już pizza i białe wino.

O ósmej rano obudził mnie dzwonek telefonu

Gdybym wiedziała, że to nie Bartek, nie tknęłabym komórki, ale byłam tak nieprzytomna, że nawet nie spojrzałam na wyświetlacz.

– Agata? – usłyszałam.

– Tu Mateusz, kumpel Bartka. Przepraszam, że niepokoję, ale nie mogę się do niego dodzwonić.

– Nigdy nie odbiera, gdy prowadzi samochód – wyjaśniłam. – Za jakieś… – rzuciłam okiem na zegarek – dwie godziny będzie na miejscu.

– Nie mogę tak długo czekać – jęknął. I zaczął nawijać, że, głupia sprawa, ale on potrzebuje dwie stówki na już. Obiecał siostrze, że będzie na grobie ojca, a nie ma na dojazd. A tu pasowałoby jeszcze jakiś wieniec, znicze… No i na powrót.

– Sąsiadka wyciągnęła ode mnie resztę kasy w nocy – wyjaśnił. – Jej stary miał zawał.

– No, nie wiem – wahałam się. – Też jestem przed wypłatą.

– Oddam zaraz dziesiątego – obiecał. – Zawsze oddaję, spytaj Bartka.

Niby jak mam spytać, telepatycznie?! Aż takiej bliskości jeszcze nie doświadczyliśmy.

– Dziękuję, Agata, superbabka z ciebie – najwyraźniej odczytał moje milczenie jako zgodę. – Będę u ciebie za dwadzieścia minut. Bartek w ogóle umył ręce. A to przecież jego kumpel! To się nazywa zdusić czyjeś plany już w zarodku! No nic, pocieszałam się, może i muszę przez chłopa wcześnie wstać, ale przynajmniej zrobię dobry uczynek – wspomogę potrzebującego.

Bartkowi przyznałam się dopiero po dziesiątym, gdy Mateusz nie tylko nie zjawił się z kasą w zębach, ale nawet nie raczył do mnie zadzwonić, żeby się jakoś wytłumaczyć.

– To sprawa między wami – oświadczył mój partner.

– Myślisz, że nie odda? – wyczułam tu pośpieszną asekurację.

– Nie wiem – wzruszył ramionami. – W dobie debetów i chwilówek pożyczanie komuś kasy to proszenie się o dyplom frajera.

Niby właśnie zostałam frajerką? O, niedoczekanie, gadzie!

Kiedy dzwoniłam, Mateusz nie odbierał telefonu, na esemesy nie odpisywał, w końcu zablokował mnie na fejsie. Dwie stówy to nie jest zabójcza kwota, mogłam odpuścić, ale wkurzało mnie, że dobre stosunki międzyludzkie znaczą dla gada tak niewiele. Tym bardziej że był na podobnym stanowisku w firmie jak Bartek, więc głodem nie przymierał.

Okej, Agata, powiedziałam sobie w końcu. Dwie stówy panią kosztowała nauka, chyba wystarczy, by zapamiętać do końca życia. Przebolałam kasę, pogodziłam się nawet z myślą, że Bartek nie pomógł mi w egzekwowaniu długu – ostatecznie, dowiedział się dopiero po fakcie. Chociaż, nie powiem, trochę mnie uwierała obojętność lubego. Wszak gdyby nie on, nie miałabym Mateuszka w gronie znajomych. Ale spoko.

Dziś wracam z roboty trochę wcześniej, licząc na obiad i miłe chwile. Otwieram drzwi i słyszę jakieś głosy w kuchni. Słowo honoru, raz gadałam z padalcem przez telefon, raz króciutko na żywca, ale od razu poznałam, że mam pod dachem wroga numer jeden. Zagotowałam się i nawet nie zdejmując butów, wchodzę… A tam mój Bartek i ta świnia piją sobie w najlepsze kawkę i zajadają ciasteczka, które wczoraj kupiłam z myślą o dzisiejszym wieczorze we dwoje.

– Ooo – uśmiechnęłam się promiennie jak grzechotnik. – Mateusz! Przyjechałeś zwrócić dług? Myślałam, że będzie się tłumaczył, ale nawet mu powieka nie drgnęła!

– Jeszcze nie, Aga – rzucił od niechcenia z głupkowatym uśmieszkiem w stronę Bartka, że niby „ale ta twoja laska ma napady, chłopie”. Myślałam, że nie mogę zagotować się bardziej – cóż, myliłam się.

– To co tutaj robisz? – zapytałam.

– Sprawy pracowe – raczył wyjaśnić Bartek, jakby to załatwiało sprawę.

– Aha – wróciłam do wężowego uśmiechu. – To proszę sobie załatwiać w firmie. Ewentualnie na mieście. Ja tego pana w domu nie przyjmuję, dla mnie to oszust. Żegnam.

– Weź, nie świruj, Aga – ostrzegł mnie Bartek. – To także mój dom.

– Także – podkreśliłam. – To słowo klucz, skarbie. Oznacza, że mogą u nas bywać osoby, na których obecność oboje się zgadzamy. W tym wypadku tak nie jest.

Niech sobie gadają, co mnie to obchodzi

Uśmieszek spełzł Mateuszkowi z gęby jak lamperia w zagrzybionej łazience. Trzęsącymi się rękami zebrał papiery, schował je do teczki i szurum, burum, już go nie było.

– Jesteś z siebie dumna? – zapytał Bartek zimnym tonem.

– A ty? – odbiłam piłeczkę. I zaczęło się. Że podważam jego autorytet, chłopaki w firmie od jutra będą urządzać sobie podśmiechujki, że jest pantoflarzem. I w ogóle, co to ma być, zamierzam mu mówić, z kim może się zadawać?

– A zadawaj się, z kim chcesz – prychnęłam mu w nos.– Byle nie w naszym mieszkaniu, nie zamierzam liczyć rodowych sreber po wyjściu tej kanalii!

– Nie przesadzaj!

– Co „nie przesadzaj”? Ktoś, kto wyłudza kasę i nie ma zamiaru jej oddać, kim według ciebie jest, jak nie złodziejem? Hę? Matką Teresą? A ty tańczysz wokół takiego gnoja, bo ci narobi siary wśród kolegów… Co za porażka!

– Wariatka – wycedził Bartek, po czym wstał i włożył kurtkę. – Jak ja teraz wyglądam, no jak?

– Jak facet, który olewa to, że kumple okradają mu dziewczynę – wyjaśniłam. – Jeszcze im w tyłek włazi, żeby nie pomyśleli, że w tym jest coś nagannego. Niech idzie, proszę bardzo. Może jak dorzuci Mateuszowi kolejne dwie stówki, to ten go jednak nie obgada w firmie.

Czytaj więcej:
„Była rozpowiada, że moja obecna partnerka jest puszczalska i nie ze mną jest w ciąży. Nie wytrzymałem, uderzyłem ją”
„Pod łóżkiem znalazłam damskie figi, nie moje. Mój mąż wmawia mi, że musiała je tam zostawić moja siostra”
„Mąż zdradzał mnie z nianią, a teraz w sądzie próbuje udowodnić, że on i ona poświęcali dziecku więcej czasu, niż ja”

Redakcja poleca

REKLAMA