Już wiem, jak to jest być między młotem a kowadłem. Obiecałem dziecku, że spełnię jego życzenie urodzinowe. Jedno, jedyne życzenie. Niby nic, bo czego może sobie zażyczyć pięciolatek? Lotu na Księżyc? Szczura. Chciał szczura. Nie psa, nie kotka, nie rybek. Szczura, jasna cholera. To jest ten młot, pod który sam podłożyłem głowę. A gdzie kowadło? Moja żona. Cudowna kobieta, wspaniała matka, moja miłość, która… czuła odrazę do wszelkich gryzoni, a do szczurów w szczególności. No i znalazłem się w kropce. Jak to zrobić, żeby nie wyjść przed dzieckiem na kogoś, kto robi z gęby cholewę, a przy okazji nie doprowadzić do rozwodu?
– Chyba zwariowałeś! – oburzyła się, gdy pierwszy raz wspomniałem o zwierzaczku dla Szymka.
Jeszcze nie było choćby klatki dla stwora, a ona już podkuliła nogi na sofie, jakby coś po podłodze biegało.
– Ale, Haniu, Szymek…
– Szymek może co najwyżej dostać pluszowego szczura, o ile takie produkują, ale jeśli zamierzasz mu kupić żywego, to po moim trupie. Albo szczur, albo ja! Trzeba było pomyśleć, zanim coś obiecałeś.
Minął tydzień, dwa, trzy, a Szymkowi gryzoń nic a nic się nie nudził
Masakra, emocjonalna masakra. Szymek naciskał i wykrzywiał usta w podkówkę. Hanka usta zaciskała i cedziła, że to mój problem i mam go sam rozwiązać. No to rozwiązałem. Hanka lubi psy i gdybyśmy mieli odpowiednio duże mieszkanie, Szymkowi już dawno towarzyszyłby psi przyjaciel. Taki ze schroniska. Moja żona zamknęłaby odgórnie wszystkie pseudohodowle, w których traktuje się suki jak inkubatory. Mają rodzić ciągle nowe mioty, aż nie padną, żeby właściciele zarabiali na szczeniakach, które nierzadko rodzą się chore. Taka sytuacja nie dotyczy tylko psów.
Szczury także mają rodowody i bywają hodowane w równie nieludzki sposób. Dzięki temu podszedłem wrażliwą na niedolę zwierząt żonę. Naopowiadałem, że jest taka hodowla, która będzie likwidowana, a wraz z nią wszystkie biedne szczurki, które nie znajdą domu, chociaż tymczasowego.
– Hania, weźmy takiego szczura na tydzień czy dwa. Szymek przez ten czas się znudzi, a fundacja znajdzie gryzoniowi dom na stałe i wtedy go od nas zabierze.
Nie ustąpiła od razu, ale w końcu ją ubłagałem. Zastrzegła, że w czasie pobytu „tego paskudztwa” u nas w domu, ja będę sprzątał w pokoju Szymka, bo ona tam za nic nie wejdzie. A jeśli znajdzie „tę ohydę” gdziekolwiek poza klatką, to wywali nas za drzwi, najpierw szczura, potem mnie. Przystałem na te twarde warunki. Przytargałem do domu klatkę, stosowne jedzenie i białego szczura z szarymi plamkami. Nie ukrywam, miałem nietęgą minę, widząc, jak szybko toto porusza się po klatce. I ten łysy, długi ogon…
Ale Szymek był zachwycony. Cieszył się tak bardzo i szczerze, że nie sposób było nie uśmiechać się razem z nim. Karmił Huberta – bo nazwał szczura imieniem swojego najlepszego kolegi – dawał mu wodę i brał na ręce. Hanka nie zbliżała się nawet do drzwi pokoju dziecięcego. Ja zaczynałem się do szczura przyzwyczajać. Fajne miał te małe uszka, a gdy wchodził na rękę, to łaskotał wąsikami, sprawdzając, co ma przed sobą. Uwielbiał też siedzieć Szymkowi na ramieniu, kiedy ten wypuszczał go z klatki.
Narzekał tylko, że zwierzak tłucze się w nocy, nie dając mu się wyspać. Umówiłem się więc z synkiem, że jeśli drzwi pozostaną zamknięte, to Szymek może wypuścić Huberta na noc z klatki, niech sobie zwiedza pokój. Wtedy powinien hałasować mniej. Faktycznie. Hubert biegał po podłodze, badając Szymkowe cztery kąty, a nad ranem albo wracał do siebie, żeby coś zjeść i pójść spać do drewnianego domku z niebieskim dachem, albo wskakiwał na łóżko i zasypiał przytulony do mojego dziecka, grzejąc się jego ciepłem. Zadomawiał się… Szymek twierdził, że Hubert reaguje już na swoje imię. Że uwielbia kukurydzę i marchewkę. I że jest super.
Cóż, o ile z początku sam nie byłem przekonany do zwierzaka, to teraz musiałam przyznać, że istotnie jest mądry, pocieszny i da się lubić. Minął tydzień, dwa, trzy, a Szymkowi szczur się nie nudził. Moja żona patrzyła na mnie spode łba i mruczała pod nosem, że „to bydlę” miało mieszkać z nami dwa tygodnie, tymczasem nie zanosi się, żeby zamierzało się kiedykolwiek wyprowadzić.
– No tak, ale Szymek kocha swojego Hubcia, dba o niego, uczy się odpowiedzialności.
– Zaraz ja cię nauczę… – burczała Hanka.
Zastanawiałem się więc, jak bezboleśnie pożegnać się ze zwierzakiem
No bo przecież nie z żoną. Najlepiej, żeby synek sam zrezygnował. Starałem się zniechęcić go do Huberta. Powtarzałem, że szczur hałasuje, łazi po nocy i trzeba zabezpieczać kable, że pogryzł mu buty, że trzeba po nim sprzątać, że mama nie chce wchodzić do ich pokoju… Mój syn przyjmował to wszystko do wiadomości, po czym stwierdzał, że Hubert rozumie coraz więcej, że coraz mniej niszczy, poza tym mu pozwoliłem. Szach i mat.
Co więcej, ja też wcale nie chciałem się pozbywać Huberta. Czułbym się podle, jak zdrajca. Aż wreszcie wydarzyło się coś, co musiało się wydarzyć. Szymek wstał w nocy do łazienki. Bywa. Zuch chłopak, że nie zesikał się w łóżko. Problem polegał na tym, że synuś nie zamknął za sobą drzwi pokoju i rano odkryłem z przerażeniem brak Huberta – nie było go ani w klatce, do której zwykle wracał po nocnej łazędze, ani w łóżku Szymka, gdzie czasem zwijał się w kłębek i zasypiał. Ani za biurkiem, ani za komodą. To oznaczało, że biegał po domu.
Moja żona zaraz zacznie ostrzyć tasak… Nim nas wyrzuci z domu na mróz i poniewierkę, zacząłem szukać uciekiniera. Zaglądałem w każdy kąt, ale nieźle się schował. Szybko wyprawiłem żonę z Szymkiem do przedszkola, a sam – szedłem na popołudniową zmianę – zająłem się szukaniem.
Spojrzała na mnie. W jej oczach nie było żądzy mordu, raczej łagodność…
Czego ja nie robiłem tego poranka… Zaglądałem do szaf i szafek, za doniczki i za telewizor. W każdą szufladę, na każdą półkę. Z rozpędu przejrzałem nawet pawlacz, piekarnik, lodówkę i balkon. Trzy razy wracałem do pokoju Szymka, licząc, że gryzoń wrócił. Nawet zacząłem tłuc pokrywką w garnek, chcąc hałasem wypłoszyć zbiega. Nic z tego. Z nerwów trzęsły mi się ręce i obawiałem się, że ze stresu osiwieję.
W końcu musiałem dać za wygraną i pójść do pracy. Oczami wyobraźni widziałem tysiąc strasznych rzeczy, które zrobi Hanka, jeśli Hubert wylezie gdzieś z kąta podczas mojej nieobecności, a ona już będzie w domu. Nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko – szczur, szczur, szczur. To było jak obsesja!
Pocieszał mnie fakt, że nie dostałem żadnego telefonu z poleceniem natychmiastowego powrotu w celu odłowienia biegającego luzem wąsatego potwora. Jechałem do domu z duszą na ramieniu. Otwierałem drzwi cichutko jak złodziej i… Usłyszałem śmiech dobiegający z dużego pokoju. Poszedłem sprawdzić sytuację, po drodze bacznie rozglądając się za szczurem na gigancie. Szczęka opadła mi do kolan, gdy go wreszcie znalazłem. Siedział mojej żonie na ramieniu i wąchał jej włosy. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jak zareagować. Szymek biegał wokół niej, śmiejąc się…
– Hania… Jak to? Co tu się…?
Spojrzała na mnie. W jej oczach nie było żądzy mordu. Raczej łagodność.
– Myślałam, że zawału dostanę, jak zobaczyłam szczura na środku kuchni. Nie wiem, który z was odpowiada za to, że uciekł, ale gdy tak na mnie patrzył, zrobił słupka i wyciągnął łapki, jakby prosił o smakołyk… uświadomiłam sobie, że to taki… kotek, tylko na krótszych łapkach i z innym ogonem. Skoro Szymek go tak lubi, ja też się mogę do niego przekonać…
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom!
Tak się staraliśmy trzymać Huberta z dala od niej, mało nie osiwiałem ze stresu, szukając go całe przedpołudnie, a ona przestała się go bać i brzydzić w trzy sekundy? Kobiety nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Plus jest taki, że nie szukamy już dla Huberta innego domu. Gdzie będzie mu lepiej niż u nas?
Został w pokoju Szymka na stałe, jednak na spacery może wychodzić już wszędzie. Czasem boję się, że go rozdepczę albo że coś zniszczy, ale on nie jest taki głupi, żeby dać się rozdeptać czy stracić punkty u swojej pani. Bo ku pewnej zazdrości Szymka nasz mądry Hubert największe posłuszeństwo, respekt i przywiązanie okazuje mojej żonie. Zresztą tak jak my.
Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić