Moja małżonka zdradziła mnie i zostawiła na lodzie. Czy to powód do dumy? Starałem się udawać przed kumplami, że nic się nie stało, żeby nie wyjść na niedołęgę. Ale to mi się nie opłaciło…
– Czarek, to już koniec. Odchodzę od ciebie – kiedy Moniczka wypowiedziała te słowa, poczułem się jakby świat mi się zawalił.
– Skarbie, co ty gadasz? Jasne, w ostatnim czasie nie było między nami idealnie, ale przecież… My się naprawdę kochamy! I mamy cudownego synka…
Nie chciałem być sam
– Nie mam zamiaru stawać na drodze w twoich relacjach z synem. Co do tego całego kochania… Nie chciałabym sprawić ci przykrości, ale tak po prawdzie… Znaczy się, swego czasu myślałam, że cię kochałam, jednak po spotkaniu z Andrzejem zrozumiałam dokładnie, iż to, co żywiłam do ciebie, to nie było autentyczne uczucie miłości.
– No to czym to niby było?! No mów! Powiedz mi teraz!
– Czarek, daj spokój. Nie komplikuj. Postanowiłam już. Wyprowadź się, proszę – moja małżonka mówiła opanowanym i zdystansowanym tonem.
– Że niby mam się wynieść? Ale to przecież moje mieszkanie, odziedziczyłem je po mojej babce…
– Za jakieś sześć miesięcy ci je zwrócimy.
– A jak sytuacja będzie wyglądać za sześć miesięcy?
– Po upływie pół roku Andrzej zakończy prace przy budowie domu. Nie widzę sensu, aby Franio przeprowadzał się na tak krótki okres czasu. Jest jeszcze maluszkiem, ledwo skończył trzy latka. Zbyt częsta zmiana otoczenia mogłaby negatywnie odbić się na jego samopoczuciu i rozwoju. Z tego względu rozsądniej będzie, jeśli to ty zmienisz miejsce zamieszkania. Chyba dobro naszego dziecka jest dla ciebie najważniejsze, prawda?
Chciała mnie wykorzystać
Jasne, że mi na tym zależało. Ale to, co powiedziała, brzmiało jak zwykły szantaż i nie zamierzałem tego tolerować. Skoro tak bardzo jej zależało, żeby Franek nie wyjeżdżał na pół roku, to przecież mogła go po prostu u mnie zostawić. Tyle że ona nawet o tym nie pomyślała. Nie była skłonna iść na żadne ustępstwa, na przykład żebyśmy przez ten czas mieszkali razem, ale w osobnych pokojach.
Mówiła, że dla naszego Franka taka zmiana może być nie lada wyzwaniem. Zupełnie jakby przeprowadzka do nowego mieszkania z obcym facetem, który nagle ma zostać jego drugim tatą, była dla dzieciaka pestką i czymś zwyczajnym…
Ostatecznie jednak stwierdziłem, że nie mam wyjścia i zacząłem rozglądać się za jakimś mieszkaniem dla siebie. Poprzednie chciałem sprzedać, jak tylko Monika zabierze małego do swojego nowego faceta, Andrzeja.
Moja małżonka nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ zależało jej na tym, aby nasz synek od czasu do czasu pojawiał się w naszym starym mieszkaniu, gdyż sądziła, że „ułatwiłoby mu to przyzwyczajenie się do nowej sytuacji”, ale mnie to kompletnie nie obchodziło.
Nie liczyła się ze mną
Chciałem coś kupić w bliższej odległości od miejsca zamieszkania wspomnianego Andrzeja, aby mieć ułatwioną możliwość widywania się z naszym dzieckiem. Byłem zdania, że będzie to korzystniejsze dla jego dobra i prawidłowego rozwoju psychicznego aniżeli odwiedziny w miejscu, gdzie niegdyś byliśmy wspólnie szczęśliwą rodziną. Odkąd wyprowadziłem się z swojego mieszkania, przestałem mieć ochotę na jakiekolwiek spotkania towarzyskie.
Kiedy znajomi spytali mnie „Co słychać?”, nie wiedziałem co im powiedzieć. Bo co miałbym im mówić? Coś w stylu: „Hej, moja żona znalazła sobie innego, w dodatku starszego, faceta. Najlepsze jest to, że w sumie to nigdy mnie nie kochała. Ale poza tym, wszystko gra!”. Więc żeby uniknąć krępujących pytań od kumpli, po prostu zacząłem ich unikać i się do nich nie odzywać.
Niestety, moi znajomi doskonale wiedzieli, dlaczego się odizolowałem. Informacja o tym, że się rozwiodłem, rozniosła się w mgnieniu oka, co było do przewidzenia. Absolutnie każdy był przeświadczony, że potrzebne mi są słowa otuchy. Kumple nalegali, żebyśmy poszli razem na browarka.
Pewna znajoma zasugerowała wprost, że mogłaby mnie „podnieść na duchu” w moim nowym mieszkanku… Nie miałem ochoty na żadne „pocieszycielki” i z uporem odmawiałem wszystkim propozycjom.
Byłem nimi zmęczony
Moje zachowanie jedynie utwierdziło bliskich w przekonaniu, że jestem w tak złym stanie psychicznym, iż potrzebuję wyjątkowo intensywnego wsparcia z ich strony, co sprawiło, że zaczęli dzwonić do mnie jeszcze częściej niż dotychczas. W końcu zdecydowałem się na zmianę numeru telefonu. Niestety, okazało się to tylko tymczasowym rozwiązaniem problemu, ponieważ i tak musiałem podać nowy numer kilku osobom.
Po upływie tygodnia każdy jakimś cudem wszedł w posiadanie mojego numeru. Doszedłem wówczas do wniosku, że znalezienie partnerki będzie jedynym sposobem na uwolnienie się od nachalnych kumpli. Może wtedy dotarłoby do nich, że nie ma już potrzeby, żeby mnie wspierali.
No i przy okazji poprawiłbym sobie nastrój. W końcu to nic fajnego, gdy ludzie mają cię za nieudacznika, faceta którego żonka zdradziła i zostawiła na pastwę losu.
Rozpocząłem poszukiwania nowej partnerki. Nie mogła to być byle jaka osoba, ponieważ w takim przypadku inni nadal sądziliby, że jestem „do tyłu”, że wraz z rozstaniem z Moniką coś straciłem. Musiała to być jakaś totalna „petarda”. Dziewczyna, która spowodowałaby, że ludzie doszliby do wniosku, iż wyszedłem już „do przodu”.
Potrzebowałem partnerki
Moje pierwsze spotkanie z Elą miało miejsce właśnie wtedy. Ta kobieta nie tylko posiadała tytuł doktora nauk społecznych, ale także przez jakiś czas pracowała jako modelka. Nic dziwnego, że mogła poszczycić się perfekcyjną sylwetką. Od tamtej pory zacząłem zabierać ją ze sobą, gdy spotykałem się z kumplami.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, wywarła na nich niemałe wrażenie. Wieść o mojej nowej, pociągającej dziewczynie szybko dotarła też do uszu mojej eks. Muszę przyznać, że dzięki temu poczułem się dużo swobodniej w relacjach z nią. Nie odczuwałem już takiego poniżenia jak wcześniej, kiedy podjeżdżałem pod okazałą willę „wujka Andrzeja”, żeby odebrać, a później odstawić naszego syna.
Kiedy byliśmy tylko we dwóch z synem, miałem wrażenie, że mogę być sobą. Nie odczuwałem potrzeby pokazywania mu, że nie jestem życiowym nieudacznikiem. Z tego powodu najbardziej ceniłem sobie chwile, gdy mogliśmy pobyć sami, bez towarzystwa innych ludzi. Zupełnie przypadkiem wyszło tak, że przez półtora roku moja partnerka Elżbieta spotkała go zaledwie dwukrotnie.
Chciała iść dalej
– Dlaczego nie zgadzasz się, abym wybrała się z wami do ogrodu zoologicznego? – zadała kiedyś pytanie.
– To po prostu taka nasza męska eskapada.
– Daj spokój. Gdybyście wybrali się na połów albo pod namioty, to bym zrozumiała. Ale do ZOO? – obrzuciła mnie wzrokiem pełnym politowania. – Nie chcesz zwyczajnie, żebym spędzała z nim czas?
– Nie o to mi chodzi. Ma zaledwie pięć lat, a jego rodzice są już po rozwodzie. Dzieli mieszkanie z wujkiem, a z ojcem spotyka się tylko od czasu do czasu. Nie mam zamiaru na razie zawracać mu głowy kolejną ciotką…
– Co się stanie, kiedy zdecydujemy się na wspólne mieszkanie?
– Nigdy jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
– Dokładnie, jesteśmy ze sobą od półtora roku, nie mamy po naście lat. Myślę, że nadszedł moment, aby na poważnie przedyskutować naszą relację? – popatrzyła na mnie z powagą.
Nie umiałem jej pokochać
– Sądziłem, że tematem rozmowy będzie to, czy razem wybierzemy się do ZOO – starałem się zażartować, aby rozładować atmosferę.
– To nie jest zabawne. Wybacz, że zabrzmi to dosadnie, ale z każdą chwilą nie robię się coraz młodsza. Z tego względu chciałabym wiedzieć, czy istnieje szansa, że nasza relacja w przyszłości przerodzi się w coś poważniejszego?
Mogłem powiedzieć, że mamy jakieś perspektywy na przyszłość. Moglibyśmy nawet wspólnie wynająć mieszkanie, dzięki czemu Franek częściej by się z nią widywał. Tyle że ja zdawałem sobie sprawę, że moje uczucia do Eli nigdy nie przerodzą się w miłość. Nie miałem zamiaru jej zwodzić i okłamywać. A może po prostu nie chciałem dłużej robić z siebie idioty? W końcu zacząłem się z nią spotykać tylko po to, żeby nie dać się ponieść poczuciu porażki.
Kiedy związałem się z nią, nie oczekiwałem, że zapełni lukę w sercu powstałą po rozstaniu z Moniką. Nie interesowały mnie jej zalety ani to, czy do mnie pasuje. Zależało mi tylko na tym, żeby mieć kobietę, którą będę mógł się popisywać przed innymi, niczym drogocennym czasomierzem lub luksusowym autem. Dopiero gdy rozstałem się z Elą, dotarło do mnie, co oznacza ponieść porażkę w życiu.
Czułem się jak smarkacz
Tym razem przyjaciele nie pocieszali mnie już jak dawniej. Raczej sądzili, że niedługo poznam kogoś nowego i ruszę dalej.
Wszyscy dookoła myśleli, że zerwałem z Elą po to, żeby znaleźć sobie jakąś młodszą laskę albo móc bez ograniczeń podrywać panienki na lewo i prawo. Kiedy usłyszałem, czego się po mnie spodziewają, dotarło do mnie, jak wielką życiową porażkę tak naprawdę odniosłem. Szkoda tylko, że za późno odkryłem, iż przejmowanie się opinią kumpli na temat moich osobistych klęsk jest totalnie bez sensu.
Uświadomiłem sobie, że mam w ręku karty, które sam mogę rozegrać tak, aby osiągnąć to, o czym marzę. Jednak zamiast tego skupiłem się na robieniu wrażenia na innych, szczególnie na byłej żonie, żeby udowodnić jej, że mam się wspaniale. Wtedy też zdałem sobie sprawę, jak ciężko będzie mi nawiązać nową relację. Bo żeby zaimponować bliskim, musiałbym znaleźć dziewczynę lepszą od Eli, a na dodatek prawdziwie ją pokochać.
Choć to do mnie dotarło, nie oznacza to, że od razu wyciągnąłem z tego odpowiednie lekcje. Wciąż bowiem za bardzo obchodziło mnie, co inni sobie myślą. To dlatego nie umiem stworzyć trwałego związku i ludzie uważają mnie za kogoś, kto ciągle zmienia partnerki, choć wcale tak nie jest.
Sebastian, 42 lata
Czytaj także:
„Mąż robił awanturę o każdego faceta. W końcu dałam mu prawdziwy powód do zazdrości i ruszyłam w tango z teściem”
„Córka uznaje tylko drogie zabawki dla dzieci. Przestałam obdarowywać wnuka, bo każdy pluszak ode mnie ląduje w koszu”
„Wieniec na grobie mamy jeszcze nie usechł, a ojciec już chce się żenić. Nową macochę znalazł w portalu randkowym”