„Gdy zaginął mój naszyjnik, czułam, że szwagier maczał w tym palce. Wzięłam go za kryminalistę i wyszłam na idiotkę”

Okradziona kobieta fot. Adobe Stock, gorynvd
„Piotr wrócił po trzech godzinach. Z pustymi rękami. Rzucił w progu, że jego brat nie ukradł żadnej biżuterii, i jak gdyby nigdy nic rozsiadł się przed telewizorem. Przez ten czas, gdy go nie było, zdołałam się nieco uspokoić, ale wtedy to aż mi się ciemno przed oczami zrobiło”.
/ 25.02.2023 20:30
Okradziona kobieta fot. Adobe Stock, gorynvd

Kiedy dowiedziałam się od męża, że wkrótce zamieszka z nami jego brat, wpadłam w złość. Raz, że ledwie go znałam, bo odkąd dorósł, trzymał się od rodziny z daleka i nie było go nawet na naszym ślubie, dwa – ostatnie lata spędził za kratkami. Dostał wyrok za włamania i kradzieże.

– Nie chcę kryminalisty w domu! Daj mu znać, że to jednak nieaktualne! – zdenerwowałam się.

– Mowy nie ma! Przecież Karol to mój rodzony brat. Pogubił się trochę w przeszłości, ale z tego, co wiem, już zrozumiał swój błąd. I teraz zamierza rozpocząć nowe życie – odparował Piotr.

– Akurat! Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają! Jak ktoś raz wszedł na drogę przestępstwa, to już z niej nie zawraca. Zobaczysz, na pewno nas okradnie albo zrobi jeszcze coś gorszego. Nie wiadomo, czego się nauczył w tym więzieniu. Z kim siedział w celi…

– Możesz już skończyć?! Ufam bratu i nie zostawię go na lodzie! I nie rozumiem, o co to afera! Przecież zatrzyma się u nas tylko na chwilę, dopóki nie znajdzie pracy… I na pewno nas nie okradnie. O to możesz być spokojna! – uciął Piotrek, a potem rozsiadł się na kanapie przed telewizorem, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza dłużej ze mną na ten temat dyskutować.

Nie podobało mi się to, ale to mąż był właścicielem domu, więc niewiele mogłam zrobić. Obiecałam sobie jednak, że będę miała szwagra na oku. W przeciwieństwie do Piotra nie ufałam mu za grosz. Byłam pewna, że wcześniej czy później przyłapię go na kradzieży.
Karola wypuścili z więzienia kilka dni później. I od razu się do nas wprowadził. Muszę przyznać, że nie wyglądał i nie zachowywał się jak zatwardziały kryminalista.

Był grzeczny, uprzejmy, nawet miły, a na dodatek pomocny. I niemal od razu znalazł pracę. Każdego ranka zrywał się bladym świtem i jechał na budowę. Wracał późnym wieczorem. Wyglądało na to, że rzeczywiście chce uczciwie żyć. Ja jednak nie dałam się zwieść. Byłam przekonana, że to tylko pozory, że szwagier coś kombinuje. Tak jak sobie obiecałam, starałam się go mieć na oku i co kilka dni sprawdzałam, czy z domu nie zniknęły jakieś cenne rzeczy. Wszystko jednak było na miejscu. Łącznie z moją biżuterią. Na wszelki wypadek przekładałam ją z miejsca na miejsce, by utrudnić Karolowi kradzież.

Piotrowi bardzo się to nie podobało

– Przestań się wygłupiać! Twoje błyskotki są bezpieczne. Ręczę za brata głową! – denerwował się.

– Tak? To uważaj, żebyś jej nie stracił – odpowiadałam.

Ciągle nie wierzyłam w uczciwość szwagra. Czułam, że uspokoję się dopiero wtedy, gdy opuści nasz dom. Karol wyprowadził się od nas po czterech miesiącach. Zamieszkał z dziewczyną, którą poznał przez internet. Gdy zamknęły się za nim drzwi, ucieszyłam się i odetchnęłam z ulgą. Miałam już dość tego ciągłego patrzenia mu na ręce, obaw, że wywinie jakiś numer. Moja radość była tak wielka, że przygotowałam dla Piotra uroczystą kolację.

– A co to za okazja? Czyżbym zapomniał o jakiejś rocznicy? – przeraził się, gdy po powrocie z pracy zobaczył elegancko nakryty stół.

– Spokojnie, o niczym nie zapomniałeś – powiedziałam. – Po prostu cieszę się, że znowu jesteśmy tylko we dwoje. Przy twoim bracie nie czułam się swobodnie – westchnęłam.

Nie przesadzaj, wcale nie było źle. Było nawet lepiej, niż się spodziewałem. Karol naprawdę się zmienił! To teraz zupełnie inny człowiek. I tak jak mówiłem, można mu ufać – uśmiechnął się.

Już chciałam mu powiedzieć, że to nic pewnego i mogą być to tylko dobre złego początki, ale ugryzłam się w język. Nie chciałam psuć romantycznej atmosfery. Kilka dni później znajomi zaprosili nas na urodzinowe przyjęcie do najlepszej restauracji w mieście. Uznałam, że to świetna okazja, by po spowodowanym pandemią okresie towarzyskiej posuchy wreszcie się wystroić w wieczorową sukienkę i założyć do niej ulubiony złoty naszyjnik, który odziedziczyłam po babci. Ale choć zajrzałam w każdy kąt, do każdej szkatułki, woreczka, w którym trzymałam biżuterię, mojej drogocennej pamiątki nigdzie nie było. Zdenerwowana, powiedziałam o tym mężowi.

– Na pewno wszędzie sprawdzałaś? – dopytywał się Piotrek.

– Na pewno! Zniknęła! Woreczek jest pusty! I nawet wiem, czyja to sprawka! – warknęłam.

– Czyja?

– Naprawdę jesteś taki niedomyślny? Karola! Nikogo innego tu przecież nie było!

– Niemożliwe. Mój brat nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Pewnie naszyjnik wypadł z woreczka, gdy przekładałaś biżuterię z miejsca na miejsce, i gdzieś leży. Poszukaj jeszcze raz. Dokładniej.

– A niby po co! Żeby stracić czas? Jeszcze bardziej się wkurzyć? Spójrz wreszcie prawdzie w oczy: Karol był i jest złodziejem. I nic tego nie zmieni. Starałam się go pilnować, ale taki zawsze znajdzie okazję, żeby coś zwędzić…

– Uważam, że jesteś dla niego niesprawiedliwa. Może więc wrócimy do tematu po powrocie z przyjęcia? Gdy już nieco ochłoniesz z emocji? Jeśli nie chcemy się spóźnić, powinniśmy już wychodzić…

– Przyjęcie? Jakie przyjęcie? Chyba nie sądzisz, że po tym, co się stało, będę się dobrze bawić! Zostaję w domu! A ty natychmiast wsiadaj do samochodu i jedź do swojego kochanego braciszka. Może jeszcze nie sprzedał naszyjnika w lombardzie i odda go po dobroci. Bo jak nie, idę na policję. Jest dla mnie zbyt cenny, żebym puściła to płazem. To pamiątka po babci! Drugiego takiego nie ma na świecie – krzyknęłam i wypchnęłam męża za drzwi.

I tak po prostu mu uwierzył?!

Piotr wrócił po trzech godzinach. Z pustymi rękami. Rzucił w progu, że jego brat nie ukradł żadnej biżuterii, i jak gdyby nigdy nic rozsiadł się przed telewizorem. Przez ten czas, gdy go nie było, zdołałam się nieco uspokoić, ale wtedy to aż mi się ciemno przed oczami zrobiło.

– I ty mu uwierzyłeś? Tak po prostu?! – ryknęłam.

– A żebyś wiedziała! Gdy rozmawialiśmy, patrzyłem mu prosto w oczy i czułem, że mówi prawdę. Widziałem też, że jest mu przykro, że w ogóle go podejrzewasz… Mnie też było… Czułem się podle. W ogóle nie powinienem tam jechać…

– O matko, biedaczek, zaraz się popłaczę ze wzruszenia… Ale ty jesteś naiwny i łatwowierny! Wystarczyło, że braciszek zrobił smutną minkę, a ty już jadłeś mu z ręki. Nie rozumiesz, że tacy jak on świetnie potrafią kłamać!? Że nawet im wtedy powieka nie drgnie? No cóż, łudziłam się, że uda się sprawę załatwić po dobroci. Ale z tego, co widzę, nie ma na to najmniejszych szans. Idę więc na policję. Przykro mi, ale nie mam innego wyjścia.

– A idź, proszę bardzo. Nie będę cię zatrzymywał. Ale gdybym był na twoim miejscu, to przed tą wizytą jeszcze raz bym sprawdził dokładnie wszystkie zakamarki. Tak na wszelki wypadek, żeby sobie wstydu nie narobić. No i kłopotów.

– Jakich kłopotów?

– Za fałszywe oskarżenia też można trafić przed sąd. Kary więzienia raczej nie będzie, ale jakaś grzywna na pewno. I ślad w papierach zostanie. Po co ci to?

– Straszysz mnie?

– Nie, próbuję tylko ustrzec przed błędem. Bo nadal uważam, że Karol jest niewinny.

– Tak? To proszę bardzo! Jeszcze raz wszystko sprawdzę. Zrobię to specjalnie dla ciebie. A ty stój i się dokładnie przyglądaj. Żebyś później nie powiedział, że byłam niedokładna, gdzieś nie zajrzałam! – wrzasnęłam i zaczęłam wyrzucać z szafek rzeczy.

Gdy opróżniłam te w salonie, przeniosłam się do sypialni. Na podłodze wylądowały wszystkie ręczniki i niemal cała świeżo wyprana i wyprasowana pościel. Z impetem chwyciłam ostatni komplet i nagle… Wiuu, łup! I za moment znowu: łup. Coś błyszczącego przeleciało przez pokój, uderzyło o ścianę, odbiło się i spadło na podłogę. Podeszłam bliżej i własnym oczom nie mogłam uwierzyć. To był mój naszyjnik! Poczułam, jak krew uderza mi do głowy i się czerwienię ze wstydu.

– No proszę, zguba się znalazła! – usłyszałam za plecami głos męża.

–  Jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłam? Przecież tu zaglądałam. Jestem tego pewna… A może nie? Sama już nie wiem – drapałam się w głowę.

– Czyli moja rada była dobra? Ta o dokładniejszych poszukiwaniach? – na twarzy Piotrka pojawił się złośliwy uśmieszek.

– No… Tak… Gdybym poszła na policję, to zrobiłabym z siebie idiotkę – wydukałam.

– A o Karolu przypadkiem nie zapomniałaś?

– Nie… Pewnie, że nie… Przyznaję, może zbyt pochopnie go oskarżyłam. Ale miałam do tego prawo! Przecież siedział w więzieniu. I to za włamania i kradzieże! Takiemu człowiekowi trudno zaufać, mogłam się pomylić!

– Nie zgadzam się z tobą, bo uważam, że winę trzeba najpierw udowodnić, ale nie zamierzam się z tobą kłócić – powiedział mąż. – Wystarczy mi, jak przyznasz się do pomyłki i ją naprawisz.

– Chcesz, żebym zadzwoniła do Karola i go przeprosiła?

– Oczywiście! Chyba mu się to należy, prawda?

– Prawda, prawda… Ale… Nie możesz tego zrobić za mnie? Jestem teraz zbyt roztrzęsiona. Nie wiem, czy będę w stanie wydusić z siebie choćby słowo. A ty załatwisz to raz-dwa – patrzyłam na męża błagalnie.

Nie miałam ochoty rozmawiać z Karolem. Wstydziłam się, bałam się wyrzutów z jego strony. No i jak chyba każdemu winowajcy trudno mi było przyznać się do błędu.

Piotr ani myślał mnie wyręczać

– Oj tam, oj tam, nie przesadzaj… Moim zdaniem trzymasz się całkiem nieźle. Na pewno więc dasz radę. Oskarżenia przychodziły ci przecież z taką łatwością… Ani razu nie zabrakło ci słów. To i z przeprosinami nie powinnaś mieć żadnych kłopotów – rzucił z niewinną miną i podał mi komórkę.

Zbierałam się do tych przeprosin jak sójka za morze. Krążyłam po pokoju dobry kwadrans i zastanawiałam się, co tu powiedzieć Karolowi. Ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. No bo jak tu mądrze wytłumaczyć się z głupoty? W końcu zebrałam się na odwagę i wystukałam numer. Odebrał od razu.

– To ja, twoja bratowa… Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że naszyjnik się znalazł… Zaplątał się na dnie szafki i go nie zauważyłam… – zamilkłam, bo słowa przychodziły mi z wielkim trudem.

– Naprawdę? To bardzo się cieszę! Czyli rozumiem, że zostałem uwolniony od podejrzeń? I nie wrócę do więzienia? – roześmiał się.

Spodziewałam się wyrzutów, pretensji, a tu taka reakcja. To jeszcze bardziej mnie zawstydziło, ale jednocześnie ośmieliło.

– Oczywiście! Oskarżenia zostają wycofane! I bardzo cię za nie przepraszam. Wiem, że byłam niesprawiedliwa, pomyliłam się, ale…

– Ale ludzi z wyrokiem na karku trudno nie podejrzewać? Bo się nie zmieniają i wracają do dawnych grzeszków?

– No właśnie… Sam musisz przyznać, że tak właśnie najczęściej jest.

– Rzeczywiście, przyznaję i dlatego ci wybaczam. Nie ukrywam, byłem zły, ale już mi przeszło. Zwłaszcza że sama zadzwoniłaś, a nie wysłałaś Piotrka, żeby załatwił to za ciebie. Doceniam to, bo tylko takie przeprosiny są szczere.

– Dzięki i obiecuję, że od tej pory już nie będę patrzeć na ciebie krzywo i oglądać się na to, co było. Proponuję, żebyśmy zaczęli naszą znajomość od nowa. Co ty na to?

– Jestem absolutnie za! – zakrzyknął z entuzjazmem w głosie.

Poczułam, jak wielki kamień spada mi z serca. Gdy odkładałam telefon, obiecałam sobie, że już nigdy, ale to przenigdy nie będę nikogo oskarżać zbyt pochopnie, tylko na podstawie jakiegoś mojego widzimisię. Nie chcę się drugi raz tak wstydzić i znowu przepraszać za swoją głupotę…

Czytaj także:
„Nie wiedziałam, dlaczego mąż i szwagier żrą się, jak pies z kotem. Lecz jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”
„Szwagier to prostak, który zamiast się uczyć, woli doić krowy. Jednak gdy uratował mojego syna, zmieniłem o nim zdanie”
„Szwagier myślał, że trafił na >>jeleni<<. Chciał wydębić od nas oszczędności życia i wkręcić mojego męża w lewy interes”

Redakcja poleca

REKLAMA