Wracałam właśnie z pracy, po drodze zrobiłam zakupy. Spieszyłam się do domu, bo czekała na mnie teściowa, która zaofiarowała się odebrać z przedszkola Olę i Kamę. Nie chciałam jej obarczać opieką nad dziewczynkami dłużej, niż to konieczne, bo ma chore serce. Moja mama nie mogła mi pomóc, bo się zaziębiła. Natomiast mąż był akurat w delegacji. Gdy wchodziłam do mieszkania, zadzwoniła moja komórka. Na wyświetlaczu pojawił się obcy numer, więc nie odebrałam. Z doświadczenia wiem, że takie telefony to zwykle oferty kredytu lub kupna czegoś. Teściowa powitała mnie informacją, że jej kochane wnusie były bardzo grzeczne, zjadły ze smakiem racuszki, które im zrobiła, a na mnie czeka ciepły obiad.
Jej pomoc była nieoceniona
– Ojej! Dziękuję, mamo! – zawołałam, kiedy wydostałam się z uścisków córeczek. – Ale niepotrzebnie się mama męczyła. Przecież mama ma chore serce.
– To drobiazg. A przynajmniej czułam się potrzebna. Tak niewiele mogę ci pomóc przez moją chorobę… – uśmiechnęła się.
– Od jutra już mam urlop, więc zajmę się dziewczynkami, a po południu może mama wpadnie z tatą na kawę i ciasto – zaproponowałam. – Nacieszycie się wnusiami i pogawędzimy sobie. Mam przepis na pysznego orzechowca… – kusiłam.
Teściowa z radością przyjęła zaproszenie. Chwilę później zostałam sama z dziećmi. Wieczorem, kiedy je kąpałam i układałam do snu, znów dzwonił ten sam numer, jednak nim zdążyłam odebrać, rozłączył się. Może to coś ważnego? Oddzwoniłam, nikt nie odebrał. Zatelefonowałam więc do męża, opowiedziałam, jak minął dzień, i położyłam się, snując plany na cztery wolne dni, które mnie czekały. Następnego ranka zaprowadziłam córeczki do przedszkola, zrobiłam zakupy i wzięłam się do gotowania obiadu. Przypomniały mi się te telefony. Zastanawiałam się, kto to mógł być, kiedy moja komórka znów zadzwoniła – to był wczorajszy numer. Bez chwili zastanowienia odebrałam. Usłyszałam głębokie westchnienie.
„To chyba jakiś głupi żart!” – pomyślałam i już miałam się rozłączyć, kiedy padło wypowiedziane cichym głosem pytanie:
– Dzień dobry, czy rozmawiam może z panią Marią W.?
Głos skądś kojarzyłam, a dzwoniący mężczyzna wymienił moje panieńskie nazwisko. Czyżby to jakiś dawny znajomy?
– Tak… – odparłam z lekkim wahaniem. – A, przepraszam, kto mówi?
– To ja, Artur – powiedział mężczyzna już normalnym głosem i poznałam, kto dzwoni.
Na moment serce we mnie zamarło, ale zaraz przypomniałam sobie wszystko, co się wydarzyło, i zalała mnie fala gniewu.
– Czemu dzwonisz? – warknęłam. – Nie chcę cię znać. Zostaw mnie w spokoju!
Zerwałam połączenie i drżącymi rękami podniosłam do ust kubek z kawą.
Wszystko mi się przypomniało
Wszystko, co udało mi się wyprzeć z pamięci, a w każdym razie schować na samym jej dnie. Miałam spokój przez prawie sześć lat. Wiele wysiłku kosztowało mnie, żeby nie myśleć o tamtych wydarzeniach. Skupiłam się na rodzinie, małżeństwie z Jackiem, pracy. A teraz Artur zadzwonił i obudził zmory z przeszłości! Byłam wściekła. Po co mi przypomniał o swoim istnieniu?! Udało mi się poskładać moje życie z tysiąca kawałków, na które je rozbił, a on teraz, jak gdyby nigdy nic, dzwoni sobie do mnie jak do starej znajomej, o której przypomniał sobie po latach!
Telefon znów zadzwonił, ale odrzuciłam połączenie. Przypomniał mi się koszmar sprzed lat… Artur był moją wielką miłością. Tak przynajmniej o nim myślałam wtedy, kiedy byłam naiwną, nieznającą życia dwudziestolatką. Imponowało mi, że dziesięć lat starszy, przystojny, wykształcony i świetnie zarabiający facet zainteresował się zwykłą fryzjerką pracującą w malutkim zakładzie na peryferiach. Artur wiele razy zapewniał mnie, że jestem kobietą jego życia, całym jego światem. Pijana szczęściem, zafascynowana jego elokwencją i uwiedziona komplementami, poszłam z nim do łóżka. Przecież byliśmy sobie przeznaczeni. Kochał mnie, ja kochałam jego. Mieliśmy spędzić razem życie, potem wspólnie zestarzeć się, niańczyć razem nasze wnuki… Tak, omamiona czułymi słówkami właśnie takie plany sobie snułam, Wkrótce jednak moje mrzonki boleśnie zderzyły się z rzeczywistością. Po kilku miesiącach miłosnej sielanki okazało się, że jestem w ciąży.
Dalej wszystko potoczyło się według banalnego, oklepanego scenariusza znanego od wieków. Pełna szczęścia powiedziałam Arturowi o dziecku, przekonana, że ucieszy się tak samo jak ja. Nie ucieszył się. Wzruszył tylko ramionami i oznajmił mi prosto z mostu, że mam radzić sobie sama. Bo chyba zdaję sobie sprawę z tego, że byłam tylko jego kolejną cizią, nikim więcej…
– Tacy jak ja nie żenią się z takimi jak ty! – uśmiechnął się pogardliwie. – Zabawić się można, owszem, ale nic więcej.
Potem jeszcze zrugał mnie, że się nie pilnowałam, oskarżył o próbę „złapania go na bachora” – i tyle go widziałam. Zostałam z brzuchem, złamanym sercem i strasznym lękiem o przyszłość moją i mojego dziecka. Znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji, ale ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, by nie urodzić kruszynki pod moim sercem. To moje maleństwo. Cóż było winne, biedactwo, że ojciec okazał się kanalią?! Postanowiłam wynagrodzić mu krzywdę wyrządzoną przez ojca, choć nie wiedziałam jak.
Byłam w kropce
Byłam już w zaawansowanej ciąży, kiedy do salonu przyszedł Jacek, kuzyn szefowej. Znałam go z widzenia. Kilka razy bywał u pani Halinki w tej czy innej sprawie. Tym razem jednak ona pojechała akurat po farby i szampony, a Grażyna, druga fryzjerka, miała wolne, więc w salonie siedziałam tylko ja jedna. Może to go ośmieliło? Spojrzał na mój duży brzuch, po czym zapytał, jak się czuję i czy to nie jest zbyt duży wysiłek dla mnie, pracować w takim stanie. Powiedziałam, że szefowa mnie oszczędza, bo tak było. Od dawna nie miałam kontaktu z farbami czy płynami do trwałej, tylko strzygłam i czesałam. Wytłumaczyłam mu, że muszę pracować, żeby zarobić na dziecko, bo moi rodzice nie są niezamożni, a ojciec dziecka okazał się kanalią i wypiął się na nas. Dosłownie tak się wyraziłam. Spojrzał wtedy na mnie i powiedział:
– Co za idiota z niego!
Tak się zaczęła nasza znajomość. Jacek kilka razy zaprosił mnie na kawę, spacer, do kina. Wreszcie któregoś dnia wyznał, że już od dawna mu się podobałam, ale nieśmiałość nie pozwoliła mu zbliżyć się do mnie. Moje nieszczęście go ośmieliło i teraz prosi, żebym mu zaufała i za niego wyszła. Wytłumaczył mi, że chorował w dzieciństwie i nie może zostać ojcem, moje dziecko będzie więc kochał jak rodzone.
– Nie wszyscy mężczyźni to dranie, Marysiu! Kocham cię i kocham twoje maleństwo. Pragnę wam stworzyć ciepły, bezpieczny dom. Proszę, wyjdź za mnie!
Rozpłakałam się, bo wzruszyła mnie jego dobroć. Ufałam mu i czułam się przy nim bezpiecznie. Był taki dojrzały, odpowiedzialny i opiekuńczy… Chciałam, żeby się o mnie troszczył, chciałam zgodzić się na jego propozycję, ale przecież go nie kochałam, więc jak mogłam się zgodzić?! Kiedy powiedziałam Jackowi o moich wątpliwościach, przytulił mnie i odparł ciepło:
– Miłość to nie tylko wielkie uniesienia. To także wzajemne zaufanie, troska i lojalność. Zaufaj mi, najmilsza!
Zgodziłam się więc. Kiedy tylko wydobrzałam nieco po urodzeniu Oli, wzięliśmy ślub. Jacek dał mojej córeczce swoje nazwisko. I tak stworzyliśmy szczęśliwą rodzinę. Bo u boku mojego męża czułam się bardzo szczęśliwa. Okazało się, że potrafię jeszcze kochać. Oddałam serce Jackowi, a on odwzajemniał to uczucie, dla Oleńki zaś był najcudowniejszym ojcem, jakiego można sobie wyobrazić. Innego moja córeczka nie znała i chcieliśmy, żeby tak pozostało. Ola miała się nigdy nie dowiedzieć, że Jacek nie jest jej prawdziwym ojcem. Baliśmy się, że byłoby to dla niej zbyt bolesnym przeżyciem, bo musiałaby się przecież dowiedzieć, że jej biologiczny ojciec nas porzucił. Nasza radość i szczęście okazały się pełne, gdy rok po ślubie niespodzianie przyszła na świat nasza wspólna córeczka. Jacek szalał ze szczęścia, ale myliłby się ten, kto myślałby, że miał teraz mniej serca dla Oli.
Obie dziewczynki kochał tak samo
– Martwiłeś się, że nie możesz być ojcem, a tu popatrz! – śmiałam się. – Kamilka jest chyba nagrodą dla ciebie za to, że pokochałeś Olę jak prawdziwy tata!
A teraz w moim życiu znów pojawił się Artur! Wpadłam w panikę, że zniszczy nasze rodzinne szczęście. Nie wiedziałam, co planuje, ani dlaczego nagle wrócił. Prawdę mówiąc, nie chciałam tego wiedzieć. Wydzwaniał po kilka razy dziennie, a ja za każdym razem odrzucałam połączenie. Nie wiedziałam, skąd ma mój numer (przecież zmieniłam go lata temu), ale podejrzewałam, że skoro go zdobył, to równie dobrze może nas znaleźć. Nie myliłam się. Ostatniego dnia urlopu, gdy Jacek miał wrócić z delegacji, byłam z dziewczynkami u rodziców. Po powrocie zauważyłam przed blokiem Artura. Zamarłam ze strachu. Podszedł do mnie. Kazałam córeczkom iść pobawić się w piaskownicy.
– Jak zawsze piękna! – zaczął Artur i obrzucił mnie pożądliwym spojrzeniem.
– Nie dla ciebie. Odczep się ode mnie!
W ogóle nie przejął się moim zdenerwowaniem, spojrzał w kierunku dziewczynek.
– Ta starsza to moja? – zapytał. – Wiek by się zgadzał, a wiem, że urodziłaś…
– Nie twoja, tylko mojego męża! – zaprzeczyłam gwałtownie.
– Nie wciskaj mi kitu! – zarechotał. – Mała wie, że jestem jej tatusiem? A może jej powiedzieć? Słuchaj! Mam chwilowe problemy finansowe, a twój małżonek podobno nieźle zarabia… Więc? – zawiesił głos.
– Wynoś się! – krzyknęłam, po czym podbiegłam do dziewczynek i zaciągnęłam wystraszone córeczki do mieszkania.
Jacek wrócił wieczorem i od razu zauważył moje zdenerwowanie. Kiedy dziewczynki już się nim nacieszyły i poszły spać, zapytał, co się stało. Z płaczem opowiedziałam mu o telefonach Artura i o rozmowie z nim. Jacek przytulił mnie mocno.
– Nie płacz, skarbie – powiedział, gładząc mnie po głowie. – Potrafię was obronić.
Przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał, a potem poinstruował mnie:
– Zadzwoń do niego jutro i powiedz, że chcesz z nim się spotkać i porozmawiać – a widząc moją przerażoną minę, uśmiechnął się lekko i dodał: – Nie martw się, nie będziesz z nim gadać. Ja to zrobię.
Ustaliłam więc z Jackiem, że zadzwonię do Artura i umówię się z nim w małym barze na peryferiach miasta. Prowadził go kumpel męża, Bartek. Znali się ze szkoły.
Pojawiliśmy się w tym barze oboje
Artur, który już czekał, zrobił bardzo głupią minę, widząc, że nie przyszłam sama. W jasnym wnętrzu byli tylko Bartek i jego pomocnik. Ten pierwszy poprosił nas na zaplecze.
– Słyszałem, że potrzebujesz pieniędzy od mojej żony… – zaczął z punktu Jacek.
– Trochę forsy zawsze się przyda, a kilkanaście tysiaków to chyba niezbyt wygórowana cena za to, że mała dalej będzie cię uważała za ojca! – zaśmiał się Artur.
– Jestem jej ojcem – wycedził Jacek.
Widać było, że jest wkurzony.
– A możesz być w ogóle ojcem? Ten drugi dzieciak też pewnie nie jest twój…
W tym momencie mój mąż poderwał się, chwycił Artura za fraki i przywalił jego głową o ścianę. Podskoczyłam przerażona.
– Wiem o tobie wszystko – powiedział już spokojnie Jacek. – Potrzebna ci forsa, bo chcesz zrobić wrażenie na jedynaczce bogatego biznesmena, która nic nie wie o tym, że jesteś biedakiem i lecisz na jej majątek…
Artur spojrzał na niego zaskoczony.
– Skąd… – zaczął, ale mąż mu przerwał:
– Ciekawe, co powie panna Oliwia i jej rodzice, kiedy się dowiedzą, że masz nieślubne dziecko, więc będą musieli na nie płacić alimenty… Bo przecież ty jesteś spłukany, a po ślubie, zdaje się, będziecie mieć wspólnotę majątkową – Jacek zawiesił głos. – Oliwia jest bogata, zatem Marysia mogłaby żądać okrągłej sumki. W końcu zostawiłeś ją i przez lata nie łożyłeś na dziecko… –
Cholera! – zaklął Artur. – Co cię obchodzi mój ślub?! To jest moja sprawa i…
– Obchodzi ze względu na wysokość alimentów! – wycedził mój mąż. – W końcu tyle lat utrzymywałem twoje dziecko… Też chcę teraz coś z tego mieć, skoro znów się pojawiłeś w życiu Marysi i waszej córki… A Oliwia jest bogata…
– Odwal się od Oliwii! – krzyknął Artur.
– A co, boisz się, że cię rzuci? Przecież cię kocha! – zaśmiał się Jacek szyderczo.
Mój były milczał przez chwilę.
– Wygrałeś! – warknął wreszcie i wyszedł.
– Załatwione! – powiedział Jacek, po czym przytulił mnie mocno i pocałował.
Od tamtego dnia minęło już kilka lat. Zaszachowany Artur nie odezwał się więcej. Ola uwielbia Jacka i powtarza, że to najlepszy tatuś na świecie. Bo to jest jej tatuś. I niech nikt nie waży się twierdzić inaczej!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”