„Gdy zaszłam w ciążę, postanowiłam wychować syna sama. Po latach jego ojciec dowiedział się o tym i... nie był zachwycony”

samotna matka z synem fot. Adobe Stock, Sergey Nivens
„– Nie chciałam być z kimś, bo dziecko. Nie chciałam cię znienawidzić, bo dziecko. Nie chciałam, żebyśmy darli koty o opiekę nad nim, o pieniądze, o wszystko. Wolałam to sobie poukładać sama, zrozum, tak było lepiej! – zawołałam rozpaczliwie, czując, że za chwilę głos odmówi mi posłuszeństwa”.
/ 07.08.2022 16:30
samotna matka z synem fot. Adobe Stock, Sergey Nivens

Chciałam przyjemnie spędzać czas – w łóżku, czasem poza nim, ale bez definiowania związku, zasad, granic, bez określania przyszłości i tak dalej. Nie chciałam niczego poważnego… Na tamtym etapie mojego życia miałam kilka innych rzeczy na głowie. Mamę, która borykała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, wymagającą pracę, która dawała mi dużo satysfakcji, myślałam też nad założeniem własnej firmy. Nie potrzebowałam do tego wszystkiego mężczyzny w domu, który jak wykastrowany kot będzie żądał opieki i leżał na kanapie. Dziękuję, ale nie.

Igora poznałam typowo, na jakiejś imprezie u znajomych, wypiliśmy za dużo i poniosło nas. Wylądowaliśmy w łóżku, z którego przez kilka dni nie mieliśmy ochoty wychodzić. Nasza znajomość była luźna i oparta na obopólnej dobrowolności. Czasem wpadaliśmy do siebie nawzajem, kupując po drodze jakieś jedzenie na wynos. Czasem gdzieś razem wyskoczyliśmy, ale nie nazywaliśmy siebie parą. Parą przyjaciół z włączoną opcją seksu też niespecjalnie, bo się nie przyjaźniliśmy…

Nie potrzebowałam tatusia-satelity

Gdy spóźniał mi się okres, nie panikowałam. Zdarza się. Ale już test ciążowy pozbawił mnie złudzeń. Miałam kilka opcji. Mogłam usunąć ciążę. Wycieczka na Słowację albo do Niemiec to nie był taki wielki problem; zresztą na tym etapie mogłam zamówić kilka tabletek przez internet i zrobić to sama. Tyle że nie chciałam. Do narodzin dziecka zostało jeszcze kilka miesięcy, zdążę się przestawić i przygotować moje życie pod tę totalną rewolucję – kombinowałam.

– Zresztą może to okazja, na którą czekałam? Nadal nie chciałam mieć w domu faceta, ale o dziecku – kiedyś tam – myślałam.

„Kiedyś tam” właśnie samo się określiło. Los zadecydował za mnie.

Pozostało się podporządkować, no i powiedzieć Igorowi… Tu się zawahałam. Nie byliśmy razem. Tym bardziej nie rozmawialiśmy o wspólnym dziecku, a ja nigdy nie pomyślałam o Igorze jako o potencjalnym ojcu. I co, mam go teraz wpuścić na minę tatusiowania i alimentów? Będzie je płacił, mniej lub bardziej regularnie, spotykał się z łaski albo i nie, a ja będę się musiała z nim konsultować w sprawach dotyczących mojego dziecka.

Nie chciałam kontaktów pełnych pretensji ani dzielenia świąt na pół. Napatrzyłam się na takie akcje u koleżanek z pracy i wystarczy. Postanowiłam, że wychowam moje dziecko sama. Nie byłam zagubioną małolatą. Miałam trzydzieści dwa lata, dobrą pracę, odpowiednie dochody. Naprawdę nie potrzebowałam do szczęcie tatusia-satelity.

Powiedziałam tylko mamie, a ona – choć martwiła się o mnie i maleństwo – rozpromieniła się na tę wiadomość jak gwiazda betlejemska. Powtarzała, że znowu ma po co żyć, na co czekać, kogo wyglądać. Wnuka albo wnuczki. To samo powiedział lekarz, który zlecał kolejne badania mamy.

– Pani mama chyba ostatnio zyskała nowy cel w życiu, bo jej wyniki poszły znacząco do góry, bez żadnej zmiany leków.

No i super.

Zerwałam kontakt z Igorem, zanim ciąża zrobiła się widoczna. Bez żalu, wyrzutów, złości. Po prostu. Podziękowałam mu za czas, który sobie poświęciliśmy, ale to już koniec. Żadne z nas nie miało pretensji do tego drugiego, ale ja miałam swoją małą tajemnicę.

Kiedy urodził się Antek, taki maleńki i słodki, oszalałam na jego punkcie. Był moim małym cudem. Radziłam sobie ze wszystkim, co dotyczyło dziecka, sama. Oczywiście mama mnie wspierała, ile mogła. Aż musiałam ją stopować, prosić, by się oszczędzała.

– Chyba chcesz, żeby Antoś miał babcię jak najdłużej, prawda? Poza tym to moje dziecko i moja odpowiedzialność – powtarzałam, wyjmując jej małego z ramion.

Starałam się być jak najlepszą mamą dla mojego chłopczyka. Na razie nie pytał o tatę, był za mały, ale zastanawiałam się, co mu kiedyś powiem. Skłamać, że jego tata nie żyje? Powiedzieć, że wyjechał? Im starszy robił się Antoś, tym częściej o tym myślałam, bo wiedziałam, że wraz z pójściem do przedszkola zaczną się „niewygodne” pytania. No bo inne dzieci mają tatusiów, a on nie. Nie zdążył się zainteresować…

Dodał dwa do dwóch i zrozumiał

To były trzecie urodziny Antka. Niósł do przedszkola torbę cukierków, która była prawie tak duża jak on. Podskakiwał wraz z nią, tak się cieszył, że poczęstuje dzieci słodyczami. I nagle zobaczyłam, jak z naprzeciwka idzie Igor. Zrobiłabym w tył zwrot, ale on też mnie dostrzegł. Nie było szans na ucieczkę, schowanie się za samochodem, w bramie, gdziekolwiek. Nie widzieliśmy się prawie cztery lata.

„Co on tu robi? Chryste, co ja mu powiem?!” – myślałam gorączkowo.

– Cześć, miło cię zobaczyć po takim czasie – powiedział przyjaźnie. – Nic się nie zmieniłaś, świetnie wyglądasz, chyba nawet lepiej…

– Dziękuję – ucięłam te komplementy. – Ciebie też super zobaczyć, ale spieszymy się.

– A dzisiaj są moje urodziny! – pochwalił się natychmiast Antek.

– O, kolego, to wszystkiego najlepszego. Czy dasz mi cukierka?

Po tym, jak mój syn energicznie pokiwał głową, Igor kucnął i wziął cukierka z torby.

– Dzięki, chłopie. A ile kończysz lat? Nie znam się na…

– Trzy! – Antek wyciągnął przed siebie łapkę, demonstrując trzy wystawione paluszki.

Igor wstał i spojrzał na mnie.

– Kurczę, ale fajny jest. Naprawdę fajny dzieciak. Kiedy ty…

Załapał. Widziałam, jak zmarszczył brwi, jak pociemniały mu oczy. Staliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa, aż w końcu pociągnęłam synka za sobą. Celowo zabawiłam w przedszkolu trochę dłużej, mając nadzieję, że Igor sobie pójdzie, ale nie, niestety czekał na mnie pod wejściem.

Nie odpuścił. Wkrótce spotkamy się w sądzie

– Trzy lata! – syknął. – Przez trzy lata go ukrywałaś. Ilona, kurwa mać! Zerwałaś ze mną trzy i pół roku temu, czyli…

– Nie zerwałam, bo nie byliśmy żadną parą. Uznałam, że tak będzie lepiej. Nie chciałam komplikować ci życia.

Nie zamierzałam kłamać.

Mogłam kluczyć, że wtedy nie wiedziałam. Mogłam udawać, że Antek jest dzieckiem kogoś innego, bo romansowałam nie tylko z nim, ale to już byłoby obrzydliwe.

– Jaja sobie robisz? To jest mój syn!

– Głośniej – warknęłam. – Niech inne matki mają o czym plotkować.

Wyszłam z terenu przedszkola, a Igor za mną. Uczepił się jak rzep.

– Nie byliśmy razem, tym bardziej nie planowaliśmy dziecka – tłumaczyłam mu. – Tak wyszło. To ja podjęłam decyzję, by urodzić Antka, więc to ja jestem za niego odpowiedzialna. Niczego od ciebie nie chcę, ani alimentów, ani… troski, po prostu niczego.

– Ale może ja chcę, co?! – zawołał. – Boże, Ilona, jak mogłaś być tak samolubna! To jest też moje dziecko. Miałem prawo zdecydować razem z tobą. Nie chciałaś mnie przy sobie, okej, ale miałem prawo być przy nim!

– Nie powiesz mi chyba, że wtedy byś się ucieszył z tej wiadomości?

– Nie wiem, nie dane mi było sprawdzić! – znowu podniósł głos. – Boże, mam dziecko, mam dziecko…

– Nawet teraz ledwie możesz oddychać.

– Dziwisz mi się? Właśnie się dowiedziałem, że mam trzyletnie dziecko, które już chodzi, mówi, a w ogóle mnie nie zna. Ilona, ja chcę być ojcem Antka.

– Chyba zgłupiałeś! – wystraszyłam się. – Nie ma takiej opcji!

Weszliśmy na wojenną ścieżkę

Co on wygadywał? Chyba naprawdę był w szoku. Jakim ojcem? Antek miał mnie i babcię. Promienny chłopczyk był tylko mój.

– Antek nie ma ojca – dodałam z mocą.

– A co, może doszło do niepokalanego poczęcia? Zaszłaś w ciążę sama ze sobą? – kpił. – Zrobimy badania DNA i się okaże czarno na białym. Miałem prawo wiedzieć, że zostanę ojcem. Miałem prawo zajmować się moim dzieckiem! Gdybyś mi o tym powiedziała, pewnie bylibyśmy razem…

– Tego nie chciałam! I nadal nie chcę. Nie chciałam być z kimś, bo dziecko. Nie chciałam cię znienawidzić, bo dziecko. Nie chciałam, żebyśmy darli koty o opiekę nad nim, o pieniądze, o wszystko. Wolałam to sobie poukładać sama, zrozum, tak było lepiej! – zawołałam rozpaczliwie, czując, że za chwilę głos odmówi mi posłuszeństwa.

– Super. Zrobiłaś po swojemu. A teraz zrobimy trochę po mojemu. Chcę się spotykać z Antkiem, chcę, żeby wiedział, że jestem jego tatą. Chcę dzielić się kosztami utrzymania i opieką. Nie łudź się, że teraz odwrócę się na pięcie, pójdę w swoją stronę i udam, że nic się nie stało. Ostrzegam, jeśli nie ustąpisz po dobroci, pójdę do sądu.

Długo nie mogłam się pozbierać. Igor już poszedł, a ja dalej stałam pod przedszkolem, starając się uspokoić i nie rozpłakać. Przeszłość mnie dopadła. I co teraz? Mam się zgodzić na jego warunki, czy zabrać dziecko i wyprowadzić się do innego miasta, kraju, uciec gdzieś, gdzie Igor mnie nie znajdzie? A co z mamą, co z moją pracą, co z Antkiem, który miał tu cały świat? I który miał tu tatę, czy mi się to podobało, czy nie. Nie było dobrego rozwiązania tego problemu, tak żeby wszyscy byli zadowoleni.

Igor dzwonił kilka razy, ale nie odebrałam. Nie miałam siły ani odwagi. Łudziłam się, że może zmieni zdanie. Przemyśli sprawę i dojdzie do wniosku, że dziecko to jednak zbyt duży obowiązek. Czekałam, aż da mi spokój albo…

Dziś znalazłam awizo przesyłki sądowej w skrzynce. Zatem wchodzimy na wojenną ścieżkę. Opcja, której chciałam uniknąć. Kiedy patrzę na śpiącego Antosia, boję się, że nasz bezpieczny świat runął na zawsze.

Czytaj także:
„Podróż służbowa zmieniła całe moje życie. Bez żalu wymieniłam skąpca z wiecznym fochem na greckiego marynarza”
„Ojciec zza grobu zgotował mi piekło na ziemi. Tonąłem w długach człowieka, którego od ćwierć wieku nie widziałem na oczy”
„Po moim eks zostało mi dziecko i alergia na facetów. Tym draniom przyświeca jasny cel: zbałamucić, zaliczyć i zostawić”

Redakcja poleca

REKLAMA