„Gdy zachorowałam, to była żona brata była dla mnie wsparciem. Nie miał prawa zabraniać mi tej przyjaźni”

płacząca kobieta fot. Adobe Stock, golubovy
„– I myślisz, że będę trzymać jego stronę, bo to mój brat?! – aż mnie zatkało na taki brak zaufania. – Słuchaj, znam Ludo. Wychowałam go. Zawsze był cholernie samolubny, on jedyny nigdy mi nie pomagał w domu, do tego bywał złośliwy i przykry. Tak, nie patrz tak na mnie, to prawda. Kocham go, rzecz jasna, ale wiem, jaki jest”.
/ 14.09.2023 19:45
płacząca kobieta fot. Adobe Stock, golubovy

Od kiedy pamiętam, koleżanki zazdrościły mi bycia jedyną dziewczyną w rodzinie.

– Masz czterech braci, ale ci fajnie! – mówiły.

– Musisz być w domu traktowana jak księżniczka! – żartowali dorośli.

Zajmowałam się braćmi i domem

Niestety, nie mieli racji. Tylko jeden z braci był starszy ode mnie i czasami faktycznie mi pomagał. Maluchami musiałam zajmować się ja. Nie byłam więc księżniczką, tylko nianią, nauczycielką i służącą.
Mama zachorowała, kiedy miałam dwanaście lat. Nowotwór… Przez trzy lata właściwie to ja prowadziłam dom, bo tata większość czasu spędzał w szpitalu. A potem mama umarła i zostałam sama z ojcem i czterema braćmi. Moje życie absolutnie nie przypominało bajki.

Czarek, nasz najstarszy brat, był w tamtym czasie osobą, na którą najbardziej mogłam liczyć, bo ojciec po śmierci mamy zamknął się w sobie. Cezary był przystojnym chłopakiem, bardzo dobrze wychowanym, inteligentnym, więc nic dziwnego, że przez nasz dom przewalały się tabuny zainteresowanych nim dziewczyn. Dla mnie to były najlepsze momenty tygodnia.

Szukałam przyjaciółki

– Kasia dzisiaj przyjdzie? – dopytywałam się o kolejną dziewczynę brata. – Może mi pomoże wybrać sukienkę na dyskotekę?
Kiedy zerwał z Kasią, przychodziła Milena.

– Muszę zapytać, co robi z włosami, że ma takie błyszczące – trajkotałam.

Była też Zuza i Weronika. Z każdą usiłowałam się zaprzyjaźnić, tym bardziej że często były to dziewczęta w moim wieku lub niewiele starsze. Nie miałam siostry, więc próbowałam obsadzić w tej roli sympatie Czarka. Jedne traktowały to z pobłażliwością, inne mnie spławiały. Ja cieszyłam się z tych okruchów uwagi i czasu, które mi poświęcały. Dziewczyna mieszkająca w domu pełnym facetów naprawdę potrzebuje pogawędki albo rady innej młodej kobiety.

– Ty nie masz koleżanek w szkole? – zapytał kiedyś Ludo, czyli Ludwik, mój o rok młodszy brat, któremu też „podkradałam” dziewczyny.

– Mam. W szkole – podkreśliłam ostatnie słowo. – Tyle że po szkole to one zawsze gdzieś chodzą razem, a ja zasuwam do was, do domu! – wyrzuciłam z siebie. – Może jakbyś czasem ugotował coś dla Benka i Jacka albo zrobił i rozwiesił pranie, to bym miała czas, żeby iść z koleżankami na pizzę! Ale jakoś nie mam, wiesz?

– Rany, nie musisz mieć do mnie pretensji, że się nie umiesz z nikim zaprzyjaźnić – mruknął i poszedł obrażony.

To mnie zabolało bardziej niż fakt, że tak naprawdę dziewczyny nie chciały się ze mną przyjaźnić. Kiedyś na przerwie schowałam się w jednej z kabin w łazience, bo już miałam dosyć samotnego siedzenia na parapecie. Wpadła tam grupa dziewczyn z mojej klasy i przez przypadek dowiedziałam się, jak mnie postrzegają.

– Słuchajcie, Wanda wczoraj szła ze mną na przystanek i spotkałyśmy Oskara. Zobaczył mnie z nią! Ale przypał! Jak mam to teraz odkręcić?

– Rany, szła z tobą w tej obleśnej bluzie z lumpeksu? No nie! Może powiesz mu, że szła do ciebie posprzątać, bo twoja matka ją zatrudniła? Ha, ha, ha

– O, dobre! Tak mu powiedz! Wiadomo, że ona jest z biednej rodziny, Oskar może nawet uwierzy.

Mój brat zatem nie miał racji. To nie ja nie umiałam się przyjaźnić. To koleżanki mnie odrzucały, bo byłam biedna, z wielodzietnej rodziny i ubierałam się w znoszone rzeczy.

Dom pełen mężczyzn

W dorosłym życiu było trochę lepiej. Zaczęłam pracować w sklepie sportowym i przynajmniej mogłam fajnie się ubierać. Kierownictwo pozwalało nam wypożyczać sprzęt do testowania, żebyśmy potem mogli pomagać klientom w wyborze, więc uprawiałam sport i miałam niezłą figurę. Stać mnie też było na fryzjera i kosmetyki. Czasami żałowałam, że teraz interesują się mną tylko mężczyźni. Szkoda, że nie byłam taka „cool” w szkole. Na pewno miałabym wtedy przyjaciółki

Jednym z tych mężczyzn, którzy się mną zainteresowali był Filip, zapalony rowerzysta, któremu zaimponowała moja wiedza na temat przerzutek. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczęłam się z nim umawiać, Czarek oznajmił rodzinie, że idzie do seminarium.

– Naprawdę? Więc się nie ożenisz? – zmartwiłam się. – Myślałam, że niedługo będę mieć bratową.

Ale cóż, z powołaniem się nie wygra, więc Czarek odszedł z domu, pozostawiając zastępy rozczarowanych tym faktem młodych kobiet.

Życie toczyło się dalej, Filip poprosił mnie o rękę, wzięliśmy ślub i urodziłam… bliźnięta. Dwóch chłopców.

– Czy to jest jakieś genetyczne? To rodzenie chłopców? – zapytałam męża zupełnie serio. – Moja mama urodziła czterech, ja za pierwszym zamachem dwóch. Chcę mieć córkę! Całe życie wśród chłopów! Co za los.

Dziewczyna brata

Ale właśnie wtedy w naszej rodzinie pojawiła się Laura. Była dziewczyną Ludo, energiczną blondynką uwielbiającą jazdę na rolkach i psy.

Laura była fantastyczna. Złapałam z nią niesamowity kontakt, naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy. Dlatego, kiedy razem z Ludo oznajmili, że biorą ślub, nie zdziwiłam się, że zostałam poproszona na druhnę.

Nigdy nikomu się do tego nie przyznałam, ale ślub Laury ekscytował mnie dużo bardziej niż mój własny. Kiedy ja się przygotowywałam do zamążpójścia, sama wybrałam pierwszą lepszą suknię, umówiłam się do przypadkowego fryzjera i nie obchodziło mnie menu czy dekoracje sali. Ale teraz wszystko było ważne!

– Całą noc siedziałaś przed komputerem? – zapytał Filip, widząc mnie z podkrążonymi oczami.

– Tak, szukałam fryzury ślubnej dla Laury – przytaknęłam.

Spędzałam też godziny na przeglądaniu zdjęć z sukniami, razem z nią obejrzałam buty chyba w dwudziestu sklepach.

Naprawdę świetnie było robić te wszystkie rzeczy. Oczywiście pod pretekstem zakupów gadałyśmy jak najęte. Uwielbiałam spędzać z nią czas i byłam szczęśliwa, że będzie moją rodziną.

Ślub był przepiękny. Udzielał go Czarek, moi bliźniacy podawali obrączki, a siostrzenice Laury sypały kwiatki. Poznałam oczywiście cała rodzinę bratowej, przesympatyczną mamę i dwie siostry. Zrobiłyśmy sobie nawet z nimi zaimprowizowany wieczór panieński. Były kolorowe drinki, przepyszne jedzenie i babska gadanina, przeplatana co chwilę wybuchami śmiechu aż do rana.

Nie widział, że ma świetną żonę

Rok po ślubie Ludo i Laura przeprowadzili się dalej od nas, ale to nie zaburzyło naszej przyjaźni. Wciąż spotykałam się z bratową niemal co tydzień, dzwoniłyśmy to siebie i pisałyśmy codziennie.

Gdzieś półtora roku po weselu Laura zrobiła się dziwna. Widziałam, że jakby przygasła, ale usilnie wmawiała mi, że wszystko jest okej.

– Mów albo się wścieknę! – zażądałam w końcu. – Dobrze cię znam i wiem, kiedy coś się dzieje. Czy mój braciszek znowu coś zrobił? Jeśli tak, to przysięgam, że skopię tyłek szczeniakowi!

To miał być żart, ale po minie bratowej zorientowałam się, że trafiłam w sedno. Ona i Ludwik mieli problemy.

– Może to moja wina… – mówiła cicho. – Myślałam, że po ślubie będzie jak dawniej, że będziemy spędzać ze sobą czas, chodzić na randki… Ale wiesz, jego prawie nigdy nie ma w domu, a kiedy ja chcę coś robić razem z nim, on się wścieka, że go ograniczam i się do niego przysysam.

Okazało się, że mój brat nie umie rozstać się z kolegami, wyjściami na piwko i na mecz, graniem w kosza i chodzeniem całą bandą facetów na siłownię. Laura chciała z nim trenować, ale zdenerwował się, że chce na nim „wisieć” w siłowni. Z kolei wyjście z nią na rolki zupełnie mu nie pasowało.

– Ciągle mnie zbywa, mam wrażenie, że mu przeszkadzam.

– On po prostu… – nie wiedziałam, jak usprawiedliwić brata – całe życie spędził z braćmi i kumplami. To chyba to. Nie wie, jak to jest żyć w związku z kobietą.

Byłam zła na Ludo. Miał cudowną żonę a zachowywał się, jakby miał ją za nic! Kompletnie się nie starał, co gorsza, torpedował jej próby naprawienia tego związku.

– Jesteś egoistycznym, niewdzięcznym dupkiem! – wygarnęłam mu któregoś razu. Byliśmy na balkonie, w domu taty trwało świętowanie jego imienin. – Zacznij dbać o Laurę, bo cię zostawi. Taka kobieta jak ona długo nie będzie samotna!

– No to niech zostawi – wzruszył ramionami. – Ja nie jestem piesek pokojowy, żeby mnie trzymać na smyczy. Potrzebuję powietrza, rozumiesz.

– Kopa w d… potrzebujesz! – warknęłam, bo solidnie mnie rozzłościł.
Głupie gadanie! Przecież nie po to brali ślub, żeby się rozstawać po niespełna dwóch latach!

Rozwód wisiał w powietrzu

A jednak Laura zaczęła też o tym przebąkiwać. Miała już dosyć swojego nieczułego, wiecznie nieobecnego męża, który traktował ją jak zło konieczne. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby urodzić dziecko w takich okolicznościach. Była więc coraz bardziej nieszczęśliwa, ale przy mnie starała się nie narzekać na Ludwika.

– To twój brat – wydusiła z siebie kiedyś, kiedy zapytałam, dlaczego go kryje. – Wy jesteście rodziną, ja jestem ta obca.

– I myślisz, że będę trzymać jego stronę, bo to mój brat?! – aż mnie zatkało na taki brak zaufania. – Słuchaj, znam Ludo. Wychowałam go. Zawsze był cholernie samolubny, on jedyny nigdy mi nie pomagał w domu, do tego bywał złośliwy i przykry. Tak, nie patrz tak na mnie, to prawda. Kocham go, rzecz jasna, ale wiem, jaki jest. Nie zasługuje na ciebie nawet w jednym procencie i jest wielkim szczęściarzem, że go wzięłaś. A jeśli to schrzani, to powiem mu w twarz, że to jego wina i tym razem ja po nim sprzątać nie będę!

Chyba powiedziałam to w złą godzinę, bo parę tygodni później Ludo powiedział ojcu, że się rozwodzi. Ja dowiedziałam się tego od naszego najmłodszego brata, który wciąż mieszkał z tatą. Natychmiast zadzwoniłam do Laury.

– Nie chciałam ci mówić, bo myślałam, że to jeszcze jest do uratowania… – pociągnęła nosem. – Ale Ludwik podjął decyzję. Mówi, że nie mamy dzieci, oboje jesteśmy młodzi i nie ma sensu, żebyśmy się ze sobą męczyli. No to przestaniemy się męczyć – zaśmiała się gorzko.

Starałam się ją wspierać. Widziałam, jak była rozbita. Pocieszałam ją, teraz to ja karmiłam ją eklerkami. Nie sądziłam, że robię coś nie tak.

Ludwik miał do mnie pretensje

– Cześć. Co się dzieje? – Ludo nie bawił się w subtelności, dzwoniąc do mnie. – Przecież wiesz, że rozwodzę się z Laurą.

– Wiem. Jesteś idiotą, ale to twoja sprawa. Po co dzwonisz?

– Bo trzymasz stronę mojej byłej! – wrzasnął mi do ucha. – Jesteś moją siostrą chyba, no nie?! Więc przestań się nad nią użalać, zabierać ją na obiadki i obgadywać własnego brata! Tak się nie robi! Jesteśmy rodziną!

Zatkało mnie. On śmiał mi mówić, z kim mam jadać i rozmawiać?! On mi czegoś zabrania?! Powiedziałam, że może sobie wsadzić swoje zakazy w buty, to może będzie wyższy, i się rozłączyłam.

Ale Ludo na tym nie poprzestał. Laura zadzwoniła z płaczem – naskoczył na nią, że „nastawia przeciwko niemu jedyną siostrę” i on się na to nie zgadza. Aż się zagotowałam. Nagle byłam ukochaną, jedyną siostrą, której względy tak się dla niego liczyły?

Okazało się jednak, że nie tylko dla niego. Poparł go też Beniamin, nasz najmłodszy brat. Jacek i ojciec starali się wypowiadać dyplomatycznie i nie pchać między mnie i Ludo, ale wyczuwałam ich dezaprobatę. Jedynie Czarek zdawał się mnie rozumieć.

– Przyjaźnisz się z Laurą – stwierdził.

– Przyjaźń to piękna rzecz, dar Boży, tak samo jak miłość. Jeśli nie krzywdzisz tym Ludo, a naprawdę tak mi się nie wydaje, to ignoruj jego fochy i zostań z przyjaciółką.

Mogłam liczyć tylko na Laurę

Niestety, wsparcie jednego brata, który mieszkał daleko od rodziny, niewiele mi pomogło. Pozostałe rodzeństwo mnie otwarcie potępiało, w końcu przyłączył się do nich i tata. Wszyscy mężczyźni z mojej rodziny mnie unikali, sugerowali też, że muszę się zdecydować: trzymam stronę brata czy jego byłej już żony.

Miarka się przebrała, kiedy Ludo tak zmanipulował Jacka, że ten nie zaprosił mnie i mojego męża na przyjęcie z okazji obrony magisterki!

– Bo wiesz, to głupia sytuacja… – wymamrotał, kiedy do niego zadzwoniłam z pretensjami. – Ludo to nasz brat, a rodzina musi stać za sobą murem. A ty trzymasz sztamę z jego byłą żoną…

Właśnie wtedy postanowiłam, że rozwiążę to raz na zawsze.

- Wiesz co, Ludwik? – powiedziałam do brata, który robił z siebie wielką ofiarę.

– Ty sobie zaraz znajdziesz nową dziewczynę, więc nie rób z siebie męczennika. Ja jednak nie znajdę sobie nowej przyjaciółki i powiem ci, że nawet nie zamierzam szukać. Będę utrzymywać kontakty z Laurą, czy ci się to podoba czy nie. To, czy ty i reszta będziecie utrzymywać kontakt ze mną, to tylko i wyłącznie wasza decyzja.

I stało się tak, że przez jakiś czas nie byłam zapraszana na rodzinne spotkania. Bolało mnie to, ale w zamian miałam wyjazdy z Laurą, jej wsparcie i przyjaźń.

Wiele razy martwiła się, że przeze mnie poróżniłam się z rodziną. Mówiłam, że to nie przez nią. To przez nich.

Nagle zachorowałam

A potem przyszła diagnoza. Jednego dnia moje życie wywróciło się do góry nogami. Miałam nowotwór.

Laura wtedy już miała nowego partnera; znałam Krzyśka i bardzo go lubiłam. Był lekarzem, więc pomógł mi w przechodzeniu przez wszystkie formalności i procedury medyczne.

– Podczas sesji chemioterapii ktoś może przy tobie być – powiedział. – Na pewno nie chcesz zawiadomić braci albo ojca?

Nie! Zacięłam się w sobie. Chciałam ich ukarać za to, że mnie odrzucili. Nie zadzwoniłam do żadnego z nich, nawet do Czarka, bo wiedziałam, że powie reszcie. Filipowi także stanowczo tego zabroniłam.

Gdy maszyny pompowały we mnie chemię, siedziała przy mnie Laura.

– Dzięki, że ze mną jesteś… – powiedziałam podczas którejś sesji. –  Filip musi pracować. Gdyby nie ty, byłabym z tym sama.

– Nie. Gdyby nie ja, miałabyś tu rodzinę – uśmiechnęła się smutno, a ja byłam tak wyczerpana, że nawet nie miałam siły po raz kolejny zaprotestować

Po zakończeniu chemioterapii byłam zupełnie bez sił. Moi synowie byli bardzo żywymi dziećmi i wymagali stałej uwagi. Krzysiek doradził, by Filip zabrał ich do matki na czas mojej rekonwalescencji.

– Musisz mieć spokój, nie możesz zajmować się domem. Ktoś musi zająć się tobą.

Na początku była to oczywiście Laura, ale miałam wyrzuty sumienia, że tak ją angażuję. Kiedy Laura wyjechała na weekend, spróbowałam sama iść po zakupy i… zemdlałam w dusznym markecie. Nawet nie miałam przy sobie komórki.

Wtedy, gdy karetka zawiozła mnie na izbę przyjęć, po kilku godzinach ktoś po mnie przyjechał. To był Beniamin. Powiedział, że Laura nie mogła się do mnie dodzwonić i go zaalarmowała. Filip był za daleko.

– Jak mogłaś nam nie powiedzieć?! – był przerażony.

Tamtego dnia przyjechali do mnie wszyscy prócz Czarka. Ludo odkurzył mi dom, Benio zrobił zakupy, Jacek zajął się praniem i myciem naczyń. Wszyscy moi bracia byli poruszeni i widać było, że moja decyzja by ich nie powiadamiać o chorobie mocno ich dotknęła.

– To moja wina – powiedział w końcu Ludo. – Zachowałem się jak samolubny dupek. Przepraszam cię. I was wszystkich.

Na szczęście, choroba się cofnęła. Filip i bliźniacy wrócili do domu, ja pomału zaczęłam odzyskiwać siły. Oczywiście, nie dało się uniknąć konfrontacji Ludo i Laury. Kiedy w końcu przypadkowo  spotkali się u mnie w domu, przywitali się nie może nie wylewnie, ale uprzejmie. Wiedzieli, że pewnie będą spotykać się częściej. Dlaczego? Ponieważ Laura jest moją przyjaciółką, a Ludo – bratem. Będą więc spotykali się podczas imprez u mnie w domu, bo zawsze będę zapraszać oboje.

Czytaj także: „Babcia najpierw nas testowała, a potem wyrolowała ze spadkiem. Miały być diamenty, a jest figa z makiem”
„Na studiach lubiłem bawić się kobietami. Po latach jedna z nich została moją szefową. Bałem się, że się zemści”
„Kochałem się z sekretarką na biurku mojej żony. Maria uknuła intrygę, by puścić mnie z torbami i wynajęła testerkę wierności”

Redakcja poleca

REKLAMA