„Gdy wygrałam w lotto, córki od razu wyciągnęły łapy po kasę. Myślą, że jak jestem stara, to nie mam na co wydawać pieniędzy?”

matka, od której córki chcą pieniędzy fot. Adobe Stock, fizkes
„– Mamo, Kaśka powiedziała, że ty całą kasę z wygranej chcesz wydać na jakieś zachcianki. Prawda to? – Karolina spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Nie możesz tak zrobić. My mamy takie potrzeby, a ty chcesz rozpuścić tyle pieniędzy? Przecież ich nie potrzebujesz, powinnaś się z nami podzielić”.
/ 14.12.2022 14:30
matka, od której córki chcą pieniędzy fot. Adobe Stock, fizkes

– Wiesz, mamuś, jak podzielisz już kaskę, to wreszcie spłacimy z Wojtkiem ten cholerny kredyt – stwierdziła Katarzyna z uśmiechem, sadowiąc się za stołem w kuchni.

Patrzyłam na nią zaskoczona. O czym ona mówi?

Kilka tygodni temu trafiłam w lotto sporą kwotę pieniędzy. Nie miałam jednak zamiaru dzielić swojej wygranej. Niby dlaczego miałabym to zrobić? Obie moje córki miały własne domy, do których im się dołożyłam finansowo. Obie pracowały i obie miały pracujących mężów. I to całkiem nieźle zarabiających. Owszem, planowałam dla każdego kupić ładny prezent. Nawet swoich zięciów wzięłam pod uwagę. Ale to miały być tylko prezenty.

Reszta pieniędzy była moja. I miałam już plany na to, jak je wydam. Sama i na siebie… Całe życie ciężko pracowałam, a teraz miałam ochotę pojechać do sanatorium, zwiedzić trochę świata, wyremontować mieszkanie i może… Chciałam jeszcze zrobić prawo jazdy i kupić sobie samochód. Taki prosto z salonu.

To moje pieniądze, mogę z nimi zrobić, co zechcę

– Posłuchaj, Kasiu – odezwałam się, bo moja córka najwyraźniej czekała na to, co powiem. – Ja nie zamierzam nic dzielić, kochanie.

– Ależ mamo! – oburzyła się tak bardzo, że aż podniosła głos. – Chcesz wszystko wydać sama? Nie podzielisz się z nami? Przecież wiesz, że mamy z Wojtkiem kredyt do spłacenia.

– Dołożyłam wam sporo pieniędzy, jak wykańczaliście dom, prawda?

– No niby prawda, ale…

– Nie ma ale, kochanie. Oboje pracujecie, nieźle zarabiacie…

W sumie to sądziłam w duchu, że są bardzo rozrzutni. Kupowali ogromne ilości jedzenia, którego połowa lądowała na śmietniku, bo nie zdążyli zjeść, zanim się zepsuło. Liczba zabawek i ciuchów, jaką miały obie wnuczki, również przechodziła moje wyobrażenie. Uważałam, że na tym wszystkim można byłoby zaoszczędzić sporo pieniędzy.

– Kredyt wzięliście taki duży, bo chcieliście, aby wykończenie domu było z najwyższej półki. No i teraz trzeba go spłacać.

– No i dlatego powinnaś nam pomóc – wtrąciła się Kasia.

– Powinnam? Dużo wam już pomogłam, moja droga. Jesteście młodzi, dorabiajcie się. Ja już nie mam takich możliwości.

– To znaczy, chcesz mi powiedzieć, że się z nami nie podzielisz? – Kasia nie kryła oburzenia. – A na co tobie tyle pieniędzy?

– Chcesz powiedzieć, że jestem już stara i nic mi się nie należy?

– No nie, ale na co chcesz wydać tyle pieniędzy? Przecież ty…

– Kasiu, bardzo cię proszę, nie denerwuj mnie! – teraz ja podniosłam głos. – Mam swoje plany i nie muszę się z nich spowiadać.

Katarzyna poderwała się gwałtownie, o mało nie wylała herbaty.

– Nie myślałam, że jesteś taka, taka… – jąkała się, szukając odpowiedniego słowa, a ja milczałam zaskoczona.

Zawsze miałam dobry kontakt z córkami, a teraz nagle Katarzyna zachowywała się jak ktoś obcy.

– No, jaka jestem? Powiedz mi, Kasiu – zapytałam w końcu.

Skąpa – rzuciła moja córka, ale odnosiłam wrażenie, że to nie było to, co chciała powiedzieć. – Amelia, idziemy! – krzyknęła do córeczki, która w dużym pokoju oglądała bajkę.

Wyszła obrażona, obrażona dlatego, że odmówiłam jej pieniędzy. No cóż, może zrobiłam to po raz pierwszy w życiu? Dotychczas oszczędzałam głównie na sobie, córkom nie odmawiałam nigdy. Dlaczego teraz zmieniłam zdanie? Chyba nagle zdałam sobie sprawę, że mnie nikt nie daje, tak muszę gospodarować, żeby mi starczało. A jestem już w tym wieku, że jeśli teraz nie zrobię czegoś tylko dla siebie, to już najprawdopodobniej nigdy. Dotąd żyłam dla męża, dla córek, pomagałam rodzicom, przyzwyczaiłam wszystkich, że taka właśnie jestem. Teraz postanowiłam pożyć trochę tylko dla siebie.

Moje potrzeby nigdy się nie liczyły

W ubiegłym roku, kiedy odeszłam na emeryturę, miałam smutny epizod swojego życia. Żadna z córek o tym nie wiedziała, one nie miały czasu się nade mną użalać. Miały dzieci, mężów, były zajęte.

Nie marudź, mamo – mówiły, kiedy próbowałam porozmawiać. – Zajmij się czymś, teraz dopiero masz luksus, nie musisz chodzić do pracy, możesz odpoczywać.

A ja czułam się źle, nie potrafiłam odpoczywać, nie mogłam spać, z dnia na dzień miałam coraz mniej sił. Zrobiłam badania, wyszły nawet nieźle. Pani doktor wysłała mnie do psychiatry, twierdząc, że mam depresję. Poszłam, diagnoza się potwierdziła. Chodziłam na terapię, brałam nawet leki, a moje córki nawet o niczym nie miały pojęcia. Jakoś się wykaraskałam, wydobyłam na wierzch, ale sama musiałam się o to starać, nikt mi nie pomagał. Mój dobry kontakt z córkami polegał głównie na tym, że kiedy tylko mnie potrzebowały, byłam na zawołanie.

Nigdy nie bywało odwrotnie. Wtedy właśnie stwierdziłam, że muszę pomyśleć o sobie. Zapisałam się na Uniwersytet Trzeciego Wieku. Po to tylko, żeby wyjść do ludzi, żeby móc z kimś porozmawiać, nie siedzieć samej w domu. A potem niespodziewanie dla wszystkich i dla mnie samej ta wygrana.

Może trzeba było nikomu o niej nie mówić, nie przyznawać się, może tak byłoby wygodniej, lepiej, spokojniej, ale nie potrafiłam. Cieszyłam się, chciałam się pochwalić, chciałam, żeby córki też się ze mną cieszyły, żeby się cieszyły, że matce tak się udało, tak poszczęściło. Niestety, najwyraźniej one tę radość chciałyby dla siebie.

Następnego dnia zaraz po pracy pojawiła się u mnie starsza córka Karolina. Akurat szykowałam się do wyjścia na zajęcia uniwersytetu.

– Wybierasz się gdzieś, mamo? – spojrzała zaskoczona.

– A dlaczego cię to dziwi?

– Nie, nie dziwi, ale myślałam, że po zakupy chodzisz rano.

Roześmiałam się.

– Tak, po zakupy na ogół chodzę rano. Teraz idę na spotkanie Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

W ogóle nie zareagowała.

– Porozmawiać chciałam.

– No to mów, kochanie, bo trochę się spieszę, widzisz…

– Nic się nie stanie przecież, jak raz nie pójdziesz – stwierdziła, nie spytała, tylko stwierdziła. – Mamo, Kaśka powiedziała, że ty całą kasę z wygranej chcesz wydać na jakieś zachcianki. Prawda to? Nie możesz tak zrobić. My mamy takie potrzeby, a ty chcesz rozpuścić tyle pieniędzy?

– To moje pieniądze, Karolinko – zaznaczyłam spokojnie. – Mogę je sobie „rozpuścić”, nie sądzisz?

– Twoje, twoje – powtarzała Karola – no tak, twoje, bo twoja wygrana. Ale masz przecież nas, masz rodzinę, więc te pieniądze są też nasze. Powinnaś się z nami podzielić.

– Tak uważasz? Ze mną jakoś nikt się niczym nie dzieli.

– Mamuś, no sama powiedz, po co tobie tyle pieniędzy?

Westchnęłam. Znowu ta śpiewka!

– Uważasz, że ja już nic nie potrzebuję? Że jestem starą babą, która ma siedzieć w kącie i czekać na śmierć?

– Rany, nic takiego nie powiedziałam. Wiem tylko, że nie potrzebujesz tych pieniędzy. Co z nimi zrobisz?

Nie chcę się z nimi kłócić o kasę...

Zdenerwowałam się. Ona mi będzie mówić, czego potrzebuję, a czego nie.

– A ty potrzebujesz? – spytałam.

Chcieliśmy pojechać na wakacje do Egiptu. No wiesz, my dwoje i dwoje dzieci to trochę kosztuje.

– Ja też wybieram się na wakacje – stwierdziłam.

– Oj, mamo, pewnie do Ustki. Dobrze wiesz, że starczy ci na to z emerytury – rzuciła lekceważąco.

– Karolina! – pierwszy raz podniosłam głos – dokąd pojadę na wakacje, to moja sprawa. A swoje pieniądze wiem, jak wydać. Przykro mi, że jesteś niezadowolona, ale nie będę ich dzielić. Kupię każdemu z was prezent, drogi i ładny, obiecuję. Ale to tyle. A teraz bardzo cię przepraszam, ale naprawdę się spieszę. Nie dzwoniłaś, że przyjdziesz, więc…

Nie wiedziałam, że muszę się zapowiadać z wizytą do rodzinnego domu! – warknęła ze złością.

– Nie musisz, ale mogłabyś. Przecież równie dobrze mogłoby mnie nie być.

Karolina wyszła jeszcze bardziej obrażona niż Kasia wczoraj. Czułam, że to jeszcze nie koniec afery, ale nie zamierzałam ustępować. Cóż, ja sama zapracowałam sobie na to, że córki traktują mnie tak lekceważąco. Ważne były tylko one i ich sprawy, moje nie liczyły się nigdy.

Obie dziewczyny nie odpuściły. Nagle zaczęły mnie odwiedzać tak często jak jeszcze nigdy, nawet pogadać miały czas. Dopiero kiedy wchodząc do pokoju z kawą, zastałam Karolinę buszującą w kredensie, wybuchłam.

Czego ty tu szukasz?

– Niczego – odskoczyła gwałtownie.

– Karola, czy ty masz mnie za idiotkę? Myślisz, że trzymam pieniądze za filiżankami? A może pod materacem?

O czym ty mówisz, mamo?

– Zresztą nieważne, gdzie trzymam pieniądze, nawet gdyby leżały na stole, to one są moje!

– Ojej, no ale mogłabyś się trochę z nami podzielić…

– Karolina, brakuje ci czegoś? Gdybyś nie miała dzieciom co dać jeść, gdybyś potrzebowała na leczenie, dałabym ci wszystko bez zastanowienia. Ale ty chcesz na przyjemności. Ja też chcę na przyjemności.

Obraziła się, wyszła, trzaskając drzwiami, a ja jeszcze tego samego dnia wykupiłam sobie wycieczkę do Finlandii. Zawsze chciałam zobaczyć Dolinę Muminków. Co mi tam, teraz mogę to zrobić bez zastanowienia.

Żadna z córek nie skontaktowała się ze mną. Obie były pogniewane. Przed samym wyjazdem zadzwoniłam i poinformowałam je, że wyjeżdżam na dziesięciodniową wycieczkę. Rozmawiały ze mną sucho. Postanowiłam, że po powrocie zrobię dla każdej z nich darowiznę i jednak podzielę się z nimi pieniędzmi. Może nie będę dzielić na trzy równe części, ale niech mają od babci na wakacje. Nie mogę przecież być skłócona z córkami przez pieniądze. W końcu jakby nie było, mam tylko je dwie.

Czytaj także:
„Były mąż choć założył już nową rodzinę, krążył wokół mnie jak sęp. Myślałam, że chce wrócić, ale on uknuł inny plan”
„Moja siostrzenica to rozpieszczona diwa. Nic dziwnego, że mąż ją zostawił, ale byłam w szoku, gdy dowiedziałam się dla kogo…”
„Każde święta są dla mnie koszmarem. Szorowanie, gotowanie, przyjmowanie gości… W tym roku w końcu się postawiłam!”

Redakcja poleca

REKLAMA