Mój mąż zawsze pragnął dziecka. I chociaż ja chciałam jeszcze trochę poczekać, to zgodziłam się, aby sprawić przyjemność Markowi. Nigdy nie przypuszczałam, że kilka miesięcy po porodzie okaże się, że moja córka ma brata. A wszystko dlatego, że jej tatuś nie potrafił oprzeć się ponętnej położnej.
Czas najwyższy na dziecko
Gdy przekroczyłam magiczną barierę 30 lat, coraz więcej osób z kręgu rodziny i znajomych zaczęło dopytywać o to, kiedy zamierzam zostać matką.
— A nie myślałaś o tym, aby powiększyć rodzinę? — zapytała mnie przyjaciółka, która sama była szczęśliwą mamuśką uroczych bliźniaków.
— Chciałabym zostać babcią jeszcze w takim wieku, aby móc bawić się z wnukami — mówiła mi mama na niemal każdym spotkaniu.
— Chciałbym nauczyć wnuka jazdy na rowerze i gry w piłkę — wtórował jej tata.
I tak niemal każdego dnia. Raptem każdy chciał wiedzieć, kiedy z mężem mamy w planach powiększenie rodziny. Zresztą Marek też zaczynał drążyć ten temat.
— Słuchaj Kaśka. Nie uważasz, że przyszedł ten czas, aby w końcu pomyśleć o dziecku? — zapytał mnie któregoś wieczoru, gdy otworzyliśmy wino i usiedliśmy na kanapie, aby obejrzeć kolejny odcinek naszego ulubionego serialu.
Nie zdziwiło mnie to pytanie. Mój mąż zawsze chciał zostać ojcem i tylko kwestią czasu było to, kiedy zacznie wspominać o potomku. Już na początku małżeństwa ustaliliśmy, że wprawdzie trochę poczekamy z decyzją o ciąży, ale na pewno zdecydujemy się na dziecko. Tylko problem polegał na tym, że ja nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.
— Przecież mamy jeszcze czas — powiedziałam wymijająco. — Jeszcze nie musimy podejmować decyzji, która przecież zmieni całe nasze życie — dodałam z nadzieją, że te słowa sprawią, iż mój mąż chwilowo odpuści. Jednak tak się nie stało.
— No właśnie nie mamy — odparł Marek. — Nie jesteśmy już najmłodsi — dodał.
— Nie przesadzaj — odburknęłam.
Chciałam mu powiedzieć, że żyjemy w czasach, w których kobiety bardzo często rodzą dzieci po 30, a nawet 40 roku życia. I jakoś nikogo to nie dziwi. Jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się przed wypowiedzeniem tych słów. Uświadomiłam sobie, że Marek ma sporo racji. Im później zdecyduję się na dziecko, tym trudniej będzie mi zajść w ciążę. Poza tym chciałam być na tyle młodą matką, aby mieć siłę na wychowanie dziecka. I to chyba przeważyło. Razem z mężem doszliśmy do wniosku, że to jest dobry moment, aby postarać się o powiększenie rodziny.
Zaczęliśmy starania o dziecko
Jeszcze tego samego wieczoru przystąpiliśmy do realizacji naszego planu. I okazało się, że to wcale nie jest takie proste.
— Musi pani uzbroić się w cierpliwość — uspokajał mnie mój lekarz.
Ale ja wcale nie byłam spokojna. Pomimo kilku miesięcy starań test ciążowy wciąż nie chciał pokazać dwóch kresek. Zaczęłam już nawet sobie wmawiać, że to tylko i wyłącznie moja wina. „Za długo zwlekałam z decyzją o ciąży” — wyrzucałam sobie za każdym razem, gdy okazywało się, że i tym razem nasz plan nie wypalił.
— Kochanie, to nic takiego. W końcu się uda — uspokajał mnie Marek. Ale widziałam, że i on jest coraz bardziej zaniepokojony. A to wcale mnie nie uspokajało.
I kiedy już myślałam o tym, aby udać się po profesjonalną pomoc, to stał się cud. Już od kilku dni czułam się kiepsko — mdłości, bóle brzucha i ogólne osłabienie. Nie chciałam robić sobie zbyt wielkiej nadziei, bo wiedziałam, że rozczarowanie może być bardzo duże. Ale kiedy robiłam test ciążowy, to w duchu modliłam się o dwie kreski. „O Boże” — wyrwało mi się, gdy spojrzałam na wynik.
— Marek, Marek! — zaczęłam krzyczeć. Mój mąż przybiegł do łazienki. Na jego twarzy malował się niepokój.
— Co się stało? — zapytał przerażony. A potem spojrzał na test ciążowy, który wciąż trzymałam w ręce.
— Czy to jest to, co myślę? — zapytał szeptem. Pokiwałam głową.
— Jestem w ciąży. Nie mogę w to uwierzyć — wyszeptałam. I niemal od razu zaczęłam płakać. Sama siebie nie podejrzewałam o taką reakcję. Jeszcze kilka miesięcy temu myślałam, że jest za wcześnie na dziecko. Teraz to była najpiękniejsza chwila mojego życia. Pierwszy raz od naszego ślubu pomyślałam, że nasza miłość wreszcie się dopełniła.
Od razu to zauważyłam
Całą ciążę przeleżałam w łóżku. Nie dość, że znosiłam ją bardzo źle, to na dodatek pojawiło się ryzyko, że nie donoszę jej do końca. W takiej sytuacji musiałam zapomnieć nie tylko o pracy, ale też o jakiejkolwiek aktywności. To mi nie służyło, a wszystkie swoje frustracje wyładowywałam na Marku. Byłam na niego zła, że on może korzystać z życia, a ja muszę leżeć całymi dniami w łóżku.
Dlatego z ogromną ulgą powitałam moment, gdy poczułam, że zaczynam rodzić. Obudziłam Marka w środku nocy i kazałam zawieźć się do szpitala.
— To już? — zapytał półprzytomny.
— Już — odpowiedziałam.
Sam poród był okropny. Na całe szczęście zarówno lekarz, jak i położna okazali się wielkimi profesjonalistami.
— Gdyby nie pani, to moja żona bardzo by cierpiała — powiedział Marek do położnej, która właśnie podała mi znieczulenie.
Potem obdarzył ją jednym ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów. A ja — pomimo bólu — poczułam lekką zazdrość. I może szybko by mi ona przeszła, gdyby nie ciągłe zachwyty mojego męża nad tą konkretną pracownicą służby zdrowia.
— Trafiła ci się doskonała położna — mówił z zachwytem. — Ta kobieta to prawdziwy anioł — przekonywał mnie za każdym razem, gdy położna pojawiała się w mojej sali.
Kilka godzin po porodzie zobaczyłam, jak Marek wręcza jej czekoladki i szarmancko całuje w rękę. Zobaczyłam, jak nachylają się do siebie, a na ich twarzach pojawia się uśmiech. A najgorsze było to, że w oczach swojego męża zobaczyłam błysk, który widywałam na samym początku naszego małżeństwa.
Przyznał się do zdrady
Po powrocie do domu całą moją uwagę absorbowała córeczka. W tym czasie to ona była najważniejsza i to jej podporządkowałam całe swoje życie. Dla mnie było czymś zupełnie naturalnym, że Marek zszedł na dalszy plan. I chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę też zadbać o swoje małżeństwo, to ciągle to odkładałam.
Kolki, karmienie, usypianie, spacery, śpiewanie kołysanek — to był cały mój świat. A Marek? Próbował się do mnie zbliżyć, ale ja nie chciałam. Z czasem przestaliśmy być blisko, a mój mąż coraz częściej noce spędzał na kanapie. I o ile w początkowym okresie próbował coś zmienić, to z czasem całkowicie odpuścił. Byłam przekonana, że po prostu postanowił dać mi czas. Ale prawda okazała się zupełnie inna.
Doskonale pamiętam ten dzień, w którym cały mój dotychczasowy świat runął. Tego wieczoru Marek wrócił do domu bardzo późno. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, bo w ciągu kilku ostatnich miesięcy mojego męża prawie w ogóle nie było w domu — dużo pracował, brał nadgodziny, wychodził na spotkania służbowe i wyjeżdżał w delegacje.
— Musimy porozmawiać — powiedział już od progu. Spojrzałam na niego, nie przeczuwając, że za chwilę złamie mi serce.
— To coś ważnego? — zapytałam. — Chciałabym nakarmić Martusię — powiedziałam i spojrzałam na córeczkę. Mała miała już ponad dziewięć miesięcy i rosła jak na drożdżach.
— To jest bardzo ważne — odpowiedział mój mąż. Miał taki ton głosu, jakby naprawdę coś się stało.
— Dobrze — odpowiedziałam i odłożyłam małą do łóżeczka. — O co chodzi? — zapytałam.
Marek podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę kanapy. Usiedliśmy, a on spojrzał mi prosto w oczy.
— Pamiętasz położną, która była przy twoim porodzie? — zapytał.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Oczywiście, że ja pamiętałam, bo była to jedna z niewielu kobiet, która sprawiła, iż poczułam się zazdrosna o swojego męża.
— Dlaczego pytasz? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Marek przez chwilę milczał, a potem głośno nabrał powietrza.
— Nie planowałem tego — usłyszałam. I od razu poczułam zaniepokojenie. „O czym on mówi?” — pomyślałam z niepokojem. A potem dotarła do brutalna mnie prawda.
— Miałeś z nią romans? — zapytałam. Miałam nadzieję, że Marek zaprzeczy. Ale on nie tylko tego nie zrobił, ale jeszcze powiedział coś, co całkowicie złamało mi serce.
— Paulina urodziła syna — wyszeptał. Patrzyłam na niego, nie rozumiejąc tego, co mówi. — Mojego syna — dodał w ramach wyjaśnienia.
Zerwałam się z kanapy jak oparzona. Marek także wstał.
— Sam nie wiem, jak do tego doszło — powiedział. — To się po prostu stało.
— Jak mogłeś mi to zrobić?! — wykrzyknęłam.
Patrzyłam na Marka i wyobrażałam go sobie z ponętną położną. Ogarnęło mnie obrzydzenie.
— Ja nie chciałem — powiedział mój mąż. A potem zaczął się tłumaczyć, że po porodzie odsunęłam się od niego, a on poczuł się samotny.
— I to jest wytłumaczenie twojej zdrady? — zapytałam. Marek milczał.
— Przepraszam — wyszeptał. — Wybaczysz mi? — zapytał.
Mój mąż przekonywał mnie, że ten romans był pomyłką, a ja jestem jego jedyną miłością. Jednak ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Nie mogłam też pogodzić się z myślą, że Marek ma dziecko z inną kobietą. I na nic zdały się jego przeprosiny, błagania o wybaczenie i zapewnienia, że Paulina to już przeszłość. Postanowiłam się z nim rozstać. Wolę być samotną matką niż żyć z mężczyzną, który w chwili próby nie zdał testu na bycie mężem i ojcem.
Czytaj także:
„Kochanie się z mężem było dla mnie wstydliwe aż do czterdziestki. Byłam cnotką i w ciszy robiłam, co musiałam”
„Podstarzały szef dobierał się do mnie, więc zgłosiłam to do kadr. Wtedy powiedział coś, co mną wstrząsnęło”
„Biologiczna matka traktowała mnie jak maszynkę do zarabiania kasy na chodniku. Później bez wahania oddała mnie obcym”