– Tylko się nie zakochaj! – szepnęła mi do ucha Ewa, kiedy zapatrzyłam się na swojego nowego szefa.
Zrobiło mi się głupio, że zauważyła, jakie zrobił na mnie wrażenie. Wysoki, postawny, opalony. Miał ten zdrowy, miodowy odcień cery, jakim szczycą się amerykańskie gwiazdy. I tak jak one nosił niebieskie koszule podkreślające kolor jego oczu. Kiedy człowiek na niego patrzył, nie mógł się nadziwić, że facet przekroczył… pięćdziesiątkę.
Z taką figurą?
– Przywykniesz do tego widoku – poklepała mnie potem Ewa po ramieniu. – Zapewniam cię, że można.
No tak, ona była asystentką dyrektora przez cztery lata i wszyscy wiedzieli, że nie miała z nim romansu. A to podobno był nie lada wyczyn, bo pan dyrektor lubił kobiety i wcale się z tym nie krył.
– Wiesz, może bym się i skusiła, bo jak sama widzisz facet jest wart grzechu i w dodatku podobno bywa hojny, gdy jakaś dziewczyna jest dla niego miła. Ale ta jego żona… Nie mam w sobie żyłki awanturnika i nie lubię ekstremalnych sportów, a romans z panem dyrektorem trzeba do takich zaliczyć – wyjaśniła mi Ewa. – Ostatnia kochanka ponoć wyszła z potyczki z panią dyrektorową bez przedniego zęba. W dodatku była tak wystraszona furią, w jaką wpadła ta kobieta, że nawet nie poskarżyła się na policji, że została przez nią napadnięta, tylko uparcie twierdziła, że wpadła w nocy na drzwi od łazienki. We własnym domu, oczywiście.
Nawet jeśli Ewa trochę koloryzowała, aby mnie ostrzec, to i tak nie zamierzałam wdawać się w żadne miłostki.
– Widzisz? – pokazałam jej pierścionek zaręczynowy, który noszę na palcu. – Kocham mojego Jacka i w życiu bym mu nie zrobiła takiego świństwa.
– To dobrze – kiwnęła głową Ewa. – Chociaż czasem tylko się tak mówi, a potem różnie bywa. W każdym razie pamiętaj, facet roztacza nieodparty urok poparty tym, co kobiety lubią najbardziej.
– Czyli? – nie zrozumiałam.
– Pieniędzmi, kochanie… – uśmiechnęła się Ewka. – Widziałaś jego brykę? Najnowszy model sportowego mercedesa! Widziałam, jak przeglądał katalogi i wiesz, co ci powiem? Za to auto można by kupić duże mieszkanie w centrum miasta!
– No to by mi się przydało, bo właśnie z Jackiem zbieramy na mieszkanie… – roześmiałam się, a potem zmieniłam temat.
Ewa musiała mi przecież przekazać całe biuro
Zajęło nam to cały dzień, ale czułam się przygotowana do nowej pracy. A jednak w ciągu kolejnych miesięcy nie miałam w firmie łatwej sytuacji. Wiele osób uważało, że zostałam zatrudniona na miejsce Ewy ze względu na swój wygląd. Słyszałam nawet, że robiono zakłady, kiedy wskoczę szefowi do łóżka. Poznałam także panią dyrektorową, która nie omieszkała złożyć mężowi kilku wizyt. Za każdym razem przychodziła obwieszona złotem i zostawiała po sobie smugę zapachu drogich perfum, zupełnie jakby znaczyła swój teren. Przyjmowałam to obojętnie, bo przecież nie zamierzałam na niego wkraczać. Za długo szukałam tej roboty... Wiadomo przecież, jak teraz jest na rynku pracy. Ja przez pół roku wysłałam chyba setki CV i kiedy w końcu dowiedziałam się, że jestem przyjęta do tej firmy, to prawie popłakałam się ze szczęścia. Miałabym to wszystko stracić romansując z szefem? Wolne żarty! Zresztą moje obawy co do dyrektora się nie potwierdziły.
Po tym wszystkim, co o nim usłyszałam, bałam się, że będzie mnie podrywał, wykorzystując swoje stanowisko, ale nic takiego nie miało miejsca. W rozmowach ze mną był rzeczowy, konkretny i prawdę mówiąc harował jak wół, siedząc w swoim biurze od rana do wieczora. Jestem pewna, że jego myśli krążyły raczej wokół tabelek zysków i strat, niż wokół moich długich nóg. Bardzo zależało mu na powodzeniu firmy. Podobno założył ją wiele lat temu z kolegą jeszcze ze studiów i dorobili się wszystkiego od zera. Teraz tamten facet wycofał się już z interesu, przechodząc na wcześniejszą emeryturę. Zrobił to po tym, jak mu lekarz zapowiedział, że albo zwolni tempo, albo wkrótce czeka go zawał. Zachował więc tylko pakiet kontrolny i zamiast martwić się na co dzień tym, jak idzie interes, pływał sobie teraz gdzieś jachtem i łowił ryby. Nie wiem w sumie, jaki był ten drugi wspólnik, znałam go przecież tylko ze zdjęć, którymi udekorowany był gabinet mojego przełożonego, ale jedno wiem – musiał być zupełnie inny, niż dyrektor, skoro odpuścił.
Nie wyobrażałam sobie mojego szefa na emeryturze
Nie jego, ten wulkan energii! Musiał zawsze o wszystkim wiedzieć i osobiście dopilnować każdej dupereli. Raz na jakiś czas wizytował każdego kontrahenta i każde nasze biuro regionalne. Tamtego dnia także mieliśmy zaplanowaną służbową podróż. Niezbyt daleko, tylko trzysta pięćdziesiąt kilometrów. To naprawdę niewiele, kiedy się jedzie luksusowym samochodem. Zamierzaliśmy więc wrócić jeszcze tego samego dnia. Rozmowy jednak się przedłużyły do późnego wieczora, bo szef znalazł sporo nieprawidłowości, które zresztą doprowadziły go do białej gorączki. Kiedy wsiedliśmy w końcu do samochodu, nie wytrzymał i trzasnął dłonią w kierownicę.
– Nie mam siły prowadzić – przyznał nagle. – Możemy tutaj przenocować?
Kiwnęłam głową, choć byłam tym zaskoczona. Nie miałam przy sobie przecież piżamy, ani nawet szczoteczki do zębów.
– Przepraszam cię. Tutaj jest centrum handlowe, kup sobie, co potrzebujesz – odgadł przyczynę mojego zakłopotania i dał mi do ręki firmową kartę płatniczą.
– Ale po co? – zaprotestowałam.
– Bierz, jesteś upoważniona do jej używania, a ja mam do ciebie zaufanie, że mnie nie naciągniesz. No, przecież nie będę leciał z tobą do sklepu! Wiem, że wy kobiety potrzebujecie takie tam różne…
Uśmiechnęłam się i poszłam do centrum. Akurat były przeceny, więc kupiłam sobie figi na zmianę i szczoteczkę do zębów. W drogerii dostałam jakieś próbki, więc oszczędziłam na kosmetykach i zadowolona wróciłam do hotelu, w którym szef wynajął nam pokoje. Oczywiście, mój narzeczony nie był zachwycony tym, że nie wracam na noc.
– Pracujesz ponad siły, powinnaś poprosić o podwyżkę! – stwierdził, gdy do niego zadzwoniłam.
– Dobrze, może będzie okazja dzisiaj przy kolacji – zażartowałam.
– Tylko mi się tam nie zapominaj! – prawie widziałam, jak grozi mi palcem.
– Mam ze sobą laptopa – przypomniałam mu. – Wieczorem pogadamy sobie na Skypie – obiecałam.
Kolację faktycznie zjadłam z szefem, ale nie miała ona w sobie nic romantycznego.
Facet jadł mechanicznie, jakby był nieobecny
Widocznie martwił się problemami firmy. Zjedliśmy więc w milczeniu i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Były na tym samym piętrze, i to odegrało potem kluczową rolę… Wieczór upłynął mi miło. Rozmowa z Jackiem przez Skype’a szybko przybrała erotyczne tony. Przypomniały nam się czasy, kiedy jeszcze nie mieszkaliśmy razem i wtedy potrafiliśmy przegadać przez internet pół nocy. Teraz też skończyliśmy koło pierwszej. Oboje doszliśmy bowiem do wniosku, że musimy już iść wreszcie spać, bo przecież będziemy rano nieprzytomni. Zamknęłam więc komputer i wtedy poczułam, że jestem strasznie spragniona i nie zasnę. A wypiłam już dwie małe butelki wody, które były w barku wliczone w cenę pokoju. Za każdą następną hotel kazał sobie płacić, i to wcale niemało. Głupio by mi było, gdyby szef mi to potem fundował, zresztą wolałam mieć większą butelkę. Dlatego postanowiłam przejść się do sklepu, który widziałam na rogu ulicy. Z daleka widać było jarzący się neon „24 godziny”. Zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z pokoju. Czekając na windę, spojrzałam w kierunku drzwi pokoju szefa. Zrobiłam to nieuważnie i już miałam wsiadać, bo właśnie podjechała winda, kiedy coś mi przestało pasować. Przyjrzałam się uważniej, wytężając wzrok, bo nie wzięłam okularów i… Drzwi do pokoju szefa były niedomknięte! Przyznam, że mnie to zaniepokoiło, bo jeśli gdzieś wyszedł, powinien był je zamknąć. A jeśli był w środku, to… także powinny być zamknięte.
Postanowiłam sprawdzić na wszelki wypadek, co się dzieje. Podeszłam do nich ostrożnie i zapukałam. Odpowiedziała mi cisza. Zapukałam więc głośniej. Nadal nic. Nie chciałam w nie walić, bo wokoło przecież spali ludzie. Pchnęłam je więc lekko, ale… coś je blokowało. Wsadziłam głowę do środka, aby zobaczyć i… Matko! To była noga dyrektora! Leżał w poprzek w przedpokoju, jak kłoda. I się nie ruszał! Przyznam, że wpadłam w panikę. Winda zdążyła mi już odjechać, więc rzuciłam się schodami w dół, do recepcji pięć pięter niżej. Portier wezwał karetkę. Cała roztrzęsiona patrzyłam, jak pakują mojego szefa na nosze. Był nadal nieprzytomny, lekarz podejrzewał zawał.
– Za dużo stresu, przepracowanie… – pokiwał głową.
Wiedziałam, że ma rację
Szef się przecież nie oszczędzał. Kiedy pogotowie odjechało, zapłakana zadzwoniłam do Jacka.
– I jak ja teraz wrócę do domu? – nagle poczułam się całkiem bezradna. – Przecież nie uruchomię tego mercedesa, bałabym się nawet nim jechać!
– Mam po ciebie przyjechać? – zapytał z troską. – Powiedz tylko słowo, a wsiadam w samochód…
– Nie… wrócę pociągiem – opanowałam się. – Spróbuję się teraz przespać... – stwierdziłam.
Ale oczywiście nie udało mi się nawet zmrużyć oka aż do rana. Wsiadłam do pierwszego pociągu zmierzającego do mojego miasta. Cieszyłam się tylko, że nie muszę zawiadamiać żony szefa o tym strasznym wypadku, bo dowiedziałam się, że szpital weźmie to na siebie. W komórce dyrektora był jej numer. Kiedy dotarłam do domu, byłam wykończona i stało się dla mnie jasne, że nie dam rady pójść do pracy. Nie było szefa, do którego powinnam zadzwonić w takim wypadku, wykręciłam więc numer do kadrowej, mówiąc jej, że chcę urlop na życzenie.
– No jasne, po takich przeżyciach! – wykrzyknęła.
– To mówisz, że w nocy dostał wylewu? Koło której?
– Koło pierwszej – odparłam.
I od razu wyczułam napięcie rosnące po drugiej stronie słuchawki. Nagle zdałam sobie sprawę, jak to musi brzmieć! Znalazłam nieprzytomnego szefa w środku nocy? A co niby robiłam w jego pokoju?! Siłą się powstrzymałam od tego, aby się nie tłumaczyć. Czułam, że to by jeszcze pogorszyło sprawę… Ale i tak, kiedy następnego dnia pojawiłam się w firmie, w całym biurze aż huczało od plotek. Ludzie posyłali sobie znaczące spojrzenia za moimi plecami.
Jednak najgorsze dopiero miało nadejść…
Kolejnego dnia z dziką furią wpadła do mojego pokoju żona dyrektora. W życiu nie usłyszałam tylu obelg, jak wtedy z jej ust! Sypały się jak grad.
– Bieliznę ci kupował za służbowe pieniądze! Nie zaprzeczaj, mam wgląd w rachunek firmowej karty i widziałam! – poinformowała mnie w końcu zjadliwym tonem. – Zniszczę was! Ciebie i jego!
Pani dyrektorowej już do końca puściły nerwy, bo dowiedziałam się jeszcze, że jestem idiotką, iż ratowałam jej męża.
– Jakby zdechł, to wszystko bym po nim odziedziczyła! Ale ja się jeszcze doczekam tego dnia! – rzuciła.
No cóż… Pracę mam nadal, bo zwolnić może mnie tylko dyrektor, który na razie nie wrócił do biura. Nie wiem jednak, jak długo w niej wytrzymam, bo dla innych pracowników stałam się niewidzialna. Szef podobno dochodzi do zdrowia, ale nie zazdroszczę mu tego, co go czeka. Oczywiście, jego żona nic w sądzie nie wygra, przedstawiając jako dowód zdrady kupno majtek za dwadzieścia pięć złotych i szczoteczki do zębów za siedem pięćdziesiąt. Bardziej mnie martwi to, że życzyła mu śmierci… Jak on wytrzyma z taką kobietą?
Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”