„Gdy uratowałam mu życie, myślałam, że to początek romansu, ale na pierwszą randkę przyszedł z narzeczoną”

załamana kochanka fot. iStock, martin-dm
„Wahałam się, ale ciekawość zwyciężyła. Poza tym moje bystre oko dostrzegło, że pechowy wędkarz jest przystojny i mimo fatalnych okoliczności, w jakich go poznałam, nie sprawia wrażenia łobuza”.
/ 25.08.2023 19:15
załamana kochanka fot. iStock, martin-dm

Moja ruda sunia, jamniczka, uwielbia spacery nad jeziorem. Wsadza długi nos w kretowiska, węszy w zaroślach, podskakuje na krótkich, krzywych łapkach, kiedy dosięgnie ich pomarszczona wiatrem fala…

Tego dnia była wyraźnie niespokojna. Wchodziła głęboko w trzciny, znikała w zaroślach. Wreszcie zesztywniała z podniesioną łapką i wyciągniętym jak struna ogonem. Coś wyczuła! Poszła w zieloną ścianę tataraku i splątanych młodych olszyn, a po chwili usłyszałam głośny, wysoki szczek, jak zwykle, kiedy uzna, że znalazła coś, co i ja powinnam zobaczyć.
Było mokro, od razu zapadłam się w bagnisku po kostki, ale co było robić? Poszłam…

Najpierw zobaczyłam wędki na podpórkach, zielony plecak i ślady po ognisku. Trochę dalej leżała pusta butelka po wódce, zgniecione puszki i plastikowy kubek. Wielkie kalosze zobaczyłam chwilę później: wystawały z kępy młodych pokrzyw i paproci tworzących parasol nad facetem, który leżał nieruchomo jak kłoda!

Przestraszyłam się

Moja sunia też zachowała bezpieczną odległość, tylko jej wilgotny czarny nos łowił powietrze, próbując ustalić, czy naprawdę jest się czego bać? Po chwili przez jej tłuste ciałko przebiegł dreszcz obrzydzenia, a gniewne warczenie oznajmiło, że ten ktoś nie jest sympatyczny…
Ani ja, ani moja psina nienawidzimy odoru sfermentowanego alkoholu oraz nieznajomych ubzdryngolonych facetów usmarowanych ziemią i sadzą z ogniska. Dlatego odeszłam, ale wróciłam, bo dzień był chłodny, w nocy padało, więc pomyślałam sobie, że jeśli ktoś kilka godzin leży na wilgotnym gruncie, ryzykuje ciężką chorobą i zwyczajnie, po ludzku, nie można go tak zostawić!

– Hej, proszę pana! – zawołałam. – Nic panu nie jest? Żyje pan?

Nawet się nie poruszył, więc podeszłam bliżej i końcem wędziska zaczęłam go dźgać w ramię. Zero reakcji! Dopiero woda z jeziora nabrana do plastikowego kubka i wylana mu na twarz zrobiła swoje; zaczął kasłać, krztusić się, mamrotać coś pod nosem, wreszcie przewrócił się na bok i zaczął otwierać oczy… Znowu odskoczyłam, chowając się za grubą sosną, a suczka szczekała jak szalona!

To go otrzeźwiło do reszty.

– Ciiiiicho – jęknął. – Łeb mi pęknie! Co się dzieje? Czyj to pies, i gdzie ja jestem?

– Potrzebuje pan jakiejś pomocy? – wyjrzałam zza drzewa. – Da pan radę sam się stąd ewakuować?

– A kim pani jest? Nic nie pamiętam.

– Nic dziwnego, jak ktoś chla na umór, to mu się film urywa! Nie wiedział pan?

– Nie wiedziałem. Ja prawie w ogóle nie piję.

– Akurat! Nie wygląda pan na abstynenta!

– A pani nie wygląda na jędzę, więc proszę mi nie dokopywać! Czuję się, jakbym miał umrzeć. Boże, jak ja to przetrzymam? Łeb mi zaraz pęknie!

– Mogę zadzwonić do kogoś, kto po pana tutaj przyjedzie. Chce pan?

– Sam zadzwonię. Bez łaski…

Wyciągnął komórkę z kieszeni i próbował się z kimś połączyć, ale po chwili mruknął:

– Rozładowała się… Chyba naprawdę tu zejdę. Cały się trzęsę… W życiu tak okropnie się nie czułem!

Rzeczywiście, wyglądał marnie

Miał podkrążone oczy, był blady, wstrząsały nim dreszcze, i na dodatek zaczął wymiotować. Odeszłam kilka kroków, żeby na to nie patrzeć. Po paru minutach uspokoił się i cicho zawołał:

– Jest pani tam? Proszę mi pomóc, naprawdę nie mam siły nawet stanąć, niech pani zadzwoni pod ten numer i poprosi Jacka, żeby się tu zjawił.

– Ale kim pan jest? Muszę przecież powiedzieć, kto tutaj dogorywa po przepiciu. Ten Jacek powinien pana jakoś zidentyfikować!

– Wystarczy mu wiadomość, że Hanki nie udało się zatrzymać, i że wszystko skończone. Niech pani tylko powie, że to od Igora… On będzie wiedział, co jest grane.

Faktycznie, niski męski głos po usłyszeniu tych informacji o nic nie pytał oprócz tego, jak dojechać na miejsce, gdzie dogorywał jego kolega. Po pół godzinie usłyszałam warkot silnika i na leśnej drodze pojawił się samochód, z którego wyskoczył wysoki ciemnowłosy pan
w średnim wieku.

Posłaniec przyniósł mi bukiet kwiatów

W przelocie zawołał: „Dziękuję za wiadomość”, i pognał do swego kumpla. Już nie byłam potrzebna. Zapięłam sunię na smycz i się wycofałam. Gdy szłam do domu ścieżką między brzozowym młodniakiem, z daleka widziałam odjeżdżające auto.

Muszę powiedzieć, że byłam zadowolona, bo czułam, że ten facet znad jeziora naprawdę potrzebował pomocy i bez nas mógłby tam wyciągnąć nogi! Miałabym go na sumieniu.
Sunia w nagrodę dostała dodatkowe psie przysmaki, a miała taką minę, jakby wiedziała, za co ta nagroda!

Minęło parę tygodni. Prawie zapomniałam o tej przygodzie. Zdziwiłam się więc, kiedy posłaniec przyniósł mi ogromny bukiet kwiatów i wizytówkę, na której napisano:

„Nie wiem, czy dobrze panią znalazłem? Długo to trwało, bo chorowałem, ale jeśli się pani mnie nie przestraszyła i jeśli faktycznie jest pani moją wybawicielką, proszę o telefon. Chciałbym podziękować osobiście”.

Wahałam się, ale ciekawość zwyciężyła. Poza tym moje bystre oko dostrzegło, że pechowy wędkarz jest przystojny i mimo fatalnych okoliczności, w jakich go poznałam, nie sprawia wrażenia łobuza. Umówiliśmy się na sobotni wieczór w znanej kawiarni. Znów miał dla mnie kwiaty. Zamówił kawę i popatrzył na zegarek.

– Jeszcze na kogoś czekamy? – zapytałam.

– Tak. To właśnie jest niespodzianka… – przerwał, bo do kawiarni weszła ładna blondynka i rozpromieniła się na nasz widok.

Nie powiem, żebym była zadowolona!

Roiłam jakieś mrzonki, więc ta jego Hania kompletnie mnie zaskoczyła. Ale robiłam dobrą minę do złej gry! Jednak zły humor szybko mi przeszedł, bo oboje byli bardzo mili i tak serdecznie mi dziękowali, że nie mogłam się złościć.

– Gdyby nie pani – opowiadała Hania. – Nie wiem, co by z nami było? Pokłóciliśmy się strasznie o jakąś bzdurę, on trzasnął drzwiami i tyle go widziałam…

– Pojechałem na ryby, bo Hania tego nie lubi, więc chciałem jej tym jeszcze bardziej zrobić na złość. Po drodze kupiłem jakąś butelkę i piwo. Byłem głodny jak wilk, szybko się zalałem, bo piję od wielkiego dzwonu! Do dzisiaj nie pamiętam, co było później… Gdyby nie pani, zamarzłbym na śmierć!

– I tak miał obustronne zapalenie płuc – wtrąciła Hania. – Kiedy przyjechałam do szpitala, był nieprzytomny. Myślałam, że umrę tam razem z nim!

Wręczyli mi zabawki i przysmaki dla suni, a na koniec kompletnie mnie zaskoczyli swoją propozycją.

– Chcemy prosić, by była pani świadkiem na naszym ślubie. Bardzo nam na tym zależy. Proszę nie odmawiać.

Wzruszyli mnie, zgodziłam się…

– Będzie pani świadkową pana młodego, z mojej strony zamelduje się ten Jacek, który przyjechał na pomoc. Pamięta go pani?

– Pamiętam, że jest wysoki, będę mu sięgała do ramienia – powiedziałam.

– Nie szkodzi. On uwielbia drobne kobiety. Zresztą, to on nalegał, żeby panią poprosić na świadka!

– I tak naprawdę, to on panią odnalazł – dodał Igor. – Pojechał w te strony i rozpytywał ludzi o panią z rudym jamniczkiem. Okazało się, że wszyscy panią znają, ale adresu nie chcieli podać, dopiero na miejscowym posterunku policji się wylegitymował i dowiedział, czego trzeba…

Ślub był uroczysty i piękny. Państwo młodzi szczęśliwi, goście zadowoleni, pogoda sprzyjająca!
Muszę napisać także parę słów o świadkach, bo okazało się, że mimo różnicy wzrostu pasowaliśmy do siebie, jakbyśmy byli z jednej foremki. Od tamtego dnia Jacek i ja jesteśmy razem.

Kochamy się jak wariaci. Mamy dwa psy, bo do mojej rudej suni dodreptał czarny jamnik z siwą mordką znaleziony przez Jacka na poboczu szosy w przedwiosenną noc. Hania, rzucając swój ślubny bukiet, tak wycelowała, że wpadł w moje ręce. Mówi, że niespecjalnie, ale myślę, że buja… Zresztą, jakie to ma znaczenie? Miłość jest pełna niespodzianek!

Czytaj także:
„Zostałam sama z brzuchem, bo tatuś nie był gotowy na dziecko. Gdy zostałam jego szefową, przypomniał sobie, że ma córkę”
„Mąż był tyranem i myślał, że bez niego sobie nie poradzę. Miał niezłą minę, gdy rzuciłam mu w twarz pozwem rozwodowym”
„Córka rodzi dzieci jedno za drugim, bo myśli, że wiecznie będą ją ratować z opresji. Wnuczka mówi do mnie >>mamo<<”

Redakcja poleca

REKLAMA