„Gdy tylko zobaczyłem Monikę wiedziałem, że to ta jedyna. Nieważne, że miała obrączkę na palcu. Musiałem ją mieć”

Mężczyzna, który się oświadcza fot. Adobe Stock, hedgehog94
„Na tę kobietę nie dało się po prostu nie zwrócić uwagi. Oczy ukryła za ciemnymi okularami, ale rysy twarzy miała delikatne i regularne. Do tego chodziła na wysokich obcasach i pięknie się poruszała. Nie mogłem pozwolić jej uciec”.
/ 22.03.2022 06:43
Mężczyzna, który się oświadcza fot. Adobe Stock, hedgehog94

Usiedliśmy w kawiarni przy tym samym stoliku co rok wcześniej.

– Patrz, jaki przypadek – powiedziała Monika.

– Rzeczywiście – roześmiałem się.

Chciałem ciągnąć rozmowę o przypadku, ale podszedł kelner i pokrzyżował mi plany.

– Przepraszam, czy pan Szymon?

– Tak – odparłem z westchnieniem.

– Pan zarezerwował te miejsca, prawda?

– Zgadza się, to ja zrobiłem rezerwację – zerknąłem spod oka na Monikę.

A ona pochyliła się i lekko trąciła mnie ręką w ramię.

– Ty wężu podstępny! To taki przypadek?

Pokiwałem głową. Rezerwacji dokonałem tydzień wcześniej, żeby przypadkiem coś nie pokrzyżowało moich planów. Wprawdzie lokal nie był zbytnio oblegany, ale zawsze mogło się zdarzyć, że jakaś para wybrałaby właśnie ten kącik. A mnie zależało, żeby wszystko było jak przed rokiem. Nawet godzina ta sama.

Czekaliśmy na zamówienie. Monika leciutko bębniła palcami po stole. Drgnąłem. Na serdecznym palcu nie miała dzisiaj obrączki. Na pewno po raz pierwszy, odkąd się poznaliśmy. Powiem szczerze, że były chwile, kiedy mnie to trochę drażniło. W końcu związaliśmy się ze sobą uczuciowo, spotykaliśmy się, kiedy tylko była taka możliwość.

Mogłaby już zrezygnować z tego hołdu dla męża. Chociaż, z drugiej strony, czy miałem prawo to osądzać? Byłem przecież po rozwodzie, nie miałem pojęcia, jak bym się zachowywał, gdybym stracił ukochaną żonę.

Zauważyła moje spojrzenie i schowała dłoń, a potem się do mnie uśmiechnęła. A mnie przypomniały się wydarzenia sprzed roku, które zaprowadziły nas w to miejsce.

To było w trójmiejskiej SKM-ce. Spojrzała na mnie, i zrobiło mi się głupio. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że gapię się na nią zbyt namolnie. Zapatrzyłem się więc w okno, za którym przesuwały się właśnie dźwigi stoczni. Ale po chwili oczy same zaczęły mi uciekać w stronę kobiety.

Oboje jechaliśmy do końca trasy, do Wejherowa, wiedziałem to doskonale, ponieważ wiele razy widywałem ją wcześniej w kolejce, a przez ostatnie miesiące jeździliśmy nią rano w tych samych godzinach trzy razy w tygodniu.

Na tę kobietę nie dało się po prostu nie zwrócić uwagi. Ubrana na czarno, z długimi włosami, w spódniczce przed kolana. Do tego chodziła na wysokich obcasach i pięknie się poruszała.

Oczy ukryła za ciemnymi okularami, ale rysy twarzy miała delikatne i regularne. Rzadko wsiadałem do tego samego wagonu co ona, żeby nie wzięła mnie za jakiegoś prześladowcę. Przez całe życie nie miałem zbytniej śmiałości do kobiet. Poza tym, oceniałem ją na jakieś trzydzieści lat, a to oznaczało sporą różnicę wieku między nami.

A jednak tym razem wsiadłem do tego samego wagonu i zająłem miejsce naprzeciwko, żeby się trochę poprzyglądać. W końcu raz na jakiś czas mogłem sobie pozwolić na taką zuchwałość i pozytywne wrażenia estetyczne.

Kiedy usiadła, zdjęła okulary – po raz pierwszy, odkąd ją zobaczyłem. I w tej chwili dotarło do mnie, że kobieta wcale nie jest taka młoda. Twarz miała piękną, jednak dostrzegałem wyraźne kurze łapki, charakterystyczne zmarszczki wokół ust... Wyglądała olśniewająco, ale uznałem, że jest w wieku bardziej zbliżonym do mojego, niż przypuszczałem.

Ech, poznać bliżej taką piękność...

Do celu dotarliśmy wcześniej, niżbym chciał. Z reguły droga mi się dłuży, a tym razem mechaniczny głos spikerki nakazał opuszczenie składu jakby znienacka. Kobieta poderwała się i ruszyła w stronę wyjścia, a ja wreszcie podjąłem decyzję.

Nie uciekniesz mi – pomyślałem. – Najwyżej dostanę kosza. Szedłem kilka kroków za nią. Nie chciałem zaczynać rozmowy na peronie, wśród chaosu spieszących się pasażerów i komunikatów dworcowych. Przejściem podziemnym wyszliśmy na ulicę. Skręciła jak zawsze w prawo, w stronę dworca autobusowego.

– Przepraszam – powiedziałem, zrównując się z pięknością.

Przystanęła i spojrzała na mnie.

– A, to pan – mruknęła.

– Bardzo przepraszam, że tak się pani przyglądałem... – zacząłem, ale mi przerwała.

– Nie pierwszy raz mi się pan przyglądał, robi pan to regularnie na peronie w Gdyni.

Lekko mnie przytkało. Okazała się bardzo bezpośrednia, ale większe wrażenie zrobił na mnie jej głos. Leciutko zachrypnięty, bardzo miły alt wyjątkowo pasował do jej powierzchowności i stylu.

– Tak, wiem, to musiało trochę głupio wyglądać... – odparłem niepewnie.

– Trochę? – zaśmiała się. – Mało powiedziane. Proszę się nie gniewać, ale gapił się pan na mnie jak sroka w gnat.

Uniosła rękę, żeby poprawić włosy odruchowym gestem i dopiero w tej chwili coś zauważyłem.

– Bardzo przepraszam – wymamrotałem. – Proszę się nie gniewać, już sobie idę…

Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.

– Najpierw mnie pan zaczepia po paru miesiącach gapienia się, a teraz nagle ucieka? Co, z bliska okazałam się za mało atrakcyjna?

– To nie dlatego... – zaciąłem się.

– A dlaczego?

Bez słowa uniosłem jej prawą rękę i pokazałem na serdeczny palec. Kobieta zmarszczyła brwi, przez chwilę zastanawiając się, o co mi chodzi.

– Ach, obrączka! – domyśliła się wreszcie.

Pokiwałem głową.

– Tak, wielka szkoda, że wcześniej nie zauważyłem, że ją pani nosi.

– Bo? – uniosła wysoko brwi.

Mogłem coś zmyślić na poczekaniu, jednak całe życie uważałem, że aby kłamać, trzeba mieć naprawdę dobry powód.

– Bo bym pani nie zaczepił.

– Ach, trafił się mężczyzna z zasadami – znów się roześmiała.

– Jakieś tam mam – odparłem.

– No widzi pan, a ja od pięciu lat noszę obrączkę z przyzwyczajenia i w hołdzie dla pamięci zmarłego męża.

– Rany boskie, co za ulga… – westchnąłem z ulgą i wtedy dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos.

Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć, ona chyba też. Albo nie zamierzała mi niczego ułatwiać.

– Muszę już iść, bo mi ucieknie autobus – powiedziała wreszcie.

– Jeszcze raz bardzo panią przepraszam – odparłem zakłopotany.

Odwróciła się i ruszyła przed siebie, a ja zacząłem iść w swoją stronę.

– Ty idioto! – wymamrotałem i zawróciłem.

W tej chwili kobieta zrobiła to samo

Staliśmy przez kilka sekund, patrząc na siebie, oddaleni o kilka kroków. Przygryzłem dolną wargę, a piękność się roześmiała.

– Czy pozwoli się pani zaprosić na kawę dzisiaj po południu? – spytałem odważnie, podchodząc bliżej.

– Nie – pokręciła głową.

To po co się odwracałaś? – pomyślałem, czując zawód. Ale ona mówiła dalej:

– Dzisiaj nie dam rady, muszę odwiedzić mamę i jeszcze  zrobić zakupy. Ale jutro? Czemu nie...

Przez dłuższą chwilę docierał do mnie sens jej słów. Byłem już nastawiony na negatywną odpowiedź, a tutaj nagle...

– Chyba że panu nie pasuje – zastrzegła.

– Ależ skąd! – zaprotestowałem. – Jak najbardziej mi pasuje. A gdyby nawet było inaczej, zrobiłbym tak, żeby pasowało...

Zmrużyła oczy i przyjrzała mi się z uwagą.

– To jesteśmy umówieni. Tu czy w Gdyni?

– Gdzie pani woli... – wyjąłem z portfela wizytówkę. – Wiem, że to trochę wbrew zasadom wciskać pani mój numer, ale gdyby się pani rozmyśliła, proszę dać znać...

– Jeśli się umawiam, to nie po to, aby kogoś wystawiać – powiedziała poważnie. – Ale dziękuję. Wyślę panu zaraz esemesa, będzie miał pan mój numer. A spotkamy się może jutro o siedemnastej w kawiarni na rogu Świętojańskiej i Kilińskiego.

– Gdzie tylko pani zechce – odparłem.

Skinęła mi ręką i ruszyła w kierunku dworca. Patrzyłem za nią kilkanaście sekund, stojąc nieruchomo. Zastanawiałem się, czy przyjdzie. Przecież nie wiedziałem nawet, jak ma na imię... To znaczy nie wiedziałem przez chwilę, bo zaraz dostałem SMS: „Monika”.

Kelner przyniósł nam nie kawę, jak rok temu, tylko po lampce wina. Uniosłem kieliszek w toaście.

– Za nas – powiedziałem uroczystym tonem. – Żeby się nam wszystko ułożyło.

Widziałem, że w pierwszej chwili Monika chciała zażartować, ale z miejsca spoważniała, widząc na mojej twarzy zupełną powagę.

– Za nas – powtórzyła moje słowa. – Też bym tego chciała.

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.

– Chciałbym cię o coś spytać – zacząłem

– Pytaj – zachęciła.

I w tym momencie całe starannie przygotowane przemówienie wyleciało mi z głowy. Zresztą, nigdy nie byłem dobrym mówcą, bardziej sprawdzam się w działaniu. Tylko że w tym momencie należało powiedzieć chociaż kilka składnych słów.

– Bo wiesz... – wydukałem. – Jesteśmy już trochę razem, dobrze nam ze sobą, więc...

Zamilkłem. Jednocześnie chciałem zadać to pytanie i bałem się odpowiedzi w stylu: „Jest nam dobrze, nie komplikujmy tego” albo strasznego „Pozostańmy przyjaciółmi”.

– No dobrze – zniecierpliwiła się. – Daj już ten pierścionek. Zgadzam się.

Poczułem zawrót głowy.

– Skąd wiedziałaś? – spytałem, nieco oszołomiony jej reakcją.

– Spodziewałam się tego – odparła z uśmiechem. Wskazała palec z jaśniejszym paskiem po obrączce. – Widzisz przecież, że przygotowałam nawet miejsce.

Szczęśliwy jak nigdy, sięgnąłem do kieszeni po małe, czerwone pudełeczko.

Czytaj także:
„Ja urabiałem sobie ręce po łokcie, narzeczona - nowych kochasiów. Przyprawiała mi rogi z pierwszym lepszym”
„Nigdy nie brałam zwolnienia, do urlopu mnie zmuszano. Żyłam jak robot, bo panicznie bałam się złości przełożonych”
„Ojciec ma dla mnie plan: harówka na wsi od rana do nocy i zero rozrywek. Choćby mnie wydziedziczył, ucieknę do miasta”

Redakcja poleca

REKLAMA