Dzisiaj chyba po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, jak może się czuć moja teściowa i wzięłam jej stronę przeciwko teściowi. Do tej pory bowiem bywało inaczej – to z nim trzymałam cichą sztamę. Ale tym razem przesadził! Wiele niezbyt pochlebnych rzeczy można powiedzieć o mamie Tolka, jedno jednak trzeba jej przyznać – dba o dom, a szczególnie o męża. Zawsze wszystko ma idealnie dograne, mimo że pracuje zawodowo, i to na wysokim stanowisku. Dlatego też często wyjeżdża służbowo, nawet na kilka dni.
Mama wróciła wcześniej i… sprawa się rypła!
Mnie także się to zdarza. Co wtedy robię? Nic. Po prostu pakuję walizkę, całuję męża na pożegnanie i jestem z nim w kontakcie przez komórkę. A moja teściowa staje do garów i w przeddzień wyjazdu gotuje obiad na te wszystkie dni! Po to, aby teść mógł sobie to wszystko potem odgrzać… Ja bym swojemu w życiu nie zostawiła gara zupy czy sterty gołąbków. W końcu ziemniaki potrafi sobie obrać, kotleta też usmaży, a jeśli by mu się nie chciało nic robić, to niech idzie na pizzę.
Ale mama Tolka jest kobietą starej daty i żywi przekonanie, że normalny facet nie potrafi sobie nawet zagotować wody na herbatę, bo ją przypali. Jego żywienie należy do obowiązków żony, bez względu na okoliczności. Inaczej biedny mężulek na bank by z głodu zdechł! Swoją misję żywieniową teściowa traktowała równie serio, co zarządzanie firmą. A każde: „Dziękuję, było pyszne” ze strony teścia było dla niej niemal jak premia lub nawet awans.
Wszystko się jednak posypało po jej ostatniej podróży, z której wróciła wcześniej, pod nieobecność męża w domu. Wtedy to odkryła, że lodówka jest pełna – ukochany i „niezaradny kuchennie” Staś nie zjadł ani kęsa z tego, co mu tak troskliwie przygotowała! Teściowa postanowiła pozostawić wyjaśnienie sprawy na wieczór. Na razie wskoczyła w świeże ciuchy i poleciała do pracy na jakieś niespodziewane zebranie, które jak zwykle przeciągnęło się do późna. Kiedy zaś znów zawitała do domu, zaraz otworzyła lodówkę, aby prezentując jej pełne wnętrze, przemaglować winowajcę.
Tymczasem okazało się, że po garach z obiadami ślad wszelki zaginął! „Co jest? Pożarł wszystko w ciągu tych kilku godzin?” – przeleciało jej przez głowę, a na głos zapytała:
– Smakowało ci, Stasiulku?
– Było pyszne! – padła standardowa odpowiedź z ust teścia.
Przez żołądek słomianego wdowca do jego serca?
I wtedy rozpętało się piekło! Teściowa zażądała wyjaśnień, a że potrafi być prawdziwą heterą, to mąż błyskawicznie przyznał się do wszystkiego! Jak na spowiedzi wyznał, że kiedy wyjeżdżała na dłużej, wcale nie zamierzał jeść tego, co mu zostawiła w lodówce, gdyż „nie lubi odgrzewanego”. W zamian za to ruszał w rajd po znajomych paniach, które chętnie stołowały słomianego wdowca, a niepotrzebne domowe obiadki wyrzucał do ubikacji.
– Skompromitowałeś mnie! Po tylu latach poświęcenia zrobiłeś ze mnie kobietę, która nie potrafi zadbać o dom! – wyrzuciła teściowa mężowi w świętym oburzeniu. – To ja sobie flaki wypruwam, abyś miał wszystko, mimo że pracuję zawodowo, a ty mi się tak odwdzięczasz?! „Nie lubisz odgrzewanego”! – przedrzeźniała go. – Francuski piesek się znalazł! Skoro wzgardziłeś moim jedzeniem, to teraz radź sobie sam! Albo tu, albo u którejś ze swoich przyjaciółeczek! – zaryzykowała.
I tym sposobem w rodzinnym domu mojego małżonka nastały nie tyle ciche, co postne dni. Skończyły się grzanki na niedzielne śniadanie, weekendowe obiadki z trzech dań i ciasto do kawy. W lodówce zagościły za to produkty light, które do tej pory nie miały tam wstępu, bo teść nie mógł patrzeć na takie „nienormalne” jedzenie. A teściowa wreszcie zaczęła gotować to, co sama lubi, a nie to, czego żądał jej mąż, i wreszcie… schudła!
– W życiu nie czułam się lepiej! – opowiadała mi zachwycona. – Nie tylko wreszcie tracę na wadze, bo nikt się nie wtrąca w to, co jem, ale jeszcze, dzięki temu, że nie sterczę przy garach, zyskałam mnóstwo wolnego czasu!
Teść jest mniej zachwycony zaistniałą sytuacją, bo wygląda na to, że chętne do tej pory panie już nie bardzo chcą go stołować. Najwyraźniej zauważyły, że stały się pionkami w rozgrywce swojej przyjaciółki, która rozgryzła ich plan i zagrała na zasadzie: „Jak chcecie mojego męża, to go bierzcie i karmcie, a ja w tym czasie pojadę do spa!”. Teść powoli kruszeje i nawet przyszedł do mnie po radę.
– O rany, Renatko, co ja mam teraz zrobić? – zaatakowany facet stał się nagle bezbronny jak dziecko.
Zupa krem z kalafiora wyjątkowo mu się udała
Wyjątkowo wzięłam stronę teściowej, przyznając jej rację.
– Przeprosić! – stwierdziłam bez ogródek. – Najlepiej odwdzięczając się własnoręcznie przygotowanym obiadem.
– Ale ja nie umiem gotować! – przestraszył się teść.
– Nauczę tatę, to naprawdę nic trudnego. I zachwyci tata swoją żonę jakimś wykwintnym, chociaż tak naprawdę zaskakująco prostym do wykonania, daniem – obiecałam.
I tak teść zaliczył u mnie w kuchni tygodniowy intensywny kurs gotowania. I poczuł się po nim na tyle mocny, żeby podjąć teściową zupą kremem z kalafiora, kurczakiem w potrawce oraz domowym budyniem na deser. Podziałało! Mama Tolka się „odgniewała”. A ja jestem pewna, że jeśli znowu nastaną między nimi „postne dni”, to przynajmniej teść nie umrze z głodu, bo ma już jako takie pojęcie o gotowaniu.
Czytaj także:
Latami staraliśmy się o dziecko. Zaszłam w ciążę, gdy adoptowaliśmy Marysię
Mąż i synowie traktowali mnie jak służbę i nazywali ryczącą czterdziestką
Mój mąż nie dbał o siebie. Zmobilizował się dopiero, gdy poznał przyszłego teścia