„Gdy sukces zawrócił mi w głowie, zacząłem rządzić w firmie żelazną ręką. Czułem się silny, gdy pracownicy się mnie bali”

Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Zwolnię go dla przykładu – mówię. – Inni będą pracować dwa razy wydajniej. W biznesie nie ma litości. – To nie zebranie zarządu. Jesteś w swoim rodzinnym domu. Mnie nie musisz agitować. I proszę, przestań zachowywać się jak wszechwładny, groźny pan dyrektor. Dla mnie jesteś wciąż głupim smarkaczem i zaraz dostaniesz ścierką przez cztery litery”.
/ 30.04.2023 08:30
Nasz szef jest szowinistą fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Odwiedzam moją mamę za rzadko i bywam u niej za krótko. Wiem, i wciąż to sobie wyrzucam. Jest to moja przystań, azyl, w którym wypoczywam i odzyskuję spokój ducha.

Mareczku, coś ty dzisiaj taki markotny? – pochylam się, całuję mamę, a jej dłoń mierzwi moje krótkie włosy.

Cóż mam jej powiedzieć? Że planowany od tygodni kontrakt nie został podpisany przez błąd mojego podwładnego? Ona i tak tego nie zrozumie.

– Świetnie, że jesteś, właśnie szykuję pierogi. Z mięsem. Takie jak lubisz.

Siadam obok mamy w kuchni

Patrzę, jak sprawnymi ruchami rąk zapełnia stolnicę. Wracają wspomnienia z dzieciństwa. Mama zaczyna nucić piosenkę. Uśmiecham się, ale nieszczerze. Tkwią jeszcze we mnie gniew i złość.

Mareczku, przyznaj się, kto ci nadepnął na odcisk? Hm? – pyta.

Opowiedziałem o asystencie, który nawalił w kluczowym momencie.

– Zwolnię go dla przykładu – mówię. – Inni będą pracować dwa razy wydajniej. W biznesie nie ma litości.

Mama pokręciła głową.

Czy ten asystent ma rodzinę? – pada pytanie.

– Ma – mówię. – Żonę i dwoje dzieci.

– Nie żal ci wyrzucać go na bruk?

– Mama nie wie, jaki straciliśmy kontrakt! – podniosłem głos.

Popatrzyła na mnie łagodnie dużymi niebieskimi oczami.

– Przepraszam. Ta robota mnie wykańcza. Żyję w nieustannym stresie.

– A tak się cieszyłeś, że firma rozrasta się… Miałeś mieć więcej czasu dla żony, dzieci, i dla mnie…

– Tak... Niewiarygodne, jak doba potrafi się skurczyć; na wszystko brakuje mi czasu.

– Mareczku, proszę cię, nastaw wodę.

Po chwili odezwała się moja komórka. Znowu podniosłem głos:

– Dałeś plamę, Adam. I tego nie da się naprawić… Twoje wyliczenia były błędne. Kontrahent mógł odnieść wrażenie, że próbujemy go oszukać…! Co mnie to obchodzi, że twoja córka była chora? Mogłeś zatrudnić opiekunkę! – rozłączyłem się. – Tłumaczy się, że był niewyspany i dlatego popełnił błąd…

Co się tak wściekasz? – pogłaskała mnie po policzku. – Choroba dziecka to normalna, ludzka rzecz… Czy ty wiesz, ile ja nocy przesiedziałam przy tobie? Czuwałam, gotowa na każde twoje zawołanie. A rano musiałam iść do pracy.

– Mamo, to były inne czasy – machnąłem ręką.

Mama pokręciła głową

– Co ty wiesz o tamtych czasach? Leżałeś brzuchem do góry, niczego ci nie brakowało. Na pewno nie miłości.

Zrobiło mi się głupio. Cóż mogłem wiedzieć o jej i ojca poświęceniu? Byłem wtedy zbyt mały, by to ocenić.

– Ile już razem pracujecie? – zapytała po chwili.

– Z tym asystentem? Ponad pięć lat.

– I pierwszy raz cię zawiódł?

Skinąłem głową.

– Ja bym mu wybaczyła.

– Łatwo mamie mówić. Jeśli nie będę twardym szefem, wejdą mi na głowę!

Mareczku, to nie zebranie zarządu. Jesteś w swoim rodzinnym domu. Mnie nie musisz agitować. I proszę, przestań zachowywać się jak wszechwładny, groźny pan dyrektor. Dla mnie jesteś wciąż małym chłopcem i, jak zasłużysz, dostaniesz ścierką przez cztery litery.

Powiedziała to tak ciepło, że trudno było się nie uśmiechnąć. Miała rację. Zresztą, jak zawsze. Znowu odezwała się komórka. Moja żona, Dorota, pytała kiedy wrócę do domu. Planowaliśmy pojechać na zakupy.

– Naprawdę musimy dzisiaj jechać? – nie pałałem entuzjazmem.

– Marek, przecież obiecałeś – wyczułem w jej głosie niepokój. – Od tygodnia wciąż to przekładasz.

– Dorotka? – zagadnęła mama.

Przysłoniłem komórkę.

– Powiedz jej coś ciepłego – poradziła.

– Jestem u mamy. Nie wypuści mnie, dopóki nie skosztuję pysznych pierogów z mięsem. Masz od niej pozdrowienia. Dobrze, przyjadę za godzinę. Pa, kochanie.

Usiadłem na starym taborecie i przypomniałem sobie, co zawsze mi powtarzała mama: „Gdy będziesz rozmawiał z żoną, zawsze znajdź czas, by powiedzieć jej miłe słowo. Choćby jedno”.

– Tak mi się nie chce jechać na te zakupy, mamo – jęknąłem.

– Cicho! Nie narzekaj. Zastaniesz w domu zadowoloną żonę. Ty wiesz, jak my, kobiety, uwielbiamy robić zakupy?

– Czeka mnie kilka godzin chodzenia między półkami – marudziłem.

– Mareczku, przecież ten czas spędzisz z żoną. W przerwie między zakupami możecie usiąść w kawiarni. Kiedy ostatnio razem gdzieś byliście?

– Potwornie dawno. Szkoda, że czasu nie można kupić.

– Ależ ty się męczysz, syneczku. Stresujesz się asystentem z pracy, bo cię zawiódł. Przynosisz te wstrętne humory do domu, zarażasz żonę, dzieci. Zło rodzi zło. Po co ci awantura w domu? Ty zrób dobry uczynek, zadzwoń do niego i powiedz: „Następnym razem będzie lepiej”. Zyskasz jego wdzięczność. A wyrzucając go z pracy, dodasz sobie tylko wroga. No, bierz telefon i dzwoń. Aha, zaczekaj. Najpierw się uśmiechnij.

Zerknąłem w lustro

Wciąż byłem lekko naburmuszony. Mama wiele razy mówiła mi, że uśmiech to podstawa dobrych relacji w domu i w pracy. Czasami wydawało mi się, że jej słowa leczą. Nieraz rozbierałem je na części, badając ich sekret. Odkryłem, że nie podnosi głosu, bardzo często prosi. Prosi tak, że trudno jej odmówić. Jej ciepły wyraz twarzy współgrał z wypowiadanymi zdaniami.

– O! Uśmiechnąłeś się nareszcie – pacnęła mnie palcem w nos.

Poczułem, jak wielki balon zła pękł we mnie, uszło zatrute powietrze. Połączyłem się z Adamem i powiedziałem:

– Słuchaj, na twoim miejscu też czuwałbym nad małą całą noc. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Przed nami jeszcze lepsze kontrakty. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Zapomnijmy o tym, i wracajmy do pracy. Do jutra.

Mama złożyła dłonie, jakby chciała bić brawo.

– Prawda, że lżej?

Fakt, było mi na duszy lżej.

– Należy ci się nagroda – nałożyła na talerz solidną porcję pierogów. – Jedz i rośnij – powtórzyła, co mówiła za młodych mych lat, mierzwiąc mi włosy.

Nie uciekałem przed jej dotykiem. Był mi tak bliski i jakże potrzebny. W domu czekała na mnie zadowolona Dorota. Perspektywa zakupów mile ją nastroiła. Przebrałem się i pojechaliśmy. Nie traktowałem tego jak przykrego obowiązku. Nie zakupy były tu bowiem najważniejsze. One tylko stały się pretekstem, by pobyć z żoną. Pospacerować z nią. Wspólnie wybierać produkty, wspólnie decydować. W którymś momencie objąłem ją ramieniem i przytuliłem.?

– O, kawiarenka, przysiądziemy na chwilę? – zapytała.

Rady mojej mamy okazały się celne. Jak ona wspaniale potrafiła pokierować człowiekiem. Nagle uświadomiłem sobie, że taki specjalista przydałby się w niejednej firmie, by łagodzić konflikty i przeciwdziałać stresom. Z zakupów wróciliśmy późnym wieczorem. Zadowoleni. Wzięliśmy prysznic, a potem długo nie mogliśmy zasnąć… Nazajutrz do firmy wszedłem uśmiechnięty. Powiedziałem:

– Czołem, wszystkim na pokładzie.

Zauważyłem zdziwioną minę sekretarki. Ostatnio wchodziłem najeżony i podminowany. Co za miła przemiana, prawda? Adam podszedł do mnie, wymieniliśmy uścisk dłoni.

– Stary, nawet nie wiesz, jak ci dziękuję – powiedział.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA