Kiedy siostra zadzwoniła z informacją, że Adam przyjedzie do mnie podczas ferii, od razu zapytałam, czy mam po niego wyjść na dworzec.
– Nie trzeba, obiecałam, że pożyczę mu samochód – usłyszałam.
– Jak to pożyczysz? Przywieziesz go do mnie? – nie zrozumiałam.
– Nie, przyjedzie sam – roześmiała się Ala. – Zapominasz, że on ma już osiemnaście lat i zrobił prawo jazdy.
„Matko, jak ten czas leci! – pomyślałam. – Jeszcze nie tak dawno jeździł na trójkołowym rowerku, a teraz proszę bardzo – kierowca pełną gębą!”. Chciałam zapytać siostrę, czy na pewno nie boi się go do mnie puścić samego. W końcu to przeszło dwieście kilometrów! Ale odpuściłam. Marta chyba wie, co robi, głupia nie jest…
Nie mam zaufania do jego umiejętności
Zastanawiałam się tylko, czy wiara mojej siostry w to, że Adam to rozsądny dorosły człowiek nie wynika przypadkiem z tego, że chłopak wychowywał się bez ojca. Jego tata odszedł w siną dal, gdy mały miał zaledwie cztery lata, i od tamtej pory prawie się z nim nie kontaktował. Moja siostra nigdy tego do końca nie przebolała i choć zarzekała się, że ani trochę nie zależy jej na tym łobuzie, to nie ułożyła już sobie życia z innym mężczyzną. Adam był więc w ich domu jedynym „facetem”. Ala chciała w nim widzieć prawdziwego mężczyznę.
Bardzo kocham swojego chrześniaka, ale czasami trudno jest mi na niego patrzeć oczami siostry. Sama mam dwóch nieco młodszych od niego chłopaków i dobrze wiem, jakie fiu-bździu mają w głowach. Biorąc pod uwagę ich rozmaite „cudowne” pomysły, raczej trudno mi uwierzyć w to, że za trzy, cztery lata, kiedy będą w wieku Adama, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki staną się odpowiedzialni. Mimo wszystko po swoim siostrzeńcu spodziewałabym się większego rozsądku, niż po nich…
Moi synowie wprost nie mogli doczekać się wizyty starszego kuzyna, który zawsze był ich idolem. Może dlatego, że mieszkał w większym mieście i miał doświadczenia, które im wydawały się czymś nadzwyczajnym. Dyskoteki, puby – to dla Jacka i Roberta egzotyka. My tutaj na wsi mamy najwyżej potańcówki w remizie. Wiem, że moi chłopcy wiele sobie obiecywali po wizycie Adama. A już wpadli w prawdziwy szał, kiedy się dowiedzieli, że przyjedzie samochodem.
Z miejsca zaczęli planować rozmaite wycieczki i pytali, czy ich puszczę.
– Zobaczymy. Jak będziecie grzeczni, to się zastanowię – odpowiadałam.
Nie byłam pewna, czy powinnam pozwolić synom jeździć z Adamem, skoro nawet nie wiedziałam, jakim jest kierowcą. No, ale przecież nie powiem siostrzeńcowi, że nie mam zaufania do jego umiejętności, prawda?
Co robią?! To przecież niebezpieczne!
Kiedy przyjechał, poprosiłam go tylko dyskretnie, aby nie szalał na drogach, które zimą bywają często oblodzone i bardzo niebezpieczne.
– Ciociu, nie mam przecież pięciu lat… – zganił mnie wtedy łagodnie.
Niestety, kilka dni później okazało się, że jest głupszy niż pięciolatek!
Robert z Jackiem dostali na gwiazdkę nowe deski snowboardowe, mąż im obiecał, że wyjadą w góry. Obaj nie mogli się już tego doczekać. Czasem ćwiczyli na podwórku rozmaite skoki w miejscu, utrzymanie równowagi. Nie zabraniałam im, bo i dlaczego?
– Dobrze, aby sobie potrenowali odpowiednie partie mięśni, bo inaczej po jednym dniu zjeżdżania dostaną takich zakwasów, że głowa mała! – powtarzał w kółko ich tata.
Nie docenił pomysłowości naszych dzieci ani inwencji siostrzeńca…
Tamtego dnia byliśmy oboje w pracy, kiedy zadzwoniła do mnie zaniepokojona sąsiadka, twierdząc, że moi chłopcy kombinują coś dziwnego.
– Robią sobie kulig! – oznajmiła.
Jaki kulig? Przecież my nie mamy sanek! – zdziwiłam się.
– Ano, ten chłopak twojej siostry ciągnie ich za samochodem, a oni stoją na deskach – uściśliła sąsiadka.
Niemożliwe! – złapałam się za głowę. – To przecież niebezpieczne!
A wszystko przez durną zabawę...
Klnąc na czym świat stoi na głupotę chłopaków, zaczęłam do nich dzwonić, by kazać im natychmiast przestać! Niestety, było już za późno… Sznur, na którym był ciągnięty Robert został wciągnięty przez koło, kiedy Adam nagle zahamował, a potem dodał gazu. Nawinął się na nie jak na szpulkę i pociągnął mojego syna pod samochód!
To wszystko trwało sekundy… Auto przejechało Robertowi po stopie i… mój syn już na pewno w tym roku nie pojeździ na snowboardzie. Prawdę mówiąc nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie normalnie chodził, bo w zmiażdżonej w wypadku stopie ma teraz jakieś śruby i druty. Czy kości zrosną się prawidłowo? Tego nie potrafią powiedzieć nawet lekarze. Jeśli nie, Robert będzie kulał do końca życia. A wszystko przez durną zabawę!
Czytaj także:
„Przez moją nieuwagę wydarzył się straszny wypadek. Siostra przeklęła mnie na wieki, bo nie upilnowałem jej jedynego syna”
„Kilka lat temu wydarzył się straszny wypadek i od tej pory nie tykam alkoholu. Niestety, nie wszyscy to rozumieją...”
„Matka mówiła, jak mam żyć, więc się wyprowadziłam. Wtedy mój facet okazał się niedojrzałym dzieciakiem do niańczenia”