„Kilka lat temu wydarzył się straszny wypadek i od tej pory nie tykam alkoholu. Niestety, nie wszyscy to rozumieją...”

mężczyzna, który przeżył wypadek fot. Adobe Stock, fizkes
„Ponownie odmówiłem, szukając wzrokiem Groszki, ale nigdzie jej nie widziałem, Oli także. Jarek miał spory problem z przyjęciem odmowy i zaczął wykrzykiwać, że za kogo ja się uważam, że robię z siebie jakiegoś cholernego świętego, mam ich wszystkich za pijaków, a zakończył szantażem, że albo się z nim napiję, albo mam wynosić się z jego chałupy”.
/ 30.01.2023 19:15
mężczyzna, który przeżył wypadek fot. Adobe Stock, fizkes

W sobotę miałem jechać na żagle z przyjaciółmi, ale stary kumpel mój i Oli zaprosił nas na parapetówkę. Moja dziewczyna uznała, że fajnie byłoby spotkać dawną paczkę, a ja się zgodziłem, chociaż za tymi kolegami nie przepadałem.

Znaliśmy się jeszcze z czasów szkoły średniej. Sporo się wtedy piło, balowało i nie przejmowało niczym prócz tego, żeby dobrze się bawić, podrywać dziewczyny i – jak mówiliśmy – „chrzanić system”. Tyle że potem Ola i ja zdecydowaliśmy się zamieszkać razem i zabrać się poważnie za życie. Znalazłem niezłą pracę, a moja ukochana właśnie przygotowywała się psychicznie do roli mamy, bo stwierdziliśmy, że to już czas, by postarać się o dziecko. No ale przecież spotkanie starych znajomych i powrót na kilka godzin do dawnych, dobrych czasów to nic złego, prawda?

Ale od tamtych „dobrych czasów” jedna rzecz zmieniła się w moim życiu diametralnie. Nie piłem alkoholu. I dlatego miałem pewne obawy co do tej imprezy u Jarka.

Oczywiście próbowali wlewać we mnie drinki

– Wiesz, jak u niego się pije – powiedziałem do Oli. – Po północy jednego trzeźwego nie znajdziesz… Każdy potem jest namolny i namawia do picia z nim…

Ale moja mądra dziewczyna miała już przygotowaną odpowiedź. Wymyśliła, że skoro Jarek mieszka za miastem i taksówki stamtąd są drogie, to rozpuścimy w towarzystwie wici, że ja będę kierowcą i rozwiozę towarzystwo do domów. W ten sposób mielibyśmy pewność, że nikt nie będzie namawiał mnie do picia ani nawet szczególnie wypytywał, dlaczego stałem się abstynentem.

Pojechaliśmy więc do Jarka, z którym swego czasu, nie ukrywajmy, wypiłem morze wódki. Byli tam chyba wszyscy ze starej paczki: Irek, Mateusz, Ogór, Wojtas i dziewczyny: Kaśka, Marlena, Wiki i Groszka. Wszyscy wylewnie się powitaliśmy, chłopaki tak mnie ściskali, że mało żeber mi nie połamali. Dziewczyny zapiszczały na nasz widok, ucałowały mnie serdecznie i zaczęły podskakiwać wokół Oli jak kiedyś, kiedy wszyscy byliśmy nastolatkami.

– No, ziom! Super, że wpadliście! – cieszył się Jarek. – Ogór, polej im! Oluniu, ty jak zawsze wódeczkę z colą i cytrynką? Co dla ciebie, stary?

Dla mnie sama cola – poprosiłem i zamachałem kluczykami od samochodu. – Robię dzisiaj za kierowcę, pamiętasz? Odwożę wszystkich po kolei.

Ale Jarek nie słuchał tych tłumaczeń i chwilę później wciskał mi w dłoń drinka na wódce, tłumacząc, że przecież siadam za kierownicę dopiero za kilka godzin, to mogę się z nim napić. Odmówiłem, na co on stwierdził, że wobec tego zaraz wróci z chłopakami i może z nimi się napiję, skoro jego towarzystwem gardzę. Na szczęście od razu ktoś go zagadał i chwilowo o mnie zapomniał.

Imprezka była w porządku. Wspominaliśmy stare czasy, koledzy opowiadali o tym, co teraz robią, dziewczyny chwaliły się a to pierścionkami zaręczynowymi, a to dzieckiem, a ja popijałem sobie bezalkoholowe drinki i na luzie gadałem z każdym. W pewnym momencie Groszka, z którą kiedyś omal nie zostaliśmy parą, wyciągnęła mnie na balkon.

– A ty czemu właściwie nie pijesz? Jakieś problemy ze zdrowiem? – zapytała.

To była inteligentna dziewczyna i po tym, co nas omal nie połączyło, jeszcze długo się przyjaźniliśmy. Chociaż więc nie lubiłem się zwierzać, odpowiedziałem jej szczerze na to pytanie. Poprosiłem tylko o dyskrecję, bo nie miałem ochoty, by ludzie omawiali moje prywatne sprawy i decyzje życiowe.

– Nie chodzi o zdrowie – wyznałem. – Nie mówię o tym, bo ludzie się denerwują, uważają, że ich oceniam czy potępiam, a to naprawdę nie o to chodzi. Chodzi wyłącznie o mnie.

A potem opowiedziałem jej o wypadku.

To się zdarzyło sześć lat wcześniej. Byłem już z Olą, ale trudno było mnie nazwać odpowiedzialnym facetem. Nie miałem stałej pracy, tylko ciągle łapałem i traciłem jakieś fuchy. W weekendy balowałem z nowymi znajomymi, a czasami nawet i nieznajomymi. Ola wiele razy prosiła, wręcz błagała, żebym ograniczył picie, bo nie chciała oglądać mnie zalanego, ale ja uparcie twierdziłem, że wszystko mam pod kontrolą i jak będę chciał przestać pić, to przestanę, a póki co, chcę się dobrze bawić.

Od tamtej pory nie miałem w ustach kropli alkoholu

Raz zabawiłem się szczególnie „dobrze”. Wyszedłem z kolegą Waldkiem, a kiedy on odpadł, piłem z jakimiś nowo poznanymi ludźmi. To nie był ten rodzaj picia, żeby urwał mi się film, przeciwnie – zapamiętałem wszystko, co się wydarzyło tamtej nocy…

– Ci ludzie postanowili mnie odprowadzić – opowiadałem Groszce. – Szliśmy chodnikiem, śmialiśmy się i wygłupialiśmy  i nagle jeden z tych chłopaków zaczął tańczyć na jezdni. Bawiło nas to cholernie, chociaż samochody trąbiły, a to się zrobiło niebezpieczne. Nie ściągnęliśmy go z tej ulicy, bo wszyscy byliśmy pijani, no i to było takie ekstra… – zadumałem się przez moment, wspominając tamtą noc.

A potem dokończyłem opowieść. Kiedy skończyłem, Groszka odstawiła swój kieliszek z poważną miną.

– I  naprawdę od tamtego momentu nie pijesz ani kropli? – zapytała, a ja kiwnąłem głową.

– Tak. I nie ma opcji, żebym wypił. Po prostu wiem, że jestem jej to winien.

„Jej”, czyli kobiecie, która za późno dostrzegła zataczającego się po jezdni pijanego idiotę, który pajacował ku naszej uciesze, ale mimo to odruchowo usiłowała go wyminąć. Gwałtownie skręciła i wbiła się w betonowy słup. Zginęła na miejscu. Pijany idiota wyszedł z tego bez jednego zadrapania. Prawo nie zakazuje chodzenia po chodniku po spożyciu alkoholu, więc o nic mnie nie oskarżono. Ale ja oskarżałem sam siebie. Mało brakowało, a ja też bym wyskoczył na ulicę, żeby dać popis pijackiego tańca. Przecież mi się to wydawało zabawne, a najważniejsze to dobrze się bawić, prawda? 

Od tamtej pory nie miałem w ustach alkoholu. Co najciekawsze, poza Olą, która znała moją motywację, nikt mnie nie wspierał w tej decyzji. Dosłownie wszyscy – rodzina, znajomi, współpracownicy, obcy ludzie na imprezach – namolnie nakłaniali mnie do picia! Moją odmowę traktowali jako fanaberię albo sygnał, że uważam się za lepszego od nich. Nie zamierzałem dzielić się z nimi powodami, które skłoniły mnie do życia w abstynencji, to była tylko moja sprawa.

Ale w naszym kraju, kiedy ktoś odmawia „jednego”, każdy koniecznie chce poznać powód takiego niespołecznego zachowania. Przez jakiś czas mówiłem, że mam problemy z wątrobą. Spotykałem się wtedy z twierdzeniami, że przesadzam, bo jeden kieliszeczek to nawet poprawia trawienie. Potem kupiliśmy z Olą samochód i odmawiałem, tłumacząc, że skoro prowadzę, to nie piję. Przerażające było to, ilu moich znajomych mówiło: „stary, ja też prowadzę i jakoś mogę się napić z kumplami, no chodź, pijemy”. Oczywiście odmowa podania powodu w ogóle nie wchodziła w grę. Nawet moi rodzice nie akceptowali takiego stanu rzeczy.

– Synek, co ty? – ojciec zganił mnie podczas imienin mamy. – Z własnym ojcem się nie napijesz za zdrowie matki? Co to, źle jej życzysz czy jak?

Najbardziej denerwowało to Olę. Wściekała się, że ludzie to hipokryci. Z jednej strony gardzą pijakami, ale z drugiej wyraźnie się jeżyli na kogoś, kto nie pił wcale. I czasem mieliśmy wrażenie, że bardziej dystansują się właśnie od tych drugich…

Zachował się jak ostatni burak...

Kiedy Groszka wysłuchała mojej historii, obiecała, że nikomu jej nie powtórzy oraz że będzie mnie wspierać i bronić przed Jarkiem. Miała do tego okazję dosłownie dziesięć minut później, bo gospodarz imprezy podszedł do mnie z butelką whisky i dwoma szklankami napełnionymi lodem.

– Dobra, stary, dość tego! Pijemy za piękne dziewczyny! – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. Miał już mocno alkoholowy oddech i z trudnością łapał równowagę. – No, ziom! Trzymaj! Ja polewam!

– Jarek, ja nie piję alkoholu – przypomniałem. – Rozwożę ludzi samochodem, pamiętasz? Już z wszystkimi jestem poumawiany.

– Nie ma takiej opcji, że przychodzisz do mojego domu i się ze mną nie napijesz! Pij, ziom! – bełkotał, a ja zacząłem zagryzać zęby, bo porządnie już mnie irytował.

Ponownie odmówiłem, szukając wzrokiem Groszki, ale nigdzie jej nie widziałem, Oli także. Jarek miał spory problem z przyjęciem odmowy i zaczął wykrzykiwać, że za kogo ja się uważam, że robię z siebie jakiegoś cholernego świętego, mam ich wszystkich za pijaków, a zakończył szantażem, że albo się z nim napiję, albo mam wynosić się z jego chałupy.

Pięć minut później byliśmy już z Olą przy samochodzie.

– Czekajcie na mnie! – krzyknęła Groszka, w pośpiechu zbiegając ze schodów. – Jarek to burak! Dobrze, że wyszliście. Ja nie mam jak wrócić, bo przyjechałam autobusem, a ty miałeś nas rozwieźć. Podrzucicie mnie do miasta?

Oczywiście ją zawieźliśmy. Było mi przykro, że musiałem opuścić przyjęcie, szczególnie że inni goście nie będą mieli jak się wydostać z miejscowości Jarka. Ale to w końcu nie była moja decyzja. Gospodarz wydzierał się, że albo się z nim napiję albo mam się wynosić. Nie miałem wyboru.

Po odwiezieniu Groszki poszliśmy z Olą spać. Rano obudził mnie telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłem imię „Jarek”.

– Pewnie wytrzeźwiał i chce przeprosić – stwierdziła Ola, ziewając. – Naprawdę zachował się po chamsku…

Odebrałem, przygotowując się na przeprosiny. Gotowy byłem puścić wszystko w niepamięć, w końcu sam najlepiej wiedziałem, że alkohol odbiera ludziom rozum i robią różne głupie rzeczy, których potem żałują. A Jarek był kiedyś jednym z moich najlepszych kumpli, więc nie zamierzałem chować urazy.

Tak naprawdę nie mam już starej paczki…

– Halo? Cześć, Jarek – rzuciłem.

– Ty cholerny draniu! – wrzasnął mi w ucho. – Coś ty wczoraj odwalił?! Zrobiłeś ze mnie idiotę przy ludziach! Masz mi oddać prawie trzy stówy!

– Że co? – osłupiałem.

– Właśnie to! Miałeś rozwieźć ludzi do domów, a narobiłeś wiochy i się wyniosłeś! Musiałem im zapłacić za taksówki! Oddawaj kasę i mnie przeproś!

Z lodowatym spokojem zapytałem go, czy nadal jest pijany, bo wygaduje kosmiczne głupoty, ale to go tylko jeszcze bardziej nakręciło. W końcu po prostu przerwałem połączenie.

Kiedy streściłem rozmowę Oli, była w szoku. Sama znała Jarka tak samo długo jak ja i też nie spodziewała się, że zachowa się jak ostatni dupek.

Po południu zadzwoniło kilka osób z imprezy. Większość uważała, że to ja przesadziłem. Ich zdaniem mogłem napić się dla świętego spokoju kilka łyków. Każdy chciał wiedzieć, dlaczego w zasadzie „zrobiłem scenę”, czyli dlaczego nie uległem i nie wypiłem whisky.

– Nie muszę się tłumaczyć, dlaczego nie piję alkoholu – powtarzałem każdemu. – To moja sprawa.

Ale poza Groszką i Ogórem, który po prostu miał taką cechę, że akceptował wszystkich ludzi wraz z ich dziwactwami, przynajmniej dopóki nie stanowili zagrożenia albo nie łamali prawa, nikt nie wykazał się zrozumieniem. Tak naprawdę nie mam już starej paczki…

Popatrz, co za ironia losu – rzuciłem z goryczą do Oli. – Mówi się, że przez alkohol możesz stracić rodzinę i przyjaciół, a na mnie obraził się ojciec i cała masa kumpli przez to, że nie piję… Czy naprawdę ludzie w Polsce muszą zmuszać innych do chlania, bo inaczej wypadasz z towarzystwa i już nie jesteś „swój”?!

To było moje ostatnie spotkanie z tamtymi znajomymi. Jakieś kilka miesięcy później Ola zapisała nas na kurs salsy. Szybko zorientowaliśmy się, że tancerze nie piją podczas imprez, bo zwyczajnie wtedy nie da się dobrze technicznie tańczyć. Do tego dziewczyny odmawiają facetom, od których czuć piwo i to właśnie ktoś, kto nie wyobraża sobie sobotniej nocy bez alkoholu, wypada z towarzystwa.

Mamy więc teraz nowych znajomych i jakoś nie żałuję tamtych, którzy nie chcą się ze mną zadawać. Ola mówi, że wcale nie straciliśmy przyjaciół, bo ludzie, którzy w takiej sytuacji nie stanęli po mojej stronie, tak naprawdę nimi nie byli. Zresztą teraz nie ma to większego znaczenia, bo moja ukochana zaszła w ciążę i koncentrujemy się na innych sprawach. Ostatnio przypadkiem słyszałem, jak mówiła przez telefon przyjaciółce, że jestem najlepszym facetem, jakiego mogła sobie wymarzyć na ojca swojego dziecka.

Mam dziwną pewność, że gdyby nie moja decyzja o życiu w abstynencji, te słowa nigdy nie padłyby z jej ust. I to właśnie utwierdza mnie w przekonaniu, że chociaż czasami jest mi ciężko, to warto być wiernym sobie i dotrzymywać postanowień.

Czytaj także:
„Spowodowałem wypadek, w którym zginął mój kolega. Nie poniosłem konsekwencji, ale wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju”
„Dzisiejsza młodzież nie umie się bawić ani pić alkoholu. Syn popija bez sensu i umiaru, chcę mu pomóc”
„Syn nie chciał zaprosić mojego chłopaka na ślub. Miał Pawła za wieśniaka, a sam zachował się jak burak ze słomą w butach”

Redakcja poleca

REKLAMA