Mój mąż bardzo się zmienił i nie poznawała tego człowieka. Ograniczał mnie i nie pozwalał się rozwijać. Kiedy wreszcie się zbuntowałam i postawiłam na swoim, okazało się, że już dalej nie będzie nam razem po drodze. Ale on tego nie rozumiał.
Moje małżeństwo było farsą
Czasami zastanawiam się, co sprawiło, że poślubiłam Bartka. Nie czuję już do niego miłości, jedynie tylko zawód. Od dawna nasze małżeństwo nie układało się dobrze, ale zarówno ja, jak i Bartek udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Od momentu, kiedy zaszłam w ciążę i przestałam pracować, czułam się jak osoba, która jest jednocześnie kucharką, opiekunką do dziecka i pomocą domową.
Bartek pracował jako szef kuchni w dość sporej restauracji. Miał dobre wynagrodzenie, ale cały czas nie było go w domu. Kiedy wracał, był zmęczony i zamiast mi pomóc, narzekał, że nasza córka mu przeszkadza, płacze, chce się bawić, nie daje mu odpocząć, nie pozwala się wyspać... Zaczęło się komplikować jeszcze bardziej, kiedy oznajmiłam, że Amelka idzie do przedszkola, a ja zaczynam poszukiwania roboty, poważnej roboty. Bartosz oczywiście natychmiast się sprzeciwiał.
– Naprawdę nie musisz pracować. Zarabiam wystarczająco dużo, abyś mogła jeszcze spędzić trochę czasu z Amelią w domu.
– Bartek, to nie chodzi tylko o pieniądze – próbowałam mu wytłumaczyć – ja zwyczajnie muszę coś robić, muszę się rozwijać, nie tylko gotować obiady czy zmywać naczynia. A Amelka już nie jest taka mała. Ona też potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi, nie tylko ze swoją mamą.
Nie dostrzegał tego, albo po prostu nie chciał zauważyć, bo to było dla niego wygodne. Teraz wydaje mi się, że raczej to drugie. Ale nie dałam za wygraną, upierałam się i zaczęłam szukać zatrudnienia. Może miałam szczęście, a może, jak mówiła moja mama, byłam mądra, wyedukowana i kompetentna. W każdym razie pracę znalazłam szybko. I to dobrą pracę, w międzynarodowej firmie. Z dobrą pensją i szansą na awans.
W niczym mi nie pomagał
Na początku pracowałam z domu przez pandemię. Nie było łatwo, bo Amelka często chorowała, ale po raz pierwszy sprzeciwiłam się Bartkowi.
– Musisz mnie wspierać. Przecież to również twoje dziecko i masz obowiązki.
Bartek starał się unikać odpowiedzialności na wszystkie możliwe sposoby, ale udało mi się go jakimś cudem przekonać do współpracy. Przecież oboje byliśmy rodzicami małej Amelki.
Po trzech miesiącach ciężkiej pracy otrzymałam małą podwyżkę i wyjechałam na tygodniowe szkolenie. Gdy wróciłam, całe mieszkanie tonęło w chaosie, dwa worki z brudnymi ubraniami czekały na pranie, a mój mąż był na urlopie. Leżał na kanapie z telefonem w dłoni, a Amelka bawiła się na brudnej wykładzinie. Stałam w drzwiach pokoju, patrzyłam na nich i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
– Czemu Amelka nie poszła do przedszkola? – w końcu zdołałam zapytać.
– Wziąłem wolne, żebyśmy mogli spędzić trochę czasu razem – odpowiedział, nie odrywając wzroku od swojego telefonu.
– Spędzić czas razem? – wydusiłam. – A dlaczego tu jest taki bajzel?
– Bo sobie wyjechałaś i nie miał kto tego posprzątać – odrzekł z irytacją.
Jego odpowiedź tak mnie zdenerwowała, że nie mogłam powstrzymać złości. Zamiast się cieszyć i witać po tygodniu rozłąki, pokłóciliśmy się tak mocno, że przestraszona Amelka schowała się pod stół i zaczęła płakać.
Jego zachowanie przelało czarę goryczy
Kilka dni później, moja mama dowiedziała się o wszystkim. Amelka dokładnie jej opowiedziała, jak tata krzyczał i szarpał mamusię, która w tamtym czasie płakała. Nie czekając długo, mama postanowiła w tym samym dniu, delikatnie mówiąc, napomknąć mojemu mężowi, że takie zachowanie wobec żony jest nieakceptowalne. Bartek zareagował zupełnie nieadekwatnie do tego, co mu zostało powiedziane. Od pewnego czasu stał się bardzo nerwowy. Wybuchnął na nią krzykiem, prawie ją obraził, a potem zażądał, żeby nie mieszała się w nasze prywatne sprawy. Mama spoglądała na nas oboje, na przemian, nie wydając z siebie ani słowa.
– Jeśli ty tak odnosisz się do mnie, to jak odzywasz się do mojej córki, gdy ja nie słyszę? – zadała pytanie, machając głową.
Bartek nie odpowiedział, wyglądało na to, że poczuł się trochę zakłopotany, ale mama nie miała zamiaru na tym poprzestać.
– A ty pomyśl trochę, skarbie – zwróciła się do mnie – nie pozwalaj, żeby cię tak traktował. Musisz wiedzieć, że nie jesteś sama, ja i twój ojciec zawsze będziemy stać przy twoim boku. Bez względu na okoliczności – dodała.
Bartek opuścił dom, gwałtownie zamykając za sobą drzwi, a ja nie mogłam powstrzymać łez. Gdy wrócił wieczorem, dowiedziałam się, że rodzice nakłaniają mnie do rozwodu z nim, ponieważ nigdy go nie akceptowali i nie chcieli za zięcia. Krzyczał coś jeszcze o tym, że nie chce, by teściowa odwiedzała jego dom, ale już nie zwracałam na niego uwagi.
– Żądam, żebyś się wyprowadził – powiedziałam nieoczekiwanie, nawet dla samej siebie. – Mam dość ciągłych kłótni, mam dość twojego narzekania. Mam dość ciebie! – wykrzyczałam, nie potrafiąc już opanować emocji.
Byłam zmęczona ciągłymi awanturami
Następnego dnia Bartek się wyprowadził i zamieszkał u swojej matki, która od razu do mnie zadzwoniła z pretensjami, że wyrzuciłam jej syna z naszego domu.
– Mamo, ja już nie daję rady – powiedziałam cicho.
– Czemu nie dajesz rady? O co ci chodzi? Przecież Bartek cię kocha. I Amelkę. To przecież dobry chłopak.
– Nie mam już sił na ciągłe kłótnie z nim – starałam się jej to wytłumaczyć – po prostu nie mogę już tak dalej, jestem zbyt zmęczona.
Od tej pory Bartek mieszkał z matką, a ja zostałam sama z córką. Tatuś nie okazywał zbyt dużego zainteresowania małą, ale za to ciągle do mnie dzwonił, narzekając, skarżąc się i prosząc, abym dała mu jeszcze jedną szansę. Zastanawiałam się nad tym, ale on nie robił nic, aby to naprawić.
Wciąż miał do mnie jakieś zarzuty i obwiniał mnie za wszystko. Kiedy prosiłam go, żeby zajął się Amelką w weekend, odpowiadał mi, że przecież ja w weekendy nie pracuję, więc mogę „w końcu” spędzić czas z córką.
Po miesiącu takiej ciągłej szarpaniny postanowiłam przenieść się z Amelią do moich rodziców. To spowodowało kolejną kłótnię z Bartkiem.
– To na pewno było celowe! – zaczął na mnie krzyczeć. – Zrobiłaś to, żebym nie mógł widywać się z własną córką.
– Ale ty i tak się z nią nie widujesz – z irytacją mruknęłam. – Ciągle nie masz na to czasu.
– Bo ciężko haruję – warknął, wściekły. – Wyrzuciłaś mnie z mieszkania i muszę teraz coś wynająć.
– Przecież mieszkasz u swojej matki.
– Aha, właśnie – nagle zmienił temat – co zrobiłaś z naszym mieszkaniem? Jeśli jest niezamieszkane...
– Chyba cię całkowicie pogięło! – nie mogłam wytrzymać i przerwałam mu w połowie zdania. – O jakim naszym mieszkaniu mówisz? Przecież to mieszkanie jest własnością moich rodziców!
Bartosz na moment zamilkł.
– No ale miało być nasze – w końcu zaczął mówić z wyrzutem w głosie.
– Tak, miało być nasze, ale tak się nie stało – odpowiedziałam. – Poza tym, jak to ma być nasze, skoro nas już nie ma?
– Ale moglibyśmy jeszcze raz spróbować... Madzia, przecież wiesz, jaki mamy teraz ciężki okres, wszystko jest takie drogie, to strata pieniędzy na wynajem mieszkania.
Kim był ten człowiek?
Słuchałam własnego męża, jakby to był ktoś zupełnie inny. Nie poznawałam go.
– Ty po prostu naprawdę oszalałeś – powiedziałam. – Ja nie mam siły już na żadne próby. Właściwie to chciałabym wziąć rozwód – wyrwało mi się to z ust, choć wcale o tym nie myślałam. Ale ten mężczyzna gadał takie bzdur, że coraz bardziej nie mogłam go znieść.
– Rozwód? Nie ma mowy! Nie zgadzam się na rozwód!
No i znowu była afera, ale tylko utwierdziła mnie w moim postanowieniu. Planowałam się rozwieść i zacząć wszystko od nowa. Od kiedy pracuję, zarabiam, a przede wszystkim czuję, że jestem doceniana, zdałam sobie sprawę, że też jestem wartościowym człowiekiem, że moje miejsce nie jest tylko przy zmywarce, odkurzaczu czy przy podawaniu mężowi obiadu na tacy.
Bartek nigdy mi nie pomagał, zawsze miał do mnie jakieś pretensje. Teraz zaczął bombardować mnie wiadomościami, mówiąc, że nie zgodzi się na rozwód za nic w świecie. Męczył mnie telefonami nawet w nocy, przerywając sen mnie i naszemu dziecku, lamentując, że powinniśmy dać sobie jeszcze szansę. Co najgorsze, jako argument nie podawał uczucia, ale trudne okoliczności, brak pieniędzy i problemy z wynajęciem mieszkania.
Nie miałam sił już tego wysłuchiwać. Wszystko, co Bartek mówił, tylko jeszcze bardziej mnie do niego zniechęcało. Im bardziej narzekał i marudził, tym bardziej miałam go serdecznie dosyć. Gdy w końcu oskarżył mnie o zdradę, moja cierpliwość się skończyła.
– Bartek, co ty wygadujesz, nigdy cię nie zdradziłam! – wykrzyknęłam – Ale może powinnam. W każdym bądź razie złożę wniosek o rozwód, między nami już nic dobrego nie ma.
Tydzień później udałam się do adwokata. Nie zamierzałam wyciągać żadnych brudów, udowadniać kto jest winny, przepychać się i sprzeczać w sądzie. Chciałam tylko się spokojnie rozstać, bez przypisywania winy. Nawet nie mieliśmy żadnego majątku do podziału. Mieszkanie było własnością moich rodziców, samochód oddałam Bartkowi, jedyne, czego od niego chciałam, to alimenty.
Szybko oczywiście usłyszałam żale, że te kwoty są za duże, że jak on sobie poradzi, że zostawiłam go bez dachu nad głową, ale tym razem nie miałam zamiaru ustąpić. W końcu to nasze wspólne dziecko. Bartek zachowywał się tak, jakby nie wiadomo czego w tym naszym związku się dorobił, a ja, chciwa żona, wszystko mu odebrałam. Ale to wcale nie była prawda.
Aktualnie mieszkam z rodzicami, którzy pomagają mi zajmować się Amelką, ponieważ wróciłam do pracy w formie hybrydowej i muszę odwiedzać biuro. Czasami muszę również uczestniczyć w szkoleniach. Moja praca jest wymagająca, ale daje możliwość rozwoju. Bartek, niestety, nie radzi sobie dobrze jako ojciec. Jedyne co mu wychodzi bez zarzutu, to ciągłe narzekanie.
Czytaj także:
„Moja żona zawierzyła nasze małżeństwo Matce Boskiej. Zanim wejdzie ze mną pod kołdrę, klepie pacierz na kolanach”
„Zorganizowaliśmy fałszywy ślub, by rodzina się odczepiła. Urzędnik był wynajętym aktorem, który kłamał jak z nut”
„Swoje nowo narodzone dziecko zostawiłam w szpitalu i uciekłam. Wiedziałam, że wszędzie będzie mu lepiej, niż ze mną”