„Moja żona zawierzyła nasze małżeństwo Matce Boskiej. Zanim wejdzie ze mną pod kołdrę, klepie pacierz na kolanach”

modląca się kobieta fot. Getty Images, Adam Gault
„To był naprawdę groteskowy obrazek. Ja leżący na łóżku w satynowych bokserkach i moja świeżo poślubiona ukochana klepiąca pacierz na klęczkach z łokciami opartymi na materacu. Z jednej strony, czekałem na ten moment tak długo, a z drugiej... ta sytuacja zupełnie zabiła mój nastrój na zbliżenia”.
/ 26.02.2024 08:30
modląca się kobieta fot. Getty Images, Adam Gault

Od początku wiedziałem, że Karina została wychowana w bardzo religijnej rodzinie. Ale żeby aż tak? Przecież to już przesada!

Karina ujęła mnie swoją niewinnością

Swoją żonę poznałem na studiach. Była taka cicha i nieśmiała, że aż mnie zaintrygowała. Większość dziewczyn była krzykliwa, rozszalała i wyzywająco ubrana, a ona zupełnie się wyróżniała na ich tle.

– Cześć, jestem Damian – przedstawiłem się jej na jednej z imprez wydziałowych. – Dobrze się bawisz?

Stała tam oczywiście w kącie i popijała colę.

– Średnio, nie przepadam za tak dużymi imprezami – uśmiechnęła się jakby przepraszająco. – Przyszłam tu z koleżanką, bo jest absolutnie zakochana w gospodarzu i chciała, żebym jej towarzyszyła, ale dawno ruszyła na parkiet, żeby go uwodzić, a mnie zostawiła z tyłu – zachichotała.

– To bardzo niemiło z jej strony – odparłem szarmancko, ale Karina tylko machnęła ręką. – Chcesz może wyjść na chwilę na zewnątrz? Odetchniemy trochę od tego hałasu i porozmawiamy.

W jej oczach widziałem delikatne zawahanie, ale zgodziła się. Przegadaliśmy praktycznie dwie godziny. Dowiedziałem się, że rodzice zawsze chcieli, żeby została prawniczką, chociaż ona sama rozważała nawet... wstąpienie do zakonu. Bardzo mnie to rozbawiło.

– Kurczę, to faktycznie drastyczny rozstrzał – uśmiechnąłem się. – Ale pomyśl, że gdybyś wybrała zakon, pewnie nie spotkalibyśmy się tu dzisiaj!

– No tak, nie da się ukryć – odwzajemniła uśmiech.

Pod koniec imprezy poprosiłem ją o numer telefonu. Zadzwoniłem od razu następnego dnia.

– Cześć, tu Damian. Nie chciałabyś może znowu się spotkać? Tym razem może w spokojniejszym miejscu? – zaproponowałem.

– Tak, chętnie. Tylko o dwunastej mam mszę... Ale później jestem wolna. Może o drugiej pod bramą na kampus? – odparła.

– Umówieni! – zgodziłem się.

„Kurczę, nawet na studiach, po całonocnej imprezie idzie w niedzielę rano na mszę? Faktycznie jest wierząca”, pomyślałem zdziwiony. Nie wpłynęło to jednak na moją ocenę jej osoby. Karina była niezwykle ciekawa, mieliśmy dużo wspólnych tematów, od muzyki po książki.

Koledzy mi się dziwili

– Stary, to jest jakaś dewotka... Uciekaj, zanim zrobi z ciebie pantoflarza ganiającego do kościoła! – ostrzegali mnie „życzliwi” koledzy.

– Hej, wcale nie! – burzyłem się. – Owszem, jest wierząca, ale od kiedy to coś złego? To naprawdę fajna dziewczyna. Jest mega bystra, mamy dużo wspólnych zainteresowań...

– To ona się interesuje czymś poza różańcem? – zachichotał jeden z kumpli złośliwie.

Bardzo nie podobały mi się ich insynuacje. Tak jakby wierząca dziewczyna od razu miała być skreślona. Niby dlaczego? Bo ma swoje zasady? Nie rozumiałem tego. Zwłaszcza że Karina, ani razu nie zaprosiła mnie do kościoła, ani nie rozmawiała ze mną o wierze.

– Hej, czy nie przeszkadza ci, że ja nie chodzę do kościoła? – zapytałem ją któregoś razu.

– Nie – odparła. – To wyłącznie twój wybór. Ja się nigdy nie wtrącam w takie rzeczy. Jeśli będziesz chciał ze mną porozmawiać o wierze, zawsze jestem chętna, ale sama nigdy nie próbuję nikogo przekonać ani czegokolwiek mu narzucić.

Ta deklaracja zrobiła na mnie wielkie wrażenie. To zupełnie przeczyło charakterystyce chrześcijan, których poznawałem dotychczas. Przeważnie były to starsze panie, które notorycznie kogoś pouczały i nawracały, oczywiście nieproszone. Karina pokazywała mi, że wierzący mogą być otwarci, tolerancyjni i ciekawi. Na tamtym spotkaniu po raz pierwszy ją pocałowałem. I już wiedziałem, że przepadłem, że zakochałem się w tej dziewczynie na zabój. A skoro nasza relacja zaczynała się robić poważna, nieuchronnie zbliżał się moment pierwszego spotkania z rodzicami.

– Słuchaj, ja nie mam problemu, z tym że nie wierzysz, ale moi rodzice mogą mieć... – uprzedziła mnie Karina w drodze do jej rodzinnego domu.

– Rozumiem. Czyli co? – zapytałem bezradnie.

– Nic. Odpowiadaj na pytania tak, jak ci wygodnie – uśmiechnęła się. – Po prostu chciałam cię uprzedzić.

Co więc zrobiłem? Gdy rodzice Kariny zapytali mnie, jaki jest mój stosunek do wiary, zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że dotychczas nie byłem zbyt związany z kościołem, ale głęboka wiara Kariny zaczęła mnie inspirować do tego, żeby to zmienić. Chyba ich tym ująłem, bo w ich oczach zobaczyłem coś na kształt podziwu. I nie tylko w ich – gdy wyszliśmy z domu Kariny, po raz pierwszy wyznała mi miłość.

Wiedziałem, że będzie czekać do ślubu

Byłem przeszczęśliwy, a nasza miłość kwitła. Jednocześnie, jak u większości facetów w tym wieku, rosła we mnie potrzeba, aby zbliżyć się do Kariny jeszcze bardziej. Tak, oczywiście chodziło mi seks. Wiedziałem jednak, że najprawdopodobniej moja ukochana zapragnie czekać z tym do ślubu. Oczywiście, nie chciałem naciskać, ale nie dało się ukryć, że pragnę Kariny coraz bardziej.

– Kochanie, proszę, zwolnij – szepnęła któregoś razu, gdy za bardzo się zapędziłem i zabrałem się za ściąganie jej bluzki.

– Wiem, przepraszam. Po prostu tak bardzo chciałbym... – odpowiedziałem dysząc ciężko.

– Wiem, ja też. Ale bardzo zależy mi na tym, żeby z tym zaczekać.

No i cóż mogłem zrobić? Oświadczyłem się kilka miesięcy później. Oczywiście nie dlatego, żeby w końcu pójść do łóżka z Kariną. Byłem absolutnie pewien, że jest miłością mojego życia i że będzie nam się razem żyło jak w bajce. W całym tym ferworze młodocianych emocji nie pomyślałem, że przecież nadal wielu rzeczy o sobie nie wiemy. Nigdy ze sobą nie mieszkaliśmy, nie mieliśmy pojęcia o tym, jak może wyglądać wspólne życie.

Ślub był oczywiście kościelny, a wesele odbywało się w jednym z podwarszawskich lokali z wielkim ogrodem. Było naprawdę pięknie, a my nie mogliśmy przestać się uśmiechać przez cały dzień. Jak można się domyślić, po weselu byliśmy zbyt wykończeni na tak ważne rzeczy jak inicjacja naszego pożycia. Urządziliśmy więc sobie noc poślubną dzień później.

Ja, ona i... Matka Boska

– Damian, chcę ci powiedzieć, że zawierzyłam nasze małżeństwo Matce Boskiej – poinformowała mnie Karina następnego dnia rano.

– A co to znaczy? – zapytałem niepewnie.

– Chcę, żeby była patronką naszej relacji. Będzie nad nami czuwać, wspierać nas w każdym przedsięwzięciu i dbać o to, żebyśmy nigdy nie zapomnieli o istocie naszej miłości – oznajmiła uroczyście.

Nadal nie do końca rozumiałem, o co w tym chodzi, ale uśmiechnąłem się do Kariny promiennie i objąłem ją mocno. Szybko jednak dowiedziałem się, z czym wiąże się ta „kooperacja” z Maryją. Gdy szykowałem się już do naszej szczególnej nocy, założyłem elegancką nową bieliznę i wypachniłem się nową wodą toaletową, Karina... klęczała przed łóżkiem ze złożonymi dłońmi.

– Kochanie, co robisz? – zapytałem ją zdziwiony, bo byłem pewien, że atmosfera powinna się delikatnie rozgrzewać.

Modlę się, zaczekaj – odparła cicho i zamknęła oczy.

To był naprawdę groteskowy obrazek. Ja leżący na łóżku w satynowych bokserkach i moja świeżo poślubiona ukochana klepiąca pacierz na klęczkach z łokciami opartymi na materacu. Z jednej strony, czekałem na ten moment tak długo, a z drugiej... ta sytuacja zupełnie zabiła mój nastrój na zbliżenia.

Gdy Karina wślizgnęła się już pod kołdrę, miałem wrażenie, że Matka Boska jest cały czas z nami. Czułem się, jakbyśmy robili coś niegodziwego, obrzydliwego... Nasz pierwszy seks był więc dość rozczarowujący. Podobno nie dla niej, bo zarzekała się, że było wspaniale, ale dla mnie na pewno. Liczyłem na gorączkę uczuć, na ciężkie oddechy, na dłonie pospiesznie błądzące po naszych nagich ciałach, a dostałem pobożną kopulację w jednej pozycji, po modlitwie i przy zgaszonym świetle.

Nie wiedziałem, co z tym zrobić. Liczyłem, że może z czasem Karina nieco się rozluźni i pozwoli sobie na odrobinę zapomnienia. Przecież byliśmy już małżeństwem, więc to, co robiliśmy, było w pełni „legalne”! Niestety, za każdym razem, gdy proponowałem zbliżenie, żona się zgadzała, a następnie... klękała przed łóżkiem i odmawiała modlitwę, a mój nastrój zupełnie siadał. Jak mam to rozwiązać? Przecież nie mogę jej powiedzieć, że przeszkadzają mi jej modlitwy. Szanuję jej wiarę i w życiu nie chciałbym w nią ingerować, ale... czy ona musi aż tak ingerować w moje intymne życie?

Czytaj także:
„Moja dziewczyna zmieniła się z Kopciuszka w Miss Polonię. Byłem zazdrosny, bo faceci zaczęli się ślinić na jej widok”
„Zamieniłem starą żonę na młódkę, żeby podbudować swoje ego. Kochała moją kasę, ale nie mnie”
„Córka wyszła za mąż za nieroba i teraz cierpi. Zięć nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż 3 miesiące”

Redakcja poleca

REKLAMA