„Gdy poznałam narzeczoną syna, osłupiałam. Ta dziewczyna wyglądała dokładnie tak, jak moja dręczycielka sprzed lat”

zaskoczona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„W domu zaczęłam obmyślać plan pozbycia się Moniki z naszego życia. Musiałam działać podstępem, żadne otwarte wojny, bo przegram i jeszcze zrażę do siebie syna. Wiktor jak się wreszcie zakochał, to na zabój. Muszę sprawić, żeby to ona rzuciła jego”.
/ 13.10.2023 21:15
zaskoczona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Kiedy syn powiedział mi, że się zaręczył, byłam taka szczęśliwa! Wiktor skończył trzydzieści dwa lata i do tej pory nigdy nie miał dziewczyny na poważnie. A tu nagle taka dobra wiadomość!

– Fantastycznie! Kiedy ją poznamy? 

– Właśnie w tej sprawie dzwonię. Przyjdźcie z tatą do nas na obiad w niedzielę.

Trochę mnie zdziwiło to „do nas”, bo nie wiedziałam, że młodzi już mieszkają razem, ale odparłam:

– Oczywiście, przyjdziemy, już nie mogę się doczekać.

Nie kłamałam. Byłam bardzo ciekawa, co to za dziewczyna: jak wygląda, czym się zajmuje, jaki ma charakter. Nie miałam wówczas pojęcia, jaka okropna niespodzianka mnie czeka.

To był dla mnie szok

Kiedy w niedzielę zobaczyłam jego narzeczoną, stanęłam jak wryta. To było tak, jakbym cofnęła się w czasie o trzydzieści osiem lat! Przede mną stała Anna. Dziewczyna, która prześladowała mnie w szkole średniej, która uczyniła z mojego licealnego życia piekło. Te same kręcone blond włosy, ta sama trójkątna twarzyczka o usteczkach w kształcie serca i lekko skośnych, złotobrązowych oczach. Była identyczna! Aż się wzdrygnęłam.

– To jest Monika – przedstawił ją Wiktor. 

– Miło mi państwa poznać – sobowtór mojej dręczycielki posłał nam szeroki uśmiech.

Kiedy się do mnie zbliżyła i mnie objęła, cała zesztywniałam. Z trudem się powstrzymałam, żeby jej nie odepchnąć.

Usiedliśmy do obiadu. Wszyscy wesoło rozmawiali, panował miły rozgardiasz i chyba nikt nie zauważył, że ja siedzę jak na szpilkach. Udawałam, że słucham, pogrążona w swoich niewesołych myślach. Straciłam apetyt, tylko dziobałam widelcem w talerzu. Właściwie to zrobiło mi się niedobrze i najchętniej uciekłabym do łazienki, i przesiedziała tam do końca wizyty.

Wyglądała identycznie jak Anna

Monika musiała być córką Anny, nie było innego wyjaśnienia. Tej samej Anny, która wykorzystywała swoją szkolną popularność, żeby dokuczać mniej lubianym i mniej ładnym dziewczynom. A ja stałam się jej ulubionym celem. To nie była nastoletnia złośliwość, Anna była wręcz podła. Kiedy mnie wyśmiewała, widziałam w jej wzroku złośliwą radość. Sprawiało jej to autentyczną frajdę. Czy możliwe, żeby dziecko takiej osoby było dobrym człowiekiem? A jeśli ta dziewucha zniszczy teraz moje dziecko?

Przy deserze podjęłam decyzję: zrobię wszystko, żeby mój syn zerwał z Moniką. Znajdę jakiś sposób, muszę. Starałam się być uprzejma dla Moniki. Nawet zażartowałam, że już może wprawiać się w mówieniu do mnie „mamo”, skoro niedługo zostaniemy rodziną. Dziewczyna zareagowała dziwnie. Skrzywiła się, jakbym ją uraziła. Pokryła ten grymas sztucznym uśmiechem i odparła:

– Spróbuję…

Akurat, nie musisz się wysilać, pomyślałam. Nie oddam ci mojego syna na zmarnowanie. Nie ma mowy.

Musiałam znaleźć jej słaby punkt

Co innego postanowić, że doprowadzę do rozstania młodych, co innego zrealizować plan. Zupełnie nie znałam tej dziewczyny, nie wiedziałam, co jest jej słabym punktem. Za to miałam pewność, że rozmowa z synem i próba wytłumaczenia mu, że fatalnie wybrał, nic nie da. Ta sprytna manipulantka całkiem go omotała. Patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jej matka też taka była: potrafiła być słodka i urocza, kiedy miała w tym swój cel.
Kiedy skończyliśmy jeść, przenieśliśmy się do salonu. Wiktor i mój mąż rozmawiali o piłce nożnej.

– Przepraszam, zaraz wrócę – rzuciła Monika i wyszła.

Po prostu sobie poszła, zostawiła gości! Co za maniery, no naprawdę…
Chwilę później musiałam skorzystać z toalety. Przechodząc korytarzem, zobaczyłam, że Monika siedzi w pokoju przed otwartym laptopem. Rozpoznałam komputer mojego syna, bo miał bardzo charakterystyczną obudowę. Ciekawe, co ona tam robi? Co jest dla niej ważniejsze od uprzejmości wobec przyszłych teściów?

Wsunęłam się po cichu i zerknęłam na ekran. No nie! Ona czytała pocztę internetową Wiktora! Szpiegowała go? Jeszcze się nie pobrali, a ona już czytała jego korespondencję? Taka była zazdrosna? Czyżby to był jej słaby punkt?

Wycofałam się bezszelestnie do łazienki.

Gdy wróciłam, dziewczyna była już z powrotem w salonie.

– Nie tym razem, Wiktor. Ale jest jeszcze ta druga oferta – mówiła właśnie pocieszającym tonem.

– Co się stało? – zapytałam czujnie.

– Chcemy kupić mieszkanie – wyjaśnił Wiktor. – Mieliśmy fajną ofertę na oku, właściciel miał nam dać znać do dzisiaj, czy warunki są aktualne. Niestety, podniósł cenę tak bardzo, że nas nie stać. Monika właśnie sprawdziła…

– Bardzo mi przykro – westchnęłam.

Naprawdę żałowałam. Czyli go nie szpiegowała. Szkoda…

Jak mogę tam myśleć? Skoro ją pokochał, powinnam dać jej szansę i spróbować zapomnieć, czyją jest córką. Przecież chcę szczęścia Wiktora. Może źle oceniam tę pannę? Może nie powinnam się do niej z góry uprzedzać? 

Byłam przerażona

Nagle uświadomiłam sobie, że przecież niedługo spotkam Annę. Będzie kolejny zapoznawczy obiad, na którym ona będzie obłudnie udawała wielką radość z powodu spotkania koleżanki z dawnych lat. Nie będę mogła wyznać, jak mnie dręczyła, bo wyszłabym na małostkową i pamiętliwą. Gorzej, na ofiarę losu, żyjącą przeszłością, z którą nie uporała się nawet po tylu latach. Bo się nie uporałam! Czułam się przez Annę tak nieszczęśliwa, że swego czasu życzyłam jej najgorszego. A teraz mam się z nią ściskać i całować?

A jak pojawią się dzieci? Boże, ta okropna osoba będzie mieć dostęp do moich wnuków!

– Mamo, dobrze się czujesz? Strasznie zbladłaś.

– Chyba dopada mnie migrena. Pójdziemy już.

Wstałam, wywracając krzesło. Czułam, że jeszcze chwila w towarzystwie tej dziewczyny, a zacznę krzyczeć.

Chciałam, żeby zniknęła

W domu zaczęłam obmyślać plan pozbycia się Moniki z naszego życia. Musiałam działać podstępem, żadne otwarte wojny, bo przegram i jeszcze zrażę do siebie syna. Wiktor jak się wreszcie zakochał, to na zabój. Mężczyzna w takim stanie nie myśli logicznie. Choćby panna była najgorsza na świecie, ukochany zawsze znajdzie dla niej usprawiedliwienie. Czyli muszę sprawić, żeby to ona rzuciła jego.

Tylko jak? Może napiszę do Wiktora fikcyjnego e-maila od kochanki, która niby jest w ciąży? Muszę tylko wysłać go w takich godzinach, kiedy Wiktor jest w pracy. Mój syn pracował jako kierowca, więc w godzinach służbowych nie mógł się rozpraszać. Co innego Monika, której wymknęło się, że zdarza jej się siedzieć w sieci, kiedy ma luz w pracy, a komputer mieli jeden, właśnie Wiktora. Tak, to się może udać. Syn oczywiście będzie zaprzeczał. Ale ziarno podejrzliwości zostanie zasiane, a ja będę je podlewać. Pozostawało dopracować szczegóły i działać.

Tego się nie spodziewałam

Zajęło mi to tyle czasu, że Wiktor zdążył zadzwonić i ponownie nas zaprosić. Tym razem żebyśmy poznali tatę Moniki.

– Tylko tatę? – spytałam.

– Monika nie ma mamy – odparł smutno.

Ta kobieta naprawdę była i jest podła. Zostawiła własne dziecko! Ale skoro tak, skoro Anna nie wychowywała córki, to może dziewczyna nie jest aż taka zła.

– Jej mama zmarła kilka lat temu – dodał Wiktor. – Bardzo cierpiała. Coś z nerkami, nie znam szczegółów, bo dla Moniki to wciąż bolesny temat, nie lubi o tym mówić.

Gdy dotarł do mnie sens tych słów, poczułam się strasznie. Boże… Nienawidziłam Anny, ale mimo wszystko… Rozpłakałam się. Anna zatruła mi parę lat życia, ale jak dorosła kobieta powinnam rozumieć, że nie była diabłem wcielonym, tylko nastolatką. Może miała jakieś problemy i odreagowywała je na innych? Zamiast dawać się poniżać, powinnam to komuś zgłosić.

A ja co? Do dziś to w sobie dusiłam, nawet mężowi nie powiedziałam. Teraz zaś byłam gotowa skłócić syna z narzeczoną z powodu moich krzywd, z którymi oni nie mieli nic wspólnego. I kto tu był toksyczny?

Anna nie żyła. Już mnie nie przeprosi, a ja nie muszę jej wybaczyć. Nasza relacja to zamierzchła przeszłość. Teraźniejszość wygląda tak, że los zetknął nasze dzieci. Być może będziemy mieć wspólne wnuki, Anno, ale ty nigdy ich nie poznasz, pomyślałam… W pewnym sensie to ja wygrałam. Choć nie czułam cienia satysfakcji.

Co do Moniki, pogodziłam się z sytuacją. Pewnie nigdy się nie zaprzyjaźnimy. Zbyt przypomina mi Annę. Ale póki będzie dobra dla Wiktora, ja będę dobra dla niej.

Czytaj także: „Plan był prosty: pocieszyć przyszłego wdowca, a potem wskoczyć mu do łóżka. Jak na złość jego żona przeżyła”
„Dla marynarza przeprowadziłam się na drugi koniec Polski. Miał dziewczynę w każdym porcie, a żonę w domu”
 „Zamiast się rozwieść z nudną żoną, znalazłem ognistą kochankę. Miałem wszystko: jazdę w łóżku i domowe obiadki”

Redakcja poleca

REKLAMA