„Gdy patrzę w oczy nastoletniego syna, nie wiem, czy jest owocem wakacyjnej zdrady, romansu w pracy, czy dzieckiem męża”

matka i nastoletni syn fot. Adobe Stock, digitalskillet1
„Zakochałam się w synku od pierwszego wejrzenia, ale przez lata nie zmieniłam swoich przyzwyczajeń. Nadal zdarzają mi się jednonocne przygody poza małżeńskim łożem. Może i rzadziej, ale cały czas tego potrzebuję. To mnie napędza i nie obchodzi mnie, co ludzie o tym myślą”.
/ 29.08.2023 16:30
matka i nastoletni syn fot. Adobe Stock, digitalskillet1

Zanim wyszłam za mąż, prowadziłam bardzo wyzwolony tryb życia. Byłam tzw. „silną, niezależna kobietą”. Dużo pracowałam, dużo zarabiałam i dużo wydawałam, ale też dużo randkowałam. Nie miałam czasu ani ochoty na stały związek, wystarczały mi sporadyczne kolacje i namiętne noce z facetami, którzy akurat wpadli mi w oko na imprezie, służbowym spotkaniu lub siłowni.

Kochałam być wolna

Zarzekałam się, że prawdopodobnie nigdy nie wyjdę za mąż, bo za bardzo lubię randki, bycie pożądaną i adorowaną. W małżeństwie można się tego spodziewać przez rok, może dwa, jak mamy szczęście. A potem? Kobieta staje się dla swojego męża tylko mamuśką jego dzieci. Nie widzi w niej już wampa, uwodzicielki i obiektu westchnień. Małżeństwo widzi się w różnych sytuacjach, w chorobie, w zdrowiu, w dresie w niedzielne popołudnie... Jak tu utrzymać dawny żar? Nie da się.

A jednak Michał rozkochał mnie w sobie na tyle, że z kilku randek zrobiło się kilkanaście, a potem stały związek. Byłam w niego zapatrzona i szczerze wierzyłam, że takiej miłości nigdy nie dopadnie rutyna. Ku zaskoczeniu moich bliskich, ale i mnie samej, przyjęłam jego oświadczyny, które zaplanował na dachu jednego z moich ulubionych klubów.

- To taki symbol, żebyś wiedziała, że twoje życie nie skończy się po ślubie. Nie zmieniaj się, kocham cię właśnie taką, jak jesteś. Wyzwoloną i szaloną - mrugnął do mnie.

Pobraliśmy się bardzo szybko i kameralnie. Najpierw ceremonia w urzędzie, a potem obiad dla rodziny i huczna impreza w gronie najbliższych znajomych na mieście. Z czym tu było zwlekać? Nie planowaliśmy wielkiego staropolskiego wesela, kochaliśmy się. Im szybciej, tym lepiej.

A może otwarty związek?

No cóż, miałam rację. Skończyło się. Gorące noce zastąpiły nudne wieczory przed telewizorem. Wbrew swoim wcześniejszym zapewnieniom, mąż wcale nie zachwycał się mną tak samo, gdy byłam w dresie, jak wtedy, gdy miałam na sobie obcisłą czerwona sukienkę. Czułam się nieco okłamana, ale właściwie najwięcej pretensji miałam do siebie.

Jak mogłam tak sprzedać swoje ideały? Przecież wiedziałam, że tak będzie. Tak, Michał był dla mnie ważny, ale moje potrzeby znacznie przekraczały możliwości naszego małżeństwa. Może i to okrutne, ale tak było. Postanowiłam uszczęśliwić się poza małżeństwem. Chciałam załatwić to „legalnie”. Zaczęłam z mężem rozmowę na temat otwartego związku.

- Czytałam wczoraj artykuł o otwartych małżeństwach. Ludzie opowiadali jakieś swoje historie - zachichotałam niewinnie. - Słyszałeś kiedyś o czymś takim wśród swoich znajomych?

- Hm, nie, ale w sumie... Niech ludzie robią to, co im służy. Nie będę oceniał - skwitował mąż.

- A interesowałaby cię taka opcja? - zapytałam wprost.
Spojrzał na mnie badawczo.

- Nie wiem... Może? Ale chyba nie czuję takiej potrzeby. Ty mi wystarczasz - spojrzał na mnie ciepło.

Co odpowiedzieć w takiej sytuacji? „Dzięki, ale ty mnie nie”? Na szczęście mąż sam pociągnął temat.

- Ale wiesz, podczas ślubu obiecałem, że zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić... Jeśli chciałabyś czegoś takiego spróbować, to możemy - powiedział ostrożnie.

Nie wierzyłam! Tak łatwo poszło?

- Naprawdę jesteś taki otwarty? - zapytałam z niedowierzaniem.

- To tylko seks. Kochanków możesz mieć wielu, męża masz jednego.
To nie ma dla mnie znaczenia - odpowiedział i ucałował mnie w czoło.
Tej nocy kochaliśmy się jak dawniej. A jednak mój apetyt na przygodę został już zaostrzony...

Ruszyłam na łowy

W przeciągu następnego tygodnia poczyniłam stanowczy ruch wobec kolegi z pracy, który od dawna mi się podobał. Wiedziałam, że jest między nami chemia i że zbliżenie jest tylko kwestią zgody i jasnej inicjatywy. Skorzystaliśmy z okazji na wyjeździe służbowym. Otwarcie powiedziałam, że jesteśmy z mężem w otwartym związku, nikt nikogo nie rani, a ja kocham przygody. No cóż, na wielu facetów zadziałałoby to jak płachta na byka... Już kwadrans później byliśmy w jego sypialni.
Znowu poczułam się sobą.

Stałam się bardziej pewna siebie, bardziej flirciarska, piękniejsza. Romanse wyzwalały sporą ilość dopaminy. Taką, że czułam się, jakbym cały czas była na jakimś miłosnym haju. Następna okazja nadarzyła mi się w następnym tygodniu. Wyjeżdżałam z przyjaciółkami na krótkie wakacje z okazji wieczoru panieńskiego jednej z nich.

W planach miałyśmy bardzo tradycyjne aktywności na tego typu imprezach: pokaz męskiego striptizu, imprezy w hotelowym klubie, popijanie drinków nad basenem... I tak, już drugiego dnia, skończyłam z hotelowym ratownikiem - tym razem we własnym pokoju. Och, jakie to było ekscytujące!

Jego mięśnie i mocny, męski uścisk przyprawiały mnie o zawroty głowy. Spędziliśmy ze sobą jeszcze kolejną noc. Nie wymieniliśmy się numerami, znaliśmy tylko swoje imiona. Obydwoje wiedzieliśmy, że traktujemy się jak piękną przygodę i nic więcej.

Zaszłam w ciążę

Z wyjazdu wróciłam zrelaksowana, szczęśliwa i... w ciąży. Odkryłam ją trzy tygodnie później. Oczywiście, od razu poinformowałam męża
Był przeszczęśliwy. Michał zawsze marzył o dziecku, a zwłaszcza synku. Nie zapytał mnie, czy przespałam się z kimś innym. Chyba wolał nie wiedzieć. Obydwoje założyliśmy, że dziecko urodzone w małżeństwie to nasze dziecko. Byłam naprawdę wzruszona tym, że Michał nie czuł potrzeby weryfikować ojcostwa.

Gdy Igorek przyszedł na świat, mąż od początku pokochał go całym sercem. Nigdy nie dał mu odczuć, że traktuje go gorzej. A ja? O dziwo, naprawdę odnalazłam się w byciu mamą. Zakochałam się w synku od pierwszego wejrzenia. Ale przez lata nie zmieniłam swoich przyzwyczajeń. Nadal zdarzają mi się jednonocne przygody poza małżeńskim łożem. Może i rzadziej, ale cały czas tego potrzebuję. To mnie napędza i nie obchodzi mnie, co ludzie o tym myślą.

Dzisiaj Igor ma już piętnaście lat. Czasem, gdy patrzę w jego oczy, zastanawiam się po kim je ma. Po moim koledze z pracy, który nie ma pojęcia, że możemy mieć wspólnego syna? Po seksownym ratowniku, który być może ma na koncie już kilka takich przygód i pamiątek po nich? Czy jednak po Michale, który zawsze był, jest i będzie dla niego ojcem? Nie wiem. Ale to nieważne. Ważne, że jest wychowywany w kochającej i szczęśliwe rodzinie, w której rodzice szanują siebie i swoje potrzeby.

Czytaj także: „Fałszywa przyjaciółka chciała odebrać mi męża i dziecko. Zwabiła mnie w pułapkę i wymyśliła historię o pobiciu”  „Jako samotna matka myślałam, że taki dobry i miły facet jak Robert to jak szczęśliwy los na loterii. A to zwykły złodziej był”
„Gdy mąż zmarł, poczułam ulgę. Wreszcie koniec awantur. Zapomniałam, że mój syn wdał się w ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA