„Gdy patrzę na mojego teścia, nogi robią mi się jak z waty. Dokładnie wiem, co zrobiłabym z nim na kanapie w salonie”

przystojny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Marek podszedł do mnie, by nalać mi wina. Nasze dłonie znów się zetknęły, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu cofnął się i wrócił na swoje miejsce”.
/ 23.11.2024 22:00
przystojny mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Moje życie zawsze było uporządkowane i zmierzało w jednym, skrupulatnie zaplanowanym kierunku. Przynajmniej tak mi się wydawało. Studiowałam, potem pracowałam w korporacji, w międzyczasie poznałam Adama – mężczyznę, którego uznałam za niemal doskonałego partnera. Był miły, ambitny i, jak to mawiają, „dobrze rokujący”. Nasza relacja rozwijała się w zdrowym tempie, aż w końcu padło pytanie, na które odpowiedziałam „tak”. I wtedy wszystko się skomplikowało...

W moim życiu pojawił się on

Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz zobaczyłam Marka, ojca Adama. Było lato, a ja pojechałam na weekend do domu jego rodziców, by ich poznać. Wysiedliśmy z samochodu, Adam pociągnął mnie za rękę, prowadząc do ogrodu, gdzie siedział jego ojciec, popijając kawę. Już w momencie, gdy na mnie spojrzał, poczułam, jakby świat przestał istnieć.

Marek był wysoki, postawny, miał przenikliwe, szare oczy i gęste, lekko siwiejące włosy, które dodawały mu klasy. Kiedy wstał, by się przywitać, emanował pewnością siebie i szarmanckim spokojem.

– Lena, miło cię wreszcie poznać – powiedział z lekkim uśmiechem, podając mi rękę.

Jego głos był niski i kojący, a w jego oczach widziałam coś, co sprawiło, że zrobiło mi się gorąco. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Nadal kochałam Adama, ale... przy swoim ojcu wydał mi się nagle nijaki. Marek miał w sobie to coś, co działało na mnie jak magnes. Wystarczyło jedno popołudnie, żeby zauważyć, jak bardzo był dojrzały, przedsiębiorczy, inteligentny, ale jednocześnie ciepły. Umiał słuchać i mówił w sposób, który hipnotyzował.

Tego dnia, po powrocie z ich domu, czułam się dziwnie. Niby wszystko było w porządku, ale w głowie kłębiły się myśli, które próbowałam zepchnąć w najgłębsze zakamarki świadomości. „To tylko jakieś głupie zauroczenie”, powtarzałam sobie. „Przecież kocham Adama!”. Próbowałam wmówić sobie to wszystko, wypierając uczucia, które zaatakowały mnie zupełnie znikąd. Niestety, nie mogłam pozbyć się wrażenia, które siedziało mi z tyłu głowy: jest na tym świecie ktoś, kto rozpala mnie bardziej niż mój przyszły mąż.

Romans, który nie miał szans się ziścić

Czas płynął, a ja i Adam przygotowywaliśmy się do ślubu. Marek pomagał nam w organizacji wesela, a każda chwila spędzona w jego towarzystwie była dla mnie jak słodka tortura. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, a każde przypadkowe zetknięcie naszych dłoni wywoływało u mnie dreszcze.

Pamiętam jeden wieczór, kiedy Adam musiał zostać dłużej w pracy, a ja zostałam w domu jego rodziców, by omówić szczegóły dekoracji z jego mamą. Gdy Anna poszła do kuchni, Marek usiadł naprzeciwko mnie i zapytał:

– Jak się czujesz z nadchodzącym ślubem?

Jego spojrzenie było przenikliwe, niemal badawcze. Uśmiechnęłam się niepewnie.

– Myślę, że dobrze. Chociaż trochę się stresuję.

– To normalne. Ale Adam jest szczęściarzem, że ma taką kobietę jak ty – powiedział miękko, nieco przeciągając spojrzenie, którym mnie obdarzył.

Jego słowa były jak miód na moje serce. Poczułam, jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Chwilę później Anna wróciła do salonu, a mnie zalała fala wstydu. Boże, gdyby tylko ona wiedziała, jakie myśli chodzą mi głowie... Nie dość, że jestem nielojalna wobec jej jedynego syna, to jeszcze pragnę jej własnego męża”, myślałam z rozpaczą.

Modliłam się, żeby Anna nie zauważyła w moim zachowaniu niczego podejrzanego, pilnowałam każdego swojego spojrzenia, gestu i słowa. Nie zauważyła. Była dla mnie wspaniała i już przed ślubem traktowała mnie jak członka swojej rodziny, co jeszcze bardziej potęgowało moje poczucie winy.

Myślałam, że wszystko ułoży się po ślubie. Że te niechciane emocje znikną, gdy zacznę nowy rozdział z Adamem. Pamiętam, że tuż przed wyjściem do kościoła stanęłam przed lustrem i powiedziałam sama do siebie: „Dosyć bzdur! Wychodzisz dziś za wspaniałego mężczyznę, który wybrał cię ze wszystkich kobiet na świecie. Doceń to, co masz i po prostu się ogarnij”.

I tamtego dnia faktycznie udało mi się wytrwać w tym postanowieniu. W szale emocji, romantycznej atmosferze, łatwo było mi ukierunkować całą swoją uwagę na Adama. Ale po ślubie uczucia wróciły... Każde rodzinne spotkanie, każdy moment spędzony z Markiem, tylko podsycały to, co próbowałam zdusić.

Były chwile, gdy łapałam się na tym, że wyobrażam sobie coś, czego nie powinnam. Jak to by było, gdybyśmy byli sami, gdybym mogła poczuć jego dotyk... Ale zaraz potem ogarniało mnie poczucie winy. Przecież Adam mnie kochał, a ja kochałam jego. Zresztą, Marek nie mógł niczego do mnie czuć, byłam jego synową, a on był żonaty. Prawda?

Nie potrafiłam się uwolnić

Raz, podczas kolacji u teściów, Adam wyszedł na chwilę odebrać telefon. Marek podszedł do mnie, by nalać mi wina. Nasze dłonie znów się zetknęły, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu cofnął się i wrócił na swoje miejsce. Rozpamiętywałam tę chwilę tygodniami, jak jakaś głupia nastolatka z kiepskiego romansidła. Nie pozwalałam sobie jednak na wiarę, że między mną a Markiem ma szansę się coś wydarzyć.

Z każdym dniem czułam się coraz bardziej rozdarta. Nie mogłam opuścić Adama – nie tylko dlatego, że go kochałam, ale i dlatego, że... przecież i tak nie mogłabym niczego zrobić z mężczyzną, dla którego bym go zostawiła. Adam był dobrym mężem, nie mogłam mu tego zrobić, ale Marek był przecież żonaty i wydawał się być oddanym mężem. Nie miałam prawa niszczyć tej rodziny.

A zresztą, nawet gdyby faktycznie coś do mnie czuł, jak ja bym się pokazała ludziom? Byłabym tą modliszką, która nie tylko złamała serce świetnemu chłopakowi, ale jeszcze rozwaliła mu rodzinę i uwiodła ojca? Aż robiło mi się słabo na samą myśl o tej narracji...

A jednak, za każdym razem, gdy patrzyłam na Marka, czułam coś, co wykraczało poza zdrowy rozsądek. Pewnej nocy, kiedy Adam zasnął obok mnie, ja leżałam bezsennie, wpatrując się w sufit. W głowie miałam tylko jedną myśl: „Jak mam dalej żyć z tym ciężarem?”.

Na kolejnej rodzinnej kolacji doszło do rozmowy, która zmieniła wszystko. Adam z teściową wyszli na spacer, a ja zostałam w salonie z Markiem.

– Lena – zaczął, siadając obok mnie na kanapie.

Jego głos był cichy, niemal szeptał.

Wiem, że coś się dzieje.

Zamarłam.

– Co masz na myśli?

Spojrzał na mnie z tym swoim przenikliwym spojrzeniem.

– Widzę, jak na mnie patrzysz.

Nie mogłam oddychać. Wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle. W końcu udało mi się wykrztusić:

– Marek, ja... przepraszam.

– Nie musisz przepraszać – przerwał mi. – Ale musisz to zakończyć. Nie dla mnie, ale dla siebie.

Jego słowa były jak zimny prysznic. Wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z moimi myślami.

Pora się opamiętać

Od tamtego dnia zaczęłam unikać Marka. Spotkania rodzinne stały się dla mnie katorgą, ale wiedziałam, że muszę to przetrwać. W końcu to było dla dobra wszystkich – mojego, Adama, jego matki i... Marka. Poza tym, było mi niewyobrażalnie wstyd. Cały następny miesiąc rozmyślałam o tym, jak okropnie muszę teraz wyglądać w jego oczach, jak pewnie stracił do mnie cały szacunek.

Życie toczyło się dalej, choć w moim sercu trwała cicha burza. Marek stał się moim zakazanym wspomnieniem – czymś, co musiałam ukrywać nawet przed sobą. Codzienne obowiązki, praca i budowanie wspólnego życia z Adamem pomagały mi utrzymać pozory normalności, ale w środku dalej czułam gorycz. Były dni, gdy wydawało mi się, że udało mi się o nim zapomnieć, ale wystarczyło jedno spotkanie rodzinne, jedno spojrzenie, żeby moje myśli znów popłynęły w niewłaściwym kierunku.

Najtrudniejsze były wakacje. Adam zaplanował, że spędzimy je wszyscy razem – my, jego rodzice i jego siostra z rodziną. Tydzień w jednym domu, na odludziu, gdzie nie było miejsca na ucieczkę. Musiałam się z tego wykręcić. Finalnie udałam, że znalazłam świetną ofertę, ale tylko dla dwóch osób. W rzeczywistości sama do niej dopłaciłam, żeby tylko Adam się skusił na „okazyjną” cenę. To był pierwszy krok, który poczyniłam świadomie, żeby zdystansować się od jego ojca.

Nadal mam nogi jak z waty, gdy na niego patrzę, ale wiem, że muszę żyć dalej i w końcu to zakończyć. Adam jest moim mężem i zasługuje na całą moją miłość. Czasami jednak myślę o tym, co mogłoby być, gdyby życie potoczyło się inaczej... Gdyby Marek był wolny, a ja nie była związana z Adamem... Ale to tylko marzenia, które nigdy nie staną się rzeczywistością.   

Magdalena, 31 lat

Czytaj także:
„Rodzice nie tolerowali mojego męża, bo nie klękał na widok krzyża. Łapali się za głowę, bo w piątki jadł schabowe”
„Moja żona prowadzała się z jakimś typem, twierdząc, że to jej przyjaciel. Zaniemówiłem, gdy go poznałem”
„Nie byłam spełnieniem marzeń moich rodziców. Delikatna córka to marny kandydat na dziedzica”

Redakcja poleca

REKLAMA