Kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłem Monikę, poczułem, że to właśnie to. Trenowałem wtedy boks, a ona pracowała w spożywczym tuż obok klubu, w którym ćwiczyłem. Zakochałem się z miejsca, totalnie bez pamięci. Ona, z początku nieśmiała, chyba trochę mnie zwodziła. W końcu jednak przyznała się, że nie zakładała mojego zainteresowania.
Cieszyłem się, że poznałem tę jedyną
– Nie sądziłam, że ktoś taki jak ty, no wiesz, sportowiec i przystojniak, w ogóle zwróci na mnie uwagę – powiedziała mi wówczas. – To Tobiasz, mój najlepszy przyjaciel, namówił mnie, żebym w ogóle do ciebie zagadała. Że niby wodzisz za mną wzrokiem i… takie tam.
Tobiasz… no właśnie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że decydując się na związek z Moniką – i to taki poważny, uczynię go jednocześnie częścią swojego życia.
Z początku mi to nie przeszkadzało. Przyzwyczaiłem się, że wiecznie się go o coś pyta, prosi o radę i tak dalej. Wydawało mi się to cokolwiek dziwne, bo moje byłe zwykle miały raczej przyjaciółki – nie przyjaciół, ale nie drążyłem aż tak bardzo. Byłem skupiony na Monice i mojej gorącej miłości do niej. Zresztą, jako narzeczona poświęcała mi tak dużo czasu, że nie mogłem narzekać. A to uśpiło moją czujność.
Tobiasz pomagał jej nawet wybierać sukienkę do ślubu. Co zabawne, nie miałem jakoś okazji poznać go osobiście. Naturalnie, miał być na naszym ślubie i weselu, ale tak się jakoś poskładało, że wylądował w szpitalu. Może to okrutne, jednak ja jakoś nad tym faktem szczególnie nie ubolewałem, za to Monika… Była skłonna w ogóle przełożyć całą uroczystość, no ale wszystko już załatwiliśmy, opłaciliśmy, a Tobiasz sam przekonał ją, że nie może rezygnować ze swojego szczęścia przez głupi wypadek.
Było go coraz więcej
Wtedy mi zaimponował. Byłem go nawet gotów zaakceptować w naszym życiu. Tyle że z czasem to wszystko zrobiło się zbyt uciążliwe. O Tobiaszu słyszałem średnio codziennie, i to po kilka razy. Chociaż wcale nie chciałem, znałem cały jego rozkład dnia ze szczegółami. Na cokolwiek decydowała się Monika, musiał się zdecydować też on. Wszystko musiał zatwierdzić, przyklepać, pochwalić, bo jak nie, ona zaraz zaczynała marudzić.
– Znamy się już tak długo – tłumaczyła się za każdym razem. – Muszę wiedzieć, co myśli. Jego zdanie jest dla mnie bardzo ważne, Maks.
A mnie powoli otwierał się nóż w kieszeni. I czułem, że za długo tak już nie wytrzymam. Miałem wrażenie, że Tobiasza jest z roku na rok jakby więcej. A na pewno zdecydowanie częściej o nim słyszałem. Nie mogłem nawet spokojnie usiąść z żoną do kolacji, by nie wysłuchać, jak to jej pomógł w jakiejś niesamowicie ważnej sprawie, która od dawna spędzała jej sen z powiek.
W końcu jednak czara goryczy się przelała. A mianowicie wtedy, gdy wróciłem z treningu (od pięciu lat byłem zawodowym instruktorem boksu) wcześniej, uradowany, że będę miał wolny wieczór, który mógłbym przecież spędzić z Moniką.
– Monia, zbieraj się! – zawołałem od progu. – Już jestem! Chciałaś ostatnio wyskoczyć do kina, więc pomyślałem, że może teraz byśmy…
– Kochany jesteś, Maks – przerwała mi z przepraszającym uśmiechem – ale umówiłam się już na dziś z Tobiaszem.
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
– Przepraszam, że co?
– No, mieliśmy pójść razem na kolację – tłumaczyła dalej. – Tobiasz ma teraz kłopoty w pracy i obiecałam mu, że…
– Nie, wiesz co, to jest już śmieszne – wszedłem jej w słowo, nawet nie tłumiąc irytacji. – A może nawet trochę żałosne. Powiedz mi, Monika, ty jesteś ze mną czy z Tobiaszem? Kto jest twoim mężem według ciebie – on czy ja?
Zamrugała.
– Ej, przestań! – rzuciła. – Co ty, zazdrosny jesteś? O Tobiasza? Naprawdę?
– A niby nie mam powodów? – żachnąłem się. – Odkąd się z tobą związałem, mam wrażenie, że z nim mieszkam! Dobrze, że do łóżka go chociaż nie zabierasz!
– No teraz to już przesadziłeś – oburzyła się. – Dobra, wiesz co? Wychodzę. A ty sobie to przemyśl, bo najwyraźniej ci odbija.
Woli jego, a nie mnie
Byłem wtedy wściekły. Miałem ochotę pójść za nią, wparować do tej restauracji, w której się umówili i pogadać sobie z tym jej Tobiaszem po męsku. Łapałem się na tym, że wyobrażałem sobie, jaki on jest. Wysoki, pewnie wyższy ode mnie, chociaż mój wzrost był raczej powyżej męskiej przeciętnej, umięśniony, pewnie w jakiś tam sposób atrakcyjny… Miał swoją firmę. Nie to, co ja… marny, przygłupi sportowiec. Może na to leciała Monika? Może ja jej zwyczajnie nie wystarczałem?
Nie odzywałem się do niej, kiedy wróciła. Ona zresztą też nie chciała za bardzo gadać. I dobrze. Potem wszystko jakoś względnie wróciło do normy, tyle że ja wybuchałem za każdym razem, kiedy wspominała o Tobiaszu. Reagowałem też nerwowo na wszelkie jego telefony, ich godzinne rozmowy o niczym i jakiekolwiek wyjścia.
– Dobrze, Maks, mam dość – oświadczyła w któryś z kolei czwartek Monia przy kolacji. – Na sobotę zaprosiłam do nas Tobiasza. Poznacie się. Porozmawiacie. I może wtedy przestaniesz się zachowywać jak zazdrosny gnojek.
Skrzywiłem się.
– Chcesz go tu zaprosić?
– Nie – odparła spokojnie. – Ja go już zaprosiłam.
– Nie no, pewnie! – rzuciłem z przekąsem. – Jeszcze w domu go nie miałem!
– To postanowione – stwierdziła głosem nieznoszącym sprzeciwu. – W sobotę robimy mini imprezę.
Wcale mi się to nie uśmiechało
Byłem podenerwowany od samego rana. Wstałem wściekły, wszystko leciało mi z rąk, a Monika śmiała się, że denerwuję się bardziej niż przed turniejami moich uczniów.
– Może po prostu zrezygnujmy z tej głupiej imprezy? – spytałem.
Zaśmiała się.
– Boisz się? – spytała, a kiedy nie odpowiedziałem, rzuciła: – No proszę. A taki duży z ciebie chłopiec… Nie bój się. Tobiasz nie gryzie.
Uśmiechnąłem się tylko krzywo, bo i co miałem powiedzieć – że nie mam wcale ochoty oglądać tego jej cudownego przyjaciela? Cały czas dręczyło mnie to, co robią we dwoje. Czy naprawdę tylko gadali? Co jak co, ale Monika była bardzo atrakcyjna. Jak niby miałby na nią nie polecieć przez te wszystkie lata?
Kiedy zbliżała się godzina tej fatalnej imprezy, Monika wysłała mnie na dół.
– Poczekaj przed klatką, co? – odezwała się zza drzwi łazienki. – I najlepiej go trochę przetrzymaj. Nie zdążę na czas.
Nie protestowałem, chociaż wkurzyło mnie, że aż tak się szykuje – coś było na rzeczy, skoro nagle nie mógł jej zobaczyć nieodpowiednio ubranej. Mimo to, zszedłem na dół i zaczekałem przed klatką, tak jak chciała. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, bo inaczej chyba bym zwariował.
Wcale nie przyszedł sam
I wtedy stanęliśmy twarzą w twarz – ja i Tobiasz. Nie tak go sobie wyobrażałem. Nie wyglądał na faceta, który mógłby się podobać Monice. Niewysoki, drobny, szczupły, ubrany w jakiś taki długi, rozpięty sweterek. A może… może ja się nie znałem? Może ona wolała takich chłopaczków?
– Czekamy jeszcze na coś? – spytałem, wychodząc z pierwszego szoku.
– Tak – uśmiechnął się lekko. – Na moją osobę towarzyszącą.
Uniosłem brew.
– Nie przyszedłeś sam? – zdziwiłem się.
– Monika nie miała nic przeciwko – stwierdził. – Ty… masz?
Pokręciłem głową.
– Nie wiedziałem, że masz żonę – kiedy się skrzywił, poprawiłem się: – Dziewczynę?
Uśmiechnął się lekko.
– Nie chodzi ani o żonę, ani o dziewczynę – przyznał. – Czekamy na mojego chłopaka.
Wtedy, w tę sobotę, rzeczywiście dołączył do nas chłopak Tobiasza, Olaf. Wbrew moim wcześniejszym podejrzeniom, bardzo miło spędziliśmy czas we czwórkę, a ja przekonałem się, że to, co łączy Monikę i Tobiasza to rzeczywiście przyjaźń. Bardzo głęboka i trwała, ale przyjaźń – bez żadnych podtekstów i ukrytych namiętności.
Obecnie wciąż się spotykają, a ja nie mam już o to żadnych pretensji. Mało tego – zaprzyjaźniłem się z Olafem. Podobnie jak ja, lubił sport. Mieliśmy wiele wspólnych tematów, a teraz też czasem spędzaliśmy godzinę czy dwie razem. Powiedziałem już nawet Monice, że jeśli chce mieć więcej takich przyjaciół jak Tobiasz, nie musi się krępować.
Maks, 34 lata
Czytaj także:
„Moja pasierbica to zło wcielone. Tej piekielnej smarkuli nawet wiadro wody święconej nie pomoże”
„Na cmentarzu spotkałam swoją dawną miłość. Nad zniczem i chryzantemami szybko wybuchł ogień namiętności”
„Mogłam mieć życie jak w Madrycie, ale wybrałam uczciwość. Oddałam znaleziony portfel i pluję sobie w brodę”