„Gdy ojciec trafił do aresztu, byłam pewna, że to pomyłka. Tymczasem nie tylko był winny, ale też dumny z tego, co zrobił”

kobieta, której ojciec trafił do aresztu fot. iStock by Getty Images, eternalcreative
„– Kiedy go wyprowadzali, uśmiechał się. Nie zmyślam. Prawie niewidocznie, ale znam pani ojca od dwudziestu lat. Uśmiechał się, jakby zrobił komuś dowcip – powiedziała jego sekretarka”.
/ 08.08.2023 22:00
kobieta, której ojciec trafił do aresztu fot. iStock by Getty Images, eternalcreative

Tata przez całe życie był urzędnikiem bankowym. Wspinał się powoli po szczeblach kariery, aż został kierownikiem działu windykacji. Zwierzchnicy go cenili, gdyż był skrupulatny, trzymał się przepisów i nigdy nie było z nim kłopotów.

Kiedy patrzę na jego życie, widzę smutnego człowieka, który rano budził się, mył zęby, jadł śniadanie, ubierał się w nudny szary garnitur, wkładał do skórzanej teczki kanapki na drugie śniadanie, które przez ponad trzydzieści lat robiła mu moja mama, po czym wychodził do pracy. Po szesnastej wracał, jadł obiad, po czym zaszywał się w gabinecie, by dalej pracować. Potem coś czytał i kładł się spać. I tak dzień po dniu. W weekendy oglądał stare filmy. Po pięćdziesiątce znalazł sobie hobby: zaczął kleić modele statków i samolotów. Pochłaniały cały jego wolny czas.

Moja mama miała swoje życie. Gdy pytałam, dlaczego nie odeszła i nie znalazła sobie ciekawszego męża, wzruszała tylko ramionami.

– Przynosi pieniądze, nie pije, nie zdradza. Nie czepia się mnie. Czego chcieć więcej do szczęścia?

Myślę, że tata miał farta, że spotkał kobietę, która tak naprawdę nie potrzebowała do życia mężczyzny i która potrafiła sama się sobą zająć.

Byłam pewna, że ktoś go wrobił

A ja? Prawdę mówiąc, nigdy go nie lubiłam. Mój tata był sztywny i zasadniczy. Nie było w nim cienia spontaniczności. Działał w wąskich, ściśle wyznaczonych przez prawo i rozsądek granicach. I bardzo się starał, byśmy ja i mój starszy brat Wojtek też ich nie przekraczali. Dzieci mają się uczyć, czytać książki, grać w planszówki. I siedzieć w domu. Być grzecznym, spolegliwym, nie wychylać się. Żadnego uczestniczenia w protestach czy stawiania się władzy.

Wojtek, starszy o sześć lat brat, opuścił dom dzień po osiemnastych urodzinach po wielkiej kłótni. Wyrzucił ojcu, że jest egoistycznym dupkiem, który ma gdzieś potrzeby świata, walkę z systemem, ekologię. Mój brat do dziś jest szalonym bojownikiem o lepsze jutro, stałym bywalcem aresztów i sal sądowych na całym świecie. Ojciec nigdy o nim nie mówił. Nie widzieli się od dwudziestu lat.

I nagle pięć lat przed emeryturą mój ojciec niespodziewanie został aresztowany. Policjanci zakuli go w kajdanki, wsadzili do radiowozu i wywieźli. Jego sekretarka powiedziała mi:

– Kiedy go wyprowadzali, uśmiechał się. Nie zmyślam. Prawie niewidocznie, ale znam pani ojca od dwudziestu lat. Uśmiechał się, jakby zrobił komuś dowcip.

– Mój ojciec nikomu nie robił dowcipów – odparłam. – On nie miał poczucia humoru.

– Niby racja, ale… – nie dokończyła.

Przyjechałam do banku tuż po telefonie mamy. Powiedziała, że to pomyłka albo ojciec się podłożył za kogoś.

– Za pochwałę prezesa gotów jest przyznać się do wszystkiego, smutny gamoń – powiedziała. – Nie możemy zostawić go na pastwę tych hien. W końcu to twój ojciec, jaki by nie był.

Poszłam do dyrektora.

Za co aresztowali mojego ojca?

– Za działanie na niekorzyść banku – westchnął ciężko.

– Pan wie, że ojciec jest maniakiem zasad i reguł. On nigdy nie przeszedł przez ulicę w niedozwolonym miejscu. Nawet temperatura jego ciała nigdy nie była wyższa niż trzydzieści sześć i sześć. On jest genetycznie niezdolny do nieposłuszeństwa. Ktoś go wrobił. Jestem o tym przekonana. Kto mógł to zrobić? – wypaliłam.

Na końcu języka miałam oskarżenie siedzącego przede mną faceta o to, że zrzuca winę za swoje machloje na mojego ojca. Ale słowa nie chciały się wydostać. Szkoła taty.

Nie drażnij tych, co mogą więcej

Dyrektor pokręcił głową i wskazał mi fotel przy stoliku. Nieformalna rozmowa, która ma uśpić moje podejrzenia – przemknęło mi przez głowę. Usiadłam. Szef mojego ojca opadł na fotel naprzeciwko.

– Pani Kasiu, ja też jestem oszołomiony. Nigdy bym nie podejrzewał pana Stanisława o to, że kiedykolwiek będzie działał nieregulaminowo. Ale to naprawdę on przedłużył wbrew zasadom spłatę zadłużenia pewnej firmie. I on wydał zgodę na przesunięcie terminu spłat rat kilku innym. Nieprawidłowości wykrył jeden z księgowych. Ponieważ decyzje były potwierdzone podpisem pana Staszka, przyszedł z tym do mnie. Ja też z początku nie wierzyłem. Ale kiedy całkowicie umorzył kredyt prywatnemu hospicjum, wiedziałem, że muszę interweniować. Próbowałem porozmawiać z pani ojcem. Nie wytłumaczył się. Powiedział tylko: „Może mnie pan zwolnić. Znam konsekwencje swoich działań i jestem gotów je ponieść”. Bardzo cenię pani ojca, ale ja też mam szefów. Musiałem zgłosić tę sprawę wyżej, a zarząd uznał, że trzeba powiadomić prokuraturę. Zwłaszcza że pani ojciec tak to wszystko zorganizował, że nie bardzo możemy odwrócić jego działania bez poniesienia konsekwencji wizerunkowych. Media tylko czekają, żeby wbić w nas swoje szpony.

Siedziałam w osłupieniu, słuchając wyjaśnień dyrektora. A w głowie przelatywały mi wspomnienia z mojej ostatniej kłótni z tatą, sprzed kilku miesięcy. Przyszłam do niego z prośbą, by przedłużył spłatę kredytu prywatnemu hospicjum. Przeczytałam w gazecie artykuł o trudnej sytuacji placówki. Czekali na fundusze unijne, które miały wszystko naprostować – pod warunkiem że nie będą musieli przez kolejne trzy miesiące spłacać kredytu w banku taty. A on był kierownikiem windykacji.

Tłumaczyłam, prosiłam. Bez skutku. Jedyną odpowiedzią ojca było, że taki jest regulamin. Tak jest w podpisanej umowie. I on nic nie może zrobić. Wiedzieli, co robią. „Każdy podejmuje decyzje z pełną świadomością ich konsekwencji. I te konsekwencje trzeba ponieść”.

Och, jak ja w tamtym momencie go nie lubiłam. Nie mogłam na niego patrzeć. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam mu w twarz, że przykro mi, że jest moim ojcem. Nie widzieliśmy się prawie przez dwa miesiące.

Wyszłam z gabinetu dyrektora banku zdruzgotana, nie wiedziałam, co myśleć o tej całej sprawie. Mogłam zrobić tylko jedno, by zrozumieć to, co się dzieje, porozmawiać z tatą. Teraz nie było to łatwe. Prokurator dopiero po trzech dniach wydał zgodę na spotkanie w areszcie śledczym.

Kiedy ojciec usiadł po drugiej stronie stołu, pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to jego szara cera. I zmarszczki na twarzy. Nagle, pozbawiony swojej urzędniczej zbroi, wydał mi się stary, słaby, wręcz kruchy. Zbyt stary i kruchy jak na swoje niecałe sześćdziesiąt lat. Chciałam spytać, jak się czuje, czy dobrze go karmią, czy nie jest mu zimno, ale z moich ust wydostały się całkiem inne słowa.

Chciał na koniec zrobić coś właściwego

– Zrobiłeś to? – spytałam. – Tak sam z siebie? To naprawdę była twoja decyzja? – wyrzucałam z siebie.

Skinął głową. Miałam wrażenie, że jego oczy szukają czegoś w mojej twarzy. Akceptacji?

– Dlaczego?

Spojrzał na swoje dłonie, które spokojnie leżały na blacie. Czekałam. W końcu uniósł głowę.

– Chciałem choć na koniec życia zrobić coś właściwego – powiedział cicho i się uśmiechnął. To był niezwykły uśmiech, jakiego nigdy nie widziałam na jego twarzy: pełen spokoju. – Zawsze chciałem, i zawsze cierpiałem, że nie mogę. Że nie potrafię się zmusić, by zrobić coś, co wiem, że należałoby zrobić, bo tak wymaga sprawiedliwość. Twój brat… mój syn – w głosie taty usłyszałam głęboki ból, który uświadomił mi, że jego obojętność była tylko maską – wiele razy zarzucał mi brak przyzwoitości. Wtedy nie miałem nawet odwagi, by przyznać mu rację. Ale teraz nie mam już nic do stracenia. Już nie muszę się bać konsekwencji. Teraz wreszcie mogę robić to, co jest słuszne.

Patrzyłam na niego w zdumieniu, i nagle zrozumiałam, że mój ojciec jest chory. Że na jego twarzy są już oznaki zbliżającej się śmierci, tylko że nikt nie patrzył na niego wystarczająco uważnie, by je dostrzec.

Trzy miesiące wcześniej tata dowiedział się, że ma raka trzustki. I że zostało mu kilkanaście tygodni, zanim trafi do szpitala, z którego raczej nie wyjdzie. I gdy do niego dotarło, że wyrok już zapadł, wtedy odpuścił strach, który całe życie trzymał go w swoich szponach. Strach przed chaosem, śmiercią w wypadku, gniewem ludzi, od których zależy życie jego i rodziny. Dlatego starał się trzymać chaos z dala, pilnując porządku.

Mój ojciec za życia był bardzo samotnym człowiekiem. Gdy umierał, w szpitalu, była przy nim cała rodzina. Za rękę trzymał go ukochany syn. Jego ostatnim zdaniem było: „Żałuję, że się nie odważyłem wcześniej. Z wami przy moim boku konsekwencje nie byłyby takie straszne”. To zdanie zapadło mi głęboko w pamięć. Stało się moim nowym życiowym drogowskazem.

Czytaj także:
„Ukochany trafił do aresztu, bo moja córka rzuciła fałszywe oskarżenia. Uwierzyłam jej i teraz bardzo tego żałuję”
„Przez zazdrość trafiłam do więzienia. Nie myślałam o tym, co będzie z moimi dziećmi. Zmarnowałam nam wszystkim życie”
„Moja siostra trafiła do więzienia i zostawiła 4 dzieci. Narzeczony mnie zostawił, bo zaopiekowałam się siostrzenicą”

Redakcja poleca

REKLAMA