„Gdy Eliza zaszła w ciążę, chłopak uciekł bez słowa. Książe obudził się z letargu, gdy samotna matka stanęła na nogi”

samotna matka fot. iStock, FreshSplash
„– Jak śmiesz wtrącać się w moje życie?! Mężczyzna milczał ponuro. – Nie masz prawa mówić mi, z kim mogę być, a z kim nie! – Nie po tym, co kazałeś jej zrobić – dodał Piotr. – Tak, o wszystkim wiem. Twoja miłość nie jest nic warta. Na szczęście Elizie już przeszło”.
/ 30.10.2022 12:30
samotna matka fot. iStock, FreshSplash

Nie mogli ze sobą wytrzymać, ale wciąż ich do siebie ciągnęło. Jakaś potężna siła. Później się okazało, że to fatum… Kto twierdzi, że wielka miłość to najlepsza rzecz, jaka się może człowiekowi przytrafić, powinien poznać historię Elizy i Janka z mojego miasteczka. Już w podstawówce nie byli sobie obojętni. Jako że byłam dyrektorką szkoły, do mnie trafiały skargi na to, że Janek obciął kawałek warkocza Elizy albo że ona podstawiła mu nogę na schodach, przez co on złamał sobie nos. Kiedy stawali przede mną z opuszczonymi głowami, spoglądali na siebie spod oka.

Coś między nimi było

Już wtedy wiedziałam, że są doskonałym potwierdzeniem znanego powiedzenia „kto się czubi, ten się lubi”. I tylko czekałam, aż dorosną i zrozumieją, że ta ich wzajemna niechęć była po prostu przemożną potrzebą zwrócenia na siebie uwagi tej drugiej osoby. Pamiętam, że kiedyś nawet wspomniałam matce Elizy, która była moją dobrą znajomą, że powinna szykować się na ich ślub w przyszłości. Ta – jak to teraz mówią – chemia między Elizą i Jankiem była tak potężna, że widzieli ją wszyscy, którzy ich znali. I wszyscy czekali, że w końcu stanie się nieuniknione – zostaną parą, pobiorą się i zasilą naszą społeczność drużyną dzieci. A tymczasem Eliza i Janek próbowali iść przez życie osobno. Bo choć tak ich do siebie ciągnęło, to jednocześnie nie byli w stanie ze sobą wytrzymać.

Eliza była pyskata, nie przebierała w słowach i z pewnością nie była kobietą uległą. A Janek był z tych, co to lubią dominować nad swoim otoczeniem i, nie ukrywajmy, na kobiety patrzył z męską wyższością. Wszystkie te elementy sprawiały, że kiedy oboje się spotykali, natychmiast temperatura otoczenia się podnosiła. Jeśli się nie kłócili, to co najmniej obrzucali się złośliwościami. I to nie niewinnymi. Miały boleć. A znali się tak długo, że wiedzieli, co zaboli najbardziej.

Oboje po maturze zatrudnili się w jedynej fabryczce w mieście – on był kierowcą wozu dostawczego, ona pracowała w dyspozytorni. Pracownicy zakładu nie plotkowali o szefowej czy nowej księgowej, tylko o tym, jak Eliza dogryzła Jankowi i czym on ją znów wkurzył. Z pewnością było to o wiele ciekawsze, niemal dorównywało brazylijskim telenowelom.

Wszystkich intrygowało pytanie: kiedy oni w końcu zrozumieją, że są w sobie zakochani, sobie przeznaczeni i pójdą na pierwszą randkę. Przecież tak właśnie dzieje się w telenowelach, prawda?

Ludzie czekali na szczęśliwe zakończenie

Ale Eliza i Janek wciąż umawiali się z innymi. I choć ich związki były krótkie i przelotne, i miało się wrażenie, że są czymś w rodzaju wymówki, wciąż to, na co wszyscy czekaliśmy, nie następowało. Czasem zastanawiałam się, dlaczego tak jest. W końcu doszłam do wniosku, że być może ta wrogość z czasów dziecięcych tak im weszła w krew, że nie potrafili się od niej uwolnić. W ich głowach wciąż tkwił obraz tej drugiej osoby jako ich osobistej nemezis. I nie byli w stanie narysować w duszy grubej kreski, która by oddzieliła przeszłość od teraźniejszości i pozwoliła im spojrzeć na siebie nawzajem innymi oczami.

Szarpało nimi pożądanie i namiętność, ale ponieważ nie mogli zaznać fizycznego spełnienia, przekuwali te żądze w złe emocje. Im byli starsi, tym te emocje były coraz mroczniejsze. Tak jakby niespełniona miłość psuła się, gniła i przeradzała się w swoje przeciwieństwo. Tylko częściowo miałam rację. Pamiętam dzień, kiedy zrozumiałam, że w tej telenoweli happy endu nie będzie. Siostra Elizy, Gosia, pracowała w mojej szkole jako nauczycielka w zerówce. Kiedyś, gdy układałyśmy grafik zajęć dla maluchów, nasza rozmowa znów zeszła na Elizę i Janka. Wspomniałam o moich przemyśleniach. I wtedy Gosia zdradziła mi tajemnicę.

– Oni kiedyś byli razem, przez parę tygodni. Nikt o tym nie wiedział, tylko ja. Dlaczego? – wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Może, by nie dać satysfakcji plotkarzom? Spotykali się latem wieczorami za miastem. Eliza mówiła, że wtedy po raz pierwszy w życiu była zadowolona i spokojna. Kiedy leżeli razem, po wszystkim. W milczeniu. Nasyceni. Gorzej było, gdy zaczynali rozmawiać. W niczym nie mogli się zgodzić… – Gosia pokręciła głową. – Nie wiem, jakby to była sprawa honoru czy coś. Wtedy Eliza zaszła w ciążę. A on powiedział, że jego to nie interesuje.

Byłam w szoku

To, że ta para nie mogła się porozumieć to jedno, ale Janek generalnie był porządnym facetem. Znałam go od dziecka, wiem, że był odpowiedzialny, uczciwy, tylko emocjonalnie poplątany ze względu na to uczucie do Elizy.

– Nie rozumiem…

– To proste – Gosia westchnęła. – Przestraszył się. Janek kocha wolność, zloty motocyklistów i tak dalej. A tu rysowała się wizja domowego więzienia. Koniec wszystkiego. Oskarżył ją, że chce złapać go na dziecko. I że to pewnie i tak nie jego. Eliza… bardzo to przeżyła.

– Nie wątpię.

– Jak pani wie, zawsze była w gorącej wodzie kąpana, emocjonalna. Dwa dni po tej rozmowie już była po zabiegu. I dopiero wtedy do niej dotarło, co zrobiła. Do dziś nie może sobie tego darować. I jemu. Przede wszystkim jemu. Szczególnie że potem przyszedł do niej i chciał to odkręcić. Ale było za późno. Ona ma żal do niego, on do niej. Z tego ciasta chleba nie będzie.

– Amen.

Tamtego dnia zrozumiałam też, że dobrze się stało, że ci dwoje nie będą razem. Nawet gdyby to dziecko się urodziło, a oni się pobrali. To byłby bardzo burzliwy i toksyczny związek, który żadnemu z nich nie przyniósłby szczęścia. Eliza miała dwadzieścia osiem lat, kiedy wyjechała na kilka miesięcy do swojej ciotki, by się nią zaopiekować. Wróciła z narzeczonym, Piotrem, który był administratorem sieci, więc natychmiast dostał pracę w urzędzie miejskim. Spotkałam się z Elizą w sklepie, chwilkę porozmawiałyśmy.

Wydawała się spokojna i szczęśliwa

Mówiła o narzeczonym z błyskiem w oczach. Pomyślałam, że może wreszcie ta mroczna namiętność do Janka ją opuściła. Ucieszyłam się. Ślub Elizy miał się odbyć przed Wielkanocą. Na tydzień przed ceremonią brat Elizy i jego kumple urządzili Piotrowi wieczór kawalerski w karczmie. Janek nie był zaproszony, ale i tak koło dziesiątej wieczorem wbił na imprezę.

Już pijany i w nastroju bojowym. Piotr z początku starał się na niego nie zwracać uwagi, ale kiedy Jan stwierdził, że Piotr nie jest w stanie zadowolić Elizy i, kiedy będą w łóżku, ona będzie sobie wyobrażać na miejscu męża jego, Janka, nie wytrzymał. Rzucił się na chłopaka, mimo że tamten był wyższy i silniejszy. Zaczęła się bójka. W pewnej chwili do karczmy wpadła Eliza. Ktoś do niej zadzwonił. Piotr już leżał na ziemi, jęcząc z bólu, a oszalałego Janka odciągali inni. Eliza skoczyła do Janka i uderzyła go w twarz.

– Jak śmiesz wtrącać się w moje życie, ty gnido?!

Mężczyzna milczał ponuro, ale się uspokoił, więc brat Elizy i dwóch innych uczestników imprezy puścili go.

– Nie masz prawa mówić mi, z kim mogę być, a z kim nie!

Nie po tym, jak kazałeś jej pozbyć się waszego dziecka – odezwał się Piotr, który podnosił się z trudem z ziemi, trzymając się za pęknięte od kopniaków żebra. – Tak, wszystko wiem. Twoja miłość jest gówno warta. Na szczęście Elizie już przeszło.

Z gardła Janka wydobył się wściekły ryk

Ruszył na Piotra.

– Zostaw go! – krzyknęła Eliza i chwyciła mężczyznę za ramię.

A on ją odepchnął, odruchowo. Był wściekły, pijany, poza kontrolą. Dziewczyna poleciała kilka kroków do tyłu, potknęła się, krzyknęła i upadła. Obecni przy tej kłótni zajęli się rozdzielaniem ponownie zwartych ze sobą mężczyzn i dopiero po chwili ktoś zwrócił uwagę, że Eliza się nie rusza. A spod jej głowy wypływa strużka krwi. Jak się potem okazało, upadając Eliza uderzyła podstawą czaszki o wystającą nogę drewnianej ławy. Zmarła na miejscu. W karczmie zapadła cisza.

Przez chwilę nikt się nie ruszał. Potem Piotr ukląkł przy narzeczonej i zaczął krzyczeć, by wezwano pogotowie. Zrobił się ruch. Przyjechała karetka, policja. Wtedy okazało się, że nigdzie nie ma Janka. Ktoś powiedział, że widział, jak stał nad ciałem Elizy i patrzył osłupiały, z twarzą białą jak kreda. A potem odwrócił się i wyszedł. Nikt go więcej nie zobaczył. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA