Właśnie przekroczyłam trzydziestkę. Można powiedzieć, że od początku nie miałam łatwo w życiu. Kiedy byłam małym, siedmioletnim dzieckiem, moja mama zdecydowała się oddać mnie do domu dziecka. Mimo że sytuacja była dla mnie traumatyczna, już jako mała dziewczynka wiedziałam, że zamieszkanie z obcymi ludźmi będzie lepszym rozwiązaniem.
Moja mama miała problem z alkoholem. Nie dawała sobie z tym rady, choć bardzo się starała. Kochała mnie całym sercem. Nieraz ze łzami w oczach powtarzała, że zasługuję na lepsze życie, że dziecko nie powinno być świadkiem tego wszystkiego, co działo się w naszym domu. Ciągle do tego wracała, a ja tylko przytakiwałam i zapewniałam, że wszystko rozumiem. W głębi duszy jednak błagałam, żeby tylko o tym mówiła i nic więcej nie robiła. Marzyłam jedynie o tym, by przestała pić. To wszystko. Jednak któregoś dnia, gdy akurat była trzeźwa, postanowiła działać – zabrała mnie do domu dziecka.
Kompletnie mnie zamurowało. W pierwszą noc po przeprowadzce przydarzyło mi się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam – zmoczyłam pościel. Na początku czułam złość do mamy, że mnie porzuciła. Z czasem jednak emocje opadły i zaczęłam racjonalniej patrzeć na wszystko. Dostrzegłam, że mam co jeść, jest mi ciepło, a nauka idzie mi bez przeszkód. Któregoś dnia dotarło do mnie, że naprawdę czuję się szczęśliwa. Po roku mama stała się dla mnie kimś podobnym do zmarłej osoby – istniała już tylko we wspomnieniach.
Byłam samotna
Osiemnaste urodziny były dla mnie przepustką do samodzielności. Opuściłam wtedy dom dziecka. Przydzielili mi niewielką kawalerkę – raptem 22 metry, z ubikacją na zewnątrz. Wcale mi to jednak nie przeszkadzało. Wręcz tryskałam radością, bo nareszcie miałam własny kąt. Głęboko wierzyłam też, że kiedyś przekształcę tę skromną przestrzeń w prawdziwe królestwo.
Nie było mi dane przejść takiej przemiany jak z bajki – z szarej myszki w olśniewającą piękność. Od dziecka nie grzeszyłam urodą i tak już zostało gdy dorosłam. Może właśnie dlatego nigdy nie miałam bliskiej przyjaciółki ani nie poznałam swojej drugiej połówki? Kto wie. Choć równie dobrze powód może być zupełnie inny. Trudno się tym przejmować. Nie to, że byłam całkiem sama – zawsze kręcili się wokół mnie jacyś znajomi. Traktowali mnie normalnie, ale nasze kontakty nigdy nie wykraczały poza zwykłą życzliwość i powierzchowne relacje.
Chciałam się zakochać
W wieku 25 lat wpadłam po uszy w świat romansów. Nie mogłam przestać o nich myśleć, a fabuła każdej czytanej książki pochłaniała mnie bez reszty. Później odkryłam prawdę – takie zachowanie świadczyło o emocjonalnym niedosycie, który nieświadomie starałam się wypełnić. Nic więc dziwnego, że typowe love story – w których zwykła, często nieatrakcyjna dziewczyna zdobywa przystojnego, młodego bogacza – biją rekordy sprzedaży na całym świecie. W końcu połowa żeńskiej populacji cierpi na deficyt romantycznych przeżyć.
Nastał moment, gdy dotarło do mnie, że nie zadowala mnie już tylko czytanie historii miłosnych na papierze. Zapragnęłam sama doświadczyć prawdziwego uczucia i znaleźć kogoś, kto pokocha mnie taką, jaką jestem. Problem w tym, że faceci jakby mnie nie zauważali. Dobiłam do dwudziestu pięciu bez choćby jednej randki – nikt nigdy nie wziął mnie za rękę ani nie pocałował. To było naprawdę przytłaczające dla kogoś w moim wieku. Na zewnątrz grałam twardą – udawałam, że romantyczne historie mnie nie ruszają. Ale wieczorami, gdy zostawałam sama, nie mogłam powstrzymać łez, które moczyły mi poduszkę.
Byłam bardzo naiwna
Przyszedł taki moment, że miałam już dość łez i narzekania na swoje życie. Postanowiłam więc wybrać się do tradycyjnej agencji matrymonialnej. W głowie kołatała mi myśl: "Wezmę pierwszego lepszego mężczyznę. Będziemy jakoś funkcjonować razem. Może zostanę mamą i wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnie". Nawet nie zauważyłam, jak bardzo naiwne były to pomysły. Ale tak już jest, że gdy czegoś mocno chcemy, to wyłączamy logiczne myślenie i nie słuchamy głosu rozsądku, który próbuje nas ostrzec.
Agencja zadzwoniła do mnie po miesiącu z informacją, że jakiś facet odpowiedział na moje ogłoszenie. Na początku aż pisnęłam z ekscytacji. Szybko jednak dopadły mnie wątpliwości i zaczęłam się zastanawiać: "jakim cudem ktoś chce się umówić ze mną, skoro na zdjęciu pokazałam się bez żadnego retuszu i upiększeń?". No ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby... Dałam się ponieść entuzjazmowi i przestałam się martwić.
Nazywał się Andrzej. Najpierw wymienialiśmy wiadomości, a później kilkakrotnie gadaliśmy przez telefon. Z czasem zaczęliśmy się widywać na wideo-rozmowach. Pamiętam, że każdy wieczór, kiedy słyszałam jego głos po drugiej stronie, był dla mnie wyjątkowym momentem. Nasze pogawędki dotyczyły różnych tematów, czasem były zupełnie błahe, ale zawsze sprawiały, że czułam się wspaniale.
Matka mnie ostrzegała
Nagle jednego razu, gdy rozmawialiśmy, wszystkie lampy przestały działać. Zamarłam w bezruchu, kompletnie zaskoczona sytuacją. W ciemności dostrzegłam coś dziwnego – jakby damską twarz pojawiającą się znikąd. Przypominała moją matkę. Do moich uszu dotarł cichy głos mówiący: „Nie rób tego". Poczułam, jak włosy stają mi dęba. Momentalnie pomieszczenie zalało światło. Wyrwałam się z dziwnego odrętwienia. Siedziałam jak wcześniej przy biurku, wpatrzona w monitor, gdzie właśnie pojawiała się wiadomość od Andrzeja. Pisał, że mimo dużej odległości między nami i życia w osobnych miejscowościach zakochał się we mnie. W tej chwili przestałam myśleć o tajemniczej postaci i jej przestrodze.
Ale w nocy przyszła do mnie we śnie. Naprawdę, zobaczyłam tę kobietę. Pamiętam każdy szczegół jej twarzy i dokładnie słyszałam, co mówiła.
– Przestań to robić – powiedziała.
– Co mam przestać? – zapytałam.
– To nie jest mężczyzna dla ciebie – odpowiedziała.
Mimo że śniłam, poczułam w sobie narastającą złość.
– Co ty możesz o tym wiedzieć?! – wrzasnęłam.
Postać ze snu nie udzieliła odpowiedzi, tylko powtórzyła:
– Skończ z tym…
Wydaje mi się, że byłam tak otumaniona radością, że ktoś się mną zainteresował, że zignorowałam ostrzeżenia nawet od matki.
To było dziwne przeczucie
Dlatego ruszyłam na stację kolejową, kupiłam bilet i pojechałam pociągiem do Olsztyna, by pierwszy raz w życiu spotkać się z kimś na randce. Wydało mi się dziwne, że Andrzej nie czekał na stacji. Całe szczęście jego dom znajdował się w pobliżu. Jakiś przechodzień podpowiedział mi krótszą drogę. Szłam przez park. Robiło się ciemno. Deszcz zaczął padać. Ciemne konary wyłaniały się z ciemności. Nagle światło w lampie obok zgasło. Ciemność ogarnęła wszystko dookoła. W tym momencie... zobaczyłam jakieś drzwi. Skąd one się tam wzięły? Chciałam zastukać, ale nie musiałam – same się otworzyły. To, co ujrzałam, zmroziło mi krew. Andrzej stał pochylony nad zakrwawioną kobietą i coś wykrzykiwał.
Czułam, że w tym momencie Andrzej robi krzywdę jakiejś dziewczynie. Mimo że to było tylko przeczucie, nie miałam wątpliwości. Od razu złapałam za komórkę i powiadomiłam policję, podając dokładny adres miejsca, gdzie według mnie działo się coś złego. Cała się trzęsąc, poszłam do kasy biletowej i wykupiłam przejazd z powrotem do Białegostoku.
Zamiast wrócić do mieszkania, zostałam na stacji. Niedługo potem spotkałam się z policjantami z pobliskiego posterunku – namierzyli mnie dzięki komórce. Jak się okazało, po zgłoszeniu sprawy telefon cały czas był aktywny. Policjanci powiedzieli, że wysłany przez nich patrol faktycznie potwierdził to, co zgłosiłam. Na szczęście udało im się uratować tę osobę.
Nie potrafiłam tego wytłumaczyć
Okazało się, że psychika Andrzeja była mocno zaburzona – planował zwabić do mieszkania więcej osób. Tego samego dnia miał spotkać się z dwiema kobietami. Ja byłam zaplanowana jako druga.
– W jaki sposób dowiedziała się pani o wydarzeniach w jego mieszkaniu? – spytał policjant.
Po jego zaczerwienionych oczach widać było, że nie zaznał tej nocy odpoczynku. Zastanawiałam się, co odpowiedzieć. Prawda o wizji brzmiała niewiarygodnie, ale nie przyszło mi do głowy nic lepszego. W najgorszym razie uznają mnie za osobę niezrównoważoną.
– Przechodziłam parkową alejką, kiedy nagle... miałam wizję. Rozumiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak właśnie było. W tej wizji ujrzałam jakieś drzwi, otworzyłam je i zobaczyłam jego postać.
Funkcjonariusz wpatrywał się we mnie bez słowa, więc tylko bezradnie uniosłam ramiona.
– Jak mam to inaczej wytłumaczyć? Każda inna wersja byłaby nieprawdziwa, a pan na pewno potrafi to sprawdzić. Zresztą, nie potrafię zmyślać historii – brak mi fantazji. Na co dzień zajmuję się księgowością.
Może tak miało być
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który sprawił, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Miałam wrażenie, że spotkałam kogoś naprawdę wartościowego. Coś mi mówiło, że to nie jego dotyczyło ostrzeżenie tajemniczej kobiety z ciemności. Żałowałam, że muszę już iść do domu. "Na pewno jest już zajęty" – przeszło mi przez myśl, chociaż nie dostrzegłam obrączki na jego dłoni.
– Życie potrafi zaskakiwać – powiedział cicho, podsuwając mi dokumenty do podpisu.
Minęło trzydzieści minut i mogłam już wyjść. W drodze na dworzec omal nie wpadłam pod auto. Okazało się, że prowadził je ten sam funkcjonariusz, który wcześniej zadawał mi pytania podczas przesłuchania. Powiedział, że mieszka w okolicy i właśnie wraca do domu. Ponieważ mój pociąg odjeżdżał dopiero za dwie godziny, zaproponował mi wizytę u siebie i poczęstował herbatą. Był kawalerem. Pół roku później stanęliśmy na ślubnym kobiercu, ale nie wiem, czy kiedyś pokocham go tak, jak na to zasługuje. Nie potrafię się otworzyć.
Aldona, 33 lata
Czytaj także: „Okłamuję rodziców, że robię karierę w mieście. Wstydziliby się mnie, gdyby wiedzieli, skąd mam tyle kasy”
„Narzeczony razem z mamusią naciskali na intercyzę. Kpiłam z tego, bo Marcin przecież miał puste konto”
„Przez kolegów myślałem, że młoda żona jest ze mną tylko dla kasy. Zrobiłem coś głupiego, żeby to sprawdzić”