„Gdy mąż zaczął się mazać jak dziecko, sądziłam, że chodzi o działkę. Ten dziadyga miał mi coś innego do powiedzenia”

Wykorzystywana kobieta fot. iStock, Cecilie_Arcurs
„Mąż pobladł i przysiadł na ławeczce. Biedak był przecież bardziej związany z tym kawałkiem ziemi. Tyle tu włożył swojej pracy! Szkoda mi się go zrobiło, ale przecież wałkowaliśmy już sprawę sprzedaży. Nie ma się co mazać”.
/ 15.07.2023 20:45
Wykorzystywana kobieta fot. iStock, Cecilie_Arcurs

Człowiek jest tyle wart, ile daje z siebie innym. Zawsze tak uważałam i dlatego, gdy mąż jak co dzień wybrał się skuterkiem na działkę, ja poszłam pomóc chorej sąsiadce, mieszkającej w klatce obok. Przed wyjściem przygotowałam Mietkowi wałówkę, bo ostatnio jadłby najchętniej samą kiełbasę.

– Witaminy! – powtarzam mu zawsze. – Pomidor, ogórek… Dbaj o zdrowie!

Kiwa głową, ale na drugi dzień to samo. Oj, bardzo zdziadział ostatniej zimy
i gdyby nie działeczka, pewnie by z łóżka nie wstawał. Co to będzie, jak się w końcu kupiec trafi? A plac sprzedać trzeba. Ja już nie mam siły w ziemi grzebać, odkąd zaś dzieci wyjechały do Anglii, jasnym się stało, że żadne się tam nie wybuduje. Na to, aby odpoczywać na własnym kawałku gruntu, po prostu nas już nie stać.

– Nie ckni ci się tam samemu cały dzień siedzieć? – dziwię się czasem Mietkowi.

– Ja bym tak nie mogła…

U sąsiadki nowina: jej synowa dostała spadek po bogatej ciotce i młodzi planują wziąć się za budowę wymarzonego domu. W związku z tym pytają, czy nasza działka jeszcze jest na sprzedaż. Pewnie, że tak!

Umówiłam się z koleżanką, że pokażę im plac, kiedy tylko syn z synową się
u niej pojawią. Taka była zadowolona, że będzie mieć wnuki blisko! Dogadałyśmy szczegóły i pobiegłam do domu nastawić obiad, ale wszystko mi z rąk leciało.

„Trzeba opanować sytuację na działce, zanim kupiec się zjawi! – myślałam. – Posprzątać, wyrzucić co niepotrzebne. Niby Mietek tam dogląda, ale powiedzmy sobie szczerze, jego przerasta utrzymanie porządku we własnej szafie! Obiad może poczekać, są pilniejsze sprawy”.

Działka leży pod miastem, miejski autobus kursuje tam co godzinę. Ogarnęłam się trochę i pobiegłam na przystanek… Grunt nabyliśmy, kiedy nasze dzieci były jeszcze małe. W lecie spędzaliśmy tam całą rodziną większość wolnego czasu, nieraz nawet nocując w namiocie. Mąż kochał to miejsce, ciszę i spokój, mnie już zawsze będzie się kojarzyć z młodością i zdrowiem. Z wiekiem człowiek robi się taki ckliwy! Otrząsnęłam się z tego stanu, zanim stanęłam przed furtką.

Ledwo jej dotknęłam, spod krzaka porzeczki wystrzelił jakiś pokraczny kundel i z głośnym ujadaniem rzucił się w moją stronę. Gdybym się w porę nie wycofała, jego zęby utkwiłyby w mojej łydce! Zszokowana atakiem, patrzyłam przez oczka siatki na miotającą się bestię.

Nie mogłam wejść na własny plac!

– Lucek! – usłyszałam głos męża z altanki. – Lucek, do nogi!

Pies zakręcił piruet i pomknął w tamtą stronę, a jego ujadanie przeszło w radosny skowyt. Najwyraźniej razem z Mietkiem stanowili zgraną paczkę!

– Maniu? – mąż raczył mnie wreszcie zauważyć. – Stało się coś?

Kundel – długi i niski jak jamnik, ale kudłaty jak sznaucer – też spoglądał na mnie z ciekawością. Kiedy tak stali przede mną jak uczniacy złapani na paleniu papierosów, coś mi zaczęło świtać. Przedłużające się pobyty na działce, mięsne wałówki wynoszone z domu…

– Może mi wytłumaczysz, Mieciu, co to za bydlę nie wpuszcza mnie na moją własną działkę? – fuknęłam.

– Ależ, Maniu, Lucek ci nic nie zrobi. Wchodź śmiało, to mądry pies.

Trochę się bałam, lecz niedoszły zabójca zachowywał się teraz całkiem poprawnie. Nawet zamachał ogonem, obwąchując moją nogę.

– Widzisz? – rozpromienił się mój ślubny. – Dobry piesek, dobry – zaszemrał
i pochylił się, by pogłaskać kudłacza.

Zażądałam natychmiastowych wyjaśnień i tak dowiedziałam się wszystkiego. Mietek znalazł kundla przywiązanego do drzewa. Ulitował się, przygarnął, nawet u weterynarza z nim był i teraz…

– Spójrz tylko, jaki to ładny pies. A jaki mądry! Nie oddala się, pilnuje obejścia. 

Co do ostatniego, racja, sama się przekonałam, jednak reszta pochwał wydała mi się mocno na wyrost.

– Może to i dobry stróż – przerwałam. – Ale nie będzie miał czego pilnować, bo wreszcie znalazłam kupca na działkę!

Mąż pobladł i przysiadł na ławeczce

Biedak był przecież bardziej związany z tym kawałkiem ziemi. Tyle tu włożył swojej pracy! Szkoda mi się go zrobiło, ale przecież wałkowaliśmy już sprawę sprzedaży. Nie ma się co mazać.

– A… Ale co z Luckiem? – zapytał wreszcie i chwilę trwało, zanim zorientowałam się, o czym mówi.

Boże, on się martwi o psa przybłędę, działka go wcale nie interesuje! No to stwierdziłam krótko, że odda się zwierzaka do schroniska. Nie mamy przecież obowiązku się nim zajmować.

– Mowy nie ma – Mietek podniósł głowę. – To mój pies.

Zaczęłam tłumaczyć jak dziecku, że działkę trzeba sprzedać, taki kupiec może nam się długo nie trafić! Zresztą może i psa uda nam się mu wcisnąć?

– Maniu – mąż ujął moją rękę i pogłaskał czule. – Nie mam nic przeciw sprzedaży – powiedział cicho, ale zdecydowanie jak kiedyś, gdy imponował mi jeszcze męską pewnością siebie. – To już uzgodniliśmy. Ale pies zostaje ze mną. Jest czysty, dobrze ułożony i nie sprawi kłopotu. Przywiązałem się do łobuza i, co tu gadać, poczułem się znów komuś potrzebny.

Spojrzał na psa i z czułością pogładził go po łbie. A ten, jakby wiedział, że ważą się jego losy, oparł się łapami o kolana męża i polizał go po dłoni.

– Tak, Lucek zamieszka z nami – powtórzył Mietek.

– Znaczy w mieszkaniu? – upewniłam się – Po moim trupie!

On chyba całkiem oszalał! Zwierzę w bloku! Z brudnymi łapami, pchłami i Bóg wie czym jeszcze! Na pewno nie!

Czytaj także:
„Mój mąż nie może się opędzić od byłej żony. Chcę postawić mu ultimatum: albo ona, albo ja. Co będzie, jeśli wybierze ją?"
„Dzięki młodemu kochankowi wreszcie czuję się szczęśliwa. Odwdzięczam mu się drogimi zakupami, za które płaci mój mąż”
„Sąsiadka była wściekła, że mój mąż zajmuje się jej dziećmi. Jak to? Że mężczyzna niańczy? To niepojęte!”

Redakcja poleca

REKLAMA