„Mój mąż nie może się opędzić od byłej żony. Chcę postawić mu ultimatum: albo ona, albo ja. Co będzie, jeśli wybierze ją?"

kobieta która wyszła za rozwodnika fot. Adobe Stock
„Dwa dni temu Mariolka przeszła samą siebie. Akurat wybieraliśmy się z Markiem na imprezę. Firma, w której pracuję, obchodziła dwudziestą rocznicę istnienia i szefowie zorganizowali wielką fetę dla pracowników i ich rodzin. W najelegantszej restauracji w mieście. Uprzedziłam męża, żeby niczego nie planował na ten dzień".
/ 19.09.2022 07:10
kobieta która wyszła za rozwodnika fot. Adobe Stock

Kiedy poznałam Marka, był świeżo po rozwodzie. Żona zostawiła go dla jakiegoś adwokata, starszego od niej o 20 lat. Któregoś dnia Marek wyszedł do pracy, a gdy wrócił, już jej nie było. W kuchni na stole zostawiła list. Napisała w nim, że ich małżeństwo było pomyłką, że ma dość szarpania się z nim o każdy grosz, że wreszcie poznała mężczyznę, który zapewni jej i dziecku dostatnie życie i że złożyła w sądzie pozew o rozwód. Wredna małpa, poleciała na pieniądze.

Kasa była najważniejsza...

W tamtym czasie Marek dopiero rozkręcał swoją firmę komputerową, miał długi. Każdą zarobioną złotówkę inwestował w sprzęt, spłacał kredyty. A tamten? Apartament w centrum miasta, ciepła posadka w kancelarii założonej przez ojca, wakacje na Hawajach, dobre samochody i kieszenie wypchane kasą… Król życia! Idealny kandydat dla kobiety, która pieniądze ceni bardziej niż miłość. Marek nie był więc wtedy w najlepszej formie. Bardzo przeżywał odejście Marioli, a przede wszystkim rozwód. Nowy facet żony rozniósł go przed sądem.

Biedny Marek zgodził się na wszystko, byle tylko móc widywać trzyletniego wówczas synka, Patryka. Bardzo za nim tęsknił. Opowiadał o nim na okrągło, pokazywał zdjęcia. Inną kobietę może by to zraziło, ale nie mnie. Ujął mnie swoją szczerością i tym, że potrafi otwarcie mówić o swoim cierpieniu. Początkowo byliśmy tylko przyjaciółmi, ale z czasem zostaliśmy parą. Dwa lata temu poprosił mnie o rękę.

– Myślałem, że po zdradzie Marioli nie zdołam już zaufać żadnej kobiecie. Ale przy tobie znowu poczułem się szczęśliwy, chce mi się żyć – wyznał, zakładając mi na palec pierścionek zaręczynowy.

Pół roku później byliśmy już małżeństwem. Miałam nadzieję, że będziemy żyć jak w bajce. Zwłaszcza że wszystko zaczęło się dobrze układać. Firma Marka przynosiła zyski, ja dostałam awans w pracy. Wzięliśmy kredyt i zamieszkaliśmy w pięknym apartamentowcu. I pewnie byłabym najszczęśliwszą mężatką pod słońcem, gdyby nie jeden „drobny” fakt – mój mąż nie daje mi zapomnieć, że nie jestem pierwszą kobietą w jego życiu. Oczywiście, gdy wychodziłam za Marka, zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie widywał się z byłą żoną. Ot, choćby po to, by przywieźć, zabrać lub po prostu odwiedzić syna.

Kochał go nad życie i wiedziałam, że będzie się chciał widywać z nim jak najczęściej, a nie tylko w dni wyznaczone przez sąd. Zależało to od dobrej woli Marioli i jej zgody, więc Marek starał się utrzymywać z nią dobre stosunki. Nieraz słyszałam, jak miło gawędził z nią przez telefon, jak umawiali się na kawę na mieście, jak składa jej życzenia z okazji świąt czy urodzin. Aż mnie skręcało w środku z zazdrości, ale nic nie mówiłam. Ufałam mu. Tłumaczyłam sobie, że to tylko taka gra, pozory uprzejmości. Że robi to dla syna...

Ostatnio mam wrażenie, że nie tylko o to tu chodzi

Przynajmniej jego byłej żonie. Zaczęło się od tego, że po trzech latach wspólnego życia pan adwokat przegonił Mariolę na cztery wiatry. Widać znudziła mu się rola sponsora i ojca cudzego dziecka albo spotkał na swojej drodze jeszcze nowszy i młodszy model. W każdym razie wystawił jej walizki za próg i stwierdził, że nie chce jej więcej widzieć. Cwaniaczek nie wziął z nią ślubu, więc nie miała nic do powiedzenia. Chcąc nie chcąc, przeprowadziła się z Patrykiem do kawalerki odziedziczonej po babci i od razu zadzwoniła do Marka. Żeby się wyżalić i wypłakać. A on co? Bez słowa usprawiedliwienia poleciał ją pocieszać! Wyobrażacie to sobie? Nie było go cztery godziny! Wiem, bo co chwila zerkałam na zegarek. Oczywiście, gdy wrócił nie wytrzymałam i zrobiłam mu awanturę.

– To ja jestem teraz twoją żoną! To o mnie masz się martwić! Zapomniałeś już, co ci zrobiła? – piekliłam się.

Marek spojrzał na mnie zdumiony.

– O co ci chodzi? To matka mojego syna! Nie mogę tak po prostu jej odtrącić, gdy ma problemy! – odparował.

– To może się jeszcze do niej przeprowadzisz? Na pewno biedaczka czuje się teraz bardzo samotna i skrzywdzona, potrzebuje wsparcia – zakpiłam.

– Wiesz, nie podejrzewałem, że jesteś taka samolubna i wredna. Myślałem, że mnie rozumiesz – stwierdził.

A potem zamknął się w sypialni. Z bezsilności i złości aż się popłakałam. Ja samolubna i wredna? Coś takiego!

Potem było coraz gorzej...

Mariola wydzwaniała do Marka prawie codziennie. I bez przerwy się nim wysługiwała. Ciągle o coś prosiła: a to trzeba było naprawić cieknący kran, a to złożyć nowe łóżko dla Patryka, a to zawieść go do lekarza, zrobić ciężkie zakupy… A mój mąż wtedy rzucał wszystko i biegł jej pomagać. Jakby ciągle byli normalną rodziną… Miałam już tego serdecznie dość.

– Czy ty wiesz, że więcej czasu spędzasz u Marioli niż w domu?! – wykrzyczałam mu któregoś dnia.

Wzruszył tylko ramionami. A potem znowu zaczął te gadki o dobru i szczęściu dziecka… Zamilkłam, bo czułam, że i tak nic do niego nie dotrze…

Dwa dni temu Mariolka przeszła samą siebie. Akurat wybieraliśmy się z Markiem na imprezę. Firma, w której pracuję, obchodziła dwudziestą rocznicę istnienia i szefowie zorganizowali wielką fetę dla pracowników i ich rodzin. W najelegantszej restauracji w mieście. Uprzedziłam męża, żeby niczego nie planował na ten dzień, nawet spotkania z synem lub naprawienia kranu u byłej żony. Bardzo zależało mi na tym, żeby ze mną poszedł. Właśnie szykowaliśmy się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon. Mariolka! Mąż rozmawiał z nią przez chwilę, a potem oświadczył, że jest mu bardzo przykro, ale muszę iść sama. Bo Patryk ma bardzo wysoką gorączkę i trzeba jechać z nim na pogotowie. Aż poczerwieniałam ze złości.

– Nie ma mowy! Przecież są taksówki! Jak twoja była nie zna numeru, to mogę jej podać. A zresztą to pewnie nic poważnego! Dzwoni tylko po to, by popsuć nam wieczór – zdenerwowałam się.

Spiorunował mnie wzrokiem

– Przepraszam cię, ale zdrowie mojego dziecka jest ważniejsze niż jakaś tam impreza. Jak tego nie rozumiesz, to nie mamy o czym rozmawiać – prychnął. Odwiesił garnitur do szafy i pojechał ratować syna. Nie muszę chyba mówić, jak się wtedy czułam. Potem przyznał mi się, że ta bardzo wysoka gorączka to było 37,7. Lekarz na pogotowiu ich wyśmiał. Stwierdził, że marnują jego czas, że w kolejce czekają naprawdę chorzy ludzie.

– A widzisz, miałam rację! Narobiła paniki, żeby zrobić mi na złość! Przez nią musiałam kłamać na imprezie, że wypadło ci coś pilnego – mówiłam.

– Nie, po prostu martwiła się o Patryka. Dobrze że pojechaliśmy. Przecież to mogło być coś poważnego – odparł.

Naprawdę nie wiem już, co o tym myśleć

Czyżby mój mąż był aż tak głupi? Nie widzi, że Mariolka go wykorzystuje, że chce nas poróżnić? Mam wrażenie, że uknuła perfidny plan. Wymyśliła sobie, że Marek do niej wróci i jak znam życie będzie go konsekwentnie realizować. Oczywiście przy pomocy syna. Patryk już pewnie wypytuje tatusia, dlaczego nie mieszkają razem, płacze, gdy odwiedziny się kończą, prosi, żeby został… A Marek ma takie miękkie serce, nie ma gwarancji, że któregoś dnia nie ulegnie.

Co mam zrobić? Awantury tylko pogarszają sprawę. Chwilami mam ochotę postawić mu ultimatum: albo ona, albo ja. Ale boję się. Co będzie, jak wybierze ją?

Czytaj także:„Marcin ukrywał przed żoną kochankę i syna. Dowiedziała się, bo... przez przypadek wysłał jej sms-a o alimentach”„Długo nie mogliśmy mieć dzieci, więc zaadoptowaliśmy dwójkę. Rok później okazało się, że urodzę bliźniaki”„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…”

Redakcja poleca

REKLAMA