„Dzięki młodemu kochankowi wreszcie czuję się szczęśliwa. Odwdzięczam mu się drogimi zakupami, za które płaci mój mąż”

kochankowie fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Gdy wróciłam do domu, Jerzego jeszcze nie było. Natychmiast położyłam się spać. Czułam się podle. Pojawiły się wyrzuty sumienia. Mąż wrócił po północy. Gdy wszedł do sypialni, ze wstydu nie mogłam podnieść wzroku. Bałam się, że wyczyta z moich oczu, co zrobiłam, ale on nawet nie spojrzał w moją stronę, nie zapytał, co robiłam…”.
/ 18.09.2022 11:15
kochankowie fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Był sobotni poranek. Mój mąż jak zwykle siedział w fotelu i nadrabiał prasowe zaległości z całego tygodnia.

– Zuza, na co wydałaś wczoraj prawie 400 złotych w japońskiej restauracji? – nagle zwrócił się do mnie.

– Odkąd to cię interesuje? – roześmiałam się, kryjąc zakłopotanie.

– Tak pytam… Przypadkiem zajrzałem do wyciągów bankowych. Za takie pieniądze to dużo sushi musiałaś zjeść – stwierdził niby żartem.

– O rany, zamówiłam butelkę wina. No i za Ankę zapłaciłam. Wiesz, jak ona cienko przędzie… – rzuciłam.

– Aha, to w porządku – odparł Jerzy i wrócił do czytania.

Poszłam do kuchni i natychmiast zadzwoniłam do przyjaciółki.

– Anka? Jakby co, to byłyśmy wczoraj na sushi. Pamiętaj, ja płaciłam! – wyszeptałam.

– Dobra, ale zobaczysz, że kiedyś wpadniesz! Naprawdę musisz bardziej uważać – ostrzegła mnie.

Czułam się zaniedbana i samotna

Wyszłam za mąż z wielkiej miłości, choć większość moich przyjaciółek podejrzewała, że dla pieniędzy. Jerzy był właścicielem firmy, do której dostałam się na staż. Od razu wpadł mi w oko. Nie ukrywam, że to ja pierwsza zaczęłam go podrywać, a on podjął grę. Zakochałam się w nim po uszy… Dziesięć lat temu wzięliśmy ślub. Wtedy wydawało mi się, że nasze życie będzie cudowne jak w bajce o księciu i księżniczce.

Przez pierwsze dwa lata rzeczywiście było wspaniale i romantycznie. Jerzy spełniał wszystkie moje zachcianki, bez przerwy powtarzał, jak mnie kocha, i jaka jestem piękna. Starał się spędzać ze mną jak najwięcej czasu. Śmiał się nawet, że przeze mnie zbankrutuje, bo nie poświęca firmie tyle uwagi, ile powinien. Potem przyszła codzienność.

Mąż marzył o dzieciach. Nie miałam ochoty zostać jeszcze matką, ale uległam. Urodziłam Jagodę, dwa lata później Kacpra. Zajęłam się domem, wychowywaniem dzieci, Jerzy rzucił się w wir pracy. Rozbudowywał firmę, inwestował. Przyjaciółki zazdrościły mi domu, drogich ciuchów, nowego samochodu, nieograniczonego dostępu do konta, a ja byłam… nieszczęśliwa.

Czułam się coraz bardziej zaniedbywana, opuszczona, samotna. Po co było mi to wszystko, skoro Jerzy nie miał dla mnie w ogóle czasu. Wychodził rano do pracy i wracał późnym wieczorem. Najczęściej zmęczony, rozdrażniony. Zjadał kolację i od razu kładł się do łóżka. Nie po to, żeby się ze mną kochać, lecz żeby się wyspać. Gdy próbowałam się do niego przytulić, odpychał mnie delikatnie i mówił, że nie jest w formie.

Za wszelką cenę chciałam to zmienić, rozpalić dawny żar. Kupowałam seksowną bieliznę, katowałam się na siłowni, by odzyskać zaokrągloną po ciążach figurę. Zmieniałam fryzury, perfumy, kolor lakieru na paznokciach. Nic to nie pomagało. Mąż nawet chyba tego nie zauważał.

Któregoś wieczoru nie wytrzymałam i zapytałam, czy jeszcze mnie kocha.

– Oczywiście! – odparł zdziwiony.

– To dlaczego mi tego nie mówisz i nie okazujesz! Nie widzisz, jak mnie krzywdzisz? – krzyknęłam.

Zdumiał się jeszcze bardziej.

– Teraz to już zdecydowanie przesadziłaś – stwierdził chłodno.

Potem zaś wyrecytował jednym tchem, że jestem niesprawiedliwa i niewdzięczna. Bo on się stara, byśmy mieli wygodne życie, nie wylicza mi każdego grosza, choć nie pracuję. A ja nie potrafię tego docenić. I że niejedna kobieta chciałaby się znaleźć na moim miejscu. Więcej już z nim na ten temat nie rozmawiałam. Wiedziałam, że i tak nie zrozumie…

To się stało przypadkiem

Nie planowałam tego romansu. Tak jakoś wyszło, przez przypadek. Jechałam do przyjaciółki na wieś. Było zimno, lał deszcz. Kilka kilometrów za miastem zepsuł mi się samochód. Stałam bezradnie na poboczu i machałam na przejeżdżające auta, bo jak na złość rozładowała mi się jeszcze komórka. Marcin był jedynym, który się zatrzymał.

– Miło mi będzie pomóc tak pięknej kobiecie – uśmiechnął się.

Spłoszona poprawiłam włosy. Musiałam wyglądać jak zmokła kura, a zauważyłam, że ten miły mężczyzna jest młody i bardzo przystojny. Zajął się mną. Zadzwonił po pomoc drogową, pojechał ze mną do warsztatu, a potem odwiózł mnie pod dom. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Okazało się, że jest studentem, mieszka w akademiku i dorabia sobie w restauracji. Na pożegnanie poprosił, żebym dała mu swój numer telefonu. Bo chce się upewnić, czy z samochodem wszystko w porządku. Podyktowałam mu go bez zająknięcia. Gdy odjechał, złapałam się na myśli, że chcę, by zadzwonił.

Odezwał się po tygodniu i zaproponował spotkanie. Zgodziłam się. Te pierwsze spotkania były naprawdę niewinne. Po prostu siedzieliśmy w kawiarni, pijąc kawę i rozmawiając. Dawno tak długo z nikim nie gadałam i zapomniałam, jakie to fajne. Jerzy odzywał się do mnie w zasadzie tylko w ważnych sprawach a na pytania odpowiadał tak lub nie. A z Marcinem mogłam porozmawiać na każdy temat. No i on mówił całymi zdaniami…

Po trzech miesiącach zadzwonił i zapytał, czy wybrałabym się z nim za miasto, do domku jego kolegi. Byłam akurat w domu sama. Dzieci wyjechały na wakacje z babcią, a mąż jak zwykle był zajęty w pracy.

– Pospacerujemy sobie po lesie, pooddychamy świeżym powietrzem, popływamy w jeziorze – kusił.

Wiedziałam, czym to się skończy.

– Bądź za godzinę – odparłam.

Poszłam do garderoby i wyciągnęłam z szuflady najładniejszą bieliznę. 

Od dawna nie czułam się tak wspaniale

Było tak, jak przypuszczałam. Nie poszliśmy na ten spacer. Ledwo weszliśmy do domku, Marcin oparł mnie o ścianę i zaczął całować.

– Kocham cię – wyszeptał.

– Przestań, mam męża, dzieci – próbowałam się jeszcze bronić.

– Ciii – przerwał mi.

A potem zaniósł mnie na łóżko. To był wspaniały, szalony seks. Dziki, namiętny… Kiedy po wszystkim Marcin poszedł zrobić mi coś do picia, prawie się popłakałam. Nie z poczucia winy, że zdradziłam męża. Ze szczęścia! Od dawna nikt nie dał mi tyle czułości i satysfakcji.

Gdy wróciłam do domu, Jerzego jeszcze nie było. Natychmiast położyłam się spać. Czułam się podle. Pojawiły się wyrzuty sumienia. Mąż wrócił po północy. Gdy wszedł do sypialni, ze wstydu nie mogłam podnieść wzroku. Bałam się, że wyczyta z moich oczu, co zrobiłam, ale on nawet nie spojrzał w moją stronę, nie zapytał, co robiłam…

To było półtora roku temu. Od tamtej pory spotykam się z Marcinem dwa razy w miesiącu. Czekam na te spotkania jak na wielkie święto. Szykuję się, idę do fryzjera, na masaż. Wyciągam go gdzieś do restauracji lub na zakupy. On mówi, że nie chce być moim utrzymankiem, ale potrafię go przekonać. Lubię się z nim pokazać, kupić mu fajne ciuchy. I patrzeć, jak się z nich cieszy… A potem jedziemy do takiego małego hoteliku na skraju miasta. Jest drogi, lecz z bardzo dyskretną obsługą.

Za te wypady ja płacę. A właściwie nie ja, tylko Jerzy, bo to przecież on zarabia. To dlatego tak zależy mi na zachowaniu tajemnicy. Już sama zdrada by go zabolała, a jakby się dowiedział, że za jego pieniądze żywię i ubieram kochanka… Anka ma rację, muszę bardziej uważać.

Nie chcę krzywdzić męża. Mimo wszystko ciągle go kocham. Tłumaczę sobie, że dopóki o niczym nie wie, nie cierpi… Nie potrafię skończyć znajomości z Marcinem. Miłość i podziw w jego oczach mnie wzmacniają. Zresztą myślę, że w pewnym sensie moja rodzina też korzysta na tej znajomości. Jestem szczęśliwszą kobietą. A więc lepszą żoną i matką.

Czytaj także:
„Po nagłej śmierci męża, przyszedł kolejny bolesny cios. Spadek podzielił między syna, mnie i... owoc swojej zdrady”
„Jak mamy założyć rodzinę, kiedy partner sam nadal jest dzieckiem na każde zawołanie rodziców? Nie umie się im sprzeciwić”
„Na imprezie wpadłam na faceta, któremu kiedyś dałam kosza. Wtedy przypominał żabę, teraz był... księciem z bajki”

Redakcja poleca

REKLAMA