Mój syn miał szczęście do wychowawców. W klasach 1-3 uczyła go pełna energii pedagożka z prawdziwą pasją do nauczania. W czwartej klasie, kiedy zabawę wypada zastąpić już nauką, klasę przejęła z kolei wspaniała, pracująca trzydzieści lat w zawodzie kobieta. Uczyła ich pokory i pomagała w zadaniach z matematyki, niestety, pod koniec marca trafiła na stół operacyjny. Wychowawstwo przeszło więc w ręce kolejnej osoby: nieopierzonej, wulgarnej kobieciny po magisterce, która uczy ich też informatyki.
Jak mogli dać uczniom tę lafiryndę z wachlarzem rzęs?
– Infa jest sztos. Możemy na niej grać. – chwalił się syn jeszcze w czwartej klasie.
– Czy ta pani czasem was czegoś uczy? – zapytałam delikatnie.
– No a jak! – wyczułam w słowach Kacpra kłamstwo.
Zignorowałam więc temat: młodzi i tak są dziś obeznani z technologią i nie muszą uczyć się wysyłania maili. Kiedy okazało się jednak, że informatyczka przejęła wychowawstwo po zrównoważonej i delikatnej pani Bożenie, załamałam ręce. Widziałam tę kobietę na wywiadówce: ubrana w obcisły, różowy golf i skąpą spódniczkę nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia.
Końcówka roku szkolnego przebiegła dość spokojnie. Kiedy jednak nadszedł wrzesień, nowy plan budżetowy wychowawczyni absolutnie mnie zaskoczył.
– Składka na pinezki? A po co? Czy jedna z mam nie może kupić całej paczki?
– Każdy musi mieć swoje pinezki, bo będziemy układać z nich mozaikę.
Nie miałam czasu na takie głupoty. Wręczyłam więc Kacprowi garść monet.
– Kucharz będzie uczył was robienia kanapek? – spytałam innym razem.
– Tak! Zrobimy też sałatkę!
Wyciągnęłam więc z portfela kolejne pieniądze, zastanawiając się, czy dzieci nie mogą nauczyć się takich rzeczy w domu. Kiedy jednak informatyczka zażądała składki na myszki gamingowe, prawdziwie się wściekłam. Chce, żeby cała klasa jeszcze bardziej rozleniwiała się na lekcjach, kiedy ona siedzi w telefonie?
Czy kowalstwo to niezbędna wiedza dla Warszawiaka?
Od początku września spodziewam się co najmniej jednej składki w tygodniu. O ile rozumiem upamiętnianie żołnierzy czy zarybianie lokalnego stawu, warsztaty z robienia pomponów z włóczki czy wizytę w stajni alpak uważam już za średnio uzasadnione. Dalej koncert muzyki Chopina, zajęcia z malowania węglem, wizyta u kowala artystycznego, poznawanie tradycji Ślązaków w samym centrum Warszawy... Czy te dzieci nie mają lekcji muzyki i plastyki?
– Znowu wycieczka. – zwierzałam się innej mamie. – Tym razem do, wyobraź sobie, pasieki.
– Oho. To tak, jak ostatni las. Zwykłe zbieranie szyszek, tylko że z przewodnikiem.
Większość aktywności, które organizowała młoda Patrycja, pani Bożenka zorganizować mogła praktycznie za darmo, z niewielką pomocą woźnego. Potem Kacper nauczy się, że wszystko wymaga pieniędzy i zacznie prosić mnie o coraz wyższe kieszonkowe! Nie uciągnę, wychowując na dodatek dwóch przedszkolaków...
– Mnie bardziej śmieszy zbiórka na kapcie. Wymyśliła sobie, że wszystkie dzieci muszą nosić ten sam kolor, żeby odróżnić klasy. To przecież nie przedszkolaki! – paplała koleżanka, a ja zaczęłam się powoli wyłączać, przeskakując myślami do tego, jak zorganizuję miesięczny budżet.
– Weź. Lepsze było już to kowalstwo. Walnęłaby się tym młotkiem, to może by coś w głowie przeskoczyło...
– Brakuje wizyty w zakładzie budowlanym. Na szpachli to ona się zna! – rechotałam.
Zaczęłam podejrzewać wychowawczynię coraz bardziej: wiecznie umalowana i wystrojona, nie chciała złamać sobie paznokcia, a ciągała dzieci po takich miejscach? Coś musiało być tu nie tak!
Jedna z mam opowiadała, że ta lalka traktuje wycieczki jako pretekst do randek!
– Słuchaj. – powiedziała znajoma mama przy kolejnym spotkaniu na kawie, oczywiście rozpuszczalnej, bo nie stać mnie w tej sytuacji na ekspres. – Jedna z mam mówiła mi ostatnio coś ciekawego.
– Dawaj. – dzięki Bogu, mogłam skupić się chociaż na chwilę, bo moje przedszkolaki zapadły w popołudniową drzemkę.
– Jej córka twierdzi, że na wycieczkach wychowawczyni papla co chwilę przez telefon, a dziećmi zajmują się głównie przewodnicy. A na koncercie wyszła z sali, gdy zobaczyła jakiegoś faceta!
– Ta twoja Julka to jednak mądra dziewczyna! Trzeba utrzeć tej małpie nosa.
Kiedy jednak próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej od syna, ten wypierał się wszystkiego, ciągle chwaląc panią Patrycję.
– Mamo, wyluzuj! Ona jest taka fajna! – bronił wychowawczyni rękami i nogami.
– Kacper, a może zmienisz szkołę? Syn cioci Basi chodzi do...
– Nie! Nie ma mowy! Nie będę robił zadań ani w ogóle chodził do szkoły! – krzyczał Kacper.
Nie mogłam nic więcej zrobić. Postanowiłam więc przejść się na teren, na którym odbywała się kolejna, jedenasta już wycieczka. Zauważyłam, że kobieta faktycznie nie odrywa się od ekranu, a dzieci biegają samopas. Kiedy do akcji wkroczył jednak pomagający jej facet, osłupiałam. Przywitała go pocałunkiem! Natychmiast zrobiłam zdjęcie.
Nie chcą zmienić wychowawczyni, a ja popadam w długi
Dumna z siebie, wkroczyłam następnego dnia do gabinetu dyrekcji, rzucając na stół wydruki zdjęć.
– Ach, to pan Sebastian! – zaskoczyła mnie dyrektorka.
– Słucham? – zdziwiłam się.
– To partner pani Patrycji, ale również licencjonowany opiekun wycieczek. Pomaga jej organizować wszystkie aktywności.
– I uważa pani, że powinni całować się przy dzieciach?
– Absolutnie nie! Jednak widzi pani, frekwencja wzrosła, a dzieci bardzo chwalą panią Patrycję...
– Chwalą ją, bo nie muszą nic robić! Na tych wycieczkach nawet nie stara się ogarniać dzieci, połowa w nich siedzi z głową w telefonach.
– Patrzę na to z innej strony. Kiedy kuratorium zobaczy, że edukujemy dzieci w różnych dziedzinach, pewnie dostaniemy wsparcie finansowe...
– I wydacie je na nowe komputery, na których dzieci będą grać, kiedy ona flirtuje z kochasiem?! – wybuchłam i trzasnęłam drzwiami.
Kilka dni później przygotowałam petycję, którą rozesłałam wśród mam dzieci z klasy Kacpra. O dziwo, zmianę wychowawczyni poparły tylko cztery matki. Reszta z nich, zwodzona przez własne dzieci, była święcie przekonana o tym, że pani Patrycja to prawdziwy anioł. Ich bachory przewijają tylko TikToki, nic dziwnego, że wycieczki bez zasad są im na rękę!
Postanowiłam, że nie zapiszę Kacpra na żadną wycieczkę, a na pinezkach, na które poszło 50 zł pieniędzy klasowych, pani Patrycja może co najwyżej usiąść. Zmęczona postanowiłam opisać sprawę w listach składanych do posłów, w końcu pomoc obywatelom to modny temat w nowej kadencji. Czekam właśnie na ich odpowiedź, ciągle odliczając pieniądze do dziesiątego.
Zamiast jesieni wśród drzew i pasiek, zafunduję dyrektorce i nieszczęsnej wychowawczyni prawdziwą jesień średniowiecza! Szkoda tylko, że w międzyczasie odwraca się ode mnie syn i muszę o niego zawalczyć, kiedy tylko wykombinuję kasę na psychologa...
Czytaj także:
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Myślałam, że Szymek to mój szwagier. Dopiero po ślubie odkryłam, że to syn mojego męża”
„Moja klientka uciekła z salonu w środku zabiegu bez płacenia. Przez nią prawie straciłam pracę”