„Gdy mąż kuzynki przygruchał sobie kochankę, ta zamieniła się w sopel lodu. Nie sądziłam, że jej serce roztopi mój synek”

szczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Eliza o mało nie spadła z krzesła. Całkiem się pogubiła, słysząc, jak dziewięciolatek dojrzale mówi o swoich problemach. Piotruś łączył zaskakująco przeciwstawne cechy. Był wrażliwy i jednocześnie pozostawał całkowicie obojętny na napiętą atmosferę i nieprzyjemności, które go spotykały w świecie małych chłopców”.
/ 17.03.2023 22:00
szczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

– Siadaj, zniesiemy cię ze schodów – Bolek usadził Elizę na krześle.

– Nigdzie z wami nie idę, zostaję w domu – próbowała wstać, ale nie pozwoliła jej na to noga zakuta w gips. – Nienawidzę prosić o pomoc – opadła bezsilnie na krzesło.

Zabrałam torbę z rzeczami Elizy, obejrzałam się za Piotrusiem, ale w mieszkaniu już go nie było. Szedł po schodach za unoszoną na krześle ciocią, nie odrywając od niej uważnego wzroku. W swoim dziewięcioletnim życiu rzadko miał okazję ją oglądać, był jej ciekaw i jak to on, nie potrafił tego ukryć. Wytrzymał cztery piętra, a na parterze głośno spytał:

– Dlaczego nie lubisz, jak ci się pomaga?

Eliza odwróciła się i spiorunowała wzrokiem małego, ciekawskiego człowieczka.

– Bo z tego nie wynika nic dobrego. Za wszystko trzeba płacić. Kiedyś lubiłam ludzi, ale mi przeszło.

Była rozdrażniona naszą interwencją, bólem i własną bezsilnością. Miała też kąśliwy charakter, umiała skutecznie zniechęcać do siebie otoczenie, i co dziwne, wydawało się, że robi to celowo. Podobno kiedyś była inna, ale zmieniła się, kiedy rzucił ją narzeczony. Szeptano, że odszedł z jej najlepszą przyjaciółką. Podwójnie zdradzona, straciła zaufanie do ludzi.

Zabieramy ją do nas

Eliza była moją cioteczną siostrą, prawie równolatką, ale nie znałam jej zbyt dobrze. Nie utrzymywałyśmy kontaktów, o tym, że potrzebuje pomocy, dowiedziałam się przypadkiem. Od lat się nie widziałyśmy, nie lubiłyśmy się jako dzieci i nie zaprzyjaźniłyśmy jako dorosłe kobiety, ale wizja kuzynki uwięzionej w mieszkaniu na czwartym piętrze z nogą w gipsie nie dawała mi spokoju. Odpędzałam ją, tłumacząc sobie, że to nie moja sprawa, ktoś przecież zrobi jej zakupy, coś ugotuje, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, kto miałby to być, jeśli nie ja.

Po dwóch dniach nie wytrzymałam i pojechałam do niej, nie zapowiadając wizyty. Zastałam pustą lodówkę, bałagan i bezsilną, ale rozzłoszczoną kobietę siedzącą w fotelu. Eliza elegancko podziękowała za pomoc, kazała mi się zająć własnymi sprawami, a ją zostawić w spokoju. Tak zrobiłam, a następnego dnia wróciłam w obstawie męża, szwagra i syna, którego nie mogliśmy zostawić samego w domu.

– Będzie nam wszystkim łatwiej, jeśli zamieszkasz z nami, póki nie wydobrzejesz. Zaopiekujemy się tobą – tłumaczyłam nerwowo niezadowolonej z porwania Elizie.

– Nie prosiłam o… – zamierzała mi odpysknąć, ale przerwał jej Piotruś.

– Dlaczego nie lubisz ludzi?

Poczułam, że kłopoty wiszą w powietrzu

Eliza nie znała dobrze naszego syna, mogła łatwo go zranić. Nie wiedziała, że różni się od innych dzieci, mówi zawsze prawdę, niezależnie od okoliczności, przez co jego zachowanie bywa odbierane jako niegrzeczne lub bezczelne. Piotruś był bardzo inteligentny, ale nie rozumiał, że świat rządzi się niepisanymi prawami, które większość ludzi pojmuje instynktownie. Nie odczytywał niuansów, nie stosował się do zasad oczywistych dla wszystkich poza nim. Pytał wprost o wszystko, co go interesowało, nie czując, kiedy należy przestać.

– Jesteś bardzo oryginalnym chłopcem – powiedziała Eliza po dłuższej chwili.

– Jestem inny – przytaknął niewzruszony. – Nie gorszy, tylko inny. Nie wszyscy muszą być tacy sami, świat byłby wtedy nudny.

– Masz rację – odparła Eliza, uciekając przed moim wzrokiem.

Znałam ten objaw. Odkrycie, jakiego przed chwilą dokonała, wytrąciło ją z równowagi, nie wiedziała, jak się zachować.

– Wszystko w porządku – dotknęłam jej ręki uspokajająco.

Piotruś nie odrywał od nas wzroku, próbując zrozumieć, co między nami zaszło. Mowa ciała była dla niego nieczytelna.

– Jestem chory, ale mi to nie przeszkadza– powiedział w końcu, chcąc zwrócić na siebie uwagę interesującej go cioci.

Całkowicie mu się to udało. Eliza wyglądała, jakby trafił ją piorun kulisty. Spróbowała wyczarować na twarzy uśmiech.

– Skrzywiłaś się – Piotruś trafnie podsumował jej starania.

– Synku, irytujesz ciotkę – ostrzegł go Bolek. – Zaraz wybuchnie i wszyscy poniesiemy konsekwencje. Ja się boję.

– Ja też – pisnął dla towarzystwa Piotruś.

– Chcę wracać do domu – powiedziała słabo Eliza, ale nikt jej nie słuchał, bo właśnie dojechaliśmy i trzeba było wysiadać. Uparła się, że pójdzie sama. O mało nie przewróciła się, idąc o kulach do klatki.

– Jutro wypożyczę wózek, będzie ci łatwiej – obiecał Bolek. – A teraz siadaj na krześle, zaniesiemy cię jak w lektyce. Nie rób takiej miny, to nic wielkiego. Jak wyzdrowiejesz, ty będziesz nas nosiła.

– Super! Tata jest bardzo ciężki – Piotruś obrzucił Elizę pełnym uznania spojrzeniem.

– To był żart – odparła niechętnie.

– Nie rozpoznałem, często mi się to zdarza – odparł niezrażony niepowodzeniem Piotruś. – Ale z tobą dobrze mi się rozmawia. Jesteś inna niż dorośli, których znam. Mówisz, co myślisz, tak jest łatwiej.

– Naprawdę? – powiedziała słabo Eliza. – Nie wiedziałam, że to zaleta.

– No to już wiesz. Fajnie, że zamieszkasz w moim pokoju, będziemy mieli dużo czasu, żeby pogadać.

Eliza wyraźnie się przestraszyła

– Nie jestem dobrym kompanem, powinieneś mieć kolegów w swoim wieku.

– Nie chcą się ze mną bawić, tylko Franek… Ale on teraz wyjechał – odparł spokojnie Piotruś.

Eliza o mało nie spadła z krzesła. Całkiem się pogubiła, słysząc, jak dziewięciolatek dojrzale mówi o swoich problemach. Piotruś łączył zaskakująco przeciwstawne cechy. Był wrażliwy i jednocześnie pozostawał całkowicie obojętny na napiętą atmosferę i nieprzyjemności, które go spotykały w świecie małych chłopców.

Daliśmy jej czas na zagospodarowanie nowego miejsca, trzymając Piotrusia z dala, ale już wieczorem wymknął się nam i powędrował do nowej przyjaciółki.

– Nie powiedziałaś, dlaczego nie lubisz ludzi – zagaił, siadając na podłodze.

– Jak się dowiesz, to zostawisz mnie samą? – Eliza była rozdrażniona.

Piotruś poważnie skinął głową.

– No dobrze, więc ci powiem. Ludzie, którym ufałam, zawiedli mnie, skrzywdzili i odeszli, nie oglądając się za siebie. To zabolało – powiedziała z goryczą. – Ale to się już nie powtórzy. Teraz jestem bardziej doświadczona i umiem się chronić. Rozumiesz? Idź już, chcę odpocząć.

Piotruś podniósł się posłusznie, ale zawrócił od drzwi i spytał:

– Wszystkich nie lubisz? Nas też? Mamy, taty i mnie? To dziwne, przecież nic ci nie zrobiliśmy. Muszę to przemyśleć.

– Nie łam sobie głowy, i tak nie zrozumiesz – mruknęła, nie wiedząc, że rzuca wyzwanie godnemu przeciwnikowi.

Piotruś wrócił do niej następnego dnia i kolejnego. Dzień po dniu, drążąc temat, wydłubywał z serca Elizy lodowy sopel, z którym nauczyła się żyć. Terapia była przymusowa, bo unieruchomiona Eliza nie mogła uciec. Obcując na co dzień z Piotrusiem, musiała w końcu dostrzec, że cokolwiek jej się przydarzyło, było niczym przy życiowych zadaniach, z jakimi musiał zmagać się nasz syn. On był pogodny i ciekawy świata, ona hołubiła w sobie nienawiść do ludzi. Patrzyliśmy zafascynowani, jak w obecności Piotrusia topnieje, staje się bardziej sympatyczna i przystępna. Nie za bardzo, akurat tyle, ile trzeba.

– Albo się zmieniłaś, albo zyskujesz przy bliższym poznaniu – strzelił jej komplement Bolek, patrząc, jak bawi się z dzieckiem.

– Uznam to za pochwałę – uśmiechnęła się kwaśno. – Polubiliśmy się z Piotrusiem. Prawda? – spojrzała ciepło na naszego syna, zupełnie inaczej niż na Bolka.

Piotruś zastanowił się uczciwie.

– Nie jestem pewien – powiedział z namysłem. – Lubię z tobą rozmawiać, jesteś naprawdę super. Ale czy lubię ciebie? Muszę to przemyśleć.

– Jestem pewna, że to początek pięknej przyjaźni – Eliza wyglądała na lekko rozczarowaną.

Piotruś z wahaniem dotknął jej ręki gestem, który musiał podpatrzyć w samochodzie, gdy wieźliśmy kuzynkę do nas, po czym szybko cofnął dłoń. Wstrzymaliśmy oddech. Nasz syn, o ile mógł, unikał kontaktu fizycznego, ale dla Elizy zrobił wyjątek. Dłuższą chwilę przypatrywał jej się ciekawie, a potem spytał:

– Dlaczego płaczesz?

Czytaj także:
„Moja kuzynka ustawiła sobie życie ślubami z bogatymi facetami. W końcu trafiła kosa na kamień i została z... niczym"
„Kuzynka zawsze mnie musztrowała. Nie cierpiałam jej, ale mojej mamy to nie interesowało i spędzałam z Izą każde wakacje”
„Mój wuj nadal utrzymuje 30-letnią księżniczkę. Nie widzi, że moja kuzynka to pasożyt i zwykły leń?"

Redakcja poleca

REKLAMA