„Kuzynka zawsze mnie musztrowała. Nie cierpiałam jej, ale mojej mamy to nie interesowało i spędzałam z Izą każde wakacje”

Nauczycielka znęcała się nad dziećmi fot. Adobe Stock, Angelov
„Bałam się przy niej cokolwiek zrobić. Moja mama, której się kilka razy poskarżyłam, uważała, że wymyślam sobie problemy. Jej zdaniem był to czas beztroski, podczas gdy mnie, za sprawą Izy, wypoczynek jawił się jako pasmo udręki. Matki nie interesowało, że cierpię - było dla niej ważne tylko to, że może spędzić każde wakacje”.
/ 03.03.2023 16:30
Nauczycielka znęcała się nad dziećmi fot. Adobe Stock, Angelov

Nigdy nie byłam specjalnie związana ze swoją kuzynką. Iza jest ode mnie starsza o trzy lata, a w dzieciństwie to dużo. Ona wtedy dla mnie była „dorosła” i czułam przed nią respekt, ja z kolei byłam dla niej „smarkulą” i mnie lekceważyła. Ponieważ nasze mamy są siostrami i naprawdę bardzo się kochają, często się odwiedzały, co oznaczało, że i my z Izą widywałyśmy się często. Spędzałyśmy w swoim towarzystwie kawał wakacji i całe zimowe ferie. Nie wspominam tego miło, bo moja kuzynka na każdym kroku pouczała mnie i wychowywała.

Bałam się przy niej cokolwiek zrobić

Nawet odezwać, żeby znowu mnie nie wyśmiała, że jestem głupia i gówniara. Moja mama, której się kilka razy poskarżyłam, uważała, że wymyślam sobie problemy.

Nie możecie się po prostu bawić? – pytała. – Przecież są wakacje!

Jej zdaniem był to czas beztroski, podczas gdy mnie, za sprawą Izy, wypoczynek jawił się jako pasmo udręki. Kiedy tylko podrosłam i mogłam jako tako o sobie decydować, upierałam się, że chcę jechać na jakikolwiek obóz, byle tylko nie widzieć się z kuzynką. Mama oczywiście odczytywała to na swój sposób, że nie chcę wyjeżdżać z nią, i zrzuciła wszystko na moje dojrzewanie. Nie wyprowadzałam jej z błędu, nie chcąc znowu wywoływać dyskusji na temat: dlaczego nie umiem dogadać się z kuzynką, przecież jesteśmy rodziną. Przez kolejne lata moje kontakty z Izą były sporadyczne. Widywałyśmy się z okazji rozmaitych rodzinnych zjazdów. Byłam na jej ślubie, a ona na moim, bo tak wypadało. Wiedziałam także, że urodziła dwoje dzieci, a potem się rozwiodła z mężem, bo pił i miał ciężką rękę. Wszystkiego jednak dowiadywałam się z jakichś źródeł, najczęściej od mamy, która rozmawiała często z ciocią. My z Izą nigdy nie dzwoniłyśmy do siebie, bo i po co. Dlatego tak mnie zaskoczyło, gdy pewnego dnia kuzynka zadzwoniła do mnie, ot tak, jakbyśmy były dobrymi koleżankami. I po kwadransie rozmowy o wszystkim i niczym zaproponowała, żebym do niej przyjechała na zimowe ferie ze swoim synem. 

– Tutaj jest wiele atrakcji. I w góry jest blisko, można wyskoczyć i pozjeżdżać na nartach – reklamowała Kraków, chociaż do tej pory podobno narzekała, że za dużo osób traktuje jej dom jak hotel, skoro mieszka w tak atrakcyjnym miejscu.

Byłam tym zdumiona

Nawet powiedziałam mężowi, że nie poznaję Izy, taka nagle jest serdeczna.

– Ciekawe, czego chce – mruknęłam.

– Jak to czego? Przyjechać do nas ze swoimi dziećmi na ferie – roześmiał się Paweł.

I miał rację! Iza oferowała mi gościnę, bo zaplanowała sobie, że ona zjedzie do mnie na wypoczynek ze swoimi synami. W pierwszej chwili obruszyła mnie jej perfidia, w drugiej jednak pomyślałam: może to niegłupie? Faktycznie, Kraków chętnie bym odwiedziła z synem, a dla niej przyjazd z dziećmi do Białowieży to była atrakcja. Wiadomo: puszcza, żubry. Przemogłam więc dawną niechęć i wybrałam się z Marcinkiem do Izy. Było naprawdę miło. Nagle zniknęła gdzieś różnica wieku między nami, w końcu obie byłyśmy dorosłymi kobietami, matkami. A nasze dzieciaki świetnie się dogadywały. Marcin szczególnie zaprzyjaźnił się z Gawłem, starszym synem mojej kuzynki. Bawiliby się od rana do wieczora, gdyby nie to, że Małopolska ma ferie w innym terminie niż nasz region, i gdy mój syn wypoczywał, to Gaweł musiał chodzić do szkoły. Na wspólne zabawy zostawało im więc popołudnie, a i to niecałe, przecież syn Izy musiał odrabiać lekcje. Najwyraźniej jednak chłopcom to nie przeszkadzało, skoro rok później Marcin wymusił na mnie przyrzeczenie, że znowu pojedzie do cioci Izy.

Jeśli ona tylko się zgodzi, to ja nie mam nic przeciwko temu – stwierdziłam. – Tylko że ja w tym roku nie mogę pojechać z tobą, bo nie dostanę w pracy urlopu w tym terminie. Przyrzekniesz, że nie będziesz sprawiał cioci kłopotów? – zapytałam syna.

A ten przysiągł na wszelkie świętości, że będzie grzeczny.

Pojechał

Po dwóch tygodniach ferii wrócił uśmiechnięty i stwierdził, że to były jego najlepsze wakacje życiu. Po kilku dniach dowiedziałam się, co to znaczyło. Gaweł, żeby przez całe dnie bawić się z moim synem, nie szedł do szkoły! Wagarował. Iza dowiedziała się o tym dopiero wtedy, gdy dostała ze szkoły wykaz ocen starszego syna, i okazało się, że ma on obniżone sprawowanie za nieusprawiedliwione nieobecności z dwóch ostatnich tygodni! Gaweł, przyciśnięty do muru, zwalił winę na Marcina. Powiedział, że to mój syn go namówił na wagarowanie.

To nieprawda! Sam chciał! – syn był oburzony, że się go oskarża.

Moim zdaniem wina leży zarówno po stronie Gawła, jak i Marcina. Jeden uciekał ze szkoły, a drugi to aprobował. Moja kuzynka jednak widzi to inaczej. Uważa, że źle wychowałam swojego syna. Zaczęła mnie paskudnie pouczać przez telefon i odezwały się moje traumy z dzieciństwa. Przyznaję, że mnie poniosło. Przyznaję, że na nią nawrzeszczałam. Nie pozwolę jednak na to, aby mnie traktowała jak idiotkę. Jej syn nie musiał uciekać ze szkoły, nawet jeśli mój go namawiał. Ma przecież swój rozum, nie? 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA