„Byłam wściekła, gdy mama ponownie wyszła za mąż. Nie podobało mi się, że na siłę chce mi znaleźć nowego tatusia”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Ależ byłam zła! Płakałam i krzyczałam, że się nie zgadzam. Nie chcę w naszym domu żadnych obcych ludzi, chcę tatę, a nie jakiegoś głupiego Andrzeja, który pewnie tylko udaje miłego. Mama też się popłakała…”.
/ 28.03.2024 07:15
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Mówi się, że żaden facet nie pokocha cudzego dziecka jak swojego. Nie tak naprawdę, z głębi serca… Ponoć będzie widział w przysposobionym dziecku konkurencję dla siebie i swoich genów, że to silniejsze od niego, ma to w naturze, jak każdy samiec, bo miłość mężczyzn do potomstwa jest uwarunkowana biologicznie. Brednie! Zwykłe brednie, nad którymi nie warto się zastanawiać. Kocham mojego drugiego tatę i czuję się kochana przez niego. A ten pierwszy?

Rodzice szybko się rozstali

Moi rodzice rozstali się, gdy miałam sześć lat. Pamięć długotrwała zaczyna już wtedy coraz sprawniej działać. Mam przebłyski, że tata wracał późno, że szeptali coś z mamą, nie chcąc się przy mnie kłócić. W końcu się wyprowadził.

– Pamiętaj, Lenka, że zawsze będziesz moją małą księżniczką. Kocham cię najmocniej na świecie i będę cię odwiedzał tak często, jak tylko się da – objął mnie mocno. – I tulił tak jak zawsze.

– A ty pamiętaj, że dziecko musi jeść i że rośnie, więc potrzebuje nowych ubrań, butów… – mama założyła ręce na piersi. – Na samym tuleniu długo nie przeżyje.

– Ty jak zwykle o kasie!

– Trudno mówić o czymś innym, skoro zostawiłeś mi dług do spłacenia, a na życie nie dajesz pieniędzy od trzech miesięcy. To ma być kara? Że śmiałam pokazać ci drzwi?! Wymyśl coś innego, draniu, bo karzesz własne dziecko za to, że jego matka nie daje już więcej sobą pomiatać!

Czekałam na tatę

Uciekłam do swojego pokoju, nie chcąc słuchać awantury. Nie wiedziałam wiele o tym, co działo się między rodzicami. I niczego nie pragnęłam bardziej niż tego, by znowu byli razem. Cieszyłam się na każdą wizytę ojca, który w co drugi weekend zabierał mnie do zoo, lunaparku czy innego wesołego miejsca, a potem na deser. Tyle wiedziałam o nim i o życiu.

Nie oceniałam go, był moim tatą, uwielbiałam, gdy się pojawiał, przytulał mnie, brał na barana albo sadzał sobie na ramiona, nazywał księżniczką i poświęcał mi cały dzień, który był jedną wielką zabawą. Dni z mamą pomiędzy jego odwiedzinami zlewały się w ciąg obowiązków i zwykłą nudną codzienność. Z tatą było dużo weselej.

– Tato, czy kiedyś jeszcze będziesz z nami mieszkał? – pytałam.

– Pracuję nad tym, myszko, pracuję – odpowiadał za każdym razem.

Gdy mnie odwoził do domu, z ust mamy zawsze padało trudne słowo „alimenty”, które sprawiało, że tata uśmiechał się szeroko, ale jakoś nieładnie, może dlatego okropnie to mamę denerwowało, a potem mówił, że mnie kocha, i zbiegał po schodach. A ja czekałam na kolejne spotkanie.

W naszym życiu pojawił się Andrzej

Tymczasem w naszym domu zaczął pojawiać się Andrzej i jakoś tak niepostrzeżenie wnikać w nasze życie. To znaczy różni ludzie przychodzili, znajomi mamy, rodzina, ale on zjawiał się coraz częściej i niekoniecznie w charakterze gościa. Przychodził pooglądać z nami filmy albo pograć w planszówki, czasem wychodziliśmy razem na spacer lub większe zakupy. Kiedy miałam problem z matematyką, to on mi pomagał. Mama go o to poprosiła. Znał się na liczbach lepiej niż ona, w końcu pracował w banku. Lubiłam go, jak dziecko lubi wujka albo starszego kuzyna. Mama lubiła go jednak zupełnie inaczej.

– A co byś powiedziała, gdyby Andrzej z nami zamieszkał? – spytała pewnego razu.

Wzruszyłam ramionami.

– Kochamy się, chcemy być razem. Bylibyśmy znowu pełną rodziną. Andrzej cię uwielbia, przecież wiesz, traktuje jak własną córkę…
Wtedy dopiero mi zaświtało, w jakim kierunku idzie ta rozmowa.

– Ale ja już mam tatę! – oburzyłam się.

Mama znowu ze mną rozmawiała, jak wiele razy wcześniej, tyle że dotąd do mnie nie docierało albo nie chciałam przyjąć do wiadomości, że moi rodzice już nigdy nie będą razem. Rozwiedli się i nie pogodzą. Mama już nigdy nie zaufa tacie, bo ją zbyt mocno zranił, bo nie był dobrym mężem, a teraz byle jak wypełnia obowiązki ojca. Mama pokochała Andrzeja a on ją, i chcą być razem.

Ależ byłam zła! Płakałam i krzyczałam, że się nie zgadzam. Nie chcę w naszym domu żadnych obcych ludzi, chcę tatę, a nie jakiegoś głupiego Andrzeja, który pewnie tylko udaje miłego. Mama też się popłakała…

Nie wzruszyły mnie jej łzy, byłam zbyt rozżalona, zbyt rozczarowana. I podczas kolejnego spotkania z tatą powiedziałam mu o Andrzeju.

Ojciec nagle zniknął

– On chce się do nas wprowadzić! Chce mieszkać z mamą. Mamy być rodziną. Zrób coś! – zażądałam. – Przestań nad tym pracować, tylko coś zrób!

Przytulił mnie, jak zawsze, ukołysał i obiecał, że zrobi wszystko, co w jego mocy. Po czym zniknął. To był ostatni weekend, jaki spędziłam z ojcem. Odtąd już nie byłam jego księżniczką. Na przyjeżdżał, nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Mama także do niego dzwoniła, szukała go po szpitalach, komisariatach, złościła się i martwiła, że kolejny miesiąc z rzędu nie wpłynęły alimenty, w końcu oddała sprawę do komornika…

Czułam się bardzo dziwnie. Jakbym w pięknym i pysznym owocu, którym się zajadałam ze smakiem przez całe życie, wyczuła smak zgnilizny. Nie miał prawa tam być! Czy mogę dalej jeść ten owoc, jak ominę zgniłe miejsce? A jak cały jest zepsuty i już nie nadaje się do jedzenia? Ale nadal jest moim ulubionym owocem, więc co? Miałam mętlik w głowie.

Andrzej był wsparciem

– Zależy ci na nim, rozumiem to, jest twoim tatą. I nigdy nie przestanie nim być, bo wspólnie z mamą dał ci życie, nie zamierzam go zastępować. Ale bycie ojcem to nie tylko przyjemności, jeden wspaniały dzień raz na dwa tygodnie to za mało – tłumaczył mi, gdy płakałam, bo tata znów nie przyjechał.

Pół roku minęło, a ja wciąż miałam głupią nadzieję, że jednak się pojawi.

– Masz prawo być na niego zła, masz prawo przestać czekać. To nie będzie twoja wina, to on nawalił. Ale masz mnie i mamę. Bardzo kocham was obie. Jak dasz mi szansę, mogę być dobrym ojczymem. Co ty na to?

Połączyła nas silna więź

Tamtej soboty zrobiłam pierwszy nieśmiały i dość niepewny krok na drodze do zbudowania między nami poważnej relacji. Potem poszło już zdecydowanie łatwiej. To Andrzej kładł mnie spać, gdy mama zostawała dłużej w pracy, on zabierał mnie do szkoły, a mama odbierała. On podpisywał moje klasówki, zwłaszcza te z gorszymi stopniami. Jakoś mniej bałam się powiedzieć jemu niż mamie, że gorzej mi poszło. Kiedy mama z Andrzejem chcieli wziąć ślub, już nie protestowałam. Przeciwnie, sama ich zachęcałam i bardzo cieszyłam się, że będę druhną i założę dorosłą sukienkę.

Dojrzewałam i zaczynałam rozumieć, jak to dobrze, że mama ma przy sobie kogoś, kto ją kocha, na kim może polegać. To samo dotyczyło mnie. Potrzebowałam ojcowskiej miłości, męskiego wsparcia, a Andrzej fantastycznie sprawdzał się w roli ojca. Nawet kiedy przechodziłam okres buntu, nie buntowałam się za bardzo przeciwko niemu. Mamie obrywało się zdecydowanie częściej.

– Fajnie, że się nie poddałeś, no wiesz, gdy cię tępiłam… – powiedziałam mu kiedyś.

– Oj, słoneczko, nigdy mnie nie tępiłaś – zaśmiał się. – Złościłaś się, bo byłaś zraniona, rozczarowana, a ja obrywałem rykoszetem. Zapewniam cię, że przyjmowałem to wszystko na klatę – wypiął dumnie pierś. – O taką supercóruchnę warto było walczyć.

Chciałam, by był moim ojcem na papierze

Kiedy miałam piętnaście lat, już wiedziałam, że ojciec nie wróci. Nie po tylu latach. Zresztą nawet gdyby wrócił, nie chciałabym go widzieć. Totalnie mnie zawiódł. W każdy możliwy sposób. Już rozumiałam, jak ważne są alimenty. I chciałam mieć ojca, który mnie kocha naprawdę, a nie tylko tak gada, który dba o mojej potrzeby, materialne i duchowe, rozwój, kształcenie, przyszłość, który się mną opiekuje na co dzień i od święta. Takiego ojca jak Andrzej.

Chcę, żeby Andrzej mnie adoptował, jeśli on by zechciał… – powiedziałam do mamy, a ona usiadła przy stole i się rozpłakała. Ponoć wiele razy o tym rozmawiali z Andrzejem, ale bali się poruszyć ten temat ze mną.

– Kiedyś Andrzej powiedział, że nie zastąpi ci ojca, że twój tata zawsze...

– Nie chcę, żeby go zastępował – przerwałam mamie. – Andrzej jest od niego o niebo lepszy. Tu w ogóle nie ma porównania.

To nie była łatwa i szybka droga. Najpierw mama złożyła do sądu wniosek o pozbawienie mojego biologicznego ojca władzy rodzicielskiej, a potem, razem z Andrzejem, oficjalnie wystąpili o zgodę na przysposobienie mnie przez Andrzeja. Ponieważ miałam już prawie szesnaście lat, sąd wysłuchał też mojego zdania. A ja mogłam jedynie wyjąkać, że o niczym innym nie marzę. W końcu naprawdę byliśmy rodziną.

Byłam zaskoczona

Kiedy dorosłam, nic się nie zmieniło. Gdy miałam brać ślub, wiedziałam, kto mnie poprowadzi do ołtarza… No dobrze – przed oblicze kierownika urzędu stanu cywilnego. Mój tata, mój drugi tata. Ten lepszy. Andrzej.
Dlatego ogromnie się zdziwiłam, gdy dwa tygodnie przed ślubem skontaktował się ze mną człowiek, który przedstawił się jako… mój tata. Nie poznałam go po głosie.

– Andrzej, to ty? Nie wygłupiaj się! – zaśmiałam się.

– Jaki Andrzej? Tu Zbyszek! To ja, twój tata! – głos był teraz oburzony.

Wtedy mnie olśniło i spłynęła na mnie lodowata furia. Teraz sobie przypomniał, że ma córkę? Niech się wypcha!

Nigdy więcej do mnie nie dzwoń! Nie chcę cię znać! – syknęłam do słuchawki. Chciałam się rozłączyć, ale nie darowałam sobie jeszcze paru słów od serca. – Nie waż się nazywać moim ojcem. Zrzekłeś się tego prawa. I bardzo dobrze. Dziękuję. Ojciec nie zachowuje się tak jak ty, nie znika z dnia na dzień. Na szczęście mam tatę. Prawdziwego, który był przy mnie w dobrych i gorszych momentach. Adoptował mnie. Formalnie więc jestem jego córką, nie twoją. Odczep się! – rozłączyłam się, ciężko dysząc z nerwów.

Skąd miał mój numer? Jak mnie znalazł? Boże… Do mamy też dzwonił? Jeszcze zawału przez niego dostanie! Nie mogłam opanować myśli, uspokoić się. Zadzwonił ponownie, ale odrzuciłam połączenie, a potem zablokowałam jego numer. Dzwonił jeszcze dwa razy  z innych numerów, chciał, bym dała mu szansę wyjaśnić. Co chciał wyjaśniać? Dlaczego przez tyle lat nie odezwał się ani słowem? Nie wysłał nawet złotówki, żeby mama miała za co kupić mi urodzinowy prezent! Miałam gdzieś jego powody, tłumaczenia i wymówki. Taki okres to wystarczająco dużo czasu, by choć przysłać kartkę z życzeniami na święta. Którekolwiek.

Nic im nie powiem

Na szczęście miałam obok siebie człowieka, który rzucony na głęboką wodę rodzicielstwa poradził sobie znakomicie. Nie wystraszył się, nie uciekł, nie zrezygnował, gdy w pakiecie z kobietą swojego życia otrzymał smarkulę obrażoną na cały świat. Pokochał mnie jak własne dziecko. Nagradza, karci i wspiera mnie jak swoje dziecko – wiem, bo mam rodzeństwo i nie wyczuwam różnicy w traktowaniu. Za to też go kocham.

Nie wspomniałam ani słowem mamie ani Andrzejowi o tych próbach kontaktu ze strony mojego biologicznego ojca. Nie chciałam ich denerwować.

Za kilka dni wychodzę za mąż. Kocham przyszłego męża i mam nadzieję, że ta miłość nam pomoże, gdy pojawią się gorsze chwile. Cieszę się, że obok mnie będą moi rodzice. Ci, którzy mnie wychowali.

Biologicznemu ojcu zawdzięczam geny i życie, ale nie miałam w tej kwestii wyboru. Dlatego dla mnie nie liczy się to, kto mnie spłodził. Moim prawdziwym tatą jest wspaniały facet, który objaśniał mi świat, chronił mnie przed jego niebezpieczeństwami, spieszył z pomocą, gdy jej potrzebowałam. Był ze mnie dumny, z moich małych i dużych osiągnieć, z samego faktu, że jestem jego córką.

Czytaj także: „Na szkolny zjazd pojechałam po to, by spotkać dawną miłość. Na jego widok zrobiło mi się gorąco i miałam grzeszne myśli”
„Ojciec pojawił się po 20 latach i chciał żebym wokół niego skakała. Wpędzał mnie w poczucie winy”
„Kochałam męża, ale zapomniałam o nim, gdy poznałam tajemniczego kochanka. Nie mogłam mu się oprzeć”

Redakcja poleca

REKLAMA