„Gdy ja walczyłam z rakiem, który pozbawił mnie kobiecości, mąż zabawiał się z kochanką. Odszedł, bo zaszła w ciążę…”

kobieta którą mąż zostawił w chorobie fot. Adobe Stock
Po długiej chorobie i drastycznej operacji kompletnie straciłam poczucie kobiecości. Myślałam, że wsparcie męża pomoże mi je odzyskać, ale Adam nie chciał mnie wspierać.
/ 10.02.2021 14:12
kobieta którą mąż zostawił w chorobie fot. Adobe Stock

Zaraz po operacji czułam się nieźle. Chemię przeszłam prawie bezboleśnie, więc wracała nadzieja, że najgorsze już za mną. Wierzyłam też w miłość mojego Adama. Byliśmy razem siedem lat i mimo paru kryzysów tworzyliśmy niezłą parę. Skąd mogłam wiedzieć, że on spotyka się za moimi plecami z inną kobietą? Podobno nie chciał mnie dobijać w chorobie, więc czekał, aż wydobrzeję. Wtedy się do wszystkiego przyznał…
– Nie psujmy tego, co było – wymamrotał.
Byłaś mi bliska, ale wszystko się kiedyś kończy. Poza tym Wiola jest w ciąży.
– Przecież ty nigdy nie chciałeś mieć dzieci!
– O rany, tak tylko gadałem. Trzeba było nie słuchać – wzruszył ramionami.

Gdyby mnie walnął jakimś drągiem, miałabym w głowie mniejszy mętlik! Próbowałam prosić, żeby mnie nie zostawiał samej, kiedy tak bardzo go potrzebuję, lecz nie słuchał.
Na pożegnanie zaś stwierdził:
Wiesz, ta twoja choroba jednak mnie przerosła. Nie umiałbym się zbliżyć do babki, którą tak pokroili… Lepiej będzie, jak odejdę.
Chciałam go znienawidzić. Wmawiałam sobie, że się przesłyszałam, źle zrozumiałam! Mój Adam nie mógłby być taki podły i okrutny. To jakiś koszmarny sen…

Pani doktor zdziwiła się, że moje wcześniej dobre wyniki badań zaczęły wariować.
– Organizm to naczynia połączone – westchnęła, gdy jej wyjaśniłam moją sytuację. – Wszystkim steruje rozum. Trzeba wyrzucić na śmietnik złe myśli, bo to panią zatruwa. Uspokoić się. Rozumiemy się?
Jednak ja przestałam spać. Kołatało mi serce. Byłam słaba, zlana potem, roztrzęsiona, niezdolna do zebrania myśli i jakiegokolwiek wysiłku. Co parę minut wybuchałam płaczem.
– No, cóż… – pani doktor próbowała mnie uspokoić. – zwiększymy dawkę estrogenów. Opóźnimy trochę tykanie pani biologicznego zegara. I zapobiegniemy osteoporozie, co przy pani szczupłości nie jest bez znaczenia.
– Co mi właściwie jest? – spytałam. – Przecież operacja się udała. Wszystko miało wracać do normy, a ja czuję się strasznie.
– Droga pani – odparła doktor – niestety, ubocznym skutkiem niektórych kobiecych zabiegów jest menopauza pooperacyjna. To taka wczesna „babia jesień”… Ale postaramy się, żeby była ona długa i słoneczna.

Bzdury! Fizycznie i psychicznie byłam do niczego. Nie mogłam ani czytać, ani oglądać telewizji; nie byłam w stanie się na niczym skoncentrować. Wyglądałam staro i brzydko, przestałam wychodzić z domu. Leżałam na kanapie w nieświeżym, porozciąganym dresie, zastanawiając się, na co to wszystko.
– Jestem wybrakowana, towar z przeceny! – powtarzałam sobie. – Nawet Adam nie wytrzymał, więc kto mnie jeszcze pokocha? Mam do końca być sama?
Nie odbierałam telefonów. Moja mama miała klucze, więc od czasu do czasu przychodziła, żeby mi przynieść jakieś jedzenie i trochę ogarnąć bałagan. Ale uciekała z płaczem, bo jej obecności też nie mogłam znieść. Poza nią nikt mnie już nie odwiedzał…
Pewnego ranka telefon dzwonił i dzwonił, jakby komunikował: „nie ustąpię!”. Potem pikał na znak, że przychodzą kolejne esemesy. Dopiero pod wieczór zamilkł. Pomyślałam, że warto sprawdzić, komu się wreszcie znudziło, ale wyświetliło się jedynie: „brak numeru”.

Za to esemesy były intrygujące: „Tunia, co u Ciebie? Chcę się z Tobą zobaczyć! Wróciłem do Polski, wytłumaczę ci równanie z dwiema niewiadomymi”… Ta ostatnia wiadomość pozwoliła mi zidentyfikować nadawcę.
Bruno! Chłopak, z którym tańczyłam poloneza na studniówce. Nie widziałam go od matury, bo wyjechał z rodzicami do Australii. Z nim całowałam się pierwszy raz. Świetny matematyk, zawsze mi podpowiadał na klasówkach, bo z matmy byłam durna jak mało kto, równania z niewiadomą były dla mnie trudniejsze od pisma klinowego!
Wystukałam: „Wybacz, jestem po chorobie i w kiepskiej formie”. Myślałam, że już się nie odezwie, on jednak nie ustąpił. Czekał na dole w samochodzie i tak długo esemesował, aż napisałam: „Wejdź na górę”. A zgodziłam się na to, dopiero kiedy odpowiedział na moje pytanie, po co przyjechał.

Rok temu pochowałem żonę i córkę – pisał. – Szukam miejsca dla siebie. Może tutaj?”.
Bardzo się zmienił. Kiedyś szczupły chłopak z czarną czupryną, dziś był mocno zbudowanym facetem, łysym jak kolano. Na ulicy bym go nie poznała!
I on był zaskoczony moim wyglądem…
– Co się dziwisz? Walczę z rakiem, mam ciężkie klimakterium, a mój mężczyzna okazał się draniem! – byłam szczera do bólu. – Mam powody, żeby udawać czarownicę.
– No, masz. Ale do czarownicy ci daleko.
– Pewnie żałujesz, że się tak dobijałeś?
– Nie żałuję. Dlaczego mnie atakujesz?
– Bo nikogo nie lubię. Całego świata i ciebie chyba też. Nie lituj się nade mną.
– Nie mam zamiaru. Poza tym sam potrzebuję pocieszenia. Sądziłem, że znajdę je u ciebie. Zawsze byłaś taka fajna i dobrze się z tobą gadało, ale chyba byłem głupi.
– Pamiętasz takie przysłowie: „Prowadził ślepy kulawego”? To o nas…

Roześmiał się, a potem długo gadaliśmy. Piliśmy herbatę i jedliśmy czerstwe bułki z masłem, bo niczego innego do jedzenia w domu nie miałam. Opowiadałam mu o swoim strachu i o myślach samobójczych.
– To takie niesprawiedliwe! Twoje kobiety roztrzaskały się na autostradzie, chociaż były zdrowe, kochane i szczęśliwe. Ja jestem chora, mój facet się mną brzydzi, a żyję! Po co?!
– Może… dla mnie?
– Myślałby kto, że ci potrzebny taki drugi gatunek kobiety jak ja!
Wtedy Bruno się wkurzył.
– Jesteś głupia i okrutna, wiesz? I samolubna! Nie tylko ty cierpisz – krzyknął.
– Co mnie obchodzą inni?!
– Ale ty obchodzisz innych. Na przykład mnie! Długo się dobijałem o twój telefon. Zanim zadzwoniłem, wiedziałem wszystko. Cieszyłem się, że wreszcie otworzyłaś drzwi.
– I zobaczyłeś paskudną, starą babę!
– Zobaczyłem śliczną, rozczochraną dziewczynę w dresie. Miałaś taki strach w oczach, że od razu chciałem cię mocno przytulić. Jesteś taka drobna, krucha, delikatna, nie mogę się nadziwić, skąd w tobie tyle siły i odwagi! To, co przeżyłaś, rozwaliłoby silnego chłopa, a ty dałaś radę! Pełny szacun, Tunia!
– Nikt już tak do mnie nie mówi…
– To będę jedyny. Chcesz?

Miał silne, ciepłe dłonie i mocne ramiona, którymi mnie objął i pozwolił się wypłakać za wszystkie czasy. Siedziałam na jego kolanach i szlochałam jak dziecko, dopóki nie powiedział:
– No, dosyć tego! Jesteś leciutka jak piórko, ale trochę zdrętwiałem. Teraz się wykąpiesz, ubierzesz i pójdziemy zjeść coś dobrego.
– A potem co będzie?
– To, co będziesz chciała. Ty rządzisz!
Nie chcę rządzić. Chcę być zdrowa. Chcę kochać! I żeby ktoś pokochał także mnie.
– Masz to jak w banku! Nigdy o tobie nie zapomniałem. Może to los zdecydował, że spotkaliśmy się po takich batach od życia
i szliśmy do siebie taką krętą drogą?
– Wierzysz, że możemy być szczęśliwi?
– Przez całe liceum nie miałem z matmy mniej niż cztery z plusem – odparł z powagą. – Umiem rozwiązywać zadania z niewiadomą. A to, co przed nami, jest właśnie takim równaniem… Więc dam sobie radę.
– Podeślesz mi ściągę?
– Jak zwykle, kochanie, jak zwykle!

Więcej prawdziwych historii:
„Żona zabrała całe nasze pieniądze i kosztowności. Czyżby dowiedziała się o moim romansie?”
„Latami odrzucałam niskich, grubych i brzydkich facetów, chociaż sama kiedyś byłam otyła. W końcu los utarł mi nosa”
„Mama skarży się, że moja dziewczyna robi maślane oczy do ojca. Co tydzień ruszają gdzieś razem, a ja byłem ślepy...”

Redakcja poleca

REKLAMA