„Gdy ja przymierzałam welon, narzeczony zdradzał mnie z 3 kochankami jednocześnie. Wycofałam się, nie chcę męża lowelasa"

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Dasha Petrenko
„Miałam już przygotowaną jedwabną sukienkę i oczywiście welon. Długi, upięty na nisko zebranym koku. Nieczęsto się sobie podobam, ale w tej sukni wyglądałam naprawdę super! Chwilę wcześniej dostałam zdjęcie: uśmiechnięty nagi Łukasz leżał na łóżku obok równie nagich dziewczyn. Wszystkie 3 to były te jego dawne narzeczone".
/ 23.11.2022 08:30
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, Dasha Petrenko

– Panie święty! – biadoliła moja mama. – Tyle jedzenia się zmarnuje! Już nie mówię, że przed ludźmi wstyd, ale co ja z tym żarciem zrobię? Samych tortów i ciast jak dla wojska! A mięso? Gar bigosu?  Kto to zje? I sałatki też się nie utrzymają długo, bo część jest z majonezem! Ile to pieniędzy…

– Czy dla ciebie kapucha jest ważniejsza ode mnie?! – krzyknęłam. – Za schabowe wpakowałabyś mnie w to szambo?

Do kuchni wkroczyła babcia, próbując załagodzić sytuację:

– Część się zamrozi. Resztę rozdaj, ludzie chętnie wezmą. Nikomu się nie przelewa!

Superfacet i zwykła, skromna dziewczyna

No i zaczęły dzielić: to dla nas, tamto do wydania, reszta w pojemniki i do lodu. Zajęły się robotą, na chwilę zapominając, dlaczego to wszystko się dzieje; że teraz, w czerwcu, miało być wesele ukochanej córci i wnusi. Ale nie będzie. Bo Łukasz, jak się okazało, to świnia i oszust. A ja nie chcę go znać! Wieczór kawalerski tego drania był wielką tajemnicą. Czułam, że jego kumple coś szykują: za bardzo się namawiali, żeby z daleka nie było wiadomo. Wykombinowali jakąś drakę i cieszyli się, że będzie co wspominać. Żaden nie puścił farby. Tylko uśmiechali się głupkowato, kiedy chciałam wybadać, co knują.

– Pamiętaj – zapowiedziałam Łukaszowi – i tak się wszystko wyda! Zresztą ja cię skontroluję. Sama zobaczę, jak i z kim żegnasz swój wolny stan.

– Narzeczona nie może szpiegować przyszłego męża! – zaśmiał się tylko. – To zła wróżba.

– Od kiedy to wierzysz w zabobony? – odparowałam.

– Od dzisiaj! – zawołał wesoło. – Coś w tym jest!

Łukasz był moją wielką miłością i ogromnym szczęściem. Naprawdę długo nie mogłam uwierzyć, że chce się wiązać z taką dziewczyną jak ja. Bardzo przystojny, inteligentny facet. Ma dobry zawód, świetnie zarabia, nie przepuszcza kasy bez sensu. Odziedziczył mieszkanie po swojej cioci, więc i to zapisać trzeba po stronie plusów. Bo, niestety, minusy też są...

Dziewczyny za nim szaleją! Nie dają mu spokoju ani na dyskotece, ani w knajpie, ani nawet na ulicy. Babki zawsze podrywały go nachalnie, w ogóle nie zważając, że jestem tuż obok. Jakimś cudem zdobywały numer jego telefonu i potem esemesy przychodziły bez przerwy. A co się działo na Facebooku?!
Szkoda słów…

Wiem, że przede mną też były jakieś narzeczone. Jedną nawet znam z widzenia. Bardzo ładna, supermodnie ubrana i nadzwyczajnie pewna siebie. Dwie inne widziałam na zdjęciach. Obie tak na oko fajniejsze ode mnie. Niestety, taka prawda. Jestem zwyczajną, skromną dziewczyną. Ale w życiu umiem sobie radzić. Zrobiłam licencjat, będę pisać magisterkę. Mama i babcia nauczyły mnie gotować. Potrafię oszczędzać, lecz bez skąpstwa. Mam piwne oczy i brązowe włosy. Chciałam je ufarbować, ale Łukasz mi nie pozwolił.

– Są piękne, takie naturalne – mówił. – Nie psuj ich chemią. Bądź inna niż wszystkie.

Wychowałam się w babskim domu. Taty nie znam. Odszedł, kiedy byłam malutka. Mama nigdy o nim nie wspominała. Łukasz to mój pierwszy mężczyzna. Nie mógł uwierzyć, choć był bardzo szczęśliwy i dumny.

– Zupełnie jakbyś właśnie na mnie czekała! – powiedział, obsypując mnie pocałunkami.

Któregoś razu wracał do domu i znalazł na ulicy maciupkiego kociaka. Zadzwonił, żebym przyjechała i pomogła mu zająć się tą kruszyną. To wtedy pierwszy raz zostałam u niego na noc i moją niewinność diabli wzięli. Kocię było chude, rozpaczliwie piszczało i otwierało szeroko płaski pyszczek z różowym noskiem. Karmiliśmy je kroplomierzem. Dopiero po paru godzinach zasnął z pełnym brzuszkiem, opatulony ciepłym kocem. I wtedy straciłam dziewictwo…

Czego oczy nie widzą, kochana, tego sercu…

Nasz podopieczny wyrósł na mądrego kota. Kochał nas, a my szaleliśmy na jego punkcie i rozpieszczaliśmy go ponad miarę. Nazwaliśmy zwierzaka mało oryginalnie – Kitką, bo, jak to
u małych kotów bywa, długo nie można było ustalić, czy to dziewczynka, czy chłopiec.

Kiedy Łukasz mi się oświadczył, kot Kitka był pierwszym, który się o tym dowiedział. Wyglądało na to, że się cieszy, bo skakał i łasił się cały wieczór! Ustaliliśmy, że nasz ślub odbędzie się w pierwszą czerwcową sobotę. Akurat wtedy wypadały moje urodziny. Mama, babcia i przyszli teściowie zdecydowali, że wesele wyprawimy w domu. Ponieważ zaprzyjaźnieni sąsiedzi z naprzeciwka zgodzili się wypożyczyć nam swoje mieszkanie, u nas miała być część jadalna, a u nich taneczna. Wspaniale!

Miałam już przygotowaną jedwabną sukienkę i oczywiście welon. Długi, upięty na nisko zebranym koku. Nieczęsto się sobie podobam, ale w tej sukni wyglądałam naprawdę super! Mój wieczór panieński odbył się typowo. Parę koleżanek, drobne upominki, dobre wino, smaczne jedzenie, trochę plotek, dowcipów i jakiś film na video.

Nie pamiętam nawet jaki, bo chwilę wcześniej dostałam ememesa: uśmiechnięty nagi Łukasz leżał na łóżku obok równie nagich dziewczyn. Wszystkie trzy to były te jego dawne narzeczone… Drewnianym głosem zamówiłam taksówkę. Wiedziałam, gdzie mam jechać, bo po chwili przyszła wiadomość z adresem.

– Wie pan, gdzie to jest? – zapytałam taksiarza okropnie wkurzona.

– Ja muszę wiedzieć, ale po co pani jedzie do agencji towarzyskiej? – spytał zdziwiony.

No pięknie! Wszystkiego się spodziewałam, ale... burdel?! Nie do wiary! Jak on mógł mi to zrobić? Co za świnia! Źle zaczęłam. Od krzyku i awantury na wejściu. Koniecznie chciałam się wedrzeć do środka i posprawdzać wszystkie pokoje. Oczywiście, ochroniarze nie wpuścili mnie do środka.

– Co robimy? – spytał spokojnym głosem taksówkarz, najwyraźniej przyzwyczajony do takich dziwacznych sytuacji.

– Czekamy. Kiedyś w końcu muszą stamtąd wyjść. Chcę to zobaczyć – odburknęłam.

– Po co to pani? – westchnął ciężko. – Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– Proszę mi tu nie mędrkować. Dostanie pan dodatkowo za kurs. Nie będzie krzywdy.

– Mojej pewnie nie. Ale co z pani krzywdą? – spytał.

Nie chciałam go jednak słuchać

Moje oczy wypełniły się łzami, dostałam okropnych wypieków i rozbolał mnie brzuch.  Mimo to musiałam się upewnić. I w końcu zobaczyłam, co chciałam. Kumple Łukasza wywlekli mojego pijanego narzeczonego z budynku niczym worek kartofli. Towarzyszące im trzy dziewczyny śmiały się,
wrzeszczały. Podjechały taryfy i całe towarzystwo rozlokowało się w autach. Dwie dziewuchy z Łukaszem i jego najlepszym kumplem. Odjechali….

– Za nimi? – spytał kierowca, a ja burknęłam, że chcę do domu.

– Słusznie. Nie ma sensu się katować – odparł rzeczowo. – Chyba już wystarczy.

Skinęłam tylko głową na znak, że się z nim zgadzam. Nie płakałam. Choć było wcześnie rano, obudziłam mamę i powiadomiłam ją, że ślubu nie będzie. Rozpętało się piekło. Mama, babcia, teściowie, koleżanki, sąsiedzi… Wszyscy próbowali mnie przekonać, że to tylko zazdrosne byłe narzeczone uknuły intrygę, żeby nas skłócić.

– Paulinko, przecież to oczywiste! – mówili. – To one przysłały ci tę fotkę. Widać, że to wszystko upozowane! A jeśli nawet coś tam było, to trudno, stało się. Był pijany, to jeszcze nie powód, żeby go skreślać. Zresztą nie wiadomo… Może tylko tak sobie leżeli?

Może i jestem zwykłą, skromną dziewczyną, ale to nie znaczy, że można mnie bezkarnie zdradzać! Następnego dnia poszłam do kościoła odwołać uroczystość. Nawet ksiądz go bronił!

– Dziecko, kiedy człowiek naprawdę kocha, to wybacza – powiedział. – Ale twoja wola.

Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak wiele tracę

Sąsiad z kuzynem pojechali po moje rzeczy. Podobno Łukasz był zrozpaczony. Siedział i płakał. Nic więcej… Tylko kot szalał i wbijał się pazurami w moją torbę. Wyraźnie chciał ją zatrzymać.

– Miauczał wniebogłosy, bronił drzwi, drapał… W życiu czegoś takiego nie widziałem! – relacjonował sąsiad. – Zwyczajne kocisko, a jakby rozumiał.

Nie było mi żal Łukasza. O nie! Jest podły, zdradził mnie i oszukał. Nigdy już mu nie zaufam. Wiem, że w końcu przyjdzie dzień, kiedy przestanę go tak strasznie kochać… I marzeń moich też mi nie żal. Przynajmniej zacznę twardo stąpać po ziemi, zamiast bujać w obłokach. Tak jest lepiej…

Wiary w prawdziwą miłość także nie żałuję. Kto wie, może wcale takiej nie ma? Po co więc karmić się głupotami? Tylko kota mi żal. On przecież  niczemu nie jest winny, a cierpi.

Czytaj także:
„Tyrałem po 14 godzin dziennie, żeby zarobić na przyjemności, na które nie miałem czasu. Byłem niewolnikiem własnej ambicji”
„Mogła mieć gorącego kochanka, a wyszła za rozpuszczonego maminsynka. Ma za swoje, teraz jedzie na szmacie od rana do nocy”
„Mąż rzucił mnie dla młodej kochanki. Myślałam, że to było najgorsze, aż nie usłyszałam, co mówią o tym skunksie na mieście”

Redakcja poleca

REKLAMA