„Po śmierci siostry zaopiekowałam się jej córką. Po 5 latach okradła mnie i uciekła z domu”

smutna kobieta w średnim wieku fot. Adobe Stock
Zostawiła tylko liścik: „Nie szukajcie mnie. Wyjeżdżam z Rafałem. Nigdy nie byłam tu szczęśliwa i wiem, że trzymaliście mnie z łaski. Nie miej wyrzutów, że obiecałaś coś mamie. Ja sama uciekłam, żeby cię zwolnić z tego przykrego obowiązku. Zabieram pieniądze na start.”
/ 28.01.2021 14:57
smutna kobieta w średnim wieku fot. Adobe Stock

Ja i moja młodsza siostra Monika, całe życie byłyśmy blisko. Dzieliło nas raptem półtora roku, więc wychowywałyśmy się razem, ale oprócz bycia siostrami, mogłyśmy się też zawsze nazywać prawdziwymi przyjaciółkami. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic.

Chodziłyśmy nawet do jednej klasy w podstawówce - mama specjalnie wysłała Monikę rok wcześniej, żeby ułatwić jej start. Siedziałyśmy w jednej ławce, a nasza więź była tak bliska, że nie potrzebowałyśmy żadnych innych koleżanek. Dopiero w liceum zdecydowałyśmy się rozdzielić. Monika była umysłem ścisłym, a ja - typowo humanistycznym. Wylądowałyśmy w osobnych klasach, ale do matury uczyłyśmy się razem.

Charaktery miałyśmy zawsze całkiem różne

Monika zakochiwała się średnio raz w miesiącu. Zazwyczaj nieszczęśliwie, więc wiecznie ją pocieszałam. Ja zakochałam się pierwszy raz w drugiej klasie liceum i od razu, jak to mówią, na zabój. Jacek został moim mężem kilka lat później. Monika natomiast wiodła szczęśliwe życie singielki.

W wieku 30 lat byłam spełnioną żoną i matką dwóch synów w wieku przedszkolnym, a Monika akurat zaszła w ciążę. To miała być córeczka! Cieszyłyśmy się bardzo. Zuzia urodziła się zdrowa i śliczna, równo 3 kg czystego szczęścia. Gdy miała rok, Monika i Maciek wzięli ślub. Wyglądało na to, że moja szalona młodsza siostra, będzie teraz wiodła spokojne życie rodzinne.

Niestety, gdy Zuzia miała raptem 4 latka, Maciek zginął w wypadku samochodowym. Monika została młodą wdową z dzieckiem, a my pomagaliśmy jej finansowo. Mieszkaliśmy blisko siebie, więc nasze dzieci praktycznie wychowywały się razem. Moi synowie, Kuba i Michał, traktowali Zuzię jak rodzoną siostrę.

Chociaż wszystkim trudno było pogodzić się z tragedią, po kilku latach życie wróciło stopniowo na dawne tory. Monika, nauczycielka matematyki, całkiem nieźle dorabiała na korepetycjach, więc finansowo dobrze sobie radziły. Zakochała się i zaczęła z kimś spotykać, a Zuzia nigdy nie sprawiała większych kłopotów. Była spokojna i dobrze się uczyła.

Gdy Zuzia miała 12 lat, na naszą rodzinę spadł kolejny cios. Monika kiepsko się czuła i w końcu lekarz rodzinny zlecił jej komplet badań. Potem szybkie konsultacje z kolejnymi onkologami... Diagnoza była druzgocąca - rak płuc.

Niestety, choroba postępowała szybko

Od momentu diagnozy, Monika żyła jeszcze rok. Do końca życia będę pamiętać, jak kilka tygodni przed śmiercią, poprosiła mnie o rozmowę w cztery oczy. Błagała wtedy, żebym zaopiekowała się Zuzią - czuła, że nie wyzdrowieje. Przepłakałyśmy wtedy razem pół nocy. Odeszła niedługo później, a ja wiedziałam, że Zuzia musi zostać naszą córką. Nie wyobrażałam sobie innej opcji.

Dziewczynce, która w wieku 13 lat zostaje sierotą, z pewnością świat wali się na głowę. Niestety, Zuzia boleśnie dawała nam to odczuć. Nastoletni bunt przyszedł bardzo wcześnie. Wagarowała, zawalała kolejne sprawdziany, regularnie wypominała nam że nie mamy prawa jej wychowywać, bo nie jesteśmy jej rodzicami. Byłam rozdarta - z jednej strony współczułam młodej dziewczynie, którą los już tak ciężko doświadczył, a z drugiej nie mogłam się godzić na takie zachowanie.

Gdy pierwszy raz wyczułam od niej papierosy, coś we mnie pękło. Urządziłam po raz pierwszy w życiu ogromną awanturę. Wykrzyczałam Zuźce wszystkie żale, nie chciałam od niej wdzięczności za opiekę, ale oczekiwałam przynajmniej przyzwoitego zachowania. Po tej scenie, jakby trochę się uspokoiła. Zaczęła nawet z powrotem się uczyć. Ale nadal przemykała po kątach i nie potrafiła się przed nami otworzyć.

Przyzwyczaiłam się do myśli, że tak już po prostu będzie. Próbowałam co kilka miesięcy namówić Zuzię na wizytę u psychologa, ale bezskutecznie. Miałam już nawet myśli, żeby zaprowadzić ją tam na siłę, ale szkolna pedagog twierdziła, że w przypadku nastolatki nie ma to najmniejszego sensu.

Zuzia tkwiła więc w takim marazmie - nie potrafiłam do niej dotrzeć, mimo wielu prób. Z chłopakami też nie chciała gadać. W domu była trochę jak lokator. W szkole miała jednak bliską koleżankę. Byłam w stałym kontakcie z nauczycielami i wiedziałam, że dobrze sobie radzi. Ciągle jednak dręczyły mnie wyrzuty - może powinnam zrobić dla niej coś więcej? Co powiedziałaby Monika, gdyby wiedziała że nie umiem trafić do serca jej córki?

Krótko przed 18-tką, Zuzia zakochała się na zabój

Nie musiała mówić. To było widać. Do szkoły zaczęła chodzić wymalowana, coraz częściej przebąkiwała, że wróci później. Raz nawet przyprowadziła chłopaka do domu - wydawał się miły, w krótkiej rozmowie zrobił na mnie dobre wrażenie.

Cieszyłam się, że powiodło jej się w miłości. Skoro jest szczęśliwie zakochana, może łatwiej będzie nam się dogadać - dokładnie tak wtedy myślałam. Na jej 18-te urodziny planowaliśmy imprezę. Miała odbyć się w sobotę, chociaż urodziny wypadały w środę. W czwartek rano zauważyłam, że w pokoju Zuzi jest pusto. Nie było jej, chociaż miała do szkoły dopiero na południe. Była za to kartka, której treść pamiętam do dziś.

- Nie szukajcie mnie. Wyjeżdżam z Rafałem. Nigdy nie byłam tu szczęśliwa i wiem, że trzymaliście mnie z łaski. Nie miej wyrzutów, że obiecałaś coś mamie. Ja sama uciekłam, żeby cię zwolnić z tego przykrego obowiązku. Zabieram pieniądze na start.

Faktycznie, dobry start - z domu zniknęła cała gotówka, którą trzymaliśmy. 10 tysięcy złotych. Oprócz tego laptop i moja złota biżuteria. Oczywiście, od razu próbowałam dzwonić na numer Zuźki. Odebrał jej chłopak i zapewnił, że wszystko u niej w porządku. O kradzieży rzekomo nic nie wiedział, rozłączył się. Kolejny telefon odebrała już Zuzia, powiedziała żebyśmy jej nie szukali, a pieniądze kiedyś zwróci.

Przez kilka dni debatowaliśmy z Jackiem. Czy zgłaszać zaginięcie Zuzi na policję? Nikt nie potraktuje tego poważnie, bo przecież zostawiła liścik, odebrała też telefon. Pokazując list, musielibyśmy zgłosić również zaginięcie pieniędzy, a wtedy Zuzia stanęłaby przed sądem za kradzież. Po namyśle zdecydowaliśmy się zaakceptować jej wybór.

Chociaż od tamtych wydarzeń minęły lata, ja ciągle mam z tyłu głowy wyrzuty sumienia. Zuzia odzywa się co parę miesięcy - ostatnio wysłała MMS-a ze zdjęciem pięknej córeczki. Monika byłaby dumna z wnuczki, ale czy byłaby dumna z mojego zachowania? Co by powiedziała na to, że pozwoliłam jej dziecku na tułaczkę?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Sypiałam z chłopakiem własnej siostry
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Zostałam starą panną z wyboru
Mam romans z kochankiem mojej szefowej
Mąż ukrywał, że jest aseksualny

Redakcja poleca

REKLAMA