„Gdy dowiedziałam się, że Krzyś się rozwodzi, wydałam na siebie grube tysiące. Zrobiłam nawet operację nosa”

kobieta, która jest załamana odrzuceniem przez ukochanego fot. Adobe Stock, cherryandbees
Schudłam, kupiłam nowe ciuchy, kilka razy poszłam do kosmetyczki, a rudawe włosy przefarbowałam na czarno. Zoperowałam sobie nos i czekałam na swojego księcia! Niestety, okazało się, że książę wolał mnie w poprzednim wcieleniu i moje starania nie miały sensu.
/ 20.07.2021 09:31
kobieta, która jest załamana odrzuceniem przez ukochanego fot. Adobe Stock, cherryandbees

Jeśli się o kimś mówi, że ma nos jak kartofelek, to nie może być miłe! Nos kartofelkowaty jest mało foremny, często szeroki, czasami zadarty i krótki, a jeśli się zaczerwieni, na przykład z powodu kataru, może wyglądać jak truskawka w bitej śmietanie. Fuj. Na moich zdjęciach z dzieciństwa i młodości widać pucołowatą dziewczynkę z nosem podobnym do małego ziemniaczka.

Wtedy mi to jednak zupełnie nie przeszkadzało. Byłam szczęśliwym, kochanym dzieckiem, miałam uwielbianych dziadków, ciocie, kuzynów, koleżanki i kolegów. Miałam także fantastycznego przyjaciela Krzysia, starszego ode mnie o siedem lat, ale traktującego mnie serdecznie, bez wyższości i lekceważenia tak typowego dla chłopaków w jego wieku.

Krzyś chodził do szkoły razem z moim bratem, nawet siedzieli w jednej ławce. Przyjaźnili się na śmierć i życie

Obaj grali w piłkę nożną i kochali koszykówkę, chociaż Krzyś miał prawie dwa metry i mógłby być zawodnikiem, natomiast mój nieduży braciszek grubasek wielbił koszykówkę tylko teoretycznie… Myślę, że kochałam Krzysia od zawsze. Był dla mnie wyrocznią w sprawach związanych z matematyką, fizyką i chemią, bo z tych przedmiotów miał same szóstki. Czytałam książki, które mi polecał, oglądałam filmy, które się jemu podobały, słuchałam muzyki, o której on mówił: dobra, najlepsza.

Patrzyłam na świat jego oczami, myślałam tak jak on. Pragnęłam mu się podobać. Chciałam, żeby uważał mnie za fajną, mądrą dziewczynę, żeby mnie podziwiał, żeby się mną interesował. Jeszcze wtedy nie myślałam o miłości, byłam zbyt dziecinna i niedojrzała, na to przyszedł czas później. Kiedy? W wakacje…

Byliśmy na spływie kajakowym i wtedy zapragnęłam, żeby Krzyś zobaczył we mnie kobietę

Przez dziesięć dni chodziliśmy prawie rozebrani, spaliśmy we wspólnym namiocie, ocieraliśmy się o siebie gorącą, opaloną skórą, więc nic dziwnego, że motyle w moim brzuchu rozpoczęły swój miłosny taniec. Niestety, do niego najwyraźniej nie przyleciały. Traktował mnie jak młodszą siostrę – i tyle. Był ślepy i głuchy na spojrzenia, uśmiechy, zaczepki, wszystkie próby pokazania, że jest dla mnie kimś więcej niż tylko kumpel rodzonego brata.

Był mężczyzną, skończył studia i już pracował, wystarczyłoby, że dałby mi najmniejszy znak, a byłabym jego dziewczyną. Poszłabym za nim wszędzie, nikt by mnie nie powstrzymał! Ale niczego takiego się nie doczekałam… Skoro tak, postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce i po prostu mu powiedzieć, żeby mnie dłużej nie męczył, tylko szczerze wyznał, czy mam u niego jakieś szanse.

To był ostatni wieczór spływu. Rozpaliliśmy ognisko, było wino, kiełbasa na patyku, piosenki, nawet tańce. Żeby nabrać śmiałości, zwinęłam jedną butelkę i co parę minut pociągałam z gwinta. Szybko mi zaszumiało w głowie… Przez migotliwe płomienie widziałam Krzysia – uśmiechał się, był w świetnym humorze, wyraźnie odpoczął, wyglądał na wyluzowanego i spokojnego. Kiedy zobaczył, że się w niego wpatruję – pomachał ręką, jakby mówił: „No, co tam, mała? Chcesz czegoś ode mnie?”. Wtedy podeszłam, na mocno już chwiejnych nogach.

– Chodź, Krzysiu – powiedziałam zdecydowanym tonem. – Musimy pogadać.

Podtrzymał mnie, bo o mało się nie wywaliłam na jakimś pniaku; złapał za ramię.

– Nie za dużo wina, Kartofelku? – zapytał. – Jutro będziesz chora, po co ci to?

Wtedy rzuciłam mu się na szyję. Całowałam go i szeptałam, że go bardzo kocham, że może zrobić ze mną, co tylko mu się podoba, że jestem jego, że umrę, jeśli mnie odtrąci…

– Nie umrzesz – odparł spokojnie. – Chyba że z przepicia, bo będziesz miała strasznego kaca.

Zachowywał się jak zwykle: był miły, grzeczny, daleki, nie dawał mi szans

Zrozumiałam, że nic z tego nie będzie – traktował mnie jak siostrę swojego przyjaciela, nie miał zamiaru tego zmieniać! Wisiałam na nim, kleiłam się, a on nawet mnie nie przytulił! Nie działałam na niego. Wyraźnie nad sobą panował, nie dopuszczał do najmniejszego zbliżenia, nie mogłam się do niego przebić. Więc się rozryczałam jak małe dziecko – i to był koniec.

– Popłacz sobie – szepnął. – Posiedzę przy tobie, ale niczego więcej nie oczekuj, bo nic między nami nie będzie. Bardzo cię lubię, znam od tylu lat, patrzyłem, jak rosłaś i dojrzewałaś, nie pozwoliłbym ci zrobić krzywdy… Dlatego uwierz, musisz mieć innego chłopaka. Ja już jestem zajęty. Powiem tobie pierwszej, żenię się. Niedługo ślub, potem wyjeżdżamy daleko stąd. Nie wiem, kiedy się znowu zobaczymy.

Czułam się tak, jakby mi spadło na głowę całe wielkie rozgwieżdżone niebo. Po raz pierwszy w życiu poczułam w sercu taki ból, którego istnienia nawet nie podejrzewałam. A, niestety, przez następne lata wielokrotnie się przekonałam, że taki ból jest, i wywołuje go nie tylko miłość. Ale wtedy cierpiałam po raz pierwszy i to było nie do zniesienia!

Nie poszłam na ślub Krzysia, wymigałam się nagłą chorobą. Oczywiście, nikt w to nie uwierzył, bo moja rodzina się pokapowała, co i jak. Przepłakałam wiele nocy. Chodzili koło mnie na palcach, ale dawali spokój. Do Krzysia nikt nie miał pretensji, w końcu do miłości nie da się nikogo zmusić. Tylko raz mój brat zapytał:

– Czy on ci coś obiecywał? Była jakaś akcja między wami? Bo jeśli tak, dostanie w pysk!
– Niczego nie obiecywał i nic nie było. Zostaw go w spokoju! To porządny chłopak.
– Wiem, dlatego będę jego świadkiem. Nie miej żalu, siostra, zapomnisz o nim raz-dwa.

Wesele urządzili skromne, szykowali się do wyjazdu, więc oszczędzali każdy grosz

Niecały miesiąc później już ich nie było. Widziałam zdjęcia. Ona była naprawdę piękna jak księżniczka. Miała cudowne, jasne włosy, szczupłą twarz i zgrabny, mały nosek… Nie kartofelek jak ja! Powoli się uspokoiłam, jednak nie do końca. Porównam swój stan do złamania nogi – niby się wszystko zrosło, niby jest przywrócona pełna sprawność, jednak od czasu do czasu zaczyna rwać i boleć.

Z moją miłością do Krzysia było tak samo – zasypana, zaklajstrowana, po rehabilitacji, a mimo to ją czułam. Następne lata przyniosły mi wiele zmian. Zrobiłam dyplom wyższej uczelni, znalazłam dobrą pracę i wyszłam za mąż. Myślałam, że będzie dobrze… No cóż, bardzo się pomyliłam.

W sierpniu miałam ślub, a w grudniu kolejnego roku dostałam rozwód

Nie dobraliśmy się, nie kochaliśmy wystarczająco. On znalazł sobie inną, bardziej czułą, ja wybrałam samotność. Na krótko. Moje wszystkie następne związki też były nieudane. Nie potrafiłam zapomnieć o swojej pierwszej miłości, tęskniłam bez nadziei, byłam nieszczęśliwa. I nagle wszystko się odmieniło! Któregoś dnia mój brat powiedział, że Krzyś się rozwodzi i zamierza wrócić do Polski. Najpierw na krótko, żeby się rozejrzeć i zorientować, co i jak, a potem może na stałe. Świat wokół mnie się rozjaśnił i zagrał wszystkimi kolorami tęczy… Znowu życie nabrało dla mnie sensu i barwy!

– Krzysiek ciągle o ciebie pyta – mój brat też był zadowolony. – Wie, że jesteś wolna, może wreszcie teraz coś wam wyjdzie? Ja bym się cieszył! – przyznał i poklepał mnie po ramieniu.

Miałam dwa miesiące do powrotu chłopaka z moich marzeń

Natychmiast postanowiłam, na co je wykorzystam… Pal sześć wakacje w tropikach, remont łazienki i wymiana okien, to wszystko bzdury, nieważne! Wszystkie oszczędności pójdą na to, żeby padł z wrażenia, kiedy mnie zobaczy. Muszę wyglądać jak gwiazda, jak top modelka, jak dziewczyna z okładki! Krzyś musi stracić głowę na mój widok, pokochać mnie w jednej sekundzie! Znalazłam drogą, renomowaną klinikę urody. Zagęszczenie włosów, zmiana ich koloru, powiększenie ust – to był pikuś.

Najważniejszy stał się mój nos – z kartofla miał się przekształcić w dzieło sztuki. Pan doktor dał słowo, że tak się stanie. Czy bolało? Strasznie! Okropnie, nie do opowiedzenia, ale efekt był naprawdę wspaniały. Zeszła opuchlizna, mijało drętwienie, zaczynałam normalnie funkcjonować i oddychać, ale, co najważniejsze, w lustrze – zamiast pucołowatej, ryżawej, kędzierzawej Zuzi widziałam atrakcyjną brunetkę z pełnymi, wyraźnymi wargami i niedużym, prostym, zgrabnym noskiem. Szalałam z radości.

Nie mogłam jeść, więc wróciłam do dawnej wagi. Kupiłam nowe ciuchy, kilka wizyt u kosmetyczki pomogło mojej cerze i paznokciom… Byłam gotowa na spotkanie swojego szczęścia! Na lotnisku całą siłą woli powstrzymywałam łzy wzruszenia, głównie dlatego, żeby nie rozmazać makijażu. Natychmiast go poznałam, chociaż się zmienił, zmężniał, króciutkie włosy nie kryły małej łysinki, nosił okulary i w ogóle wyglądał jak własny tata. Ale to wszystko nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia!

Był, szedł w moim kierunku, więc zostawiłam mojego brata, dawnych znajomych i mamę Krzysia, wysunęłam się do przodu i czekałam z walącym sercem… Minął mnie bez słowa. Nawet nie spojrzał… Nie uśmiechnął się, nie przytulił, nie powiedział, że się cieszy. Rany boskie, on mnie po prostu nie poznał! Stałam jak głupia i patrzyłam, jak się wita ze wszystkimi, jak się całują, ściskają, popłakują nawet, znowu całują i ściskają.

Wreszcie mój brat oprzytomniał, rozejrzał się, zobaczył, gdzie jestem i coś szepnął Krzysiowi

Krzyś się gwałtownie odwrócił i znowu widziałam, jak szeroki uśmiech znika z jego twarzy, jak zdejmuje okulary, przeciera szkła i próbuje ukryć rozczarowanie. Bo był rozczarowany, bardzo rozczarowany i zdumiony moją przemianą. Nie podobała mu się. Nie tego się spodziewał.

– Chciałbym powiedzieć jak dawniej: Kartofelku, ale to niemożliwe, bo wyglądasz… wygląda pani – poprawił się – zupełnie inaczej. Więc witam serdecznie, miło mi znowu panią zobaczyć…

Zabrzmiało to dokładnie tak jak przed laty, przy ognisku, kiedy mi tłumaczył, że nie może mnie kochać, więc natychmiast zrozumiałam, że nic z tego nie będzie. Znowu był grzeczny, miły, daleki. Chciało mi się krzyczeć z żalu nad własną głupotą… Reszta towarzystwa szybko go zagarnęła, wsiadali do samochodów, umawiali się na wieczór, wymieniali numery telefonów, w tym ogólnym zgiełku na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi.

Więc wymiksowałam się do autobusu i przez nikogo niezatrzymywana pojechałam do domu, gdzie najpierw się solidnie wypłakałam. Potem zjadłam dobrą kolację, co po długim poście bardzo mi się przydało, a jeszcze potem wzięłam tabletkę na sen i wyłączyłam komórkę. Dopiero rano zobaczyłam, ile mam 7 nieodebranych połączeń od mojego brata. Więc oddzwoniłam…

– No nareszcie – powiedział. – Zuzka, co tak wczoraj uciekłaś?
– A niby na co miałam czekać? Bohater dnia się mną nie zainteresował! – mruknęłam.
– Dziwisz się? Coś ty z siebie zrobiła? Wyglądasz dokładnie tak jak tysiąc innych, jak jego była żona. Też jej odbiło i wymodelowała się na lalę z sex-shopu. Dlatego był w szoku na twój widok!
– No to po ptakach. Mam rację? – westchnęłam.
– Niestety. Raczej z tej mąki nic nie upieczesz. On ma wręcz alergię na plastikowe panienki. Mówił, że spodziewał się pulchniutkiego, zwyczajnego Kartofelka, i że się bardzo rozczarował. Może mu kiedyś przejdzie?
– Nie będę czekała, trudno… Ja się sobie teraz podobam bardziej niż dawniej. Mój nowy nos też mi się podoba, lepiej się z nim czuję. To najważniejsze!
– Nie żałujesz?
– Ani trochę. Widocznie nie było nam pisane. Poszukam kogoś, kto mnie nie znał w wersji „kartofelek”. Zaczniemy od początku, bez wspomnień i porównywania się do kogokolwiek. Czemu to ja mam płacić rachunki jego żony? Zrobiłam, co chciałam, i nikt mi nie będzie marudził, że mu się nie podoba… Nie, to nie, droga wolna. Zresztą ja nie lubię kartofli. I nareszcie mogę się do tego przyznać: zawsze mnie to przezwisko strasznie wkurzało.
– Czemu nic nie mówiłaś?
– Udawałam, żeby mu się przypodobać, ale teraz koniec z tym… Nareszcie!

Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy

Redakcja poleca

REKLAMA