„Gdy córka pokazała mi zdjęcie swojego nowego chłopaka, zamarłam. Przecież ja znam tego gagatka, to diabeł w ludzkiej skórze!”

rozmowa matki z córką fot. Adobe Stock, Artem Zakharov
„To nie była pomyłka. Rafał S. naprawdę kogoś mi przypominał. A właściwie: przypominał mi samego siebie. Najgorszego ucznia w mojej karierze zawodowej! Dojrzał, zapuścił brodę, nabrał masy, ale to wciąż był on. Chłopak, który nie szanował nikogo i niczego, wagarował albo wparowywał w środku lekcji nawet bez >>przepraszam<<”.
/ 30.01.2023 10:30
rozmowa matki z córką fot. Adobe Stock, Artem Zakharov

Wysoki, dobrze zbudowny, z brodą… Zmienił się, ale to na pewno był on. Diablę w ludzkiej skórze, zmora ostatnich lat mojej pracy. Mistrz manipulacji i wykręcania kota ogonem. Koszmar.

Przechodząc obok podstawówki, w której kiedyś mieściło się gimnazjum, odruchowo spojrzałam za ogrodzenie. Na boisku trwały zajęcia w–f, po jednej stronie chłopcy w bluzach z kapturami podawali sobie piłkę do koszykówki, po drugiej – starsze dziewczęta w legginsach od niechcenia wykonywały wymachy nogami. Uśmiechnęłam się, bo dokładnie tak samo było dwanaście lat temu.

Uczyłam tam fizyki i chyba uchodziłam za „ostrą babkę”, bo na moich lekcjach było względnie cicho, a uczniowie rzadko się spóźniali. No, może poza tymi paroma, którzy wiecznie byli albo na wagarach, albo na dywaniku u dyrektora. 

Miałam dość niektórych uczniów...

Zrezygnowałam z posady nauczycielki, bo miałam zwyczajnie dość. Oczywiście, lubiłam swoją pracę, fizyka zawsze była moją pasją, miałam pozytywny stosunek do większości młodzieży, ale te „przypadki”, jak o nich mówiliśmy na radach pedagogicznych albo w kuluarach pokoju nauczycielskiego, przyprawiały mnie o nadciśnienie, migreny, nerwicę i bezsenność.

Byłam wychowawczynią i każdy przypadek bójki w szkole, nieodpowiedniego zachowania, przeszkadzania na lekcjach innych belfrów czy jakikolwiek inny wyskok któregoś z moich uczniów oznaczał dla mnie długie i emocjonalnie wyczerpujące rozmowy dyscyplinujące, a potem rozmyślanie po nocach, co zrobić z trudnym dzieckiem. Gdy więc koleżanka zaprosiła mnie do współpracy w swojej firmie poligraficznej, z ulgą opuściłam mury ponadpodstawowej szkoły publicznej…

– Ej, Mokra, weź ty przesuń swój wielki tyłek, bo rzucasz cień na całe boisko! – usłyszałam zza ogrodzenia, kiedy je mijałam.

Wzdrygnęłam się. Szłam o zakład, że ta Mokra sama sobie nie wybrała ksywki. W mojej klasie też byli tacy chłopcy, złośliwi, bezduszni, wyśmiewający dziewczyny. Już wtedy myślałam, że w przyszłości niejedna kobieta będzie przez nich cierpieć.

Już siedząc w autobusie, myślałam o tym, jakie to szczęście, że obie moje córki są już dorosłe. Weronika miała męża i malutkiego synka, a Julita… Przypomniałam sobie, że obiecałam do niej oddzwonić.

– Gdzie jesteś, mamo? – zgłosiła się. – Chciałam do ciebie wpaść po rosół wieczorem. I wiesz, mam taką prośbę… upiekłabyś biszkopt?

– Dobrze – uśmiechnęłam się. – A co to za okazja? Zaprosiłaś kogoś?

Wyobraziłam sobie, jak po drugiej stronie linii moja córka przewraca oczami. Ale dobrze ją znałam – jeśli zamawiała rosół i ciasto, to znaczy, że chciała komuś zaimponować. I pewnie „go” zaprosiła na obiad. Kiedy córka do mnie przyjechała, nie odpuściłam tematu, i przyznała się, że poznała fajnego chłopaka.

– Spotkałam się z nim dopiero parę razy, ale naprawdę go lubię.

Po lekkim rumieńcu na jej buzi domyśliłam się, że to „lubienie” to chyba już coś więcej.

– Ostatnio mnie zaprosił na kolację i zrobił mi naprawdę niezłe risotto, więc chcę się zrewanżować.

– Moim rosołem i biszkoptem? – parsknęłam śmiechem.

Oczywiście byłam jak najbardziej skłonna zapakować jej i zupę, i ciasto, i jeszcze najchętniej bitki wraz z sałatką. Widziałam, że zależy jej na tym chłopaku, a Bóg mi świadkiem: moja młodsza córka była bystra, ładna i miała niezłe perspektywy zawodowe, ale gotować dziewczyna nie umiała za grosz. Chciałam więc jej trochę pomóc, żeby chłopak się nie spłoszył wysmażoną na wiór jajecznica, która była szczytem umiejętności kulinarnych Julity.

Zmienił się, ale to na pewno było on

– Masz jakieś jego zdjęcia? Pokażesz? – zapytałam, rozbijając jajka na ciasto.

– Mam. Zobacz. Podobny trochę do Wojtka, nie? – miała na myśli swojego starszego kuzyna.

– Faktycznie wygląda znajomo… – mruknęłam i poczułam dziwny niepokój, bo ten jej Rafał bardzo mi się z kimś kojarzył. – Czekaj…

Nagle złapał mnie skurcz w żołądku.

– Jak on ma na nazwisko?

Wymieniła je, a ja zamarłam.

To nie była pomyłka. Rafał S. naprawdę kogoś mi przypominał. A właściwie: przypominał mi samego siebie. Najgorszego ucznia w mojej karierze zawodowej! Dojrzał, zapuścił brodę, nabrał masy, ale to wciąż był on. Chłopak, który nie szanował nikogo i niczego, wagarował albo wparowywał w środku lekcji nawet bez „przepraszam”. Był zdolny – tak o nim mówili wszyscy, którzy go uczyli – ale leniwy i arogancki. Byłam jego wychowawczynią, więc dokładnie wiedziałam, co miał za uszami.

A sporo tego było – od ordynarnego komentowania części ciał dziewcząt przez pyskowanie nauczycielom, po zniszczenie ściany szkoły wulgarnymi napisami. Za to ostatnie wykroczenie groził mu nawet sąd rodzinny i kurator, ale rodzice chłopaka pokryli szkody i ten przystojny, pewny siebie chłopak znowu się wywinął.

Julita coś do mnie mówiła, ale nic nie słyszałam. Myślami byłam znowu w gabinecie dyrektorki, Rafał S. siedział na krześle z bezczelnym uśmieszkiem, ja kręciłam się w fotelu dla gości, a moja zwierzchniczka spacerowała nerwowo od okna do ściany i z powrotem. Tyle razy tam z nim byłam, że nawet nie miałam jakiegoś jednego wspomnienia o tym, co znowu nawywijał.

Ale dobrze pamiętałam, co czułam za każdym razem, kiedy tłumaczył, że nie miał nic złego na myśli, że to wszystko przypadek, że koleżanki się na niego uwzięły, bo jedna się w nim nieszczęśliwie zakochała i szczuła przeciwko niemu pozostałe, że woźna coś źle zrozumiała i tak dalej… Zawsze udawał niewiniątko, uśmiechał się niczym gwiazda boysbandu i wszystko uchodziło mu na sucho. Tylko ja odchorowywałam każdą taką sytuację i właściwie to dlatego rzuciłam pracę, którą naprawdę lubiłam.

– Julitka, to mój były uczeń – powiedziałam możliwie neutralnym głosem. – Pamiętam go.

– Serio? Powiem mu, że go uczyłaś! Niezła historia! – ucieszyła się.

Napisała coś na telefonie i po chwili przeczytała mi odpowiedź.

– O, pamięta cię. Byłaś jego wychowawczynią. Mówi, że teraz wie, po kim mam charakterek.

Martwił mnie ten związek. Moja córka zasługiwała na kogoś lepszego niż były łobuz, którego raz oskarżono nawet o wymuszenie pieniędzy. Wtedy też jego matka zrobiła aferę i ofiara wycofała oskarżenie.

Moja córka zasługuje na kogoś lepszego 

Kiedy Julita się żegnała, wręczyłam jej torbę z wałówką i kazałam się odezwać po randce.

A jakże, odezwała się…

– Mamo, gadałam z Rafałem – miała dziwnie spięty głos. – Nie chciał mówić, ale go przycisnęłam i mi powiedział, że… byłaś na niego strasznie zawzięta. Mówi, że nie chce tego pamiętać, ale że w ósmej klasie miał próbę samobójczą z powodu prześladowania ze strony nauczycieli… Kurde, mamo, to trochę trudna sytuacja.

Brakowało mi słów. Zrozumiałam, że Rafał postanowił uderzyć pierwszy. Wiedział, że prędzej czy później zdradzę córce prawdę o jego wybrykach i wykroczeniach, więc zadał cios wyprzedzający. Oskarżył mnie o to, że się na niego uwzięłam i go prześladowałam, bo wiedział, że teraz córka nie uwierzy w nic, co o nim powiem… A przy okazji zrobił ze mnie w jej oczach potwora.

Nie umiałam z tego wybrnąć. Starałam się wyjaśnić Julicie, że nigdy nikogo nie dyskryminowałam ani nie miałam uprzedzeń, ale czy nie każdy tak o sobie mówi? Bałam się, że Rafał stanie między córką a mną, że ją ode mnie odsunie. Znając jego talent do manipulowania ludźmi, czułam, że przegram tę konfrontację.

Tej nocy wróciły bezsenność i ból brzucha, a nad ranem – migrena. Nie wiedziałam, co zrobić, jak rozmawiać z córką. Nie chciałam jej wrogo nastawiać do nowego chłopaka, ale powinna była wiedzieć, co to za „przypadek”.

Zaproponowałam, że w sobotę pójdziemy razem na basen. Wykręciła się, chociaż zawsze to lubiła. Próbowałam ją zaprosić na sznycle i zapiekaną cukinię, ale znowu miała jakąś wymówkę i szybko skończyła rozmowę. Musiałam więc postawić sprawę jasno.

– Nie wiem, co ci mówi Rafał, ale nie powinnaś wierzyć we wszystko…

– Wiesz, co mówi? – nagle krzyknęła. – Nic nie mówi! Bo ze mną zerwał! Dlatego, że jesteś moją matką. Bał się, że mnie nastawisz przeciwko niemu, bo przez całą szkołę miałaś do niego jakieś anse! Powiedział, że nam się nie uda i mnie zablokował. Boże, mamo, naprawdę musiałaś być taka wredna jako nauczycielka?

Poczułam wiele emocji naraz. Po pierwsze, wściekłość, że Rafał tak wykręcił kota ogonem i oczernił mnie przed Julitą. Smutek, bo ona mu uwierzyła bez zastrzeżeń… Ale też ulgę. Zrozumiałam, że ten chłopak już nie będzie mieszał w życiu mojemu dziecku. Wystraszył się, że go zdemaskuję, i zwiał. Wiem, że Julita będzie przez jakiś czas cierpieć po zerwaniu, ale dojdzie do siebie, spokojna głowa. 

Poza tym pewnie z czasem uda mi się wyjaśnić córce, że nie byłam taka zła, jak mnie odmalował mój były uczeń. Pokażę jej kartki i podpisane przez uczniów zdjęcia z wyrazami wdzięczności i sympatii. I kubek z napisem „Supernauczycielka”, który dostałam od mojej klasy. Mam nadzieję, że szybko obie zapomnimy o Rafale S. Moja córka zasługuje na kogoś dobrego i przyzwoitego. Mam nadzieję, że wkrótce kogoś takiego mi przedstawi.

Czytaj także:
„Gdy córka się zakochała, rwałam sobie włosy z głowy. Bo co to za chłop bez szkoły i pracy? Ania zasługuje na lepszego”
„Byłam zła, że córka związała się z żonatym facetem. Doniosłam jego żonie w nadziei, że rozbije ten poroniony związek”
„Dogryzałam zięciowi, że moje dziecko zasługuje na kogoś lepszego. Gdy córka zachorowała, udowodnił, jak bardzo się myliłam”

Redakcja poleca

REKLAMA