„Byłam zła, że córka związała się z żonatym facetem. Doniosłam jego żonie w nadziei, że rozbije ten poroniony związek”

Kobieta, która martwi się o córkę fot. Adobe Stock, EUGENI_FOTO
„– Córciu, daj spokój… Zacznij myśleć rozsądnie. Przecież on cię najzwyczajniej w świecie zwodzi. Skończ tę znajomość. – Nie waż się tak mówić, Bartek mnie kocha. I będę cierpliwie czekać na jego rozwód, czy ci się to podoba, czy nie”.
/ 14.11.2021 07:51
Kobieta, która martwi się o córkę fot. Adobe Stock, EUGENI_FOTO

Moja córka Agnieszka zawsze była mądrą i rozsądną dziewczyną. Gdy jej przyjaciółki szalały na dyskotekach, romansowały, zakochiwały się w kolejnych chłopakach, ona siedziała z nosem w książkach.

Na początku oczywiście się z tego cieszyłam. Nie chciałam, żeby traciła czas na głupoty lub zmarnowała sobie przyszłość przez przypadkową ciążę. Ale im była starsza, tym większy niepokój mnie ogarniał. Martwiłam się, że zostanie sama. Ale gdy tylko próbowałam z nią pogadać o chłopakach, tylko się uśmiechała. Twierdziła, że na miłostki przyjdzie jeszcze czas, a na razie ma ważniejsze rzeczy na głowie. Nauka, kursy językowe, staże. Tylko to ją interesowało.

Studia skończyła z najlepszym wynikiem na roku. Prawie od razu dostała świetną pracę, w dużym koncernie. Była taka szczęśliwa! Ja zresztą też. Miałam nadzieję, że właśnie tam spotka jakiegoś odpowiedniego mężczyznę. Zakochają się w sobie, wezmą ślub. A potem będą żyli jak w bajce, długo i szczęśliwie. I rzeczywiście, poznała kogoś.

Zamiast na księcia, trafiła na żabę.

 Od razu zorientowałam się, że jest zakochana. Wracała do domu dużo później niż zwykle, bardziej o siebie dbała. Potrafiła kilka razy się przebierać, zanim wyszła do pracy.

– W tej bluzeczce na pewno mu się spodobasz – mówiłam, gdy obracała się przed lustrem w piątym zestawie ciuchów.

– Oj mamo, nie ma żadnego „jego”. Po prostu chcę się dobrze prezentować w pracy – denerwowała się.

– Oczywiście, oczywiście, przepraszam, tak mi się wymsknęło – udawałam, że wierzę w jej zapewnienia, a wgłębi duszy uśmiechałam się i czekałam, kiedy wreszcie opowie mi o swoim ukochanym.

Ale minął miesiąc, potem drugi, a ona milczała jak zaklęta. Nie mogłam tego zrozumieć. Nigdy nie była zbyt wylewna, ale w końcu zwierzała mi się ze swoich sekretów. Dlaczego tym razem tak długo zwlekała? Tak mnie to męczyło, że któregoś dnia nie wytrzymałam. Gdy wróciła z pracy, wzięłam ją na spytki.

– Mów natychmiast, kto to to jest, bo inaczej zwariuję – zażądałam.

– O co ci chodzi?

– O tego mężczyznę, dla którego tak się stroisz. Wiesz, że szanuję twoją prywatność, ale jeśli mi nie zdradzisz kilku szczegółów, umrę z ciekawości. I będziesz mnie miała na sumieniu – naciskałam.

– Powiem ci. Ale nie będziesz zachwycona.

– A niby dlaczego? To jakiś utracjusz albo cham? – przestraszyłam się.

– Nie… To wspaniały człowiek. Poznaliśmy się w pracy. Jest odpowiedzialny, czuły, dobry i bardzo, bardzo przystojny – roześmiała się.

– No to w czym rzecz? Dlaczego mam być niezadowolona? – zdziwiłam się.

– Bo Bartek nie jest sam. Ma żonę i dzieci – wypaliła, a ja zamarłam z przerażenia.

Wyrzuty sumienia czy dobro jedynego dziecka?

To był dla mnie szok! W głowie mi się nie mieściło, że moja rozsądna córka zdecydowała się na romans z żonatym mężczyzną! Oczywiście, gdy tylko trochę ochłonęłam, zaczęłam z nią o tym rozmawiać. Próbowałam jej wytłumaczyć, że to związek bez przyszłości, że ten facet chce się tylko zabawić jej kosztem. Myślicie że coś do niej dotarło? Nic z tego! Broniła go jak lwica.

– To nieprawda. Bartek jest inny. Nieraz mi powtarzał, że jego małżeństwo to pomyłka, że chce być tylko ze mną, i to już do końca życia. A ja mu wierzę. – krzyczała.

– Tak? To dlaczego się jeszcze nie rozwiódł? – drążyłam bolesny dla niej temat.

– Ze względu na dzieci. Nie ma serca ich tak po prostu zostawić. Musi je najpierw przygotować – przekonywała mnie.

– Córciu, daj spokój… Zacznij myśleć rozsądnie. Przecież on cię najzwyczajniej w świecie zwodzi. Skończ tę znajomość – próbowałam ją przytulić. Odskoczyła jak oparzona.

– Nie waż się tak mówić! Bartek mnie kocha! I będę cierpliwie czekać na jego rozwód, czy ci się to podoba, czy nie! – wykrzyczała mi w twarz, a potem zamknęła się w pokoju.

Przez trzy dni się do mnie nie odzywała. Mijały kolejne tygodnie. Agnieszka ciągle spotykała się z Bartkiem. Jednak jej ukochany wcale nie spieszył się ze złożeniem sprawy o rozwód. Na dodatek nadal utrzymywał znajomość z moją córką w wielkiej tajemnicy.

Aga nie znała jego przyjaciół, a w pracy musiała udawać, że nic ich nie łączy. Dla mnie to były dowody na to, że jest zwyczajnym oszustem, i tylko mami córkę obietnicami. Ale ona była tak zaślepiona miłością, że w ogóle tego nie zauważała. Oczywiście, nie raz jeszcze próbowałam jej to uświadomić, przemówić do rozumu. Niestety, każda rozmowa kończyła się awanturą i trzaskaniem drzwiami.

– Wiem, co robię. Nie wtrącaj się. To moja sprawa. – krzyczała.

Bóg mi świadkiem, nie chciałam się wtrącać. Ale ile można bezczynnie patrzeć, jak ukochana, jedyna córka marnuje sobie życie? Czułam, że muszę coś zrobić, by uwolnić ją od Bartka. Tylko co? Pójść do niego i zażądać, by zostawił moje dziecko w spokoju? Bez sensu. Nie miałam gwarancji, że posłucha. A poza tym pewnie natychmiast opowiedziałby o mojej wizycie Adze. Wolałam nie myśleć, co by się wtedy stało. No więc co? Tak mnie to męczyło, że aż poprosiłam o radę przyjaciółkę.

– To proste. Umów się z żoną tego padalca i opowiedz jej o wszystkim. Zobaczysz, raz dwa zakończy ten romans – stwierdziła.

– Zwariowałaś? Agnieszka nigdy by mi tego nie wybaczyła – jęknęłam.

– No to napisz do niej list. Anonimowy. Nie maila, bo tego można wyśledzić, ale zwyczajny na papierze – nie rezygnowała.

– Tak myślisz? A jak wyrzuci go do kosza? – miałam wątpliwości.

– No co ty! Na pewno będzie chciała sprawdzić, czy rzeczywiście coś w trawie piszczy –zapewniła mnie solennie.

– Ja wiem? Zawsze brzydziłam się donosami – wahałam się jeszcze.

– Moja droga, albo wyrzuty sumienia, albo dobro dziecka. Wybieraj – ucięła.

Pewnie się domyślacie, co wybrałam. Oczywiście dobro Agnieszki. Następnego dnia wynajęłam detektywa, by ustalił adres i imię żony tego całego Bartka. Potrzebne dane dostałam już po kilku godzinach. Wysmarowałam list, wrzuciłam do skrzynki i czekałam. Ale mijały kolejne dni i nic się nie działo. „Może poczta nawaliła albo ukochany Agi cudem przechwycił przesyłkę?” – zastanawiałam się gorączkowo. I kiedy już prawie straciłam nadzieję, że mój chytry plan się powiedzie, nastąpił przełom.

Chciała, żebym przyjęła tego typka pod swój dach

  To było dwa tygodnie temu. Agnieszka wróciła z pracy bardzo podekscytowana.

– Wiesz, co się stało? Ktoś doniósł żonie Bartka o naszym romansie – oświadczyła już od progu, a we mnie serce zabiło żywiej.

– Naprawdę? – udawałam zdziwienie.

– No! Ta kobieta wpadła do firmy jak burza i zrobiła straszliwą awanturę. Dobrze, że schowałam się w sąsiednim pokoju, bo gdyby mnie dopadła, to chyba by mi oczy wydrapała – opowiadała dalej.

– I wcale się jej nie dziwię – mruknęłam pod nosem sama do siebie.

– Co powiedziałaś? – spojrzała na mnie spod oka, bo chyba usłyszała.

– Nic, nic. No i co dalej? – dopytywałam się.

– Najpierw zwyzywała Bartka od najgorszych, a potem rzuciła mu torbę z rzeczami. I oświadczyła, że nie chce go więcej widzieć… – ciągnęła, a ja w tej samej chwili poczułam, jak nogi się pode mną uginają.

– Słucham?

– A tak! No i biedaczek nie ma teraz gdzie mieszkać – zawiesiła głos.

– A dlaczego mi to mówisz? – wykrztusiłam wreszcie z niemałym trudem.

– Bo pomyślałam sobie, że mógłby się zatrzymać na kilka dni u nas, dopóki nie znajdziemy jakiegoś mieszkania do wynajęcia.

– O czym ty w ogóle mówisz?! – wybałuszyłam oczy.

– Co jesteś taka zdziwiona? Przecież teraz, kiedy już się wszystko wydało, wreszcie możemy być razem. – wypaliła.

Nogi się pode mną ugięły. Nie takiego rozwiązania się spodziewałam. Chciałam zakończyć ten romans, a osiągnęłam odwrotny skutek. Byłam tak przybita, że minęło kilkanaście sekund, zanim zdołałam się odezwać.

– Nie ma mowy! Wiesz, że nie pochwalam tego związku. Prędzej ziemia w miejscu stanie, niż wpuszczę do domu tego mężczyznę – mówiłam podniesionym głosem.

Córka od razu się naburmuszyła.

– Podejrzewałam, że tak powiesz… Jak zwykle niczego nie rozumiesz… No cóż… W takim razie zamieszkamy razem w hotelu – wzruszyła ramionami.

– Ale…

– Żadnego ale! Już postanowiłam – wycedziła przez zęby, a potem błyskawicznie spakowała walizkę i po prostu wyszła.

Nawet nie próbowałam jej zatrzymywać, bo wiedziałam, że i tak postawi na swoim. Od tamtej pory nie widziałam córki na oczy. Nawet nie wiem, gdzie mieszka. Co prawda raz odebrała ode mnie telefon, ale nie puściła pary z ust. Powiedziała tylko, że u niej wszystko dobrze i mam się nie martwić. Łatwo powiedzieć! Przecież doskonale wiem, że wcześniej czy później Bartek złamie jej serce. A nawet jeśli nie… To przecież nie jest mężczyzna dla niej. Rozwodnik z dwójką dzieci… Nie o takim zięciu marzyłam. Nie mam więc wyjścia, muszę działać. Tylko co tu zrobić, żeby tym razem nie przestrzelić?

Czytaj także:
„Syn mojego przyjaciela wyprzedzał na trzeciego i przez niego moja córka została kaleką. Ten wypadek zniszczył nam życie”
„Nasz ślub nazwał >>szopką<< i miesiąc później zostawił mnie dla swojej szefowej. Zmarnowałam 10 lat dla tej kanalii”
„Partner wiele lat temu kazał mi usunąć ciążę. Powikłania po zabiegu sprawiły, że mimo leczenia nie mogę mieć dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA