Mój brat ma prawie czterdzieści lat, ale zachowuje się jak rozpuszczony smarkacz! Jak on może tak traktować własną matkę!? Przecież oboje są dorośli, mają prawo żyć tak, jak im się podoba.
Przez cały dzień próbowałam dodzwonić się do mamy, ale nie odbierała telefonu. Po południu byłam naprawdę zdenerwowana. W końcu moja mama jest już po sześćdziesiątce i wiadomo – wszystko może się zdarzyć. „Pewnie po prostu nie wzięła ze sobą komórki, to jej się często zdarza – pocieszałam się, po raz kolejny wystukując numer. – Ale może coś się stało? Może miała wypadek?”. Zadzwoniłam nawet do brata, ale Jerzyk powiedział, że nie rozmawiał z mamą od niedzieli.
Mój mąż wrócił po ósmej, dzieci były już w łóżkach, więc zostawiłam go, złapałam klucze od mieszkania mamy, wsiadłam w samochód i pognałam na drugi koniec miasta. Drzwi otworzyła mi elegancko ubrana i umalowana starsza pani… Niby moja matka, a jednak całkiem inna osoba. Nie chcę przez to powiedzieć, że mama na co dzień chodzi zaniedbana, ale nowa sukienka, staranny makijaż i fryzura sprawiły, że wyglądała dużo młodziej niż zazwyczaj.
– Dlaczego nie odbierałaś telefonu? – wykrzyknęłam zamiast powitania.
– Zapomniałam zabrać komórki, a dopiero teraz wróciłam do domu. No, przepraszam, córciu.
– Nie było cię od południa? – powiedziałam z wyrzutem. – Gdzie się podziewałaś przez cały dzień?
– Spotkałam się ze znajomymi.
– To znaczy z kim?
– Dorotko, czy ty mnie przesłuchujesz? – spojrzała z wyrzutem.
– Po prostu się o ciebie martwiłam, mamo. Nic nie mówiłaś, że wychodzisz na cały dzień.
– Masz rację, córciu, następnym razem do ciebie zadzwonię – mama uśmiechnęła się pojednawczo. – A teraz może zrobię nam herbatę i chyba w końcu powiem, o co chodzi.
Usiadłyśmy przy kuchennym stole.
Był znajomym ciotki i wujka
Patrzyłam na mamę pytająco, ale ona przez dłuższą chwilę milczała, bawiąc się łyżeczką.
– Wiesz, wcale niełatwo przyznawać się własnemu dziecku do romansu – powiedziała wreszcie.
– Co? Do romansu! – wykrzyknęłam. – Chcesz powiedzieć, że… – zastanawiałam się, jakiego słowa użyć. – Zaprzyjaźniłaś się z jakimś panem?
– Prawdę mówiąc, boję się waszej reakcji – mama postanowiła najpierw powiedzieć to, co jej leżało na sercu. – Twojej może mniej, za to czuję, że Jerzyk nie będzie tym zachwycony.
– Mamuś, Jerzyk nigdy nie jest zachwycony. Niczym. Taki ma charakter i nic na to nie poradzisz – stwierdziłam. – Lepiej opowiedz, kim jest ten pan, jak wygląda, skąd go znasz. Masz może jego zdjęcie?
Mama uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, sięgnęła na półkę nad stołem i podała mi trzy fotografie. Zobaczyłam na nich Helę, siostrę mamy, jej męża Stanisława, mamę, no i jakiegoś starszego pana.
– To on? – spytałam. – Przystojny.
Pokiwała głową.
– No to opowiadaj.
– Poznałam go u nich – mama wskazała ręką na zdjęcie. – Okazało się, że Kazio od lat współpracuje ze Stasiem, a właściwie z jego instytutem. W ostatnim roku ta współpraca jakoś się zacieśniła, a panowie przekonali się, że mają podobne zainteresowania i temperamenty… Pamiętasz, wiosną ubiegłego roku pojechałam ze Staszkami na wycieczkę do Poznania, opowiadałam ci o tym.
– Tak, oczywiście, pamiętam, wróciłaś zachwycona.
– Pojechał z nami, o czym ci wówczas nie powiedziałam, również pan Kazimierz. Z początku byłam zła na Helenkę i szwagra, ale Kazik okazał się świetnym kompanem. Umie zajmująco opowiadać, ma poczucie humoru i z niczego nie robi problemu. Do domu wróciłam zauroczona. Ale nie przyznałam się do tego nawet Heli. Tym bardziej że Kazik pożegnał się ze mną ciepło, ale o przyszłości ani słowa…
– Przykro ci było? – spytałam.
– Trochę tak, ale nie mam przecież piętnastu lat i nie zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
– No i co było dalej?
– Dwa albo trzy tygodnie później Kazik zadzwonił i powiedział, że taką fantastyczną wyprawę trzeba powspominać, więc on zaprasza mnie, i oczywiście Staszków, na „wieczór wspomnień”. I tak to się zaczęło.
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, popijając herbatę.
– I co ty na to? – mama patrzyła na mnie z niepokojem.
– No wiesz, jestem zaskoczona i muszę się z tym oswoić, ale to twoje życie i nie musisz nikogo pytać o zgodę.
W odpowiedzi mama pogłaskała mnie po ręce.
– Strasznie trudno o takich sprawach rozmawiać z dorosłymi dziećmi – westchnęła. – Z Jerzykiem będzie jeszcze trudniej – dodała.
Rzeczywiście mój starszy brat po śmierci taty poczuł się głową rodziny do tego stopnia, że próbował nami, a zwłaszcza mamą, dyrygować. Teraz na pewno nie będzie zachwycony.
– Może lepiej, żeby o wszystkim usłyszał ode mnie? – zaproponowałam.
– Nie, chyba wolę sama… A poza tym nie mogę się przecież bać własnego syna – zaśmiała się.
Od razu zaproponował pomoc
Jerzyk zadzwonił do mnie kilka dni później. Był wyraźnie wkurzony.
– O wszystkim wiedziałaś! – zaczął oskarżycielskim tonem.
– Owszem, od wtorku – odparłam.
Wtedy mój brat wybuchnął:
– Czy ona oszalała?! Ja się nie zgadzam – prawie krzyczał. – Co to za facet? Pewnie szuka ciepłej wdówki, żeby się do niej wprowadzić i żyć na jej koszt. Jak ona może to robić tacie?!
– Tata nie żyje już od czterech lat – próbowałam przywołać Jerzego do rzeczywistości, ale na próżno.
– No i co z tego, że nie żyje? A ty trzymasz z nią sztamę, jesteś głupsza, niż myślałem – warknął i się rozłączył.
Mamie dostało się jeszcze bardziej, zaczęła się nawet wahać, czy nie zerwać z panem Kazimierzem. Przekonałam ją, żeby tego nie robiła. Przecież mój brat stosuje szantaż emocjonalny, nie można mu ulegać. A poza tym, jak Wojtuś zachoruje, o co w przedszkolu nietrudno, będzie musiał się do mamy odezwać.
Niedługo potem mama zaprosiła nas i pana Kazimierza na obiad. Zaprosiła też oczywiście Jerzyka, ale powiedział, że nie jest ciekaw jej gacha. Naprawdę tak się wyraził! Miałam ochotę mu nawymyślać, ale ze względu na mamę dałam spokój. A pan Kazimierz okazał się uroczym człowiekiem. Rozmawialiśmy o wakacyjnych przygodach, hobby mojego męża, który buduje modele pociągów, o planach mamy i jej narzeczonego na przyszłość. Uznali, że na razie wszystko zostanie tak jak jest, a jak rodzina oswoi się z sytuacją, będą myśleć co dalej.
Moje bliźniaki od razu polubiły pana Kazia, co jest dla mnie istotnym sygnałem, bo Basia i Robert z byle kim tak od razu się nie zaprzyjaźniają.
W styczniu wypadają imieniny mamy, postanowiliśmy z mężem, że zorganizujemy je u nas. Zaprosiliśmy Jerzyka z rodziną i pana Kazia. Mój brat wykręcił się służbowym wyjazdem, ale jego żona, Aldona z chłopcami przyszła. Ucałowała teściową i powiedziała, że jeszcze chwila i Jerzyk da sobie spokój z tymi dąsami, ona nad tym pracuje, ale nie może za bardzo naciskać, bo efekt będzie przeciwny do zamierzonego.
Mama pokiwała głową.
– Jerzyk jest podobny do ojca, z nim też trzeba było dyplomatycznie.
Pan Kazimierz wręczył solenizantce siedem czerwonych róż i przepiękny jedwabny szal. Przyniósł też własnoręcznie zrobioną sałatkę z avocado, orzechów i wędzonego kurczaka. Rewelacja! Mimo nieobecności Jerzyka, a może raczej dlatego, że go nie było, zrobiło się bardzo wesoło. Ponury siedział tylko Maciek, starszy z moich bratanków. Próbowałam go zagadywać, ale odpowiadał monosylabami. W końcu na zachowanie swego syna zareagowała Aldona:
– Maciek, jeśli cię nie bawi nasze towarzystwo, idź do dzieci.
Maciek spojrzał na nią z wyrzutem, podniósł się bez słowa i poszedł do pokoju moich dzieci, gdzie rozrabiali Basia, Robert i jego młodszy brat.
– Co się z nim dzieje, czemu on taki smutny? – spytałam Aldonę.
– Grozi mu pała z matematyki na pierwsze półrocze – powiedziała cicho. – Strasznie go to gryzie, jest ambitny, w podstawówce był jednym z lepszych uczniów. Teraz dostaje albo jedynki, albo dwójki. Ani ja, ani Jerzyk nie umiemy mu pomóc. Ale trzeba coś w tej sprawie zrobić…
Przy stole zapadła cisza. Przerwał ją pan Kazimierz:
– W której Maciek jest klasie?
– W pierwszej licealnej i od początku ma kłopoty z matematyką.
– Ja chętnie go poduczę – zaoferował się. – Syn ma, tak przypuszczam, braki ze szkoły podstawowej , a nauczyciel zamiast wrócić do tych zagadnień, leci dalej, bo ma do zrobienia program. W ten sposób dzieciaki wpadają w kłopoty. Przerabiam to z moimi studentami, też muszę wracać do podstaw.
– Dziękuję, to bardzo miło z pana strony, ale obawiam się, że nasz budżet tego nie wytrzyma – Aldona była wyraźnie zakłopotana. – Porozmawiam z mężem, może raz w tygodniu dalibyśmy radę…
– Po pierwsze, nie ma mowy o płaceniu, nie będę brał pieniędzy od wnuka Bogusi. Po drugie, musiałbym się spotykać z Maćkiem dwa, a najlepiej trzy razy w tygodniu, na co najmniej półtorej godziny. Tylko tak będzie miał szansę na jako taką ocenę – uśmiechnął się. – I spokojnie, kiedyś dawałem korepetycje uczniom liceów i z przyjemnością wrócę do tych zajęć.
Wydawało mi się, że wszystko bardzo dobrze się ułożyło. To znaczy, nie cieszyłam się, że Maciek ma kłopoty z matematyką, ale skoro już, dobrze, że pan Kazik może mu pomóc. „To chyba Jerzyka przekona” – pomyślałam z nadzieją. Niestety, bardzo się myliłam:
– Maciek był wczoraj pierwszy raz u pana Kazimierza, powiedział, że co nieco zaczął rozumieć – powiedziała mi Aldona trzy dni później.
– No a Jerzyk?
– Lepiej nie pytaj, to w końcu twój brat… No dobrze – westchnęła po chwili. – Obiecaj tylko, że nigdy tego nie powiesz waszej mamie.
Obiecałam.
– Jerzykowi zagroziłam rozwodem.
– Żartujesz – nie mogłam uwierzyć, że Aldona, uosobienie spokoju, która z moim bratem wszystko załatwiała cierpliwym, powolnym dążeniem, zdobyła się na taki szantaż.
– Nie, nie żartuję, doprowadził mnie do furii. Kiedy powiedziałam mu o propozycji pana Kazimierza, wpadł w szał. Wrzeszczał, że gach jego matki nie będzie uczył Maćka. Że jego rodzina nie będzie miała z tym panem nic wspólnego, że zrywa wszelkie kontakty z mamą. Zachowywał się jak wariat. Pozwoliłam mu się wykrzyczeć, choć wrzeszczał przy dzieciach. Wieczorem, kiedy chłopcy już spali, ja powiedziałam to, co miałam do powiedzenia.
– Czyli? – spytałam.
– Wiesz, ja sobie uświadomiłam, że Jerzyk nie tylko odmawia prawa do szczęścia swojej matce, ale też, aby jej to szczęście odebrać, gotów jest poświęcić własne dziecko. Nic go nie obchodzi, że dla Maćka te lekcje to wielka szansa. Zapiekł się w swoim durnym uporze. Byłam tak wściekła, jak chyba nigdy w życiu. Powiedziałam mu na koniec, że jeśli kiedykolwiek spróbuje przeszkodzić w tych korepetycjach, to koniec. Ja z kimś tak egoistycznym i głupim nie będę mieszkać pod jednym dachem!
– O rany – jęknęłam tylko.
– Nie odezwał się. Nadal się nie odzywa, ale do tego zdążyłam już przywyknąć, kiedyś mu przejdzie. Przeszkadzać jednak nie próbował.
Po trzech spotkaniach z panem Kazimierzem Maciek dostał z kartkówki cztery minus. Mojemu bratankowi, jak mówi Aldona, zdecydowanie poprawił się humor, a o swoim korepetytorze mówi z entuzjazmem. Zadzwoniłam do mamy, żeby dowiedzieć się, jak to wszystko wygląda z drugiej strony.
– Kazik bardzo chwali Maciusia, uważa, że to bystry chłopak. Mówi, że jeszcze trochę, a będzie najlepszy z matematyki w klasie, a lekcje z nim to przyjemność. Może trochę przesadza, ale na pewno Maćka polubił… Pewnie ci nie mówiłam, Kazik w wolnych chwilach buduje modele broni z II wojny światowej. Maciek jest tym zafascynowany i też chciałby to robić. Następny model zbudują razem.
Jak widać, mama i pan Kazimierz zyskali jeszcze jednego sojusznika. Mój uparty brat będzie musiał pogodzić się z sytuacją. Oby jak najszybciej.
Czytaj także:
„Zakochałem się w Karolinie od pierwszego wejrzenia. Gdy czar prysł, wylazła z niej wredna i ordynarna baba z bazaru”
„Mąż zdradzał mnie z sekretarką, a ja zostałam kochanką jej męża. Poczułam dziką satysfakcję”
„Ludzie w pociągu prawie mnie zlinczowali, bo dyskretnie nakarmiłam synka piersią. Miałam pozwolić, żeby był głodny?”