„Mąż zdradzał mnie z sekretarką, a ja zostałam kochanką jej męża. Poczułam dziką satysfakcję”

Romans z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock
„Kiedy weszłam do kawiarni, już czekał. W ręce kwiaty, w oczach żar. Zdałam sobie sprawę, że on też płonie tym dziwnym ogniem, który wznieciliśmy całkiem przypadkiem poprzedniego dnia. Potem w hoteliku nad samą Wisłą kochaliśmy się do świtu. I wcale nie było to rozpaczliwe. Za to bardzo namiętne. Usnęłam wtulona w ramię Jakuba”.
/ 13.03.2022 21:44
Romans z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock

Pojawił się któregoś wtorku. Wszedł do kwiaciarni, którą od roku prowadzę z siostrą i powiedział, że musi ze mną porozmawiać. Zdziwiona odłożyłam układanie wiązanki na czyjeś wystawne imieniny i poprosiłam Renatę, żeby mnie zastąpiła.

– O co chodzi? – zapytałam rzeczowo, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
Jeszcze w tym momencie nie miałam złych przeczuć. Nawet mi nie zaświtało, że chodzi mu o moje życie osobiste. Wzięłam go za kogoś z urzędu skarbowego, względnie za klienta zainteresowanego kupnem większej ilości kwiatów. Wyglądał zwyczajnie. Schludnie. Budził zaufanie – szczupły, krótko ostrzyżony szatyn w letnim garniturze, z aktówką w ręce. Facet, jakich tysiące.

– Czy moglibyśmy gdzieś usiąść? – zapytał cicho. – To delikatna sprawa – dodał i wtedy już mocno się zaniepokoiłam.
Przyszło mi nawet do głowy, że przyszedł po haracz. Tyle się przecież teraz słyszy o szemranych biznesmenach z mafii.
– Może tam? – zaproponował tymczasem szatyn, ruszając w stronę kawiarenki znajdującej się w sąsiednim budynku.
– Mam niewiele czasu. Za pół godziny siostra idzie do dentysty, muszę wracać do kwiaciarni – powiedziałam.

Zapewnił mnie, że do tego czasu będzie po wszystkim i otworzył przede mną ciężkie szklane drzwi kawiarni.

Nie mogłam się z tym pogodzić

Wnętrze było ciemne i zadymione, ale przytulne. Wybrał stolik ustawiony w głębi i usiadł, rozluźniając prążkowany krawat.
– Pani Agato, nie będę owijał w bawełnę  – zaczął nerwowo. –Zresztą sprawa, z którą przychodzę, jest tak nieprzyjemna, że nie da się mówić o niej delikatnie. No, więc chodzi o pani męża…
– Coś się stało Rafałowi?! – nagle świat zawirował mi przed oczyma.
– Nie, nie – zapewnił mnie szybko. – Pani mąż ma się dobrze, nawet bardzo.
Przy tych słowach jakiś ponury błysk pojawił się w jego oczach, a ja poczułam, że serce podchodzi mi do gardła.
– Czy mógłby pan mówić jaśniej?! – zapytałam lodowato.
Mężczyzna przez chwilę w milczeniu bawił się zapalniczką.
– Przepraszam, nie przedstawiłem się – powiedział nagle. – Jestem Jakub - podał też swoje nazwisko.
Znałam to nazwisko.
– Asystentka mojego męża też nazywa się… – zaczęłam i nagle zrozumiałam.

Chociaż nie. To przecież niemożliwe.
– Pani mąż i moja żona mają romans – powiedział, zapalając papierosa z pozornym spokojem.
Zaciągnął się dymem i popatrzył gdzieś w przestrzeń. Zerwałam się z krzesła gwałtownie, niemal wylewając stojącą przede mną wysoką szklankę z wodą mineralną.

– Pani Agato – chwycił mnie za nadgarstek. – Wiem, że w tym momencie nie może pani w to uwierzyć, ale takie są fakty. Gdyby chciała pani porozmawiać, proszę zadzwonić. Moja wizytówka – podał mi beżowy kartonik.
– Do widzenia – rzuciłam, wyrywając rękę z jego uścisku i wybiegłam na chodnik zalany letnim słońcem.

Mimo upału poczułam dreszcze. Całe moje ciało oblała fala przenikliwego zimna, aż zaszczękałam zębami. W skroniach ostro pulsowała krew. Do kwiaciarni wróciłam roztrzęsiona. Chciałam się choć na chwilę ukryć przed całym światem, pomyśleć.
– Co to za facet? – zapytała mimochodem Renata, układając w wysokim wazonie kompozycję z różnobarwnych mieczyków i ostróżek. – Przystojniaczek – dodała i cofnęła się o krok, by z widocznym zadowoleniem przyjrzeć się swojemu dziełu.
– Z urzędu skarbowego – skłamałam. – Idę na chwilę na zaplecze.
– Dentysta. – Renata znacząco zerknęła na zegarek. – Najpóźniej za dziesięć minut muszę wyjść.
– Pamiętam. Daj mi chwilę – mruknęłam.

Weszłam do naszej mikroskopijnej łazienki i oparłam się o zamknięte drzwi. Nie płakałam. Czułam się jakoś dziwnie odrętwiała. Wciąż chyba jeszcze nie dowierzałam ponuremu posłańcowi. Przemyłam twarz zimną wodą i trzęsącymi się rękoma poprawiłam włosy. Po chwili z udawanym uśmiechem wróciłam do kwiaciarni. Renata wyszła i wreszcie zostałam sama ze swoimi myślami.

Dzień dłużył mi się w nieskończoność. Uśmiechałam się do kolejnych klientów, układałam kwiaty w kolorowe kompozycje przewiązane fantazyjnymi wstążkami, ale moje myśli krążyły wokół męża.
Zdradza mnie? Niecałe 2 lata po naszym ślubie? I to z kim?! Z młodą mężatką.

„Za jednym zamachem rujnują życie i mnie, i jej mężowi. Jak można być aż tak okrutnym?” – zastanawiałam się kilka godzin później, zamykając kwiaciarnię. Kiedy wróciłam do domu, Rafała jeszcze nie było. Zrzuciłam żakiet i zabrałam się do przeszukiwania jego biurka. Szuflady, notesy, jakieś luzem rozrzucone karteczki, paragony – przeczesywałam wszystko z nadzieją znalezienia jakiegoś dowodu zdrady. Sama nie wiem dlaczego, bo przecież wcale nie chciałam go znaleźć…

Szukałam dowodów jego niewierności

Na samym dnie jednej z szuflad znalazłam kopertę ze zdjęciami. „Szkolenie, Jastarnia” – przeczytałam podpis pod każdą z fotek. Kilka oficjalnych – jakiś facet uchwycony na mównicy, parę grupowych zdjęć. Jednak cztery ostatnie były inne.

Na każdej występował mój Rafał, a przy nim ta sekretarka. Siedzieli w jakimś lokalu. Przed nimi stały kolorowe drinki, w tle, za ich stolikiem, tańczyli jacyś ludzie. Ręka Rafała spoczywała na jej nagim ramieniu. Ona, w wydekoltowanej bluzce, promiennie uśmiechała się w stronę aparatu, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona.

Oczywiście takie fotki jeszcze o niczym nie świadczą. Rafał mógłby się bronić, że zwyczajnie pił drinka z koleżanką z firmy. Jednak czułam, że oto znalazłam ten dowód. „Czemu zachował tylko fotki, na których siedział razem z nią? Przecież na szkoleniu było jeszcze ponad dziesięć osób z ich oddziału” – myślałam.

Oglądałam te zdjęcia w kółko, chyba z pół godziny. Dopiero gdy usłyszałam, że do mieszkania wchodzi Rafał, wrzuciłam wszystko do szuflady, pospiesznie zamykając jego biurko.
– Cześć, biedroneczko – mąż pojawił sięw drzwiach, kiedy udawałam, że szarpię się z klamką starego okna. – Kupiłem u konkurencji, mam nadzieję, że nie masz mi za złe – podał mi olbrzymi bukiet herbacianych róż i cmoknął mnie w usta.

– Z jakiej to okazji? – poczułam się jak zbity pies, biorąc od niego kwiaty.
– A musi być okazja? – zapytał, ściągając krawat. – Co na obiad? – rzucił lekko.
Po chwili dodał, że za jakąś godzinę będzie jeszcze musiał wyskoczyć na miasto.
– Pamiętasz Janka? Tego, z którym pracowałem w poprzedniej firmie? Wpadłem na niego dzisiaj w mieście i umówiliśmy się na męski wieczór. Trochę piwa, anegdotki ze starej pracy… Nie wiem, kiedy wrócę – mąż kręcił się po pokoju, bez żenady okłamując mnie w żywe oczy. – Uff, muszę wziąć prysznic – westchnął na koniec i zniknął w łazience.

Siedział tam chyba ze czterdzieści minut. Wyszedł pachnący, w nowej błękitnej koszuli, którą kupił sobie parę dni wcześniej razem z kilkoma innymi. Przycupnęłam na skraju pluszowego fotela, modląc się tylko o to, żeby nie zacząć płakać na jego oczach. „Nie zasłużył na ten widok, na pewno nie zrobię mu tej przyjemności” – zacisnęłam usta, wbijając paznokcie w dłoń.

Nagle zdałam sobie sprawę, że od ładnych kilku miesięcy Rafał podejrzanie często na kogoś wpada. A to spotkał znajomych ze studiów, a to z wakacji. Albo dawnego sąsiada czy kumpla z liceum. A potem wychodził i biegł do swojej kochanki, a mnie mydlił oczy niczym ostatniej naiwnej. Jak mogłam niczego nie zauważyć!
– Pa, ptysiu – rzucił mąż na odchodnym. – Nie rób dla mnie kolacji.

„Jeszcze czego! – pomyślałam, z furią wrzucając Bogu ducha winne róże do pierwszego lepszego wazonu. – Kolację to ja ci mogę strychniną doprawić, ty zdradziecki gadzie”. Teraz, gdy w końcu zostałam sama, pozwoliłam sobie na łzy.

Płakałam zwinięta w kłębek, kiedy zadzwoniła moja komórka. Zignorowałam telefon, ale ktoś był wyjątkowo uparty – dzwonił tak natrętnie, że w końcu odebrałam, rzucając do słuchawki pełne wściekłości „Halo!”.
– Pani Agato, przepraszam, że panią niepokoję, ale chciałbym już zakończyć tę sprawę. Możemy porozmawiać? – od razu rozpoznałam męski głos w słuchawce.
Dzwonił Jakub.

Jej mąż miał plan

– To bardzo ważne. Może podjadę po panią za kilka minut? – zaproponował.
Kręciłam się po przedpokoju z telefonem przy uchu.
– Teraz? – zdziwiłam się, odruchowo poprawiając włosy.
Wyglądałam jak siedem nieszczęść…
– Tak byłoby najlepiej – powiedział. – Będę za dziesięć minut. Znam adres – przerwał mi ponurym tonem, kiedy zaczęłam mu tłumaczyć, jak do nas dojechać.

Pojawił się przed czasem. Narzuciłam na siebie letni żakiet i wyszłam przed klatkę. Czekał oparty o swojego bordowego forda i palił papierosa.
– I co teraz? – zapytałam. – Też bym chętnie zapaliła.
– Przepraszam, nie miałem pojęcia, że pani pali – wysunął w moją stronę paczkę Marlboro, podając mi zapalniczkę. – Pojedziemy za nimi, do tego pensjonatu, w którym zazwyczaj się spotykają – oznajmił głosem, w którym brzmiała determinacja. – Chcę to już mieć z głowy. Chcę ją przyłapać na gorącym uczynku, przyprzeć do muru i zażądać rozwodu.

– Rozwód? – powtórzyłam jak echo.
Nadal nie całkiem do mnie docierało, że to wszystko dzieje się naprawdę. Przecież jeszcze tego ranka wstałam szczęśliwa, bo niczego nieświadoma. Wypiłam z mężem kawę i pobiegłam do pracy, układając w głowie pomysły na nowe kompozycje kwiatowe, jak ostatnia idiotka ciesząc się słońcem i pięknym porankiem!
– A pani nie chce tego zakończyć? Chyba nie należy pani do tych kobiet, które udają, że o niczym nie wiedzą? – zapytał, rzucając niedopałek na popękany beton.
– Sama nie wiem… To się dzieje tak szybko – powiedziałam zdławionym głosem, ale zaraz zrozumiałam, że chcę wiedzieć.

Muszę zobaczyć na własne oczy, jak mój mąż zabawia się z inną. Jakub otworzył drzwi od strony pasażera, zapraszając mnie do środka. Ruszyliśmy powoli, w milczeniu. Pewnie oboje zastanawialiśmy się, dokąd nas zawiedzie ta podróż.

Pensjonat kilka kilometrów za miastem otaczały wysokie sosny. Zobaczyłam samochód Rafała, ledwo wjechaliśmy na pustawy parking. W pierwszym momencie chciałam sobie jeszcze wmówić, że przecież czarną skodą jeździ całe mnóstwo ludzi, ale widok naklejki na zderzaku brutalnie rozwiał wszelkie moje wątpliwości. „Ubezpieczony przez mafię. Stuknij mnie, a my stukniemy ciebie”. Sama mu tę głupią nalepkę kupiłam, po tym jak jakiś staruszek zaparkował na tylnym zderzaku naszego wozu…

– Moja żona zazwyczaj przyjeżdża trochę później – głos Jakuba wyrwał mnie z zamyślenia. – Zaparkuję po drugiej stronie budynku, inaczej nas zauważy.

Czułam się fatalnie. Smutna i wściekła jednocześnie. Podekscytowana i dziwnie zrezygnowana. Pogoda się zmieniła, zaniosło się na burzę. Siedzieliśmy w aucie, obserwując tyły motelu. Chwilę później przez uchyloną szybę usłyszeliśmy cichy warkot silnika.
– Chyba przyjechała – powiedział cicho. – Poczekajmy, aż wejdzie na górę.
A potem zapukam tam i… – przerwał, zaciskając ręce w pięści.
– Nie chcę tego robić. Nie chcę się tak poniżać. Nie chcę tam iść. – odparłam cicho – Wystarczy mi to, co zobaczyłam.
– Rozumiem – powiedział i wysiadł z auta.

Oparł się o maskę i zapalił kolejnego papierosa. Wysiadłam w ślad za nim, chociaż właśnie zerwał się wiatr, w oddali uderzył piorun i spadły pierwsze krople deszczu.
– Mogę też prosić? – zapytałam, a on strasznie się zmieszał.
– Przepraszam, znowu pani nie poczęstowałem – mruknął, podając mi paczkę.

Kiedy podawał mi ogień, przyjrzałam mu się uważniej. „Rzeczywiście jest przystojny” – pomyślałam, a chwilę później, pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu… pocałowałam go prosto w usta. Co mi strzeliło? Nie wiem. Może zrobiłam to dlatego, że w pokoju na pierwszym piętrze właśnie zgasło światło, a wyobraźnia podsuwała mi obrazy mojego męża ściągającego z tej kobiety sukienkę i koronkową bieliznę. A może dlatego, że czułam się w tym momencie przeraźliwie samotna… W każdym razie ujęłam twarz tego obcego mi mężczyzny w dłonie i całowaliśmy się w milczeniu, chłostani deszczem i porywami wiatru, rozpaczliwie spragnieni bliskości.

– Co my robimy? – zapytał w końcu on.
– Nie wiem – powiedziałam cicho.
Poczułam nagle, że chcę wejść z nim na górę i pod tym samym dachem, pod którym zdradzał mnie mąż, oddać mu swoje ciało w geście zemsty, dzikiej rozpaczy i chyba… pożądania. Bo nagle zdałam sobie sprawę, że bardziej niż o Rafale zdradzającym mnie z żoną Jakuba, myślę o jego dłoniach pod moją bluzką.

Całował mnie coraz żarliwiej, najwyraźniej tak samo jak ja spragniony czułości i zrozumienia. W końcu leciutko mnie odsunął i powiedział cicho, że tak nie można, że będziemy żałować…
– Odwiozę cię do domu – rzucił tylko i kilkanaście minut później byliśmy pod moimi drzwiami.
Chciałam go poprosić, żeby mnie nie zostawiał. Powiedzieć, że nie wyobrażam sobie tej nocy, że nie chcę zostać sama, ale nie przeszło mi to przez gardło. W milczeniu wysiadłam z samochodu.
– Dobranoc – powiedziałam cicho chwilę później, a potem długo patrzyłam w ślad za znikającymi w ścianie deszczu światłami jego samochodu.

Nie mogliśmy tego zatrzymać

Noc była dziwna. Smutna i ekscytująca zarazem. Na przemian myślałam o Rafale, który wbił mi nóż w samo serce, i o niespodziewanej radości, którą dały mi pocałunki Jakuba.

Rano zdałam sobie sprawę, że pierwszą myśl poświęciłam Kubie. Myślałam, co teraz robi, i czy jego myśli też tak obsesyjnie krążą wokół naszego wczorajszego wspólnego wieczoru. Zaczęłam czekać na jego telefon. Nagle wszystko przestało być ważne. Liczyło się tylko to, kiedy go zobaczę.

Zadzwonił w południe.
– Spotkajmy się – powiedział po prostu.
Umówiliśmy się na dwudziestą, w małej kawiarni oddalonej od centrum.
– Wiesz, wpadłam dzisiaj na starą znajomą, jeszcze z liceum – powiedziałam wieczorem do męża. – Umówiłyśmy się na damski wieczór, wrócę późno. Spojrzał na mnie z wyraźnym niedowierzaniem. Poczułam dziką satysfakcję: w jego oczach zobaczyłam niepewność i strach.

„Masz za swoje, ty draniu” – cieszyłam się, wychodząc z mieszkania. Jednak kiedy czekałam na taksówkę, myślałam już tylko o Jakubie. Kiedy weszłam do kawiarni, już czekał. W ręce kwiaty, w oczach żar. Zdałam sobie sprawę, że on też płonie tym dziwnym ogniem, który wznieciliśmy całkiem przypadkiem poprzedniego dnia.

Zamówiliśmy jakieś napoje i dwie szarlotki, ale nawet ich nie tknęliśmy. Nasze dłonie splecione pod blatem marmurowego stolika, stykające się kolana i pełen pożądania wzrok mówiły wszystko.
W pewnej chwili jak zaczarowani bez słowa wstaliśmy i wyszyliśmy z kawiarni. Potem w hoteliku nad samą Wisłą kochaliśmy się do świtu. I wcale nie było to rozpaczliwe. Za to bardzo namiętne. Usnęłam wtulona w ramię Jakuba.

Następnego dnia poprosiłam Rafała o rozwód. W pierwszej chwili nawet nie zapytał czemu. Chyba mu to było na rękę. Przyznam, że zabolało, ale nie aż tak, jak się spodziewałam. Myślami skoncentrowana byłam na Jakubie.

Minęły trzy miesiące. Wciąż się spotykamy. Niedawno zdałam sobie sprawę, że to już nie tylko pożądanie, ale chyba… miłość. Tylko czy można zbudować coś trwałego na gruzach dwóch nieszczęśliwych małżeństw?

Zastanawiam się nad tym czasem, ale Jakub zawsze w takich wypadkach rozwiewa moje wątpliwości. Po prostu bierze mnie w ramiona i wtedy cały świat znika. Nie wiem, co będzie dalej i właściwie mnie to nie interesuje. Ważne jest jedno: że wieczorem w swojej kawalerce, którą ostatnio wynajął, czeka na mnie Jakub

Czytaj także:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA