Chyba nigdy nie zrozumiem, jak natura może płatać takie figle. Wydaje mi się to bowiem niemożliwe, że tak skrajnie różne osoby, jak Basia i Marzena, mogły być siostrami? Łączyło je tylko nikłe podobieństwo fizyczne. Charakter – jakby były z innych rodziców.
Basia, z którą przyjaźniłam się przez czterdzieści lat, była niezwykle ciepłą i dobrą osobą. Marzena to jej przeciwieństwo. Od najmłodszych lat wyrachowana, interesowna. Już w liceum manipulowała nauczycielami, podlizywała się, komu trzeba, żeby mieć lepsze oceny. Nie była lubiana przez rówieśników, ale miała to w nosie. Liczył się dla niej cel. Zawsze chciała być ustawiona w życiu. Można powiedzieć, że jej się udało. Skończyła szkołę pielęgniarską i już na praktykach w szpitalu zakręciła się koło młodego ordynatora. Na tyle skutecznie, że rozbiła jego małżeństwo i szybko stała się „panią doktorową”.
Było im wstyd za córkę i siostrę
Córka, która niszczy czyjąś rodzinę, do tego wiąże się z o wiele starszym od siebie mężczyzną, trudno być dumnym z takiego dziecka. Ale Marzenę niewiele to obchodziło. Gdy rodzice próbowali przemówić jej do rozsądku, zerwała z nimi kontakt. Wszystko, co było dla niej przeszkodą w realizacji celu, likwidowała. Basia bardzo przeżywała, że jej relacje z siostrą są tak chłodne. Marzyła o tym, że będą się przyjaźnić, odwiedzać, wspólnie spędzać czas, jeździć na wakacje. Była bardzo rodzinna, a z najbliższych miała tylko ją i mamę.
Ich ojciec zginął tragicznie, gdy dziewczyny były jeszcze dziećmi. Marzena nie była zainteresowana towarzystwem siostry. Wprost mówiła, że uważa ją za nieudacznika życiowego i dziwaczkę. Wyrzucała jej, że jest starą panną, że nie potrafi zapracować na życiowy sukces, a skoro wybrała sobie zawód nauczycielki, będzie klepać biedę do końca życia. Nie miała racji. Basia była bardzo ambitna i zdolna. Zaczynała jako nauczycielka chemii w liceum, po kilku latach zrobiła doktorat. Przeniosła się do Warszawy, została wykładowcą akademickim. Gdy miała trzydzieści pięć lat, poznała Jerzego. Był właścicielem fabryki produkującej środki chemiczne do czyszczenia i konserwacji pojazdów. Spotkali się na jakimś sympozjum dla chemików. Zakochała się pierwszy raz w życiu. Wcześniej o tym nawet nie marzyła.
Marzena bowiem latami jej wmawiała, że nigdy nie spotka mężczyzny, który będzie chciał się z nią ożenić. I Basia jej wierzyła, tracąc poczucie własnej wartości. Na szczęście siostra nie miała racji. Basia znalazła wspaniałego męża i chociaż nie mieli dzieci, byli szczęśliwi. Niestety, siedem lat po ślubie Jerzy zmarł nagle na zawał serca. Basia odziedziczyła po nim firmę, ale nie była w stanie jej prowadzić, nie miała do tego głowy. Chciała dalej zostać na uniwersytecie i mieć spokojne życie. Dostała dobrą ofertę i sprzedała zakład.
Po odejściu Jerzego byłam z nią cały czas
Nawet przeprowadziłam się do niej, do Warszawy, z naszego rodzinnego Pułtuska. Nie mogłam pozwolić na to, by wracała do pustych ścian. Na domiar złego w tym czasie zachorowała jej mama. Nowotwór wątroby, zaawansowane stadium. Basia, kiedy tylko mogła, przyjeżdżała do Pułtuska, chciała jak najczęściej być przy mamie.
Na co dzień zgodnie z umową, opiekę nad chorą matką miała sprawować Marzena. Ona cały czas mieszkała w Pułtusku, poza tym nie pracowała. Utrzymywał ją mąż, nie miała dzieci, całe dnie spotykała się z koleżankami albo chodziła po sklepach. Sama, choć nie utrzymywała z matką bliskich kontaktów, zaproponowała, że będzie się nią opiekować.
– Nie ma sensu płacić pielęgniarkom – powiedziała Basi. – Ja przecież nią jestem. Przejmę emeryturę mamy i będą się nią zajmować – zadeklarowała.
Basia ucieszyła się, myślała że Marzena się zmieniła. Ale ja nie wierzyłam w tę przemianę. Za dobrze znałam Marzenę. Dla mnie było oczywiste, że Marzenie zależy na przejęciu pieniędzy z emerytury mamy, a po jej śmierci – mieszkania. Nie myliłam się. Mama Basi i Marzeny zmarła rok po diagnozie. Marzena nie kwapiła się, by zacząć postępowanie spadkowe, a Basia ustąpiła.
– Niech Marzenka weźmie sobie to mieszkanie – powiedziała mi. – Przecież to ona zajmowała się mamą, a ja i tak już tam nie wrócę.
Zszokowało mnie to. „Jak można tak się dawać wykorzystywać” – myślałam. Oczywiście zaraz, gdy tylko Basia zrzekła się praw do mieszkania, Marzena zerwała z nią kontakt. Znów przestała mieć czas dla siostry, nie przyjęła Basi zaproszenia do siebie na święta, nie odbierała od niej telefonów. Wiedziałam, że Basia bardzo to przeżywa. Całe życie walczyła o jej miłość i za każdym razem była odtrącana. Najbardziej boli mnie to, że nawet kiedy Basia poważnie zachorowała, lód w sercu Marzeny nie stopniał.
Moja przyjaciółka zachorowała na nowotwór wątroby
Byłam z nią do końca. Nie pozwoliłam, by umierała w szpitalu czy hospicjum. Gdy zachorowała, przeniosłam się do niej, opiekowałam się nią, podtrzymywałam na duchu. Wiedziałam, że Basia spisała testament. Mówiła, że wszystko, co ma – pieniądze po sprzedaży firmy męża, piękne mieszkanie w Warszawie, chce przepisać Marzenie. Poczułam, że to okrutnie niesprawiedliwe. Nie potrafiłam się z tym pogodzić. Nie chciałam spadku dla siebie, choć uważam, że byłam Basi bliższa niż rodzina. Nie mogłam po prostu znieść myśli, że Basia tak bardzo dała się skrzywdzić i wykorzystać.
Do końca życia nie spałabym spokojnie, wiedząc, że ta bezduszna krętaczka wzbogaciła się na ciężkiej pracy najpierw rodziców, a teraz siostry, którą zawsze gardziła. Nie wiedziałam, jak namówić Basię na zmianę testamentu. Skłamałam...
– Nie mogłam ci tego powiedzieć wtedy, bo wiedziałam, jak bardzo zależy ci na relacjach z Marzeną... – wyznałam.
Powiedziałam, że podczas choroby ich mamy Marzena znęcała się nad schorowaną staruszką. Krzyczała, zostawiała samą w domu bez jedzenia i środków przeciwbólowych. Dowiedzieć się miałam o tym od sąsiadów, którzy słyszeli krzyki z rodzinnego domu Basi. Zareagowałam natychmiast, zagroziłam Marzenie, że zgłoszę to na policję i powiem o wszystkim siostrze. Dała słowo, że więcej nie zaniedba matki. Niedługo potem starsza kobieta zmarła. Basia w milczeniu wysłuchała mojej opowieści, a na koniec się rozpłakała. Po dwóch tygodniach wyznała, że zmieniła testament.
Przekazała pieniądze na cele dobroczynne. Marzena nie dostała nic. Często przychodzę na grób Basi. Nigdy nie spotkałam tam Marzeny. Wiem, że nie pamięta o siostrze. Cieszę się, że na dorobku mojej przyjaciółki skorzystali ci, którzy przynajmniej nigdy jej nie skrzywdzili.
Czytaj także:
Teść wystawił na stół wódkę. Byłem zgorszony, że planuje pić przy 3-latku
Edyta płacze, że rozwiodłam ją z mężem. A ja tylko zgodziłam się być jej świadkiem w sądzie
Były mąż zabawiał się z kochanką, a ja wypruwałam sobie żyły, by utrzymać synów