„Firmowy event skończyłam w łóżku szefa. Podrywał mnie i nęcił, a teraz udaje, że mnie nie zna. Nie taki był plan”

Rozczarowana kobieta fot. iStock by GettyImages, HbrH
„Nie od razu się w nim zakochałam. Najpierw to on mnie podrywał. Któregoś dnia obudziłam się i... kurczę, poczułam tak zwane motyle w brzuchu”.
/ 13.02.2024 07:15
Rozczarowana kobieta fot. iStock by GettyImages, HbrH

Na początku w ogóle mi się nie podobał. A wręcz wydawał mi się gburem. Wytknął mi jakiś błąd, nie pamiętam. I nawet zapisałam to sobie w kalendarzu – „powiedział, co wiedział, mądrala”. Nie zapisałam jednak, o co chodziło. Było to dwa lata temu.

Przyznam szczerze, że nie czułam się wtedy zbytnio atrakcyjnie. Taka szaro bura jakaś byłam. A wręcz uważałam, że mam za grube uda i brzuch. Któregoś dnia, jakieś kilka miesięcy temu, wygooglowałam hasło „metamorfoza wizerunku”, a może nawet samo mi się wyświetliło. Kliknęłam. Zadzwoniłam. I od słowa do słowa, od szarych botek do czerwonych szpileczek, od brązowego do rudego koloru włosów... rzeczywiście przeszłam metamorfozę.

Kupiłam aparat fotograficzny

Moja stylistka miała na imię Kasia i zmieniła mnie o jakieś tysiąc stopni. Po wrażeniu bycia grubą został głuchy cień, a wręcz pokochałam swój pociągający, lekko wystający brzuszek, zaakcentowany przez zmysłowo przylegającą do ciała sukienkę.

Do tego idealnie dopasowane do prostokątnego kształtu mojej twarzy owalne oprawki. Spodobałam się sobie. A nawet – w przypływie idei rozpieszczania samej siebie – znalazłam sobie hobby. Kupiłam dobry aparat fotograficzny. Zaczęłam robić zdjęcia i publikować je na Instagramie.

A co, niech wiedzą, jaka jestem ponętna.

Wyglądam na 28 lat

Z czasem zyskałam taką pewność siebie, że zaczęła ona chyba wręcz emanować wraz z wonią moich nowych perfum, bo zauważyłam, jak mężczyźni zaczęli mi się ukradkiem przyglądać.

Kiedy więc w tym kokieteryjnym pędzie poczułam na sobie wzrok mojego szefa, nie rzuciło mi się to jakoś specjalnie w oczy. Po prostu... chłopy zaczęły się za mną oglądać. Super, a przecież mam już czterdzieści dwa lata.

Wyglądam jednak po tej metamorfozie na jakieś góra dwadzieścia osiem.

Zaczął na mnie tak patrzeć

Zauważyłam też, że spojrzenia mojego szefa są jakieś takie... bardziej wnikliwe. Zdecydowane. Dłuższe. I konsekwentne. Bardzo konsekwentne! Konsekwentne niczym... rytmiczne figle w łóżku. Tak jakoś podprogowo na mnie zaczął działać, ale zdałam sobie sprawę dopiero tego wspomnianego dnia erotycznego przebudzenia.

A, i jeszcze wcześniej były delikatne muśnięcia dłonią kiedy mijaliśmy się w kuchni.

Mój szef zaczął też kierować do mnie takie oto dwuznaczne słowa:

– Pani Karolinko, proszę zanieść ten raport do pani Moniki z marketingu, ok?

– Dobrze, panie dyrektorze, akurat idę na lunch i po drodze jej podrzucę te papiery.

– O, widzę, że zgłodniała pani – popatrzył nagle na mnie jakoś tak przeciągle.

– Tak, zamówię sobie szybką zupę.

– O, ja to mam ochotę na coś bardziej wyszukanego, pani Karolino, chętnie zamówiłbym sobie kilka (tu zrobił pauzę) kilka muszelek mięsistych omułek, ale w naszym skromnym bufecie raczej takich afrodyzjaków nie ma.

– No przyznam, że nie widziałam.

– Może nasi kucharze nie gustują w wyrafinowanych muszelkach i wolą kraśne pomidorowe.

– No... być może – nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, ale pamiętam, że miałam dość już tej jego gadki. Nie wiedziałam, szczerze mówiąc, o jakiego kija chłopu się rozchodziło. A może byłam zajęta tym swoim nowym hobby i spieszyłam się wygooglować w telefonie ceny statywów.

Wykorzystał okazję, kiedy się schyliłam

Innym razem wypadł mi z ręki długopis. Szef stał niedaleko i wykorzystał okazję, aby schylić się, ocierając dłużej o moje rajstopy. No i stało się. Wspomnianego dnia przyszłam do pracy zauroczona. Wypatrywałam Krzysztofa i nasze spojrzenia zaczęły coraz częściej się spotykać. Byłam w tak zwanym siódmym niebie.

W końcu nastąpił kulminacyjny moment naszej znajomości.

– Pani Karolino, firma organizuje event w sobotę. Jedzie pani?

– A mam inne wyjście?

– To raczej wyjazd integracyjny, nie chciałaby się pani zintegrować? – każda sylaba jego wypowiedzianej frazy wydała mi się taka wyrazista.

– Oczywiście, że tak – odpowiedziałam. Zintegrować? Kurczę, bardzo chciałam się zintegrować z moim szefem jeszcze bardziej.

– To zapraszam w sobotę, z samego rana. Siódma! Pewnie zazwyczaj o tej porze w soboty pani jeszcze słodko śpi, co?

– No... tak.

– W łóżeczku jeszcze? – dreszcz przeszedł mnie w dole brzucha, kiedy to powiedział.

– Tak, panie dyrektorze.

– A kawkę ma kto pani przynieść?

– No, sama sobie robię.

– Oj, to jakaś pomyłka, takiej przepięknej dziewczynie nie ma kto zrobić kawki?

– No, tak się złożyło.

– A lubi pani pomidorki?

– A lubię.

– No, w końcu się pani uśmiechnęła. Tylko proszę się jutro nie spóźnić.

– Postaram się.

Nie ma na to ochoty

No i stało się to, co zwykle staje się w czasopismach, na forach internetowych – co się radośnie klika i rozsiewa wątpliwości. Co budzi konsternacje, podejrzenia. Poszłam do łóżka z szefem. Z szefem! Z szefem polskiego oddziału międzynarodowego koncernu kosmetycznego.

Czyli... po prostu z Krzyśkiem. Bo funkcja integracyjna eventu spełniła swoją funkcję już podczas lunchu.
Bo nie tylko od tego są eventy, aby siedzieć grzecznie przy stolikach i jeść. Po to są, aby zrobić coś więcej. Jedni wdali się w gorące dyskusje, inni namiętnie dolewali sobie kolorowe drinki, a my poszliśmy na parkiet.

Krzysiek w końcu mógł mnie porządnie objąć w pasie. A ja czułam, jakby objął całą moją duszę. Swoim zdecydowanym ruchem. Kurczę, naprawdę byłam zauroczona. Objęłam go za ramiona.

– Masz ochotę na coś więcej?

– Tak – usłyszałam swoje słowo.

– A ja nie – zamurowało mnie.

Zamurowało!

– Jak to?

Żartowałem – zreflektował się.

Zgrywus.

No stało się. Prawie poniosło mnie to zauroczenie na skrzydłach do jego pokoju hotelowego. Już na korytarzu zaczął całować moje ucho, a mnie dosłownie przechodziły prądy. Po wejściu do mojego pokoju zajął się moją szyją, byliśmy coraz bardziej napaleni. Prawie rzucił mnie na łóżko, a potem... Pogrążyłam się w czystej przyjemności.

Dopamina, serotonina, testosteron i estrogeny, całe te chemiczne cuda zaczęły tańczyć po pokoju, na zmianę w rytmie walczyka, tanga i czaczy. I tak prawie do rana.

A potem nastąpił poranek. Budzę się więc cała w sennych fiołkach. Pod powiekami mam fioletowe chmurki i inne motylki. Mrugam oczkami, przeciągam się, czuję się jak księżniczka najpiękniejsza ze wszystkich księżniczek w całym zakochanym niebie. I tak między jednym mrugnięciem a drugim dociera do moich oczu coś białego. Coś pustego, jakaś pustka poniewiera się po pokoju. Co jest? Jakoś tak zimniej jest niż nocą.

Przerwa w centralnym ogrzewaniu?

Moja korona spadła z hukiem

– Misiu, gdzie jesteś? – Rozglądam się po pokoju. Cisza. Nie ma nikogo. Pewnie wyszedł do łazienki. A, no racja, przecież nie możemy po sobie dać poznać. Byłyby problemy. Trudno. Idę pod prysznic, robię makijaż najpiękniejszej na świecie księżniczki, chociaż złudna korona zdaje się jakoś przechylać na bok głowy, uwierać.

I spada coraz bardziej, kiedy zauważam go w holu, podchodzę, a on... A mój wieczorny książę przechodzi obok. Co jest, dlaczego mnie nie zauważył? W ciągu kolejnych dni po koronie, a nawet marzeniu o niej nie ma ani śladu. Facet zaczyna mnie olewać! Udawać, że mnie nie zna.

I olewa do dzisiaj. A minęły już dwa miesiące. Zaczęło się od metamorfozy, a skończyło czymś, czego nie ogarniam. Nie taki był plan.

Nie taki był plan! No bo... muszę przyznać się sama przed sobą, nie do końca było tak, jak napisałam. Może chciałam, aby tak było. Cóż...

Wcale nie było tego poranka. Nie zakochałam się w swoim szefie. Mam pisać dalej? Mam nazwać siebie lafiryndą? A może hieną?

Nie zakochałam się w Krzysztofie. Nie było motyli w brzuchu. Endorfin. Fiołków nie było. Tamtego dnia nie przyszłam do pracy zauroczona. Który to jasny stan umysłu pozwolił mi na szybkie zorientowanie się w potencjale sytuacji. Szef zaprosił mnie na event. Podobam mu się. On dla mnie szału nie robi, ale. Ileż to karier potoczyło się przez łóżko? Myślałam – pójdę z nim do łóżka, z tą obleśną świnią, a potem chłop będzie jadł mi z ręki. Zrobi, co będę chciała.

Pomyliłam się? Może za mało znam się na facetach. 

Czytaj także:
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”
„Miałam 16 lat, gdy na świat przyszedł mój syn. Ojciec kazał mi go oddać, a ja nie protestowałam”
 

Redakcja poleca

REKLAMA