Gdyby 20 lat temu moi rodzice nie wyperswadowali Ewie małżeństwa zaraz po maturze, dziś pewnie byłaby szczęśliwą żoną i matką. Chcieli dobrze, wiem. Ale wyszło, jak wyszło. Jacek, odrzucony narzeczony, poszedł do wojska, wyjechał na drugi koniec Polski i znalazł sobie inną. A Ewa od tamtej pory szuka szczęścia. Każdy jej wybór to kolejna porażka…
Rodzice chcieli, żeby poszła na studia, zdobyła wykształcenie. Nic z tego nie wyszło. Ewa łatwo się zniechęca. Jedno potknięcie i rezygnuje. W końcu została kosmetyczką. Siostra długo nie mogła się pozbierać po odejściu Jacka. Po kilku latach poznała Maćka. Był od niej młodszy, nie miał ochoty zakładać rodziny. Mieszkali razem kilka lat, Ewa trochę mu matkowała. Choć na święta i urodziny to ona kupowała prezenty dla mamy Maćka, nigdy jej nie poznała.
– Mama bardzo lubiła moją poprzednią dziewczynę, nie zaakceptowałaby ciebie – tłumaczył zawsze.
Gdy Maciek dostał w spadku mieszkanie, Ewa zajęła się remontem, urządzaniem. Biegała po sklepach, urzędach, męczyła się z robotnikami. Gdy w końcu było gotowe, Maciek zamieszkał w nim… z byłą dziewczyną. Tą, którą lubiła jego mama. Ewa znowu wpadła w dołek. Spotykała się z wieloma facetami. Od czasu do czasu jakiś się do niej wprowadzał. Ale żaden z tych związków nie przetrwał dłużej niż kilka miesięcy.
Desperacko pragnęła znaleźć faceta
Gdy skończyła trzydziestkę i nadal nie miała nikogo, z kim mogłaby założyć rodzinę, przyszło załamanie. Nie odzywała się przez kilka dni, więc w końcu do niej pojechałam. Siedziała na podłodze w kącie salonu i tępo patrzyła w ścianę.
– Nie chce mi się żyć. Jestem sama i bezużyteczna… – mamrotała.
Rodzice wysłali ją na terapię i niby na chwilę wróciła do normalnego życia. Ale potem zaczęła znowu powtarzać, że MUSI znaleźć mężczyznę.
Gdy pewnej niedzieli przyszła na rodzinny obiad cała w skowronkach, domyśliłam się, że coś się zdarzyło.
– Poznałam kogoś – wyszeptała mi w kuchni. – To naprawdę fajny gość.
Zanim osobiście spotkałam Tomasza, usłyszałam o nim dużo dobrego. Lubił książki, góry, ale także taniec. Miał uroczego psa, planował otworzyć własny sklep zoologiczny i Ewa chciała go razem z nim prowadzić… Po miesiącu Tomasz przyszedł na obiad. Wydawał się normalny, sympatyczny. Komplementował mamy kuchnię, dyskutował z tatą o sporcie. Odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że siostra w końcu znajdzie trochę szczęścia i spokoju. Należało jej się.
Zamieszkali razem w mieszkaniu Tomasza. Ewa swoją kawalerkę wynajęła. Po pierwszej awanturze siostra zapukała do moich drzwi.
– Pokłóciliśmy się, mogę u ciebie zanocować? – zapytała.
Nie dopytywałam, o co poszło. Zdarza się w najlepszych związkach. Nad ranem zadzwoniła jej komórka.
– Siostra, Tomasz po mnie przyjechał. Czeka na dole. Pojadę z nim. Śpij dalej – usłyszałam i trzasnęły drzwi.
Od tamtej nocy Ewa przez dwa tygodnie nie odzywała się ani do mnie, ani do rodziców. Kiedy napisałam jej w końcu, że jak nie da znaku życia, to pójdę na policję, zadzwoniła:
– Nic się nie stało. Tomasz miał gorsze dni, musiałam się nim zająć. Coś nie tak z tym jego sklepem. Nic się nie martw. Muszę kończyć.
W weekend Ewa umówiła się z mamą na niedzielny obiad. Tomasz zachowywał się wzorowo, był wesoły i wyluzowany. Zaoferował się, że odwiezie mnie do domu. Po drodze wpakowaliśmy się w korek. Chyba była jakaś stłuczka. Po kilkunastu minutach stania facet Ewy wpadł w szał. Wysiadł z auta, zaczął je kopać, przeklinać, w końcu wsiadł do środka i zaczął wrzeszczeć na Ewę:
– Gdzie mi k…a kazałaś jechać?! Zobacz, w co mnie wpakowałaś! Twoja siostra niech wysiada, są autobusy, nie jestem szoferem. Nie zdążę przez wasze debilne pomysły na mecz!
Wysiadłam z auta.
– Chodź ze mną. Nie zostawię cię z tym człowiekiem… – próbowałam przekonać siostrę, ale nie słuchała.
Namawiałam ją na rozstanie. Prawie się udało
W nocy zadzwoniła.
– Tomasz śpi. Przepraszam cię za to, co zaszło. On jest bardzo nerwowy, nie trawi korków. Ale to dobry człowiek, naprawdę, nic się nie martw.
Nagle usłyszałam łomotanie.
– Co ty robisz w tym kiblu? Wracaj do łóżka! – wrzeszczał Tomasz.
– Kończę – szepnęła i rozłączyła się.
Zaczęłam się o nią martwić. Zapewniała, że wszystko jest dobrze, ale ja przecież widziałam wściekłość w oczach Tomasza. Normalny człowiek nigdy by się tak nie zachował…
W wakacje pojechali nad morze. Po dwóch dniach zadzwoniła Ewa.
– Już wróciliśmy. Tomaszowi nie podobał się pokój. Wiesz, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej… – próbowała żartować, chociaż wyraźnie słyszałam w jej głosie łzy.
Kiedy na weekend pojechał do swojej rodziny, Ewa przyszła do mnie pogadać. Wypiłyśmy butelkę wina i wreszcie się otworzyła.
– Tomasz ma swoje ataki – płakała. – Potrafi wyrzucić całą pieczeń do śmieci, bo podałam ją na talerzu, który jego zdaniem jest do ciasta. Ciągle słyszę, że jego mama lepiej prasuje, lepiej składa bieliznę, robi lepszą jajecznicę. A ja jestem niedołęgą. Gdy oglądamy film, w połowie go wyłącza, mówi, że już się napatrzył i mu starczy. Widziałam ostatnio mnóstwo pierwszych części filmów, nie mam pojęcia jak się skończyły. Kiedy wychodzę z psem, to obserwuje mnie przez okno. Raz zatrzymałam się przy bramie, by pogadać z ochroniarzem. Po powrocie w progu stała torba z moimi rzeczami. >>Jak wolisz tego gnoja ode mnie to droga wolna, możesz się wyprowadzić<< – tak mi powiedział. Jakoś go udobruchałam, ale od tamtej pory nie zatrzymuję się ani na chwilę.
– Czy on cię bije? – spytałam wprost.
– Czasem… – szepnęła i zamilkła.
Tamtego wieczoru długo przekonywałam ją, żeby go zostawiła.
– Siostra, po co ci to? Przecież jesteś nieszczęśliwa. A on się nad tobą znęca, to psychopata! – tłumaczyłam jej.
Prawie się ze mną zgodziła. Niestety, gdy rano wstałam, znalazłam na stole kartkę. „Tomasz przeprosił za ostatnie, wróciłam do domu. Cmoki”.
Nie widzieliśmy jej bardzo długo. Najwyraźniej nie miała pozwolenia na widzenie. W końcu zadzwoniła.
– Musicie wpaść do nas na imieniny Tomasza. On bardzo nalega. Przekonaj rodziców, proszę…
Wyczułam w jej głosie desperację. Życzenie Tomasza było rozkazem.
Przez godzinę wszystko szło nieźle. Facet Ewy najpierw oprowadził nas po mieszkaniu, potem częstował, podawał, polewał. Gdy jednak sięgnął po wędlinę, widelec położony na półmisku spadł mu na spodnie.
Przyznała, że się go boi...
Cisnął półmiskiem o podłogę.
– Ty idiotko! – ryknął na Ewę. – Tyle razy ci mówiłem, że nie tak się kładzie widelec! Czy ty się nigdy niczego nie nauczysz? Wstyd mi przynosisz przy swojej własnej rodzinie…
Ewa siedziała sparaliżowana za stołem. Tata zerwał się z miejsca.
– Nie masz prawa tak się odzywać do mojej córki – wysyczał.
To jeszcze bardziej rozwścieczyło Tomasza. Parsknął jak byk na arenie.
– Ja nie mam? Ja?! Zlitowałem się nad nią, przygarnąłem, próbowałem czegoś nauczyć! A ona tak mi się odpłaca? Wychowałeś pan niedojdę, to ją pan sobie teraz zabierz! Wynocha!
Tego nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Wyszliśmy. Niestety, mimo próśb, Ewa nie chciała iść z nami. Kręciła głową i szeptała:
– Wszystko będzie dobrze, obiecuję, tylko już idźcie, proszę…
Gdy znowu nie odzywała się przez kilkanaście dni i nie odbierała telefonu, wpadłam do niej do pracy. Zobaczyłam bandaż na jej ręce.
– Nic takiego, poparzyłam się – skłamała, ale gdy przycisnęłam ją do muru, wyznała: – Podałam mu za gorącą kawę. Żeby dać mi nauczkę, oblał mi rękę wrzątkiem…
Tego już było za wiele.
– Ewa, idziemy na policję. Nie możesz pozwolić tak się traktować!
– To tylko pogorszy sytuację – pokręciła głową. – Poza tym… boję się.
Odpuściłam, ale umówiłyśmy się, że gdy Tomasz zaśnie, spakuje rzeczy i wyjdzie z domu. Zostawi go. Minęła północ. Siedzę w samochodzie przed domem siostry. Kwadrans temu napisała, że Tomasz zasnął i zaraz wyjdzie. Siedzę i czekam…
Czytaj także:
„3 lata po śmierci męża spędziłam w domu. Nie mogłam pogodzić się z tym, że już niczego nie zrobimy razem”
„Pani Irena tyrała na 3 etatach, żeby utrzymać syna, a mały biegał samopas. Urzędnicy postanowili odebrać jej dziecko”
„Mąż zdradzał mnie na prawo i lewo, a gdy go rzuciłam, zaczął mnie nękać. Spokój odzyskałam w ramionach… policjanta”