Dałam się zwieść temu złotoustemu draniowi, jakbym była pierwszą lepszą naiwną. Wierzyłam w jego piękne słówka i zaufałam mu bezgranicznie. Na szczęście nie zapomniałam o starym powiedzeniu: „Ufaj, ale sprawdzaj”. Gdyby nie ta zasada, do dziś tkwiłabym obok Rafała, nie podejrzewając, że nie jestem dla niego jedyną, a tylko jedną z wielu.
Z facetami zawsze miałam pod górkę
Niektóre kobiety mają szczęście od razu zakochać się w tym jedynym. Tak było z moją mamą, siostrą i najlepszą przyjaciółką. Każda z nich była w tylko jednym poważnym związku i wszystkie do dziś są szczęśliwie zamężne. Z kolei mi los nie sprzyjał w tym temacie. Powiem więcej – z facetami zawsze miałam trochę pod górkę.
W pierwszy poważny związek weszłam na studiach. Zakochałam się w Piotrku do szaleństwa. Myślałam, że on czuje to samo. Zresztą, wyznawał mi miłość kilka razy dziennie, a nie miałam żadnych podstaw, żeby w to wątpić. Jak się okazało, byłam dla niego zwykłą zabaweczką. Zostawił mnie, gdy na horyzoncie pojawiła się inna.
Drugą poważną relację miałam w wieku 27 lat. Miał na imię Adam. Był ode mnie starszy i dziesięć lat, ale podobało mi się to w nim. Był ustabilizowany życiowo i byłam przekonana, że tym razem mój wybranek będzie traktował mnie poważnie. Obiecywał mi wspólną przyszłość. Mówił o ślubie i być może dotrzymałby słowa, gdyby bigamia była w Polsce dozwolona. Tak, okazało się, że drań miał rodzinę, a ja byłam tylko elementem jego drugiego życia.
Po Adamie był Szymon. Był pierwszym facetem, z którym zamieszkałam. Spotykaliśmy się rok, gdy zaproponował wspólne mieszkanie. On wynajmował niewielką kawalerkę, a ja miałam ładne dwupokojowe mieszkanie, które dostałam od rodziców. Nie zdziwiło mnie więc, że nalegał na przeprowadzkę do mnie. Jak się okazało, byłam dla niego tratwą ratunkową. Gdy poprawiła się mu sytuacja materialna, spakował walizkę i tyle go widziałam.
Wpadliśmy na siebie w markecie
Po ostatniej porażce powiedziałam sobie: „Dosyć tego!”. Zaczęłam godzić się z myślą, że pisane jest mi staropanieństwo. Trudno, przecież nie każda kobieta musi odgrywać rolę żony i matki. Dla singielek też jest miejsce na tym świecie. Przygarnęłam uroczą kotkę ze schroniska i przestałam myśleć o facetach. Do czasu, aż poznałam Rafała.
Połączył nas zupełny przypadek. Szczęśliwie (a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało) znaleźliśmy się w tym samym miejscu, w tym samym czasie. Robiłam zakupy na piątkowy obiad. Mieli wpaść do mnie przyjaciele, więc chciałam zaskoczyć ich moimi popisowymi daniami: tajską zupą i kurczakiem kung pao. Miałam już w koszyku prawie wszystkie produkty. Brakowało mi tylko czerwonej pasty curry.
Udałam się w stronę regału, na którym powinna leżeć. Zauważyłam faceta, który ładuje do wózka kilka opakowań produktu, którego potrzebowałam. Gdy podeszłam, nie zostało nawet jedno opakowanie. „Szlag!” – zaklęłam w duchu i zaczęłam zastanawiać się, po co jednemu mężczyźnie aż cztery opakowania pasty.
Myślałam, że spalę się ze wstydu
Mogłam do niego podejść i zapytać, czy mógłby odstąpić mi jedno. Nie potrafiłam jednak zdobyć się na śmiałość. Nie miałam natomiast problemu z wyciągnięciem z jego wózka jednego pudełka z pastą, gdy odwrócił głowę. Zabawne, prawda? Myślałam, że mój szatański plan wypalił, ale byłam w błędzie. Dogonił mnie jeszcze przed kasami.
– To chyba moje – wskazał palcem na leżącą w moim wózku pastę.
Skoro zauważył, że sięgnęłam po jego zakupy, nie było sensu iść w zaparte. Zrobiłabym z siebie jeszcze większą wariatkę. Poza tym paliłam się ze wstydu. Wyglądałabym śmiesznie i niepoważnie, gdybym z twarzą czerwoną jak wino i łamiącym się głosem zaczęła łgać.
– Proszę mnie zrozumieć, naprawdę potrzebuję tej pasty – powiedziałam i zrobiłam najsłodsze oczy, jakie potrafiłam.
– Wystarczyło poprosić. Nie trzeba od razu kraść – zwrócił mi uwagę spokojnym, a jednocześnie stanowczym głosem, jakby tłumaczył coś małej dziewczynce.
– Hola, hola! Nie zapłacił pan jeszcze za to, więc technicznie nie doszło tu do żadnej kradzieży.
– A jednak ten produkt znajdował się w moim wózku.
– Bardzo pana proszę. Naprawdę potrzebuję tej pasty, a nie mam już czasu na wizytę w kolejnym sklepie.
– Zgoda, ale pod jednym warunkiem – powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Wynagrodzisz mi to.
– OK, więc przeszliśmy na „ty” – zauważyłam, a on wzruszył ramionami. – Czego ode mnie oczekujesz? Że zapłacę za twoje zakupy?
– Nie – zaśmiał się. – Wystarczy, że postawisz mi kawę.
– Obecnie nie mam czasu na kawę, a nie daję swojego numeru nieznajomym.
– Na szczęście, ja nie mam z tym problemu – powiedział i wręczył mi wizytówkę.
Skutecznie mnie uwodził
Miałam do niego nie dzwonić i zapomnieć o całej sprawie. Ale sytuacja w markecie była tak absurdalna i niepoważna, że musiała coś znaczyć. „A jeżeli to jest facet, który był mi pisany?” – zaczęłam się zastanawiać. „Do diabła, przecież nie mam nic do stracenia” – pomyślałam i wybrałam jego numer.
Spotkanie wypadło lepiej, niż sobie wyobrażałam. Rafał okazał się fajnym, wygadanym gościem. Rozmawialiśmy z niebywałą swobodą, jakbyśmy znali się od wielu lat. Gdy zaproponował kolejne spotkanie, nie miałam już żadnych wątpliwości, czy powinnam się zgodzić.
Na kolejnej randce, bo wtedy myślałam już o naszym spotkaniu nie jak o zwykłym wypadzie na kawę, zrobił na mnie jeszcze lepsze wrażenie. Był bardzo śmiały, wręcz onieśmielający. Nie żałował mi komplementów, w dodatku takich, które wydawały się szczere i które chciałam usłyszeć. Prowadził rozmowę w taki sposób, że przez cały czas to ja pozostawałam w centrum uwagi. Jeżeli któryś polityk nauczy się tak czarować słowami, jak robi to Rafał, wygraną w wyborach będzie miał w kieszeni.
Myślałam, że mówi szczerze
Nie pamiętam, kiedy stwierdziłam, że jestem w nim zakochana po uszy. Pamiętam natomiast, kiedy on wyznał mi miłość.
– I pomyśleć, że poznaliśmy się dzięki głupiej paście curry – powiedziałam, gdy wspominaliśmy tamten dzień.
– Głupiej? Ta tak zwana głupia – zaakcentował to słowo – pasta sprawiła, że poznałem kobietę, którą pokochałem.
– Co powiedziałeś? – zdziwiłam się.
– Mówiłem, że to niewłaściwe nazywać tę pastę głupią.
– Czy ty właśnie wyznałeś mi miłość?
– Na to wygląda. Mam nadzieję, że nie spłoszyłem cię tym?
– Nie, bo ja czuję to samo – wyznałam i pocałowałam go namiętnie.
Nie spieszyliśmy się
Tym razem postanowiłam rozegrać to, jak należy. Żadnych deklaracji, żadnego wspólnego mieszkania. Chciałam pozwolić toczyć się sprawom swoim torem, w myśl zasady: „Co ma być, to i tak będzie”. Widywaliśmy się kilka razy w tygodniu. Czasami on zostawał na noc u mnie, innym razem ja nocowałam u niego.
Było mi z nim wspaniale. Czułam się przy Rafale tak dobrze, że zaczęłam zastanawiać się, czy przypadkiem nie byłoby dla nas lepiej, gdybyśmy poszli na całość. „On kocha mnie, a ja kocham jego. Właściwie co stoi na przeszkodzie, byśmy zamieszkali razem?” – zaczęłam się zastanawiać, ale finalnie postanowiłam dać nam jeszcze trochę czasu. Dzięki Bogu, bo niebawem mój ukochany pokazał swoją prawdziwą twarz.
Okazał się draniem
– Naprawdę musisz już iść? – zapytałam wciąż jeszcze zaspanym głosem, gdy Rafał szykował się do pracy.
– Niestety. W firmie jestem niezastąpiony – powiedział z teatralną dumą.
– Ale przyjdziesz do mnie wieczorem?
– Dziś nie, mała. Od dawna obiecywaliśmy sobie z kumplami męski wypad na miasto. Ale jutro będę do twojej dyspozycji.
– Obiecujesz?
– Daję słowo.
Gdy wyszedł zorientowałam się, że zostawił telefon na szafce nocnej. Chciałam zawołać go przez okno, ale nie zdążyłam. Jego samochód już wyjeżdżał z parkingu. Odkładając aparat, odblokowałam ekran. Zdziwiłam się, że Rafał nie używał kodu ani żadnego innego zabezpieczenia przed nieuprawnionym dostępem. „Tylko zerknę. Z czystej ciekawości” – pomyślałam i zaczęłam wertować zawartość urządzenia. Wiem, to niegrzeczne, ale moje wścibstwo uratowało mnie przed kolejną pomyłką.
Klapki spadły mi z oczu
Okazało się, że nie byłam jedyną, której wyznawał miłość. Była jeszcze niejaka Marta, Sabina i Patrycja. Wymieniał się z nimi pikantnymi wiadomościami, a z treści wynikało, że z każdą spotyka się regularnie. Kolejny raz trafiłam na faceta, który mnie zwodził. Ale tym razem nie zamierzałam płakać. Odkochałam się od tak, jak za dotknięciem czarodziejską różdżką. Zbyt wiele razy to przerabiałam, żeby uronić choćby jedną łzę.
Po telefon wrócił pół godziny później. Bez słowa podałam mu aparat, po czym zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Próbował do mnie dzwonić, ale nie odebrałam. Zablokowałam jego numer i staram się przestać o nim myśleć. Wygląda na to, że jednak jest mi pisana samotność.
Justyna, 34 lata
Czytaj także: „Wolałam zdobyć nagrodę w pracy niż szacunek kolegów. Uprzejmymi uśmiechami i słowami nie spłacę przecież kredytu”
„Szalałam na stoku, a mąż siedział w hotelu obrażony. Tej zimy miałam ciekawsze towarzystwo niż tego nadętego gbura”
„Zaszłam w ciążę byle tylko zatrzymać faceta przy sobie. Efekt? Wyszłam na tym, jak Zabłocki na mydle”