„Myślałam, że to ze mną coś nie tak, skoro faceci mnie zostawiają. Obwiniałam siebie, ale po latach odkryłam prawdę”

smutna zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Westend61
„Myślę, że wtedy jeszcze do mnie nie dotarł sens tego, co powiedział. A kiedy dotarł – jakieś pięć minut później – zemdlałam. Tak po prostu. Jak na filmach. Pierwszy raz w życiu. Nagle zrobiło mi się biało przed oczyma, słabo w ciele i wszystko się wyłączyło”.
/ 08.09.2023 19:45
smutna zamyślona dziewczyna fot. Getty Images, Westend61

Nie miałam szczęścia w miłości. Rozstawałam się z każdym facetem, który przez jakiś czas był mi bliski. 

Na szczęście miałam rodzinę, na której mogłam polegać. To oni mocno wierzyli w to, że znajdę w życiu kogoś właściwego.

Miałam po prostu dość!

Kiedy odszedł ode mnie Marcin, postanowiłam, że kończę z mężczyznami.

– Bez sensu, Agusiu – powiedziała mama. – Kobieta nie jest kobietą, gdy nie ma przy sobie mężczyzny.

– Lepiej nie mów takich herezji głośno, mamo – powiedziałam.

– Jakich herezji? – zdziwiła się.

Moja mama miała dopiero sześćdziesiąt lat, ale była bardziej społecznie zacofana niż jej matka, babcia Hanka, która ostatnio założyła na Facebooku grupę dyskusyjną i bryluje wśród czterdziestolatków.

– Że kobieta nie istnieje bez mężczyzny.

– Bez mężczyzny, bez kobiety, jeden pies. Chodzi o to, że w samotności człowiek zanika. Jak nie masz kim się opiekować, o kogo martwić, jak nie czujesz wsparcia ukochanej osoby, karłowaciejesz w sercu. No
i, nie czarujmy się, kiedy mężczyzna patrzy na kobietę z miłością, pożądaniem, to ona staje się jeszcze bardziej kobietą. Czy z tym też będziesz dyskutować? Bo widziałam, jak rozkwitasz pod spojrzeniem Marcina.

Jakby nie patrzeć, miała rację. Wiedziałam to w głębi serca, dlatego zawsze próbowałam jeszcze raz. I kolejny. Ale tym razem naprawdę miałam dość. Może dlatego, że Marcin był dla mnie kimś wyjątkowym. Kochałam go. I myśl o tym, że już teraz będę bez niego napawała mnie głęboką rozpaczą.

Po poprzednich facetach tak się nie czułam. Nawet przy Tomku, moim pierwszym chłopaku jeszcze w liceum, choć wydawało mi się wówczas, że to moja pierwsza i jedyna miłość. Był gwiazdą szkolnej drużyny koszykówki i połowa dziewczyn wodziła za nim wzrokiem. Po dwóch latach, tuż przed maturą, zostawił mnie. Popłakałam, pozłościłam się, ale serce rozdzierała mi bardziej urażona duma niż zawiedziona miłość. Jak uzmysłowiła mi mama, tak naprawdę Tomka nie kochałam.

I nie kochałam też następnych czterech facetów, choć za każdym razem wydawało mi się, że jest inaczej. Więc kiedy odchodzili – a to do mojej najlepszej przyjaciółki, a to do swojej najlepszej przyjaciółki, do koleżanki z pracy, do instruktorki fitnessu – bardziej cierpiała moja ambicja niż serce.

Myślałam, że jest tym jedynym

Ale Marcin… Kiedy się w nim zakochałam, było to coś tak diametralnie odmiennego od uczuć, którymi obdarzałam tamtych mężczyzn, że od razu wiedziałam, że to jest TO. Miałam wszystkie objawy – motylki w brzuchu, bicia serca na jego widok, tęsknotę nie do wytrzymania, gdy nie miałam go w zasięgu wzroku. I nieustanne pożądanie. Kiedy zrozumiałam, co się dzieje, uznałam, że poprzednie klęski w związkach były po to, bym nie przegapiła prawdziwej miłości.

Byliśmy ze sobą pięć lat. I już zaczynaliśmy przebąkiwać, że może warto byłoby nasz związek zarejestrować, kiedy pewnego dnia Marcin wypalił:

– Aguś, nie wiem, jak ci to powiedzieć łagodnie chyba się nie da, przynajmniej ja nie znalazłem sposobu, ale już dłużej nie mogę milczeć, bo to nie fair w stosunku do ciebie, nie mogę dłużej udawać, że nic się nie zmieniło…

– Powiedz to wreszcie – wykrztusiłam, czując, że to jego zdanie będzie się ciągnąć jeszcze długo, i być może w ogóle się nie skończy, a ja w trakcie dostanę ataku serca. – Jesteś chory? Przejdziemy to razem.

To była moja pierwsza myśl. Że on jest chory. Może nawet na raka. Strach już chwytał mnie za gardło, ale gdzieś w środku czułam, jak zbiera się we mnie energia, która sprawi, że będę silna i nie poddam się. Za nas dwoje.

– Nie. Spokojnie. Nie jestem chory. Tylko odchodzę. Ale dziękuję ci. I bardzo mi przykro, naprawdę, jesteś wspaniałą kobietą, ale… zakochałem się w kimś innym. Nie pytaj, jak to możliwe, skoro jeszcze niedawno mówiłem, że cię kocham, ja też tego nie rozumiem, ale stało się.

Zamilkł. Był blady, zdenerwowany, na czole perlił mu się pot. Nie przyszło mu to łatwo, pomyślałam z czułością. Tak. To była moja pierwsza reakcja. Współczułam mu, że tak to przeżywał. Myślę, że wtedy jeszcze do mnie nie dotarł sens tego, co powiedział. A kiedy dotarł – jakieś pięć minut później – zemdlałam. Tak po prostu. Jak na filmach. Pierwszy raz w życiu. Nagle zrobiło mi się biało przed oczyma, słabo w ciele i wszystko się wyłączyło.

Wyprowadził się z domu dwa dni później. Nie chciałam wiedzieć, kim była tamta kobieta. Mówiłam sobie, że gdy dostanie imię i twarz, stanie się bardziej realna. Póki była jedynie bytem nieokreślonym, to jakby jej nie było.
Mijały tygodnie, a ja wciąż płakałam, gotowałam jak dla pułku wojska albo godzinami siedziałam w wannie, jakbym chciała zmyć z siebie pamięć jego dotyku.

Niepowodzenia przypisywałam klątwie

Nic nie działało. Wiedziałam jedno – nie jest mi pisany mężczyzna na stałe. Więc po co się starać? Żeby znów cierpieć?

– To po prostu jest nieprawdopodobne – mówiłam do mamy. – Sześciu facetów, i każdy odchodzi do innej. Może to jakaś rodzinna klątwa? – spytałam z nagłą nadzieją, gdy ta myśl wpadła mi do głowy.

To chyba była moja ostatnia szansa – że gdzieś w naszej rodzinnej przeszłości wydarzyło się coś, co zaowocowało rzuconą na kobiety z rodu klątwą. I żeby ją zdjąć, trzeba zrobić to i to. Byłam gotowa na wszystko, tylko musiałabym wiedzieć, co mam zrobić.

– Która dopadła dopiero ciebie? – mama pokręciła z powątpiewaniem głową. – Jak wiesz, ja miałam szczęście do mężczyzn. Obaj moi mężowie kochali mnie i byli mi wierni.

Babcia też nie miała problemów z dziadkiem. Są małżeństwem już od prawie sześćdziesięciu lat.

– Może klątwa miała się ujawnić w trzecim pokoleniu? – nie traciłam nadziei. Tak byłam zdesperowana.

Mama najwyraźniej usłyszała tę desperację w moim głosie, bo powiedziała:

– Może. Kto wie. Ja o niczym takim nie słyszałam, ale porozmawiaj z babcią Hanką.

I poszła robić obiad, bo Włodek, jej drugi mąż od piętnastu lat, miał niedługo wrócić z pracy.

Wieczorem wpadłam do babci Hanki. Dziadek poszedł do sypialni obejrzeć mecz. Usiadłyśmy z herbatą w pokoju i babcia się zamyśliła. Myślała tak długo, że zaczęłam podejrzewać, że zasnęła z otwartymi oczami. W końcu powiedziała:

– Nie. Niczego takiego nie pamiętam i o niczym takim nie słyszałam. Wręcz przeciwnie, zawsze wydawało mi się, że kobiety z naszej rodziny mają wyjątkowe szczęście do mężów – poklepała mnie po dłoni. – Może to ty?

– Że jestem beznadziejna? To by Marcin nie był ze mną przez tyle lat. Powiedział, że jestem wspaniała. Było nam ze sobą tak dobrze. Nie rozumiem… – i znów się rozbeczałam, a rana w sercu zabolała, jakby ją ktoś solą posypał.

– No, no, już, moja ty biedaczko… – babcia przytuliła mnie, pogłaskała po głowie. – Nie miałam na myśli, że jesteś beznadziejna, tylko że sama to sobie robisz.

Niby dlaczego miałabym to sobie robić? – wyszlochałam, a babcia podała mi paczkę chusteczek jednorazowych.

– Żeby się ukarać? Mam takiego znajomego w grupie na fejsie. Od lat nie może utrzymać pracy. Z początku zawsze jest fajnie, zaczyna zdobywać przyjaciół, poważanie, bo generalnie jest dobry w tym, co robi. Ale jak tylko pojawiają się widoki na kolejny awans, wszystko zaczyna się sypać. On spóźniał się do pracy, nie nadążał z terminami, robił się złośliwy w stosunku do kolegów. No i w końcu zawalał jakiś projekt i lądował na bruku, czując wielką ulgę.

Babcia przerwała swój wywód, po czym po chwili rozpoczęła go na nowo.

– Opowiadał, że długi czas rozpracowywali z psychoterapeutą jego zachowanie i wyszło, że facet karze się za to, że kiedy był dzieckiem, podczas rozwodu został z ojcem, a jego siostra poszła z mamą. Ojciec był adwokatem i świetnie zarabiał, więc mojemu znajomemu niczego nie brakowało. Jego siostra miała gorzej, bo matka sobie nie radziła, i potrafiła w tydzień wydać całe alimenty, jakie dostawała na córkę od byłego męża.

– To przecież nie była jego wina – zaciekawiła mnie ta historia.

– Obiektywnie na sprawę patrząc, oczywiście, że nie. Ale jego podświadomość tego nie rozumiała. Może i u ciebie działa podobny mechanizm?

Zastanowiłam się krótko.

– Nie widzę tego. Nic takiego w moim życiu się nie zadziało. Poza tym, ja się nie zmieniam. Tak myślę. To oni odchodzą. Zazwyczaj po trzech latach. Tylko Marcin był dłużej, więc już myślałam…

Babcia tym razem pozwoliła mi się wypłakać. Tylko głaskała mnie po ramieniu i wzdychała.

Zostałam u niej na noc, bo perspektywa powrotu do pustego mieszkania przyprawiała mnie od mdłości. Pościeliłam sobie w stołowym, na starej, wygodnej kanapie. Leżałam, nie mogąc zasnąć. Słyszałam dochodzące z sypialni pochrapywania dziadka i babci. O trzeciej w nocy stary zegar w przedpokoju wybił godzinę.

Wreszcie to zrozumiałam

Raz, dwa, trzy, zabił zegar w pokoju wróżki, do której poszłam z przyjaciółką. Miałyśmy po piętnaście lat, i chichotałyśmy jak głupie. Starsza kobieta za stołem patrzyła na nas ze zrozumieniem i pobłażaniem. Oczywiście spytałyśmy o miłość.

– Widzę tu złamane serce. Nie, nie twoje, dziewczyno. Ale jakby i twoje… Dziwne. Poczekaj, rozłożymy jeszcze raz karty. O, interesujące. To jak kostki domina – ty złamiesz komuś serce, a potem twoje serce nie zazna spokoju. Aż nie zrozumiesz.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Wokół mnie była ciemność pokoju stołowego babci. Przez łomot serca z trudem przebijało się podwójne chrapanie dobiegające z sypialni.

„Nie tykaj, co nie twoje”. Drgnęłam. To wspomnienie było tak realne, że niemal usłyszałam ten szept. „Nie tykaj, co nie twoje”. Zapomniałam. Jak mogłam zapomnieć? Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni napić się wody. W świetle lamp pod szafkami widziałam, jak drżą mi ręce. Jakim cudem zapomniałam?

Była prawie północ, gdy ktoś zaczął się dobijać do drzwi mieszkania. Tata wstał i podszedł do drzwi. Za nim w drzwiach sypialni stała mama, a ja wyglądałam ze swojego pokoju. Tylko brat spał, on przespałby koniec świata, jak mówiła babcia. Tata otworzył drzwi i do przedpokoju wpadła kobieta. Nie znałam jej. W ręku trzymała zgnieciony list. Jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. „To przez ciebie, zdziro! Nie tykaj, co nie twoje! ”, krzyknęła i ruszyła ku mnie, ale tata złapał ją wpół.

Powiedział, że jak się będzie tak zachowywać, to zadzwoni na policję. Ale ona nie słuchała. Wyrywała mu się, ale on trzymał ją mocno i starał się wypchnąć z mieszkania. Twarz miała spuchniętą od łez. Krzyczała, że zabiłam jej córkę. I rzuciła we mnie zmiętą kulką papieru. Kulka upadła przy moich stopach. Podniosłam ją i rozwinęłam papier. Było tam kilka zdań, ale ja widziałam tylko jedno. „Agnieszka zabrała mi Tomka, a on był całym moim światem”.

Dopiero potem dowiedziałam się, że była to dziewczyna z klasy Tomka. Nikt nie wiedział, że Marta się w nim kochała. Nieśmiała, wstydliwa, trzymała się z tyłu. Podobno miała problemy z psychiką, była na lekach. Popełniła samobójstwo. Ale to przecież nie była moja wina. Nawet nie wiedziałam. Na pogrzebie podeszłam do jej matki, powiedziałam, że bardzo mi przykro. Odwróciła wzrok. Jeszcze tego samego dnia zerwałam z Tomkiem.

Wyprostowałam się gwałtownie. To było jak olśnienie. Nie Tomek mnie zostawił, tylko ja zostawiłam jego. Na miesiąc przed maturą. Ale zupełnie o tym zapomniałam. Mój mózg wszystko przeinaczył. Przestraszona poszłam do sypialni dziadków i obudziłam babcię.

– Czy ja zrywałam ze swymi facetami, czy oni ze mną? A Marcin?

Babcia zapaliła lampkę i wymamrotała, że najpierw musi założyć zęby.

– Zdecydowanie oni ciebie zostawiali – powiedział niespodziewanie dziadek zaspanym głosem. Był odwrócony plecami. – Nie zwariowałaś. Dacie mi spać?

Pomogłam babci wstać, podałam jej laskę i poszłyśmy do stołowego. Tam do rana rozkminiałyśmy to, o czym zapomniałam.

To był dla ciebie tak wielki szok, że wyparłaś te wydarzenia – oznajmiła babcia. Znała się na tym, w końcu była psychologiem. – Myślenie o Marcie sprawiało ci zbyt wielki ból. Czułaś się winna, choć nie było w tym twojej winy. Jak u tego mojego znajomka. Niestety, często się to zdarza. Ludzie nawet nie wiedzą, o ile lepiej by się im żyło, gdyby ich podświadomość nie karała ich za obce grzechy, za przypadek, za nieporozumienie.

– Ale ta wróżba – nie dawało mi to spokoju. – Tamta wróżka dokładnie to przewidziała. Jakby było to gdzieś zapisane.

Babcia Hanka zamyśliła się.

– Kilka razy w moim życiu spotkałam się z rzeczami, których nie jestem w stanie wyjaśnić. To jedna z nich. Może jednak w gruncie rzeczy masz rację, mówiąc, że całe twoje życie prowadziło do spotkania z Marcinem. Mężczyźni w twoim życiu przygotowali cię na niego.

– Nie rozumiem.

– Gdybyś spotkała Marcina dwadzieścia lat wcześniej, nie doceniłabyś go.

Uwierz mi, zmieniłaś się.

– Ale on odszedł – znów poczułam łzy w oczach.

– Jak to powiedziała wróżka? Twoje serce nie zazna spokoju, dopóki nie zrozumiesz. Myślę, że zrobiłaś, co mogłaś. Teraz po prostu czekaj.

Jak zwykle babcia miała rację. Dwa miesiące później wpadłam na Marcina w galerii handlowej. Siedział sam przy stoliku z kawą i nie wyglądał na szczęśliwego. Usiadłam i zamówiłam swoją kawę. Powiedział, że jest już sam. Ja powiedziałam, że wciąż jestem sama. Spytał, czy może mam ochotę na kino. Odparłam, że owszem. Dwa miesiące później daliśmy na zapowiedzi. I od tamtej pory wciąż jesteśmy razem.

Czytaj także:
„Każdy facet, którego kochałam, zostawiał mnie dla innej. I to nie młodszej, ładniejszej i bogatszej...”
„Byłam sama jak palec i czułam się niepotrzebna. Nie sądziłam, że wizyta w schronisku da mi rodzinę i nowe życie”
„Długo byłam sama i sądziłam, że tak już zostanie. Teraz myślę, że miłość w jesieni życia smakuje najlepiej”

Redakcja poleca

REKLAMA