„Ewelina udawała moją przyjaciółkę, a za plecami obrabiała mi tyłek. To jej nie wystarczyło i postanowiła mi zaszkodzić”

dziewczyna, której zaszkodziła koleżanka fot. Adobe Stock, pressmaster
„Zaczął prześladować mnie pech. Wbrew moim staraniom spóźniałam się do pracy, w kasie ciągle coś się psuło, a ja musiałam czekać na techników, co oznaczało mniejszy utarg. Na studiach też zaczęłam mieć problemy. Nawet mój organizm szwankował – pojawiły się alergie, a w ciągu trzech miesięcy trzy razy skręciłam kostkę”.
/ 09.08.2022 08:30
dziewczyna, której zaszkodziła koleżanka fot. Adobe Stock, pressmaster

Niedawno moja córka ze zdziwieniem spytała mnie, dlaczego nie ufam ludziom i zastanawiam się, jakimi motywami się kierują, doszukuję się drugiego dna. Wyjaśniłam jej, że po prostu staram się uczyć na swoich błędach, i opowiedziałam o tym, co przydarzyło mi się w czasach, kiedy byłam jeszcze młoda i dość naiwna.

Musiałam jakoś godzić pracę ze studiami

Właśnie zdałam maturę. Marzyłam o studiach, ale moja mama zachorowała i musiała przejść na rentę. Nie miałam wyboru – trzeba było iść do pracy. Pomyślałam, że mogłabym być kasjerką w lokalnym supermarkecie – odpowiadały mi bardzo ruchome godziny pracy. Złożyłam więc podanie o pracę, szefowa działu personalnego przeczytała je, spojrzała na mnie, zmarszczyła brwi i spytała:

– Nie lepiej jeszcze się uczyć? Chcesz do końca życia liczyć cudze pieniądze?

– Nie, proszę pani – odparłam. – Idę na studia wieczorowe. Na dzienne nie mogę sobie pozwolić ze względu na sytuację w domu...

Personalna uśmiechnęła się wtedy do mnie, zawołała kierownika zmianowego i razem ułożyliśmy taki grafik, żebym mogła wszystko ze sobą pogodzić.

W ciągu następnego tygodnia przeszłam kurs przygotowawczy i zajęłam swoje miejsce przy kasie. Pracowałam najlepiej, jak mogłam, po pracy biegłam do domu uczyć się albo jechałam do szkoły. Wiedziałam, że kilka młodych kasjerek po pracy często idzie razem do kawiarni czy na dyskotekę, ale ja nie miałam czasu na takie rozrywki. Realizowałam własny plan na życie. Nie dawałam się nawet namówić na randkę młodemu ochroniarzowi.

– Czy ty przypadkiem nie zadzierasz nosa? – spytała mnie kiedyś Ewelina, z którą od czasem siedziałyśmy przy sąsiednich kasach.

– Nie – odparłam szczerze zdziwiona. – Dlaczego tak myślisz?

– Nie chodzisz z nami nigdzie, nie rozmawiasz. No i kierownik ustawia dyżury pod ciebie. Niektóre kasjerki mówią, że jesteś jak księżniczka, albo że masz plecy… Rozumiesz – powiedziała i przymrużyła oko.

Patrząc na mnie w ten sposób, można byłoby pomyśleć, że zadzieram nosa. Co do insynuacji – postanowiłam puścić je mimo uszu.

– Studiuję wieczorowo. Kierownik i personalna postanowili mi to umożliwić. Chciałabym się z wami przyjaźnić, ale nie mam czasu.

– Rozumiem – Ewelina uśmiechnęła się życzliwie. – Będę twoją przyjaciółką, jeśli chcesz, i wyjaśnię dziewczynom co i jak. Żeby przestały obrabiać ci tyłek.

Byłam jej za to wdzięczna.

Kilka miesięcy później Ewelina została zwolniona. Kierownik miał dosyć jej spóźnień, bujnego życia towarzyskiego odbijającego się na pracy, niedoborów w kasie i pyskówek.

Jakieś dwa tygodnie później pojawiła się w supermarkecie przy mojej kasie, tym razem jako klientka.

– Fajnie było mieć cię za koleżankę. Przyniosłam ci coś na pamiątkę – zawiązała na przegubie mojej lewej dłoni bardzo ładną bransoletkę splecioną z ciemnobordowych i czarnych rzemyków, które układały się w ciekawy wzór.  – Niech ci przypomina naszą przyjaźń. Jakbyś chciała pogadać, pracuję dwie ulice dalej w pasmanterii.

Podziękowałam i zajęłam się niecierpliwiącymi się w kolejce klientami.

Od tego dnia zaczął prześladować mnie pech. Wbrew moim staraniom spóźniałam się do pracy, w kasie ciągle coś się psuło, a ja musiałam czekać na techników, co oznaczało mniejszy utarg. Na studiach też zaczęłam mieć problemy. Nawet mój organizm szwankował – pojawiły się alergie, a poza tym w ciągu trzech miesięcy trzy razy skręciłam kostkę w płaskich butach na prostej drodze! No i kierownik w supermarkecie zaczął kręcić na mnie nosem. Nawet na studiach szło mi teraz znacznie gorzej, chociaż starałam się ze wszystkich sił, zakuwając do nieprzytomności.

Zło zawsze wraca do człowieka

Pewnego dnia siedziałam jak zwykle przy kasie, gdy jedna z klientek zwróciła uwagę na rzemykową opaskę na przegubie mojej dłoni.

To bardzo złe symbole – powiedziała od razu. – Przywołują negatywne energie. Zdaje pani sobie z tego sprawę?

– Nie, nie miałam pojęcia – wydukałam zdumiona i przerażona zarazem. – To... prezent, który dostałam od... koleżanki.

Przyjrzałam się bransoletce – i nagle coś sobie uświadomiłam. Odkąd ją noszę, prześladuje mnie pech! Sięgnęłam po nóż i jednym ruchem przecięłam rzemyki.

Dochodziło południe. Do końca dnia zastanawiałam się, dlaczego Ewelina dała mi coś takiego. Czy wiedziała, że będzie to miało dla mnie aż tak złe skutki? 

W szatni spytałam jedną z dziewczyn, co myśli o Ewelinie.

– O tej małej zazdrośnicy? Dziwiłam się, że się z nią przyjaźnisz. Obmawiała cię, jak się tylko odwróciłaś. Była zła, że masz fory u kierownika, i że Edzio, ochroniarz, chciał się z tobą umówić, a nie z nią. No i była pewna, że to przez ciebie ją zwolnili.

Przypomniały mi się słowa babci, że zło zawsze wraca do człowieka, który je przywołał. Zamierzałam powiedzieć to mojej fałszywej przyjaciółce Ewelinie w twarz. Kilka dni później poszłam do pasmanterii dwie ulice dalej.

– To nie wie pani, co się stało – kierowniczka westchnęła. – W poprzednią niedzielę, koło południa napadł na sklep narkoman. Ewelina była za kasą. Ciął ją nożem. Teraz jest na zwolnieniu lekarskim, ale już do nas nie wróci.

Czytaj także:
„Zakochałem się w kobiecie, której udzielałem rozwodu. Gdy zaprosiłem ją na kawę, myślała, że jest >>w ukrytej kamerze<<”
„Rodzice wzięli ślub, bo mama była w ciąży. W domu były ciągle awantury i latały talerze, ale byli razem dla mojego >>dobra<<”
„Gdy dla męża skończyła się nasza miłość, w odstawkę poszło też ojcostwo. Drań nie daje na syna nawet złamanego grosza”

Redakcja poleca

REKLAMA