„Ewelina miała romans z przyrodnim bratem swojego męża. Uznała, że szwagier to nie rodzina”

kobieta, która miała romans ze szwagrem fot. Adobe Stock, Underwater girls
„Teściowa jej nie cierpiała. Uważała, że spryciara liczy tylko na pieniądze zamożnego męża. A potem okazało się, że Ewelina właściwie jawnie romansuje ze szwagrem”.
/ 17.01.2022 23:10
kobieta, która miała romans ze szwagrem fot. Adobe Stock, Underwater girls

Siedziałem przy biurku i wpatrywałem się w akta sprawy. Czasem każdy musi ponieść porażkę, to oczywiste, bo nie ma ludzi doskonałych, ale za każdym razem to boli. Wprawdzie klientka nie miała pretensji, kiedy jej powiedziałem, że nie jestem w stanie nic ustalić, ale miałem wrażenie, że zarobiłem pieniądze za darmo.

A ona nie chciała przyjąć zwrotu zaliczki

– Wiem, że poświęcił pan czas i energię – powiedziała. – To nie jest łatwa sprawa, przecież policja też okazała się bezradna. Niech pan zatrzyma te pieniądze. Nie narzekam na ich brak, a po śmierci syna... – zamilkła na chwilę, żeby zapanować nad wzruszeniem, ale zaraz dokończyła: – I tak nie mam ich komu zostawić.
– Zostają synowa i wnuki – mruknąłem.
Co myślę o synowej, doskonale pan wie. A o swoje dzieci niech sama zadba. Po Eryku odziedziczyła przecież cały majątek. Zresztą, żeby pan nie myślał, że jestem jakąś wyrodną babką, dla Maćka i Marysi ustanowiłam fundusz. Ale pieniądze dostaną dopiero, kiedy skończą 25 lat.

Pokiwałem głową. Stosunki między teściową a synową były napięte jeszcze przed śmiercią Eryka.

Po pogrzebie kobiety przestały rozmawiać

Kiedy zapoznałem się bliżej z okolicznościami sprawy, wcale jej się nie dziwiłem. Problem w tym, że byłem bezradny. Ci, którzy mieli motyw, posiadali też żelazne alibi. Tak żelazne, że lepsze być nie mogło. I chociaż wyznaję zasadę, że im lepsze alibi, tym bardziej podejrzane, w tym przypadku nie mogłem nic poradzić. Musiałem uznać, że przegrałem, chociaż instynkt mi podpowiadał, że coś w tym wszystkim jest nie tak.

Siedziałem więc nad dokumentacją, przeglądałem ją tysięczny raz i zachodziłem w głowę, gdzie tkwi błąd. Coś przeoczyłem – coś bardzo ważnego. Co to mogło być? Jakiś jeden szczegół, decydujący o wszystkim. Jakieś niedopatrzenie w ustalaniu faktów i zbieraniu śladów? Przyglądałem się wszystkiemu uważnie, starając się obserwować materiał z dystansem, jakbym widział go po raz pierwszy. To niełatwe, ale nieraz już przyniosło rezultaty. I nagle mnie oświeciło.

Znalazłem wąską, najeżoną cierniami ścieżkę do prawdy. A po chwili już wiedziałem, co powinienem zrobić i gdzie tkwiło niedopatrzenie. To było tak oczywiste, że poczułem ukłucie wstydu. Pocieszałem się tylko, że nie tylko ja pominąłem ważny trop.

Zacznijmy jednak od początku, to znaczy od wizyty starszej pani. Rodzina Machałów nie była jakimś nieznanym klanem. Należała do nich lokalna sieć aptek. Interes założył nieżyjący już ojciec Eryka, a po jego śmierci o przedsiębiorstwo dbała wdowa, zanim przekazała go dorosłemu synowi. I właśnie ona przyszła do mnie dwa tygodnie po zabójstwie.

– Chcę wiedzieć, kto go zamordował! – oznajmiła.

Główny udziałowiec firmy został zastrzelony. W Polsce stosunkowo rzadko popełnia się w ten sposób zbrodnie, ponieważ dostęp do broni palnej jest mocno ograniczony.

– Postrzelono go z jego własnego pistoletu – mówiła klientka. – Nie znam się na tym za bardzo, ale to jakiś okaz kolekcjonerski. Syn zawsze fascynował się bronią palną.

Ten okaz okazał się słynnym swego czasu modelem radzieckiej tetetki. Nic takiego, gdyby nie wygrawerowana dedykacja dla sowieckiego dyplomaty. Swego czasu to była wielka figura.

– Zdobył ten egzemplarz na jakiejś aukcji – mówiła kobieta, a jej twarz wykrzywiał grymas cierpienia. – Był bardzo dumny, bo taka gratka podobno nieczęsto się zdarza, a jemu udało się wylicytować całkiem nisko.

Westchnęła ciężko i zamilkła. Nie popędzałem jej, w końcu strata syna to wyjątkowo przykra rzecz.

– Nigdy nie rozumiałam tego hobby – podjęła – ale uważałam je za nieszkodliwe. Eryk miał pieniądze, mógł sobie pozwolić na podobne zbytki. Najważniejsze, że nie zaniedbywał firmy.
– Może któryś z konkurentów postanowił odsunąć zagrożenie dla swoich interesów? – zapytałem. – Przecież farmacja to wielki rynek. Na pewno mieliście jakichś wrogów wśród innych aptekarzy.
– Pewnie, że tak – potwierdziła. – Ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł posunąć się do zabójstwa. Dla wielkich graczy jesteśmy zbyt mali, żeby mieli łamać prawo, a dla małych jesteśmy wprawdzie poważną firmą, ale farmaceuci to nie gangsterzy. Jeśli już kogoś się w tym środowisku niszczy, to ekonomicznie.

To była naprawdę trudna sprawa

Przecież wielu ludzi mogło chcieć się odegrać na właścicielu sieci aptek, wbrew temu, co mówiła klientka. W interesach nie ma sentymentów. Tylko że do fizycznej likwidacji konkurencji trzeba mieć bardzo poważny powód. Tymczasem denat nie otrzymywał pogróżek, nie pozostawał z nikim w ostrym konflikcie.

– Kto najbardziej skorzystał na jego śmierci? – zadałem oczywiste pytanie.

Klientka milczała długą chwilę.

– Moja synowa – powiedziała wreszcie. – Ona wszystko po nim dziedziczy.
– A rodzeństwo?
– To mój jedyny syn – odparła. – Mąż miał jeszcze dziecko z pierwszego małżeństwa, też syna, ale właśnie dlatego Eryk zawczasu zapisał wszystko Lilce...
– Nie bardzo kochali się z bratem przyrodnim? – domyśliłem się.
– Nie bardzo – przyznała. – Ale dopiero po jego śmierci dowiedziałam się, że...

Zamilkła, zacisnęła usta w wąską kreskę. Dopiero po dłuższym czasie zaczęła mówić.

Ewelina była atrakcyjną kobietą przed 40-tką

Wprawdzie kiedy się przedstawiłem, na jej twarzy zagościł wyraz niesmaku, jednak nie odebrał jej urody.

– Policja już mnie o wszystko wypytała – powiedziała. – Nie mam ochoty z panem rozmawiać.
– Chciałbym tylko zobaczyć miejsce, gdzie mąż trzymał broń – uśmiechnąłem się przepraszająco.
– Już je oglądali policyjni technicy – burknęła. – Nic nie znaleźli.
– Domyślam się, że dysponował porządną szafą pancerną.
– Dysponował – potwierdziła. – Po co mnie pan o to wypytuje?
– Może byłbym zainteresowany odkupieniem kolekcji razem z szafą – odpowiedziałem, nadal uśmiechem, tym razem krzywym. Prychnęła pogardliwie.
– Nie wiem, ile zarabia prywatny detektyw, ale chyba pana nie stać. Bądźmy poważni.
– Dobrze – zgodziłem się – bądźmy poważni. Ponieważ dostałem zlecenie odnalezienia zabójcy, albo przynajmniej ustalenia jakichś ważnych śladów, chciałbym po prostu zobaczyć, skąd pochodzi narzędzie zbrodni.

Mierzyła mnie przez kilka sekund niechętnym spojrzeniem. Domyślałem się, jaka będzie odpowiedź.

– Nie ma mowy. Proszę mi dać spokój, bo oskarżę pana o nękanie.
– Po co od razu tak ostro? – z moich ust nie schodził uśmiech.

Widziałem, że kobietą zaczyna trzepać ze złości.

– Przecież do niczego pani nie zmuszam. Ale gdyby pokazała mi pani...
– Odejdź, człowieku. – nie wytrzymała wreszcie i wybuchła. – Odejdź, zanim stracę cierpliwość i narobię ci problemów. Wie pan, jakich mam znajomych?! Takich, którzy mogą pozbawić pana roboty.

W to nie wątpiłem. Wraz z mężem należała do tak zwanego establishmentu. Może tylko na lokalną skalę, ale rzeczywiście mogła mi przysporzyć pewnych kłopotów. Tylko że ja się takich rzeczy nigdy nie bałem. A tak w ogóle, zamierzałem ją tylko nieco zaniepokoić, to wszystko.

– Naprawdę niepotrzebnie się pani denerwuje – powiedziałem pojednawczo. – Proszę zrozumieć, że wykonuję tylko swoje obowiązki.
– Zbrodniarze wojenni też tak mówili – warknęła zniecierpliwiona. – Wykonywali tylko swoje obowiązki.

Miałem ochotę należycie jej odpowiedzieć, lecz to nie byłby najlepszy pomysł. Nie ona pierwsza próbowała mnie obrazić i na pewno nie ostatnia.

– Cóż – odrzekłem – nie będę więcej zawracał pani głowy.
– To bym właśnie panu szczerze doradzała – rzuciła, zanim zamknęła drzwi. – Inaczej może się pan pewnego dnia obudzić bez licencji i możliwości pracy.

Co mi dała ta wizyta? Potwierdziła dwie ważne rzeczy – po pierwsze, wdowa po farmaceucie i właścicielu sieci aptek była bardzo pewna siebie, wręcz niegrzeczna, a po drugie, trudno było w niej dostrzec zrozpaczoną małżonkę, która niedawno straciła drugą połówkę. Zachowywała się wprawdzie nerwowo, jednak do żałoby było jej daleko. To nie były oczywiście żadne dowody ani nawet konkretne tropy, ale mogły się okazać przydatne w dalszym dochodzeniu. Dobrze wiedzieć jak najwięcej o „osobach dramatu”, jak się to czasem określa.

Jeśli ktoś odniósł wrażenie, że podejrzewałem Ewelinę Machałę o udział w zabójstwie męża, ma rację. Podejrzewałem. Problem polegał na tym, że miała wspomniane już żelazne alibi. W chwili, kiedy zastrzelono pana Eryka, przebywała w pewnym lokalu. Co więcej, bawiła tam ze swoim szwagrem i grupką przyjaciół.

Czy ci dwoje mieli romans?

To właśnie sprawiło, że moja klientka podczas rozmowy zamilkła na dłuższy czas i rozpłakała się, kiedy mi o tym opowiedziała.

– Dałam temu chłopakowi wszystko, co mogłam. Traktowałam go może nie jak własne dziecko, bo tego nie umiałam, ale zawsze byłam dla niego dobra.
– Miał udziały w firmie? – spytałem.
– W sieci nie miał – odparła. – Mąż nie chciał tak bardzo rozdrabniać interesu. Zresztą, to Eryk skończył farmację i miał dryg do tej pracy. Karol jest po politechnice, ma własne przedsiębiorstwo i nigdy nie działa mu się krzywda. O tym, że coś kręci z synową, dowiedziałam się dwa dni po śmierci Eryka... Ale podobno nie bardzo się z tym kryli już przedtem.

To był właśnie drugi podejrzany. Policjanci również skupili się na nim podczas dochodzenia. Co z tego, skoro podczas zbrodni oboje przebywali wśród ludzi, którzy potwierdzili, że żadne z nich nie opuszczało lokalu nawet na pięć minut. A dojazd na miejsce zabójstwa musiałby zająć co najmniej pół godziny. W dodatku koleżanki Eweliny zeznały, że zadzwonił do niej mąż i się z nim pokłóciła. Tradycyjnie zresztą ostatnimi czasy.

Podobno odkrył romans przyrodniego brata z żoną

– Nakłamała mu, że jest na babskim wieczorze – powiedziała ładna blondynka, która zgodziła się ze mną porozmawiać.
– Pan Karol był może przy tej rozmowie? – spytałem.
– Nie, to znaczy nie całkiem, bo Lolek poszedł akurat do toalety. Jak wrócił, Ewelka już kończyła.
– Zdenerwował się? – drążyłem.
– Skąd! Pośmiał się ze szwagra i tyle.

Kusiło mnie, żeby zapytać tę kobietę, czy nie przeszkadzało jej przebywanie w towarzystwie osób tak jawnie krzywdzących niewinnego człowieka, ale chyba by nie zrozumiała, o co mi chodzi. Policjanci oczywiście sprawdzili, czy rozmowa na pewno miała miejsce. Rzeczywiście, o dwudziestej pierwszej pięć telefon ofiary łączył się z komórką żony. Rozmowa trwała dwie minuty. To pozwoliło zawęzić przedział czasu, w którym zastrzelono Karola Machałę. Żona znalazła go o drugiej nad ranem, pistolet leżał obok.

Z początku zastanawiano się nawet nad samobójstwem, ale ludzie rzadko strzelają sobie w pierś, na dodatek dwa razy, a poza tym na broni nie ujawniono odcisków palców. Telefon ofiary leżał na stole, również dokładnie wytarty, co było zastanawiające, ale sprawca mógł go przecież dotknąć i oczyścił cały na wszelki wypadek, albo uczynił to z jakichś innych powodów.

Nie było śladów włamania

To oznaczało, że zbrodni dokonał ktoś, kogo zabity doskonale znał. I kto wiedział, że gospodarz ma zwyczaj czyścić egzemplarze z kolekcji właśnie w piątkowe wieczory. Tylko że dwoje najbardziej podejrzanych siedziało wówczas w knajpie. Co potwierdzał również tamtejszy monitoring. Nic dziwnego, że policyjne dochodzenie utknęło w miejscu. Moje zresztą też nie zamierzało nabierać rozpędu. No i w efekcie ślęczałem nad tymi papierami, zachodząc w głowę, co jest nie w porządku z dochodzeniem. A raczej ze mną, niż ze sprawą. Co mi umykało? Co mnie dręczyło gdzieś na granicy świadomości?

Patolog początkowo określił, że zgon nastąpił między dziewiętnastą trzydzieści a dwudziestą pierwszą trzydzieści, jednak bliżej tej wcześniejszej godziny, może około dwudziestej. To się jednak nie zgadzało z pozostałymi ustaleniami, a szczególnie kłótnią telefoniczną małżonków. Niestety, bardzo precyzyjne określenie czasu zgonu zdarza się tylko w filmach. Tu i tak przedział czasu nie był zbyt duży.

Wychodziło na to, że Eryk Machała został zastrzelony niedługo po rozmowie z żoną. Czyli absolutnie nie mogła mieć w tym udziału.

Chyba że wynajęła płatnego zabójcę

Czy jednak wtedy nie byłoby jakichś śladów przemocy? Choćby najmniejszych. Nie mówiąc o tym, że ktoś taki przyszedłby ze swoją bronią, a nie korzystał z „tetetki” nieboszczyka. Czułem się bezradny. I byłoby mi o wiele łatwiej, gdyby nie to uparte przeświadczenie, że czegoś nie dostrzegam. Jeżeli jednak policja z całym swoim aparatem śledczym i laboratorium niczego nie zdołała ustalić, a sprawa czekała już tylko na umorzenie. Co najlepsze, prowadzący sprawę aspirant i sierżant byli również przekonani, że w zabójstwie maczała palce żona aptekarza i być może także jego przyrodni brat.

Tylko jak znaleźć dowody? Albo chociaż porządne poszlaki... Skoro mąż zdawał sobie sprawę z romansu żony i brata, dlaczego pozwolił jej spokojnie wyjść, a sam zabrał się za czyszczenie broni? A jeśli już tak było, dlaczego nagle zadzwonił do żony z wyrzutami? Znienacka dopadła go złość? Swoją drogą, co za gagatki z tej Eweliny i Karola. Małżonka denata miała motyw, żeby zabić męża, zanim na wieść o romansie pozbawi jej udziałów w firmie, miała sposobność, mieszkając z nim, tylko okoliczności się nie zgadzały w tej trójcy dowodowej.

Zadzwonił, czyli żył... Zaraz!

I to była wspomniana już chwila, kiedy poczułem znajome ukłucie i przypływ adrenaliny. Wybrałem numer komendy, poprosiłem o połączenie z aspirantem prowadzącym sprawę.

– Proszę mi powiedzieć, czy sprawdzaliście logowania telefonów Eweliny Machały i jej męża w chwili rozmowy.

Przez chwilę nie odpowiadał, najwyraźniej zaskoczony. Pewnie zajmował się właśnie zupełnie innym dochodzeniem.

– Nie, nie sprawdzaliśmy. Świadkowie przecież zeznali, że rozmowa miała miejsce, a nieboszczyk rzeczywiście zadzwonił.
– Może pan zlecić informatykom, żeby to ustalili?
– Ma pan jakiś pomysł? – ożywił się.
– Mam – potwierdziłem. – Sprawdzi pan?
– Jasne. Zaraz pogonię ich do roboty.

Dwie godziny później spotkaliśmy się pod willą Machałów. Na nasz widok Ewelina wyraźnie się zdenerwowała.

– Oskarżę pana o nękanie! – Powtórzyła groźbę.
– Mnie też? – zapytał aspirant, a sierżant tylko wyszczerzył zęby.

Nie odpowiedziała, a policjant niedbałym gestem wskazał wnętrze domu.

– Możemy wejść, czy chce pani zrobić widowisko dla sąsiadów?

Jego głos brzmiał tak stanowczo. Zacisnęła wargi i poszła przodem. Kiedy usiedliśmy w salonie, powiedziałem:

– Będzie lepiej, jeśli sama się pani przyzna do zabicia męża.

Zaczęła oczywiście protestować, ale policjant szybko ją uciszył. A ja opowiedziałem o swoich domysłach i o tym, co odkryli informatycy.

– Podczas pani rzekomej rozmowy z mężem, jego telefon nie logował się tutaj, tylko w miejscu, gdzie jest lokal, w którym państwo zapewniali sobie alibi. Było zapewne tak: Karol Machała oddalił się pod pozorem skorzystania z toalety i zadzwonił z komórki pani męża. Pięknie odegrała pani scenę kłótni, a on pojawił się pod sam koniec. To wykluczało wszelkie podejrzenia. Oczywiście, skoro brat posiadał jego komórkę, pani mąż już nie żył.

Znów rozległy się jej protesty i groźby, ale tym razem sierżant pokazał kobiecie kajdanki i zamilkła.

– Po powrocie do domu i niby to odkryciu zwłok, podrzuciła pani telefon. Dlatego właśnie był starannie wyczyszczony. Znajdowały się na nim odciski palców pani i szwagra. Swoją drogą, dziwię się, że nie użyliście lateksowych rękawiczek. Widocznie wymyślona precyzyjnie recepta na zbrodnię wydawała się pani tak doskonała, że uznaliście to za rzecz bez znaczenia. A może chcieliście jeszcze bardziej zagmatwać sprawę. Teraz to nieważne. Opowie nam pani, jak korzystając ze zwyczaju męża, poczekała pani, aż otworzy szafę z bronią, wzięła pistolet, załadowała magazynek i strzeliła do ofiary z zimną krwią? A potem szybko udała się pani na spotkanie z kochankiem i przyjaciółmi. A może on też tutaj przebywał, kiedy zginął pan Karol? Może to on pociągnął za spust?

Patrzyła na mnie z nienawiścią i zaciśniętymi ustami. Spojrzałem na aspiranta. Wstał, dał znak koledze, żeby zakuł podejrzaną.

– Myślę, że Karolek będzie bardziej rozmowny – powiedział. – Został już zatrzymany i czeka na przesłuchanie. Jeśli wnioski pana Marka są słuszne, na pewno nie będzie się dla pani poświęcał. Dostanie najwyżej parę lat za pomocnictwo i utrudnianie śledztwa. Lepsze to niż dożywocie, prawda?

Wtedy Ewelina pękła. Zaniosła się płaczem i zaczęła bełkotać, że to szwagier ją namówił, że zrobiła to, aby mogli być razem... Przykro było na to patrzeć. Mimo rozwiązania tej sprawy, nie poczułem satysfakcji. Zetknięcie się z tak wielką podłością to zawsze nieprzyjemne doznanie.

Czytaj także:
Po 20 latach wróciłam z zagranicy, żeby opiekować się mamą. Ona nie pamiętała nawet swojego imienia
Mąż mojej siostry to tyran. Wyrzucił córkę z domu, bo nastolatka w ciąży to plama na honorze notariusza
Mama zawsze wolała moją siostrę. Nawet gdy zaszła w ciążę w liceum, mama kłuła mnie w oczy tym, że już ma rodzinę

Redakcja poleca

REKLAMA