Wiele osób nie wierzy w moje umiejętności. Nie będę nikogo przekonywać. Czasami zdarza się jednak tak, że w moim gabinecie pojawiają się ludzie, którzy nie mają już nic do stracenia i tylko ja zostałam, by im pomóc.
Był bardzo zdenerwowany
Nie był Polakiem. Charakterystyczny akcent kazał mi przypuszczać, że pochodzi z południa Europy. Umówiliśmy się na piątek. Niewysoki, ciemnowłosy i przystojny, pachniał korzenną wodą kolońską. Spojrzałam w jego orzechowe oczy i już wiedziałam. Kolejny zakochany!
– Mam na imię Ennio. Jestem Włochem.
– Bardzo dobrze mówi pan po polsku.
– Dziękuję. Mieszkam tu już pięć lat – spoglądał nieśmiało. – Szukam żony.
– Oj… – tego się nie spodziewałam.
– Chyba pomylił pan adresy. To nie jest biuro matrymonialne. Jestem…
– Wiem. Pani jest Luna. Wróżka. A moja żona zaginęła – speszył się. – Powinienem powiedzieć przez telefon. Przepraszam.
– Szuka pan żony, która zaginęła. Co to znaczy? Wyszła z domu i nie wróciła? Wyprowadziła się bez słowa?
– Myślę, że… stało się coś złego.
– Zgłosił to pan na policji?
– Oczywiście – żyła na jego czole nabrzmiała. – To było trzy miesiące temu. Natalia, moja żona, musiała zostać dłużej w pracy. Wyłączyła komórkę. Czekałem z kolacją, a potem zasnąłem. Rano wciąż jej nie było! Obdzwoniłem wszystkich znajomych. W końcu poszedłem na policję. I nic. Nie ma jej. Przepadła.
– Przez trzy miesiące policja nie wpadła na żaden trop?
– Nie. Mówią, że to trudna sprawa.
– Ma pan jej zdjęcie?
Rzucił na stół plik fotografii.
Na każdym była ta sama filigranowa blondynka. Bardzo ładna, opalona, zwykle w sukience. Zmieniało się tylko otoczenie: morze, zabytki, wiejska posiadłość. Ale jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Natalia patrzyła z uśmiechem w obiektyw.
– Ostatnie wakacje. Zabrałem ją do Italii – pochwycił mój wzrok.
– A ta brunetka? Trzymają się za ręce…
Przyjaciółka mogła być rozwiązaniem
Opowiedział o przyjaciółce, którą zabrali do Włoch. Anna studiowała z Natalią na jednym roku. Razem były na stypendium w Rzymie. To wtedy Ennio poznał przyszłą żonę. Przyjechał za nią do Polski. Anna została świadkiem na ich ślubie.
– Miała zostać chrzestną naszego dziecka. Jakoś się nie udało… A teraz zostaliśmy sami. Bez Natalii. Anna bardzo mi pomaga.
– Proszę pozwolić, że skupię się na fotografiach – poprosiłam.
Usiadłam w fotelu. Denerwowałam się. Umiałam odczytywać przyszłość, analizować fakty, ale… Szukanie zaginionej osoby? Nie byłam pewna, czy dam radę. Przekładałam w rękach kolejne fotografie. Zamknęłam oczy, by nie pętać umysłu tym, co dociera z zewnątrz. Widziałam już wystarczająco dużo. I miałam niejasne przeczucie. Coś na kształt wizji. Strzępków obrazów i zapachów. Nie potrafiłam tylko znaleźć wspólnego mianownika.
– Pesto… Czy żona lubi pesto?
– Nie, ona w ogóle nie przepada za włoską kuchnią. Czasem Ania wpadała do nas i gotowała coś, co miało mi przypominać dom. Była dobrą przyjaciółką. Wciąż jest – poprawił się Ennio.
Otworzyłam oczy. Trzymałam w ręce zdjęcie Natalii i Anny.
– Myślę, że to ona jest kluczem – wskazałam palcem opaloną brunetkę.
– Ona? Nie rozumiem.
– Ja też nie. Proszę ją przywieźć tutaj, dobrze? Jeszcze dziś, jak najszybciej.
– Nie mogę – wstał z kanapy.
– Czemu? Nie lubi wróżek?
– Nie o to chodzi. Ona… Ania źle się czuje. Leży w szpitalu.
– Coś poważnego? – czułam, że dotknęłam tajemnicy.
Ennio nerwowo chodził po pokoju. W końcu zapytał, czy może zapalić.
Podeszłam do okna i uchyliłam je.
– Proszę dmuchać na zewnątrz.
Wróciłam do stolika.
Przyszła do mnie wizja
Wiedziałam, że powinnam się skupić na dwóch zdjęciach. Obydwa zrobiono we Włoszech. To z Anną – w ostatnie wakacje. Drugie musiało być wcześniejsze. Ennio i Natalia wyglądali na młodszych i… szczęśliwszych. Sceneria zresztą była wyjątkowo romantyczna. Kamienną ścianę domu, przy którym siedzieli, oplatały pędy winorośli. Na drewnianym stole stały naczynia i butelka z winem. Czułam zapach letniego popołudnia, domowej oliwy, czosnku i bazylii. Zamknęłam oczy.
Droga wiła się wśród cyprysów. Słońce nie mogło wygrać z wiatrem, który targał moim ubraniem. Czułam przeszywające zimno. Na szczęście na końcu alejki dostrzegłam zarys domu i znajome patio. Drewniany stół pokrywała warstwa liści. Gwałtowne podmuchy podrywały je w górę, a potem rzucały barwnym korowodem na kamienną posadzkę.
Podeszłam bliżej. Niezauważona przez nikogo, niczym duch lub tylko strumień świadomości, przeniknęłam przez dębowe drzwi. Niespodziewanie znalazłam się tuż przy wiekowym piecu. Pomieszczenie kuchenne w tym domu przypominało wielkością mój salon. Zrobiło się ciepło. Dwie kobiety rozmawiały po włosku.
Twarz starszej z nich, porcelanowobiała, na swój sposób wciąż była piękna. Czas naznaczył ją jedynie delikatną pajęczyną zmarszczek, spośród których wyzierały wielkie orzechowe oczy. Młodsza kobieta miała delikatne rumieńce, piegowaty nos i wyraźnie zaokrąglony brzuch, który nadawał dziwnej powagi jej filigranowym, niemal dziewczęcym kształtom. Spojrzałam jej przez ramię. Trzymała w dłoni drewniany nóż. Dostrzegłam leżący na stole pęk świeżej bazylii. I coś jeszcze. Zastygłe na zarumienionych policzkach łzy.
Domyślałam się rozwiązania
– Proszę pani! Luna! – głos Ennio dotarł do mnie z opóźnieniem. – Wszystko w porządku? Ma pani wizję?
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Jeśli pan pozwoli, spróbuję jeszcze raz. Ten dom… – zawiesiłam głos.
Ennio zerknął na fotografię, którą trzymałam w dłoni.
– To dom mojej mamy. Mieszkałem tam, zanim wyjechałem do Rzymu. Natalia uwielbia to miejsce. Zresztą ona i moja mama świetnie się rozumieją. Myślę, że łączy je specjalna więź.
– Żona mówi po włosku?
– Płynnie. Ma nawet toskański akcent – uśmiechnął się. – Ale czemu pani pyta? Przecież nie wyjechała do Włoch. Dzwonię do mamy kilka razy w tygodniu. Ona też bardzo przeżywa zaginięcie Natalii. Modli się za jej szczęśliwy powrót.
Gestem nakazałam, by usiadł. Wzięłam do ręki zdjęcia. Chciałam znów przenieść się do Toskanii. Zamiast cyprysów, starego domu i pachnącej bazylią kuchni ujrzałam jednak beżowe kafelki i odbity w tafli lustra dziwny obraz. Głowa kobiety bezwładnie zwisała z wanny. Jej długie, ciemne włosy dotykały podłogi. Była nieprzytomna, a ilość wody w wannie niebezpiecznie się powiększała.
Ktoś szarpnął za klamkę. Potem znów. Usłyszałam trzask, a po chwili drzwi wypadły z zawiasów. W kolejnej odsłonie Ennio klęczał na beżowych kafelkach. Próbował ocucić nieprzytomną kobietę. Płacz, sygnał nadjeżdżającej karetki, szczęk narzędzi chirurgicznych.
Porażona wizją upuściłam zdjęcie.
– Dosyć! – zdenerwowałam się. – Co stało się z Anną? Gdzie ona teraz jest?
Przestraszył się.
– W szpitalu. Od kilku tygodni – wyznał skruszonym głosem. – Bardzo przeżyła zaginięcie Natalii i przeszła załamanie nerwowe. Cierpiała. To jej najlepsza przyjaciółka.
– Najlepsza? Ale nie myślała o tym, sypiając z jej mężem?
– Skąd pani… Zresztą, nieważne. Tak, miałem romans z Anną. Pewnie wyrzuty sumienia spowodowały, że stało się to wszystko – rozpłakał się jak dziecko. – Co ja najlepszego zrobiłem, o Dio mio, o Boże…
Natalia siedziała na patio. Było ciepło i słonecznie. W otwartych drzwiach domu stanęła starsza kobieta. Trzymała dzbanek z mlekiem. Omiotła pieszczotliwym wzrokiem sylwetkę synowej, a potem podeszła i pocałowała ją w czoło. Drobne dłonie Natalii bezwiednie pieściły delikatnie zarysowany pod tuniką brzuszek. Zadzwonił telefon. Starsza pani wróciła do domu. Krzyknęła coś po włosku.
Natalia zerwała się z fotela. Widziałam ją ze słuchawką w dłoni. Czułam złość, gorycz i cierpienie. Ujrzałam też kobietę, która do niej dzwoniła. I pustkę w jej sercu. Potem była ciemność. Dużo złych wibracji. Fragmenty pejzaży za oknem. Łzy, o których wiedziała jedynie poduszka i czekoladowe ściany małżeńskiej sypialni. Wreszcie ujrzałam Ennio.
Śpieszył się do pracy. Zerkając na zegarek, dopijał poranną kawę. Natalia leżała w łóżku. Czekała. Podobnie jak spakowana w pośpiechu walizka. W jednej z kieszonek spoczywały obok siebie test ciążowy i rachunek za hotel. Dowody miłości i zdrady.
– Wiedział pan, że żona jest w ciąży? Pewnie nie – nie czekałam na odpowiedź. – Ten sekret znała tylko pana matka. Od kilku tygodni także Anna. Obydwie jednak przyrzekły, że nic nie powiedzą…
– To znaczy, że Natalia żyje?
– Oczywiście. Mam wrażenie, że w tej chwili razem z teściową przyrządza bazyliowe pesto. Proszę jej już nie szukać.
Czytaj także:
„Prosto z sali kinowej trafiłam na materac swojego ucznia. W szkole nie uczą takich rzeczy, które mi pokazał”
„Dość mam prania gaci mojego jedynaka. Wychowaliśmy go na rozpuszczonego, kolorowego ptaka, który ma nas za nic”
„Boski Marcello poróżnił mnie z przyjaciółką. Ona miała na niego chrapkę, a ja nie mogłam oprzeć się jego akcentowi”